Rozdział 42

Czkawka wraz z Pyskaczem pracowali w pocie czoła aby wykonać jak najwięcej wszelakiej broni. Co chwilę do koszyka trafiały topory, miecze, strzały, łuki, maczugi i wiele, wiele innych broni, których mogli by użyć w walce. Pracowali bez przerwy już prawie dziesięć godzin i choć to wszystko już prawie że nie mieściło się w kuźni, dla Czkawki i tak było tego zbyt mało by móc walczyć z Drago. To już nie była jego zabawa w ratowanie smoczków, teraz była to walka o wiele istnień i przyszłość ludzi, którzy chcą żyć w zgodzie i pokoju.

Walka dobra ze złem...

Zmęczony kowal oparł się o stół, przy którym tworzył już którąś z kolei rękojeść miecza. W kuźni panowała niebywała duchota, a że Pyskacz już swoje lata miał to musiał odsapnąć choć minutkę. Czkawka spojrzał na niego tylko i wrócił do pracy. Nie chciał zmuszać go do pracy ponad jego siły, wolał żeby i Pyskacz przed walką był w pełni sił.

Nie chciał aby zginął...

Szatyn złożył kolejny z kolei topór i przyjrzał mu się, czy aby nie jest niestabilny, musiał mieć pewność, że nic się nie stanie z jego wytworami podczas walki, bo to od nich zależy też życie wikingów. Wyjrzał na dwór, gdzie ujrzał wikingów którzy szykowali pole obronne. Każdy pracował i starał się jak tylko może. W ten spostrzegł bandę Smarka, która wracała właśnie do wioski. Za pewnie zanieśli już wszystkie potrzebne rzeczy na drugi koniec wyspy skąd cywile mieli popłynąć na wyspę Słońca.

Nie pożegnał się z Heatherą...

Zielono-oki potrząsnął głową. W tym momencie nie może myśleć. Musi się skupić na zadaniu jakie mu powierzono. Na tym wszystkim co odwlekał, co chciał aby stało się jak najpóźniej. Powrócił do kuźni i już miał zacząć robić kolejny topór, kiedy ujrzał że skończył im się metal. Westchnął i dopiero teraz poczół zmęczenie. Jego mięśnie prosiły się o choć chwilę odpoczynku. Nie wiedział co robić. Bał się. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo jego życie było smutne. Nie patrzył na to co go otacza, nie cieszył się z tego tylko szukał problemów, które sam tworzył. Żałował, że nie chciał wcześniej rozmawiać z ojcem, że nie chciał stworzyć z nim lepszych relacji. Żałował, że nie chciał otworzyć się na ludzi w wiosce, że odpychał od siebie każdego kto chciał mu pomóc. Wstydził się swojego zachowania i czuł się okropnie. Odkąd pamiętał wszyscy się z niego śmiali, każdy wytykał go palcem bo był inny.

Dalej jest inny...

Przez dwa lata starał się zapomnieć o tym wszystkim, o tym że jest nikim, że bez podarowanej mu mocy dalej by był niezdarnym i nielubianym Czkawką. Była to właśnie jego smutna rzeczywistość, bo prawda jest taka że na świecie jest masa cierpiących dzieci, a Bogowie postanowili wybrać właśnie jego. Teraz dzięki temu że ktoś taki jak on został wybrańcem cała przyszłość ludzi jest zagrożona.

Gdyby tylko był silniejszy...

Szatyn wyszedł z kuźni rzucając Pyskaczowi ciche pożegnanie, gdyż zauważył że ten przysnął. Ruszył przed siebie, sprawdzając przy okazji postępy przygotowania się do walki. Wikingowie dalej tworzyli pierwszą linię obrony i już powoli szykowali drugą. Na środku wyspy Astrid wraz z Akki'm trenowali, a Sączysmark i Bliźniaki patrzyli na nich. Śledzik jak to Śledzik czytał jakąś książkę trzęsąc się ze strachu. Chłopak ujrzał swoich rodziców, którzy stali i rozmawiali przed chatą wodza. W ten wszystkie chwile, te miłe i te mniej, które spędził z ojcem wdarły mu się do głowy.

"Rudobrody mężczyzna klęczał z wyciągniętymi rękami i patrzył na swojego ośmiomiesięcznego syna. Chłopak stawiał swoje pierwsze kroki i choć robił to chwiejnie to szło mu coraz lepiej.

-Choć Czkawka!-powiedział wiking-Choć do taty synku!"

I choć były wzloty, były również upadki...

"-Zachowywał byś się w końcu jak wiking Czkawka!-krzyknął Stoik podczas kolejnej kłótni z dorastającym synem.

-A może ja nie chcę!-odpowiedział mu chłopak-Będę się zachowywał jak mi się żywnie podoba i nic Ci do tego!

-Trochę szacunku do ojca!-Stoik był wściekły na swojego potomka, który nie potrafił być wikingiem.

-To się zachowuj jak ojciec!-odkrzyknął mu Czkawka i uciekł do swojego pokoju..."

Nie były to jego najlepsze lata, ale chciałby cofnąć się w czasie i móc to wszystko naprawić. Chciałby znów móc codziennie chodzić do kuźni i zbierać opieprz od Pyskacza za spóźnienie, lub uciekać do lasu przed kuzynem i jego kolegami. Chciałby znowu poczuć się jak dziecko i narozrabiać, jak za czasu gdy przypadkowo spalił dom Pleśniaka podczas naprawiania mi drzwi(nie wnikajcie jak tego dokonał, bo i on sam nie wie). 

Czkawka wiedział, że nie cofnie czasu i nie naprawi błędów, jednak chciał zapobiec ich dalszemu rozwojowi. Musiał zakończyć to wszystko i móc odetchnąć wreszcie świeżym powietrzem, wraz z Szczerbatkiem. W ten właśnie wspomniany wcześniej smok wskoczył na niego chcąc go w jakiś sposób pocieszyć. Odkąd Czkawka obudził się po wizycie u Drago nie mieli dla siebie praktycznie czasu.

-Już Szczerbatek spokojnie!-zaśmiał się chłopak-Zejdź ze mnie! Ciężki jesteś!-jak chłopak powiedział, tak też i smok zrobił.

-Czkawka nie uwierzysz!-krzyknął podekscytowany smok.

-Co się dzieje Mordko?-zapytał uśmiechając się szatyn. Jego smok rzadko był szczęśliwy na aż tak sporą skalę.

-W lesie!-powiedział smok skacząc wokół chłopaka-pełno smoków, dużo tak bardzo dużo!-Czkawka zaśmiał się. Jego smok zachowywał się czasami gorzej niż dziecko.

-Mordko uspokój się

-Nie mogę, chcę się z nimi pobawić i poznać-Smokowi nie schodził z twarzy uśmiech, którego nauczył go Haddock, a źrenice zasłaniały prawie że całe oczy gada.-Mogę! Proszę! Czkawka pozwól mi! Wiem, że zaraz mamy wojnę, ale proszę!

-Dobra Szczerbatek idź-powiedział chłopak-Tylko bądź grzeczny, bo wolałbym aby te smoki pomogły nam w walce.

-Naprawdę!?-zapytał szczęśliwy smok i gdy Czkawka pokiwał głową na tak ten znowu na niego skoczył i zaczął namiętnie lizać twarz. Szatyn zaczął się rzucać i śmiać głośno. Po chwili smok zostawił swojego przyjaciela w spokoju i pobiegł w stronę lasu, skąd dochodziło głośne ryczenie.

W ten Czkawka zauważył Sączysmarka, który zmierzał w jego stronę. Szatyn czekał tylko aż ten zacznie go wyzywać, jednak tak się nie stało. Jorgenson stanął przed nim i obydwoje patrzyli sobie w oczy. Odwieczni wrogowie, którzy teraz stają razem do walki.

-Chciałem tylko cię poinformować, że flota Drago jest już widoczna i będzie tu za jakąś godzinę-powiedział chłopak i już miał odchodzić, jednak spojrzał jeszcze przez ramię na Czkawkę-Nie zawiedź Berk lamusie.

Niestety tak jak Czkawka podejrzewał Drago przybędzie do nich szybciej niż było to planowane. Chłopak widział jak Wandale pomagają wyjść sojusznikom z łodzi. 

Coraz mniej czasu...

-Ludzie do broni!-krzyknął tylko i udał się w stronę kuźni. 

Gdy już dotarł do środka zabrał ze stolika piekło i obudził Pyskacza, który zasnął.

Czkawka pobiegł w stronę lasu, gdzie Szczerbatek bawił się w najlepsze wraz ze smokami. Gdy tylko zjawił się wszystkie stworzenia uspokoiły się wiedząc dlaczego Smoczy Król przyszedł do nich. Nocna Furia podeszła do przyjaciela, który ją dosiadł. 

-Nie wychodźcie z lasu dopóki nie zacznie się walka na lądzie-wydał polecenie i odleciał. Smoki zaryczały głośno na znak zgody i czekały aż zacznie się walka.

Czkawka latał w celach kontrolnych. Z góry było mu lepiej patrzeć na całe przygotowania, które uznał za bardzo dobre. Wszyscy wikingowie stali w równych szeregach i trzymając broń w rękach czekali. Czekali aż wróg pierwszy zaatakuje. Odwieczny sposób walki wandali. Nigdy nie atakują pierwsi czekając aż wróg straci trochę amunicji i postanowi zaatakować na lądzie. Czkawka nigdy nie krytykował tego sposobu walki, gdyż uznał go za dość skuteczny i bardzo dobry. Szczerbatek zaryczał głośno by uświadomić chłopaka, że flota Krwawdonia jest coraz bliżej. Ten poklepał go tylko po szyi i zaczęli zniżać lot do momentu puki nie wylądowali. Czkawka stanął pomiędzy swoim ojcem a Sączysmarkiem.

-Szczerbatek pomożesz smokom.-powiedział spokojnie wyciągając piekło-Jestem pewny, że Drago ma kilka smoków pod swoją kontrolą.

-Tak jest Czkawka-odpowiedział mu smok-Tylko nie umrzyj mi matole...

-Nie mam zamiaru Mordko-odrzekł pewny siebie i obdarzyli się ostatnim porozumiewawczym spojrzeniem.

-Wszystko gotowe- odezwał się Stoik-teraz tylko prosić Bogów o pomoc.

-Mamy ich wstawiennictwo od samego początku tato-Czkawka spojrzał na ojca-Teraz potrzebne nam szczęście.

-Tego też mamy nie wiele-wtrącił się do rozmowy Sączysmark.

-To pozostaje nam po prostu wygrać to, w końcu jesteśmy wikingami takie ryzyko zawodowe- powiedział uśmiechając się szatyn, a ojciec wraz z kuzynem opowiedzieli mu tym samym.

Wtedy to wszystko się zaczęło. Płonąca kula leciała prosto na jeden z domów, jednak ani Wandale, ani sojusznicy się tym nie przejęli. Czkawka znał różne strategie i taktyki wojenne wroga, jednak sposób walki Drago zawsze wdawał mu się dziwny. Drago nigdy nie atakował wrogów z różnych dystansów, wolał gdy jego wojownicy osobiście zabijali wrogów. Atak który przed chwilą wykonali miał tylko za zadanie dezorientować wrogów. Czkawka szybkim ruchem ręki powstrzymał łuczników przed ostrzałem. Nie był głupi. Znał wszystkie sztuczki Drago i wiedział ,że sposób walki był bardzo podobny do tego ,którego używają wandale.

Jednak Ci czekali na polecenia Czkawki. Musieli mu zaufać, choć bardzo tego nie chcieli. Chłopak mimo młodego wieku znał się na walce lepiej niż oni sami i musieli to niechętnie przyznać. Wszyscy czekali zdenerwowani na jakikolwiek ruch ze strony syna wodza lub wroga. Czkawka jednak dalej z uniesioną ręką stał i patrzył na statki, które właśnie zatrzymały się w porcie niszcząc go. Wojsko Drago zaczęło wyskakiwać z łodzi i natychmiast ruszyli na Wandali, którzy czekali na polecenia Czkawki. Gdy Ci przedarli się przez linie obrony, Czkawka opuścił dłoń co dało wszystkim pozwolenie do ataku. Wandale ruszyli na wojska wroga z bojowym okrzykiem.  Czkawka przedzierał się przez tłumy zabijając napotkanych wrogich żołnierzy. Było wśród nich kilka znajomych dla chłopaka twarzy, ale nie mógł w tej chwili patrzeć na swoje znajomości. Ci ludzie zdradzili go i sprzymierzyli się z Krwawdoniem, dla nich nie było już ratunku. Chłopak biegł przed siebie chcąc dostać się do czarno-włosego. Nie interesowali go jego żołnierze tylko sam Drago. Chciał...nie musiał wreszcie zakończyć to piekło, które wprowadził Drago wraz ze swoim przybyciem. Zniszczone i splądrowane wioski, matki płaczące nad zmarłymi dziećmi. Młode kobiety sprzedane przez niego bogatym wikingom na niewolnice. Musiał zakończyć to wszystko jeśli chciał nazywać siebie wikingiem. 

Czkawka usłyszał świst strzały. Zrobił szybki unik i ledwo co uchronił się przez oberwaniem strzałą prosto w głowę. Spojrzał na osobę ,która go zaatakowała. Był to jeden z najlepszych żołnierzy Drago. Styr patrzył na Smoczego Króla i uśmiechał się do niego perfidnie. Czkawka odpalił piekło i ruszył wprost na mężczyznę, który nie pozostawał mu dłużny. Ich bronie się skrzyżowały i obydwoje patrzyli na siebie wrogo. Szatyn wykonał mocne pchnięcie przez co Styr stracił równowagę i poleciał do tyłu. Zielono-oki kopnął go dodatkowo, a mężczyzna wylądował na ziemi. Styr spojrzał na Czkawkę, który zamachnął się mieczem. W ostatnim momencie zrobił unik uciekając przed zabójczym ostrzem wikinga.

-Jesteś lepszy niż ostatnio-powiedział Styr poprawiając swoje czarne włosy.

-Nie siadam na laurach jak ty-odpowiedział mu tylko i znowu zaatakował go mieczem wbijając go w jego rękę. Styr wydał z siebie głośny krzyk, jednak wiedział że nie może się poddać. Starał się uwolnić jednak noga Czkawki wylądowała na jego klatce piersiowej przez co ten nie mógł wstać. Następnie szatyn wyciągnął miecz z ręki wojownika i wbił mu go prosto w serce. Smoczy jeździec wyjął szybko miecz z martwego mężczyzny i pobiegł znów przed siebie w poszukiwaniu Drago. 

Biegł przed siebie i rozglądał się patrząc na pole bitwy. Każdy radził sobie dobrze, jednak widział że smoki także dołączyły do walki co poprawiło znacznie sytuację walki. W końcu chłopak wbiegł na statek i zaczął się rozglądać dookoła. Musiał uważać. Nie mógł lekceważyć Krwawdonia i jego nowych zdolności, które co chwila rosły w siłę. Rozglądał się i nasłuchiwał. Szedł powoli, tak aby nie wydać z siebie żadnych dźwięków ,lecz skrzypiąca podłoga nie ułatwiała mu tego. Czkawka dostał się na pokład łodzi, jednak i tu nie zobaczył Drago. Zdziwiony udał się do kajuty kapitana. Już miał otwierać drzwi, gdy nagle usłyszał za sobą jakiś szmer. Odwrócił się szybko i zablokował atak Drago. Mężczyzna napierał na niego, a szatyn czuł że Drago jest silniejszy. Odskoczył od ciemno-włosego i ustawił się w pozycji obronnej. Czerwono-oki zaśmiał się z postawy Czkawki.

-Ty naprawdę sądzisz, że możesz mnie pokonać?-zapytał Drago wyraźnie kpiąc sobie z czynów Smoczego Jeźdźca.

-Ja to wiem-odparł mu tylko chłopak i warknął ostrzegawczo.

-Jesteś zabawny chłopcze-Krwawdoń zamachał swoją halabardą ( Nie mam pojęcia co to kurwa jest, co on ma, ale uznajmy że to halabarda-dop.autroka.).

-A ty głupi-odparł tylko i ruszył na mężczyznę. Zaatakował go mieczem, a gdy ten się obronił Czkawka zrobił szybki przeskok w bok i uderzył mężczyznę z kopniaka  w biodro. Drago upadł na ziemię i spojrzał nienawistnym spojrzeniem na zielono-okiego- Co Drago? Starość nie radość jak to mówią?

-Zamilcz!-krzyknął i podciął Czkawce nogi. Ten upadł na ziemię i jęknął cicho, gdy jego głowa zderzyła się z podłogą. Gdy otworzył oczy ujrzał stojącego nad nim Drago z wymierzoną bronią prosto w jego głowę. Cudem udało mu się jej uniknąć, a oręż Krwawdonia wbił się prosto w deski statku. Ciemno-włosy chciał wyciągnąć broń i ponownie zaatakować  syna Stoika, jednak jego broń zaklinowała się i zaczął się z nią szarpać, aż w końcu wyrwał ją razem z podtrzymującą ją deską.

-Nawet twoja broń lubi bardziej deski niż ciebie-powiedział Czkawka nie mogąc powstrzymać się od uszczypliwego komentarza, jednak natychmiast pożałował swoich słów, gdy oberwał deską wraz z halabardą w twarz. Drago wyglądał na rozjuszonego, co Czkawka zauważył już na samym początku, jednak wiedział że jeśli Drago nadużyje mocy Smoczego Władcy ta sama poradzi sobie z jego osądem.

-Mam jeszcze dodatkowy plan chłopcze, nie jestem głupi-powiedział mu Drago i w ten zaczął wymachiwać bronią i wyć w niebo głosy. Czkawka patrzył na niego zszokowany, gdyż wiedział co ten wyprawia. W ten woda zaczęła się unosić, a statkiem zaczęło lekko bujać. Wikingowie usłyszeli głośny ryk i w tedy z wody wynurzył się ogromny szaro-czarny smok z dwoma wielkimi rogami. Przed Czkawką stał właśnie Oszołomostrach, smok z gatunku alfa. Żaden smok mu się nie sprzeciwi, a w tedy Wandale i reszta będą na straconych pozycjach.

Smok zaryczał głośno, a wszystkie inne spojrzały na niego. W tym i Czkawka, który nie umiał mu się przeciwstawić choć bardzo tego chciał. Szatyn stracił kontrole nad własnym ciałem, a Oszołomostrach patrzył na niego z wyższością.

-Jesteście teraz pod moją władzą!-usłyszał chłopak-Macie zabić wikingów!

"Nigdy"-pomyślał Czkawka i padł na ziemię łapiąc się za głowę, w której ciągle słyszał rozkaz Alfy. Nie chciał zabijać nikogo na kim mu zależy. Nie mógł pozwolić na to, aby to wszystko się skończyło w ten sposób. Musiał to wygrać.

Dla siebie,

Dla Berk,

Dla Heathera'y...

Szatyn wstał i spojrzał się wprost na ogromnego smoka. Oczy Czkawki zabłysły, a na skórze pojawiły się czarne łuski. Szatyn warknął na Alfę i ruszył wprost na Drago, który stał śmiejąc się z niedoli wikingów. Nie spodziewał się że zostanie zaatakowany przez chłopaka. Kolejny raz rozpoczęła się między nimi zacięta walka. Drago nie rozumiał co się stało z chłopakiem, jednak nie było to w tej chwili jego największe zmartwienie. Pomimo tego, że smoki przeszył na jego stronę to i tak jego wojska przegrywały. Był wściekły na to, że pomimo swojej wielkiej mocy jakiś gówniarz wygrywa z nim. Nagle z wody wynurzył się drugi Oszołomostrach tym razem jednak biały, który zaatakował tego szarego. Smoki walczyły między sobą, tak samo jak Drago i Czkawka. 

Smoki oszołomione wyrwały się z pod kontroli alfy i znowu zaczęły atakować wrogie wojska, aż nie został ani jeden z żołnierzy Drago Krwawdonia. Większość została albo zamordowana albo uciekła. Jednak na statku dalej trwała walka między Władcami. Walka dobra ze złem i choć była ona równa, to widać było że Czkawka ma po swojej stronie ogromną pomoc Bogów. 

Chłopak zdecydowanie wygrywał ze zmęczonym czarno-włosym, aż w końcu zadał mu cios ostateczny wbijając zapalone piekło prosto w jego serce. Mężczyzna wydał z siebie ostatnie tchnienie i padł martwy. Czkawka oddychał głęboko patrząc na martwe ciało mężczyzny. 

Szatyn wreszcie poczuł ulgę. Jego do tej pory spięte mięśnie rozluźniły się i ten osunął się na ziemię ze zmęczenia. Z jego skóry zniknęły czarne łuski, a z jego oczu poleciały łzy radości. Czkawka wreszcie poczuł jak jego do tej pory zapchana problemami głowa oczyszcza się, a ten uzyskuje spokój ducha. Wypełnił swoje przeznaczenie. Teraz wreszcie on jak i cały archipelag odetchnie z ulgą. Bał się co przyniesie mu przyszłość, jednak wiedział że nie może się tym zbytnio martwić bo teraz musi cieszyć się tym co ma.

Teraz jedyne o czym marzył to spotkanie narzeczonej i ucałowanie jej...

Czkawka stał oparty o barierkę i patrzył jak wikingowie wynoszą martwe ciała i pomagają rannym. Stał tak i patrzył na to wszystko z uśmiechem. Postanowił pomóc reszcie i ostatni raz spojrzał na ciało swojego wroga, które za niedługo spali wraz jego łodzią.


"Nie warto przejmować się tym, że coś się skończyło, przejmujmy się lepiej tym co nas czeka..."


=========

Tak właśnie kończy się nasza przygoda. Jutro dodam jeszcze krótki epilog i podsumowanie. 


Przypominam ,że jutro mija termin tego chujowego konkursu co zrobiłam! Jeśli nie pamiętacie o co kaman to zapraszam to poprzedniego rozdziału.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top