Rozdział 39
Czkawka siedział w kuźni w swoim starym pokoju, w którym właśnie projektował nową protezę. Nie uważał, że ta którą dostał od Pyskacza jest zła, jednak nie była w jego stylu. Tak więc chłopak przesiadywał w swoim ciasnym pokoiku już drugą godzinę rysując coraz to nowsze i lepsze projekty protezy na lewą nogę. Starał się skupić, jednak miał dziwnie przeczucia których nie umiał się pozbyć, więc siedział jak na szpilkach czekając tylko, aż coś się stanie.
-Czkawka!-usłyszał nerwowe nawoływania swojego ojca-Gdzie ty na Thora jesteś?!
-Coś się stało tato?-zapytał chłopak wchodząc do głównego pomieszczenia w kuźni-Dlaczego mnie szukasz?
-Musisz nam pomóc-odparł niespokojny Stoik, co chwila odwracając głowę w bok-Astrid weszła na arenę i zatrzasnęła kraty, nie mamy jak wejść do środka, a ona atakuje każdego kto choć zbliży się do krat czy łańcuchów.
-Co ona znowu odpieprza?-zapytał sam siebie chłopak-mówiła coś jeszcze?
-Tak, ale to Ci się raczej nie spodoba...
-Nie mów, że ona chce...-nie dokończył wiedząc jak jego ojciec przytakuje mu, wiedząc co Czkawka chciał powiedzieć-Zabije ją, jeśli zrobi im jakąkolwiek krzywdę!
Chłopak nie słuchał ojca, który mówił coś do niego. Pobiegł w stronę areny jak najszybciej umiał. Gdy dobiegł na miejsce widział ogromny tłum, który ją otacza jednak na szczęście udało mu się przedrzeć przez niego. Patrzył jak dziewczyna stoi nad ledwo żyjącym Koszmarem Pomocnikiem i już ma zamiar wykonać cios ostateczny. Czkawka w nienaturalnym tempie złapał łuk i jedną strzałę, które leżały obok jednego z wikingów. Wszyscy odsunęli się od niego przestraszeni. Chłopak wziął głęboki oddech i wypuścił naciągniętą cięciwę. Strzała poszybowała w stronę blondynki, a wszyscy ludzie wstrzymali oddech. Bali się, że syn wodza zabije Astrid. Na szczęście tak się jednak nie stało. Strzała zamiast w blondynkę trafiła w trzonek topora, dzięki czemu wytrąciła go z ręki Hofferson, która stała zszokowana i patrzyła na wściekłego Czkawkę. Ten wskoczył na arenę i omijając Astrid ukucnął obok smoka. Głaskał go uspokajająco po głowie i delikatnie opatrywał rany szmatkami i bandażami, które zawsze ma przy sobie.
-Czy ty musisz wszystko psuć?!-wykrzyknęła wściekła dziewczyna, a chłopak wstał i odwrócił się w jej stronę. Czkawka, aż kipiał ze złości podchodził coraz bliżej blondynki, ta niepewna cofała się przestraszona do tyłu. W pewnym momencie przyłożył jej do nosa jakiś kwiatek, a ta natychmiast padła na ziemię nieprzytomna.
-Weźcie ją stąd i zaprowadźcie do Gothi.-powiedział chłopak już spokojnie-Nie bójcie się ona tylko śpi.-dodał widząc przestraszony wzrok jej rodziców i kilku znajomych.
Szatyn zgromił wszystkich wzrokiem i kontynuował pomoc przyjacielowi. Smok miał bardzo poważne rany, jednak wyjdzie z tego jeśli otrzyma odpowiednią opiekę. Zielono-oki usłyszał skrzypienie metalowych krat areny, a po chwili zauważył jak jego ojciec wraz z Pyskaczem podchodzą do niego ,choć niepewnie.
-Nic wam nie zrobi-odparł wiedząc, że mężczyźnie jeszcze nie zbyt ufają smokom-Jest zbyt ranny aby to zrobić.
-Czkawka tak mi przykro, nie wiedziałem że Astrid będzie do tego zdolna to czegoś takiego-powiedział Stoik i ukląkł przy Czkawce patrząc się przepraszającym wzrokiem na smoka.
-Mogłem ją zabić, ale tego nie zrobiłem-powiedział obojętnie chłopak-niech zna moją łaskę, wredna szuja.
-Jeszcze raz Cię bardzo przepraszam-rudobrody choć nie pewnie położył rękę na pysku smoka- i ciebie również przepraszam.-Czkawka widząc to uśmiechnął się szeroko.
-To nie twoja wina tato.-chłopak położył rękę na ramieniu ojca-nikt nie mógł tego przewidzieć.
-Mimo to czuję się za to odpowiedzialny, w końcu jesteś gościem na naszej wyspie-Stoik powoli głaskał smoka po pysku, a ten wydawał ciche pomruki zadowolenia, aż w końcu zasnął zmęczony. Mężczyźni wstali aby dać stworzeniu choć trochę spokoju.
-Gościem?-zapytał zdziwiony chłopak-myślałem, że traktujesz mnie tak jakbym wrócił.
-Nie mogę cię wieczne zamykać w klatce Czkawka-odparł spokojnie mężczyzna-Jesteś wolnym człowiekiem i nawet jeśli chciałbyś teraz uciec to nie będę cię powstrzymywać, nie mam też zamiaru zmuszać cię do powrotu bo masz własne życie, jednak nie obrażę się jeśli od czasu do czasu mnie odwiedzisz.
-Ja sam nie wiem co robić-westchnął głęboko chłopak-Czuje się normalnie, choć ludzie patrzą na mnie jak na kogoś innego. Wiem, że nie jestem już tym samym Czkawką, którego każdy znał, ale nie zmienia to faktu, że wolałbym być znowu nie widoczny niżeli ktoś miał mnie co chwila zaczepiać i pytać o byle pierdołę. Długo myślałem nad tym co zrobić bo w sumie chciałbym, abyś miał stały kontakt ze swoim wnukiem bądź wnuczką, a latanie w te i we w te mija się z celem i tak długo zajmuje lot w jedną stronę.
-Na razie zajmij się Drago i trenowaniem ludzi synu-powiedział Stoik-To jak na razie jest twój priorytet, a tym co zrobisz potem zajmiesz się po wojnie.
-Masz rację tato-uśmiechnął się Czkawka-czasami za dużo myślę.
Mężczyźni spojrzeli na siebie i żegnając się udali się w swoje strony. Stoik udał się w głąb wioski by pomagać ludziom, a Czkawka postanowił wrócić do kuźni bo przecież nowa proteza sama się nie zrobi!
======
Jeszcze jedne bądź dwa rozdziały i przejdziemy do bitwy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top