2

— Już jestem! - krzyczęłam z holu, kiedy zdejmowałam moje buty, a dokładnie czarne szpilki. Dzisiejszy dzień był trochę męczący. Myślałam, że jeśli jest szefem nie prowadzi dużo spraw, a tu proszę. Walker ma ich dziesięć na raz. Na ogół chodziło o rozwody albo typowe sprawy wielkich firm. Cztery już wygrał było trzeba tylko wszystko zatwierdzić i pobrać opłatę od klientów, czyli trzeba było napisać parę wiadomości. No cóż musiałam zobaczyć jak mój szef prowadzi sprawy. Nagrania poakzywaly tylko to, iż na sali sądowej czuję się jak ryba w wodzie. Co mnie dosyć zaskoczyło to w sprawach rozwodowych najczęściej bronił kobiet,a ich byłych mężów miażdżył i wysysał każdy grosz.

— Jesteśmy w salonie! Obiad już jest! — usłyszałam głos mojej mamy. Już czułam zapach jej pysznej zapiekanki, którą zawsze robi w ten dzień. Kolejna rocznica zaręczyn moich rodziców.  Zawsze świętowaliśmy ten dzień. Może to nietypowe, lecz my tak robimy. Powolnym krokiem weszłam do salonu gdzie siedziała już cała moja rodzina. Zajęłam miejsce obok mojej siostry Alex i spojrzałam na innych uczestników tego małego przyjęcia. Tata siedział koło mamy i obejmował ją jedną ręką, mój brat William trzyma za rękę swoją dziewczynę Sam, a Alex przytuliła mnie na powitanie.

— Jak było w pracy, siostro? - zapytała ze śmiechem. No tak ona uważa, że mam szczęście, iż pracuję z takim cytuje "przystojnym i seksownym" facetem. Kupowała te pieprzone gazetki o najbardziej wpływowych, młodych mężczyznach w Londynie i była wręcz zafiksowana ma ich punkcie. James Walker zajmował wysokie miejsce w tym zestawieniu.

—No w pracy jak w pracy — odpowiadam wymijająco, aby troszkę wkurzyć moją siostrę. Zaczęłam nakładać sobie pyszną zapiekankę na talerz. Byłam tak głodna, że nie myślałam o niczym innym jak zjedzenie jej.

— No dalej córciu, opowiadaj — zachęcił mnie tata ciepło się uśmiechając. Nie chcieli dać mi spokoju. Czyli się też winni, iż przez naszą sytuację musiałam iść do pracy zamiast kończyć studia.

—  Mam swój gabinet, poznałam paru pracowników, a mój szef... — Alex nie dała mi skończyć.

— Jest bardzo seksowny i miałaś ochotę się na niego rzucić, i chcesz aby był twoim mężem. Nie musisz dziękować za to, że dokończyłam za ciebie — wesoło się uśmiechała i wróciła do jedzenia swojej porcji.

— Alex! — skarciła ją mama. Najmłodsza w rodzinie zawsze lubiła wrzucić swoje trzy grosze.

— To akurat jest prawda. James Walker jest bardzo przystojny i ma wielkie powodzenie — Sam powiedziała to tak prosto, a mój brat patrzył na nią zaskoczonym wzrokiem co wywołało u wszystkich śmiech.

— Skarbie, a skąd ty to wiesz? — mój zielonooki brat patrzył na Samanthe wyczekująco.

— No z gazet kochanie. Ostatnio dużo o nim i o firmie piszą. Wiesz odnosi ogromny sukces. Wszyscy zachwycają się tym, że osiągnął tak wiele w tak młodym wieku. Nie ma jeszcze trzydziestu lat! — William pokiwał głową, lecz w jego oczach nadal błyszczała iskra zazdrości.

— Był naprawdę dziwny. Nie umiem go zdefiniować. Chco po pewnych słowach stwierdzam, że jest dupkiem — upilam łyk swojej lemoniady. Dupek to dosyć zabawne słowo jak na kogoś kto rzucił podtekstem seksualnym. A może ja byłam zbyt przewrażliwiona?

— Ale przystojny dupek — powiedziała Alex, a ja skierowałam swój wzrok na nią. Nie odpuszczała.

— Dobra masz racje, jest przystojny. Ja jednak poszłam tam pracować, a nie się za nim oglądać - Alexandra mimo wszystko szeroko się uśmiechnęła.

— Wiedziałam, że myślisz o nim w ten sposób! — wszyscy zaczęli się śmiać, a ja przewróciłam oczami. Mała wariatka. Ten wulkan energii dał nam nie raz popalić.

— Vivien, muszę ci powiedzieć, że znam ojca Jamesa i jest z niego równy gość. Myślę, że mylisz się co do jego syna. — tata bacznie mi się przyglądał. Niezbyt rozumiałam czemu zależy mu na tym abym miała dobre zdanie o moim szefie. Skąd znał też ojca Jamesa? To był dobre pytanie, lecz go nie zadałam.

— Tato ma racje Vi. Nie można oceniać nikogo jeśli słabo go znamy —  mieli rację. Mimo wszystko to co o nim myślę nie miało większego znaczenia. Nie byłam nikim ważnym. Pracowałam u niego jako asystentka.

-Może macie racje, ale to tylko mój szef, więc nie ma co mówić. Nie obchodzi mnie jego życie. On również nie powinien wchodzić w moje, więc możemy przestać o nim rozmawiać — ojciec kiwnął tylko głową i wrócił do swojego talerza.

— Wiesz na razie jest tylko szefem. Kto wie co będzie potem — cwany uśmiech  Alex sprawił że prychnęłam.Ta dziewczyna ma wybujałą wyobraźnie.

— Wiesz Vi, brzydka nie jesteś i głupia też. Może ten biedny facet się w tobie zakocha — śmieję się mój brat, a ja kopię go z całej siły w kostkę pod stołem. Ludzie! Ja nie szukam faceta!

—Cicho siedź, zresztą ja nie szukam faceta. Przestańcie swatać mnie z obcym mężczyzną. Skończmy ten temat — reszta spotkania minęła w miłej atmosferze. Nie rozmawialiśmy już o moim szefie. Sam została u nas na noc co w ogóle nie przeszkadzalo nikomu. Była to naprawdę naturalna rzecz. Od wielu lat traktowaliśmy ją jak część rodziny.

*****************

— Will, szybko! — krzyknęłam z dołu. Cxekałyśmy na mężczyznę dobre dziesięć minut. Miał podrzucić nas obie do prac.

— Już dziewczyny! Przepraszam! — szybko ubierał swoje buty. Wybiegliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu mojego brata. Po jakiś dwudziestu minutach stałam w windzie i jechałam na moje piętro. O Dziwo się nie spóźniłam z czego się bardzo cieszyłam. Wyszłam z windy i napotkałam zawistny wzrok Alice. Z tego co wiem kocha się ona w naszym szefie i nienawidzi mnie za to, że jestem jego asystentką. On podobno nie raz z nią spał, ale nic więcej. Żadnego związku. Plotki szybko rozchodzą się po tej kancelarii. Wykorzystuje sytuacje jak to mówi Mary.  Mary to młoda dziewczyna, która wczoraj troszkę mnie oprowadziła. Blondynka o zielonych oczach. Była kobietą o cudownym poczuciu humoru i chyba najmilszym usposobieniu jakie poznałam. Czułam, iż czeka nas dobra relacja.

Zapukałam do drzwi mojego szefa, aby podać mu dokumentację z rozprawy, którą skończyłam wczoraj wieczorem. Cieszyłam się, że zamiast wejść bez pukania postanowiłam go uprzedzić. A czemu? Bo słyszałam czyjeś jęki. Super, pieprzy laski w swoim biurze. Czy on musi być takim stereotypem? Pieprzony szef, który pieprzy laski. Nienawidziłam takich mężczyzn. Ostatnio trafiałam na szefów zboków. Michael, właściciel kawiarni, w której pracowałam parę miesięcy posuwał się do jawnego molestowania. Odeszłam z tej pracy jak najszybciej. Walker jednak nie był wcale lepszy. Nie mógłby być po prostu normalny? Nie? Ja zawsze muszę trafić na tych oklepanych. Usłyszałam pisk i szelest ubrań. Mimo wszystko zaśmiałam się, a obok mnie pojawiła się Mary i Collin. Cóż za wyczucie.

— Co cię tak śmieszy? — kobieta przyłożyła ucho do drzwi bez żadnego skrępowania.

— Chyba nasz szef ma małą przerwę — zrobiłam palcami nawias mówiąc ostatnie słowo. Czułam, że jeszcze chwila i będę kolejną plotkarą w tej firmie, tak jak Mary. Lecz mało kto tutaj tego nie robił. Nie pracowałam tu nawet tygodnia, a zauważyłam jak to działa. Wszyscy bali się Jamesa, lecz każdy go obgadywal. Każdemu zrobił coś za co go nienawidzili. Płacił jednak sowicie.

— Wiecie, ostatnia jego laska tak go urządziła, że teraz tylko zalicza. Zresztą kto zabroni seksu dorosłemu facetowi? - o takich plotkach właśnie dowiadywałam się już pierwszego dnia.

— No w sumie nikt, tyle żeby kiły nie dostał. Czytalam, że leczenie jest długotrwałe, a nie chcemy, aby kancelaria była tyle zamknięta  — nagle drzwi od biura Walkera się otworzyły i wyszła z nich wysoka blondynka. Nie pracuję tu. Stwierdziłam to po spojrzeniach Mary i Collina. Szczupła kobieta kręciła zachęcająco biodrami kierując się do windy.

— Co to za zbiegowisko? — spytał nas James wychodząc z gabinetu. Poprawił swój krawat.

— Pasek szefie — Mary mówiła te słowa tak poważnym głosem, że musiałam się cicho zaśmiać. Collin ledwo pochamował swój wybuch radości.

— To aż takie zabawne panno King? — oj nawet nie wiesz jak bardzo, James. Typowy szefunio. Może jednak zmienię pracę? Nie. Za bardzo potrzebuje pieniędzy.

- Bardzo szefie. Nawet nie wie pan jak bardzo — odpowiedziałam szybko i weszłam do środka jego gabinetu. Postanowiłam potraktować tą pracę jak zabawę. Te rzeczy działy się tylko ów symulacji Vivien. To tylko symulacja. Po paru wdechach mój umysł się uspokoił.

— Nie kręć tak tym tyłkiem, bo będę miał wielki problem — przygwoździł mnie do ściany i wyszeptał do ucha. Przez chwilę byłam w szoku, ale szybko się ogarnęłam. Żadnej kochanki Walker! Na pewno nie będę nią ja!

— Proszę żeby pan zabrał ode mnie ręce Pracuje tutaj, a to nie burdel — byłam opanowana, ponieważ po poprzedniej pracy miałam doświadczenie z takimi zachowaniami. Walker był przystojny, lecz ja nie byłam tutaj po to aby robić mu loda pod biurkiem — Niech pan sobie nie pozwala nigdy na takie ruchy. Nie będę pana odskocznią, aby zapomniał pan o jakiejś kobiecie. Proszę się odsunąć! — krzyknęłam na koniec, aby dodać stanowczości mojej wypowiedzi. On gwałtowanie cofnął się ode mnie i podszedł do biurka. Uderzył rękoma w blat tak, że aż podskoczyłam. Może to był błąd? Może powinnam powiedzieć to inaczej?

— Co ty możesz wiedzieć?! Wiesz, że była ze mną dla kasy?! Wiesz, że ja ją na serio kochałem, a ona mnie wykorzystała?! Wiesz, że zdradzała mnie na prawo i na lewo, a ja bym życie za nią oddał?! Wiesz?! Nie, nie wiesz! Bo jesteś zwykłą pustą lalą, która nic nie wie o życiu! Co tatuś płacił za studia, a jak skończył to cię wywalili tak?! Nic nie wiesz o życiu! — zabolało, ale nie na tyle abym miała ryczeć. Nie znał mnie, a ja nie znałam jego. Chyba najlepiej będzie jak tak pozostanie, nie będziemy nic o siebie wiedzieć. Nie mogę stracić tej roboty, a wybuchy mojego szefa nie będą powodem mojego zwolnienia.

— Przepraszam — cicho wyszeptałam te słowa aby nie zdenerwować go jeszcze bardziej. Nie potrzebowałam awantury, ani kłótni z moim przełożonym. Chciałam oddać mu tylko dokumenty. Tak też zrobiłam — Proszę, to dokumenty dla pana — podałam mu plik kartek, kiedy stał już odwrócony do mnie twarzą. W duchu uśmiechałam się do siebie, iż zachowałam się bardziej profesjonalnie niż on. A powinno być na odwrót.

— Vivien... — zaczął, ale ja mu przerwałam. Chciałam wrócić już do gabinetu

— Ja już pójdę, proszę pana. W razie błędów niech pan wyśle mi jeszcze raz ten plik i poprawie wszystko — wyszłam z gabinetu mojego szefa i udałam się do swojego. Zamknęłam drzwi na klucz. Chciałam w spokoju popracować i nie miałam ochoty na gniew mojego pracodawcy.

W ciągu całego dnia James pukał parę razy, ale udawałam, że mnie nie ma w co chyba wierzył i zawsze odchodził. Gdyby było to coś ważnego zadzwoniłby. Dzięki temu uniknęłam konfrontacji z nim i jego złością.  Może to było dziecinne, ale użeranie się z nim nie należało do moich obowiązków. Miał jakiś teodny czas w rzucie czy cokolwiek innego. Ja nie chciałam jedynie, aby mój szef znów się do mnie dobierał.

— Vivien, otwórz to ja Collin — głos był niewyraźny. A jednak, że to Collin  podeszłam do drzwi i je otworzyłam, ale zamiast blondyna zobaczyłam Jamesa. Czyli jednak musiałam się z nim użerać.

— Musimy porozmawiać —  powiedział, wchodząc do mojego biura.

— Raczej nie panie Walker. Skończyłam na dziś i idę do domu — zaczęłam, pakować moje rzeczy do czarnej torebki. Marzyłam już tylko o kąpieli i wymazaniu z pamięci porannej sytuacji.

— Zapraszam cię na kolację w piątek. Tak w ramach przeprosin za mój mały wybuch i wybryk. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie powinienem mówić tego o twoim ciele. Zachowałem się nieprofesjonalnie — chciałam odmówić, lecz on jakby to przewidział — Nie przyjmuję odmowy — szeroko się uśmiechnął. Westchnęłam w duchu.

— Dobrze, niech panu będzie — przyznałam, a on jeszcze bardziej się uśmiechnął. Nie miałam siły na dyskusję z moim szefem, więc od razu się zgodziłam. Czułam w duchu, że nie odpuściłby tak szybko.

— Będę po ciebie o dwudziestej, bądź gotowa. Adres zapisz mi tu — wyciągnął swój telefon, a ja wpisałam adres — Jesteś córką Matthewa Kinga? — spytał szeroko otwierając oczy.

— Tak — odpowiedziałam dumnie. Nie wiedziałam jednak skąd znał mojego ojca. Choć po chwili przypomniałam sobie jak ojciec wspominał, iż znał ojca Walkera.

— Twój ojciec naprawiał auta mojego. Zawsze pozwalał mi patrzeć — zaśmiał się delikatnie, a na moich ustach pojawił się lekki uśmiech.

— Więc pójdziemy na kolację i po problemie tak? — chciałam już naprawdę być w domu. Patrzyłam wyczekująco na mężczyznę.

— Oczywiście — uśmiechnął się głupio, a ja wymięłam go szybko, rzucając niedbale "do widzenia". Miałam nadzieję, że na tej "przeprosi owej kolacji" skończą się te dziwne stosunki. Nie byłam za romansami w pracy.

********************************

Jest drugi rozdział! Co myślicie?  Do następnego.

~mikidallas

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top