Rozdział 41
Czkawka stał w bezruchu patrząc na swoją narzeczoną. Jej słowa wciąż do niego nie docierały i choć wiedział, że powinien się odezwać czy choćby poruszyć, on nie wiedział jak to zrobić. Dopiero teraz poczół ogromny stres wywołany coraz to bliższą wojną. Stoik wraz z Valką czekali, aż ich syn w końcu zareaguje na otrzymaną wiadomość, jednak ten dalej stał. Patrzył przed siebie, prosto w ocean, w miejsce w którym już niedługo pojawią się statki wroga. To było za szybko, zbyt mało czasu i zbyt wiele niedociągnięć. Czkawka poczół, że w końcu odzyskuje kontrolę nad swoim ciałem. Ominął w ciszy czarno-włosą i udał się w stronę lasu, jedynego miejsca gdzie mógł w spokoju pomyśleć. W pewnym momencie chód zmienił się w trucht, a trucht w bieg, szybki i nie przerwany. Czkawka nawet nie patrzył gdzie biegnie, nie interesowało go w tym momencie. Chciał się znaleźć jak najdalej od wioski i od własnych problemów. Chciał w końcu żyć w spokoju, jednak wiedział że puki Drago żyje na świecie on jak i cały Archipelag nie zaznają spokoju. Oddychał głośno, a gałązki trzaskały pod jego stopami. Kłamstwem by było, powiedzieć że szatyn się nie bał. Bał się i to cholernie. O siebie, o rodziców, wioskę i swoją narzeczoną, która nosi pod sercem jego dziecko. Martwił się nawet o Astrid, która zdążyła mu zajść za skórę porządnie. Chciał aby to wszystko się już skończyło, żeby wreszcie mógł pewnego dnia otworzyć oczy i zobaczyć śpiącą Heathera'ę u jego boku, a po chwili usłyszeć tupot małych stópek.
W pewnym momencie chłopak potknął się i poleciał do przodu spadając z dość stromej górki. Turlał się długo i bardzo szybko, a jedyne co było słychać to głośne jęki bólu. Po chwili poczół jak spada z przepaści w dół, aż w końcu trafił do wody. Miejscem w którym się znalazł okazało się Krucze Urwisko. Rozejrzał się dokładnie patrząc na to wszystko zszokowany. Jego ukochane miejsce nic, a nic się nie zmieniło. Było w nim tak samo jak momencie w którym uciekał z Berk dwa lata temu. Wstał i otrząsł się z wody, która ciurkiem leciała z jego długich włosów wprost na ciuchy, które i tak były mokre. Z ciekawości podszedł do jednego z głazów, na którym najczęściej siedział bądź spał. Podniósł do delikatnie i spojrzał pod niego. Po drugiej stronie głazu leżał jego stary zeszyt oprawiony w okładkę z yaczej skóry. Ucieszony do granic możliwości wziął go do rąk i przetarł zakurzoną i brudną okładkę. Delikatnie, tak aby nie naruszyć i tak poniszczonych stron otworzył zeszyt. Pierwszym co mu się w oczy rzuciło to kilka rysunków Szczerbatka i jakiś kwiatów, które rosły tylko na Berk. Uśmiechnął się delikatnie na wspomnienia tamtych czasów. Przewrócił strony, gdzie jeśli dobrze pamiętał pisał coś w rodzaju pamiętnika choć on wolał to nazywać dziennikiem z jego prywatnymi przemyśleniami. Zaczął czytać swoje dawne myśli. Już od pierwszych wersów można było zobaczyć, że chłopak był bardzo samotny. Brakowało mu osób z którymi mógłby porozmawiać, a sam kowal nie był dobrym towarzystwem dla dorastającego wikinga. Następne kilka stron zawierało dość dużo zażaleń na Stoika i o jego byciu "idealnym" ojcem.
"Czy ja kiedykolwiek będę wikingiem?
Czy ojciec będzie ze mnie kiedykolwiek dumny? Czy ja w ogóle powinienem się urodzić?
Czasami zastanawiam się czy to wszystko ma sens..."
Tak właśnie wyglądała większość notatek w zeszycie chłopaka, jednak nie zniechęcało go to i przeglądał dalej czytając wszystko co wyszło z pod jego ręki. W końcu dotarł do momentu kiedy to poznał Szczerbatka. Notatki nie były już przesiąknięte bólem i samotnością. Były to szczęśliwe chwile, które spędził wraz z przyjacielem. Czytał to wszystko, analizując dokładnie każde zdanie, aż dotarł do ostatniej kartki. Nie było na niej zbyt wiele napisane jednak zapis był zrozumiały i niezbyt skomplikowany.
"Zmywam się stąd, wraz z nim... jeśli ktoś to znalazł, to niech najlepiej spali ten przeklęty zeszyt!"
Czkawka zastanawiał się dlaczego w ogóle zaczął to wszystko pisać. Czyżby chciał się wygadać, a to był dla niego jedyny sposób?
Nie wiedział tego i raczej się nie dowie.
Chłopak porównał sobie swoje życie z przed dwóch lat i to które teraz ma. Zrozumiał, że to nie ludzie byli źli dla niego, tylko on nie umiał zrozumieć jak działać w społeczeństwie. I choć Smark wraz z bliźniakami znęcali się nad nim była to po części jego wina. Bał się im postawić, nie wiedział jak to zrobić. Zastanawiał się długo nad tym. Teraz jest w podobnej sytuacji. Drago niczym Smark znęca się nad nim, a on mu na to pozwala.
Czkawka zacisnął mocno pięści i wyrzucił zeszyt do wody.
Jak najszybciej umiał pobiegł do wioski. Przedzierał się przez zarośla i nie raz obrywał gałęźmi prosto w twarz. Nie zwracał na to większej uwagi. Teraz miał poważniejsze sprawy na głowie. Musi pomóc w wiosce, w której za pewnie rozpętało się piekło. Tak i też było.
Wszędzie chaos i biegający ludzie. Czkawka nie rozumiał co się dokładnie stało. Wiedział, że za pewnie wieści o przybyciu Drago rozniosły się po całej wiosce, jednak nie spodziewał się aż tak wielkiej paniki. Chłopak pobiegł na środek wioski, gdzie jego ojciec starał się uspokoić ludzi.
-SPOKÓJ!-krzyknął wściekły chłopak, a wszyscy stanęli w miejscu patrząc na niego.-Niewalczące kobiety, dzieci i starcy idą na drugą stronę wyspy, gdzie czekają łodzie. Do jutra trzeba ewakuować wszystkich cywilów. Jeśli jednak ktoś nie zdąży, zostanie z wami Heathera i Wiadro, którzy będą was bronić, a wy ukryjecie się jaskini!-Czkawka podszedł bliżej jednej z kobiet-teraz wszyscy ustawiają się za tą kobietą i powoli bez siania paniki udacie się na miejsce z którego popłyniecie na wyspę słońca.
-A my co mamy robić?-zapytał zirytowany Smark.
-Smark-chłopak zwrócił się do kuzyna-Ty i bliźniaki weźmiecie kilka koszy z jedzeniem dla cywili i wrócicie do wioski po dostarczeniu ich na miejsce-chłopak rozejrzał się dookoła- A jak tam z Astrid? Da radę walczyć?
-Ja i Akki zgłaszamy się do gotowości-usłyszeli kobiecy głos i odwrócili się w jego stronę. Blondynka szła wraz z wyższym od niej czarno-włosym chłopakiem o kryształowo niebieskich oczach.
-Akki!-Czkawka spojrzał na niego zdziwiony-Już ci lepiej? Na pewno dasz radę walczyć?
-Takie ryzyko zawodowe, jak lubisz mawiać młody-niebiesko-oki uśmiechnął się cwaniacko w stronę szatyna, a ten odpowiedział mu tym samym.
-Pyskacz, ty i ja idziemy do kuźni i robimy jak najwięcej broni zdołamy!-zielono-oki zwrócił się do kowala, który był już na to gotowy- Mamo zawiadom jak najszybciej alfę, najlepiej przez Straszliwca, a ty tato napisz w moim imieniu do Obrońców Skrzydła i tutejszych wysp, następnie przyjdź do mnie do kuźni, to wyśle je w odpowiednie miejsca!
-Już idę synu-Stoik przytaknął i udał się w kierunku swojego domu. Valka wykonała to samo co Stoik i już po chwili obydwoje zniknęli mu z oczu.
-Reszta ludzi!-podniósł znowu głos-szykujcie linie obronną! Zróbcie wszystko aby jak najlepiej było nam odeprzeć ich ataki. Stosujcie wszystkie możliwe techniki które znacie! To już nie są żarty!
-Tak jest!-odpowiedzieli głośno chłopakowi Wandale i każdy udał się do swojej pracy.
Zbliża się czas wielkiej bitwy, która zbierze krwawe żniwa. Losy ludzi ważą się będą coraz bliżej zagłady.
"Zbliża się dzień, w którym to raz na zawsze dobro i zło zakończy odwieczną walkę"
=======
Dobra tyle na dziś liczę ,że wam się spodoba. Kolejny pojawi się do piątku(mam taką nadzieję przynajmniej) i będzie on przed ostatni. Będzie to już walka ,która raczej też nie będzie długa. Później epilog i taki mały bonusik:)
I mam jeszcze pytanko?
Zabijać Astrid czy nie?
Bo jeśli nie to mam zamiar ją zesparować z Akki'm. Specjalnie go stworzyłam dla niej xd.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top