Rozdział 37
Czkawka siedział na arenie i układał sprzęt w sposób dla niego odpowiedni. Na miejsce treningu przybył godzinę przed planowanym czasem spotkania i uznał, że posprząta. Przy okazji wypuścił smoki, które były tu uwięzione i używane do smoczego szkolenia. Chłopak miał ochotę iść do ojca i mu nawrzucać z powodu tego jakże (według niego) okrutnego czynu. Nie wiedział ile te smoki przebywały w niewoli, jednak wizja zamkniętego stworzenia w klatce była już wstrętna i przyprawiająca go o mdłości. Układał właśnie broń na specjalnej ściance, gdy podeszła do niego samica Zębacza która domagała się atencji. Chłopak zaśmiał się cicho i zaczął ją drapać za uszami. Nawet nie spodziewał się, że i reszta gadów będzie czuła się zazdrosna i zaczną się przepychać i prosić o pieszczoty. Czkawka żadnemu nie szczęścił swojej miłości i starał się jak najdokładniej je wykochać.
-Jakie z was pieszczochy-zauważył trafnie chłopak i na chwilę przerwał pieszczoty, aby skończyć układanie broni-Kto by pomyślał.
-Żadko spotykało nas takie coś Smoczy królu-odparła smoczyca Zębacza i szturchnęła szatyna łebkiem-To bardzo miłe to co robisz.
-Wystarczy Czkawka-powiedział zielono-oki- Nie lubię gdy tak mnie nazywają.-Chłopak kontynuował umilanie swojego czasu, spędzając go wraz z smokami. Czkawka uśmiechał się bez przerwy nie zważając na to jak szybko upływa czas. Nawet nie zauważył kiedy na arenie pojawili się jego rówieśnicy.
-Czkawko przyszli twoi przyjaciele-powiedział cicho Koszmar Pomocnik, który zawarczał groźnie na widok wikingów z Berk.
-Uspokój się Hakokieł-odparł chłopak głaszcząc go uspakajając po długiej szyi-Oni Ci nic nie zrobią, obiecuje-wyszeptał szatyn widząc jak wściekła Astrid idzie w jego stronę.
-Czy tobie do reszty odwaliło?!-blondynka była wyraźnie wściekła na niego, jednak ten nie miał pojęcia dlaczego.-Wypuściłeś te bestie na wolność? A co jak komuś coś zrobią? Pomyślałeś o tym?!-Sączysmark śmiał się z tyłu myśląc, że na Czkawce zrobiło to jakiekolwiek wrażenie.
-Słuchaj mnie blondi-zaczął chłopak-W dupie to mam. To są moi przyjaciele i nie macie prawa ich ruszyć bo inaczej nie ręczę za siebie.
-To tylko przerośnięte jaszczurki-zakpił Smark, jednak jego zapał zgasił Hakokieł który warknął ostrzegawczo.
-Te "przerośnięte jaszczurki-chłopak rozbił w powietrzy cudzysłów-Są lepszymi kompanami niż wy. Dodatkowo były tu zastraszone i głodzone. Czy wy macie jakiekolwiek uczucia, bo z tego co wiem to ty blondi raz z debilem byliście odpowiedzialni za tegoroczne smocze szkolenie.
-Nawet jeśli to co z tego?-zapytała najwidoczniej urażona blondynka-Po co je karmić to tylko problem, a jak zdechną to załatwimy nowe.-wzruszyła obojętnie ramionami.
-Jesteście bardziej bezduszni niż nie jeden Łowca którego spotkałem-podszedł do skrzyni i wyciągnął niej kilka rzeczy.-Koniec gadania czas na trening.
-No nareszcie!-powiedział Smark-Wyzywam cię szkielecie!
-Skoro tak bardzo chcesz-odparł uśmiechając się pewnie-możecie mnie wszyscy zaatakować, jeśli oczywiście macie na to odwagę-zaśmiał się kpiąco i patrzył na reakcję urażonej Astrid. Oto mu właśnie chodziło. Każdy wybrał sobie broń. Czkawka patrzył dokładnie na to wszystko. Hofferson jak to ona w ręce trzymała ukochany topór, bliźniaki naparzały się między sobą nie zwracając uwagi na to co się dzieje, Śledzik natomiast studiował smoczy podręcznik jak zwykle zresztą. Sączysmark na krótką chwilę zniknął z jego pola widzenia, jednak po chwili znalazł go wraz z łukiem w ręce i kilkoma strzałami w kołczanie. Uśmiechnął się na myśl o tym jak bardzo skopie tym frajerom tyłki. Szatyn zauważył, że wokół areny zebrało się kilku wikingów, jednak to nie znaczyło, że nowi nie przybywali. Zielono-oki wyciągnął piekło i wysunął płonące ostrze. Słyszał jak ludzie wstrzymują oddech, a Pyskacz gdzieś w tle piszczy z podekscytowania.
-Pożałujesz, że się urodziłeś Haddock-powiedziała groźnie Astrid i rzuciła się na chłopaka wraz ze swoim okrzykiem bojowym, jednak ten bez najmniejszego problemu zablokował uderzenie i podciął dziewczynie nogi. Kobieta jednak nie poddała się i wstała po chwili znowu szarżując na chłopaka. Czkawka wyraźnie znudzony odbił się od podłogi, przelatując nad Hofferson i zadając jej mocnego kopniaka w plecy. Niebiesko-oka upadła i patrząc na Czkawkę zaśmiała się złowieszczo. Szatyn usłyszał świst i w ostatnim momencie złapał strzałę, która leciała wprost na jego głowę.
-Teraz to przegiąłeś-warknął po nosem chłopak i unieszkodliwił blondynkę uderzeniem w kark. Następnie jego celem stał się ciągle strzelający w jego osobę Smark. Czkawka na spokojnie, albo łapał strzały, albo je przecinał. W końcu znalazł się z kuzynem twarzą w twarz. Jorgenson nie wiele myśląc rzucił się na chłopaka i gdy przycisnął go do ziemi, zaczął okładać go pięścią po twarzy. Czkawka szybkim ruchem uderzył czarno-włosego z główki, a następnie unieruchomił jego ciało w dość bolesny sposób. Jego kolano z całej siły przyciskało głowę chłopaka do ziemi, a prawą rękę wykręcał w tak zwane "skrzydełko". Smark kwiczał cichutko, a wszyscy obserwujący patrzyli na syna wodza z podziwem.-Już nie jesteś taki pewny siebie Smark co?-zapytał i pociągnął rękę trochę dalej, aż usłyszał chrupnięcie.
Do jego uszu dostał się dźwięk szurania. Odwrócił się w nienaturalnie szybkim tempie, puszczając Smarka. Jego pięść przyblokowała atak Astrid, która patrzyła na niego teraz zszokowana. Wstał i wykręcił rękę blondynki by po chwili zadać jej cios z kolanka prosto pod żebra. Dziewczyna krzyknęła, a Czkawka zadał jej ostatni cios, którym było kopnięcie w brzuch. Kobieta poleciała do tyłu i uderzyła w ścianę padając na ziemię. Starała się podnieść, jednak jej ręce trzęsły się jak galareta przez co, co chwilę padała znowu głową o kamienną podłogę.
-Koniec walki-odparł Czkawka-Nawet się nie zmęczyłem. Zabawne, wielka i niepokonana Astrid nie może wstać po kilku ciosach? Kto by pomyślał.-zakpił z niej chłopak i podszedł bliżej leżącej dziewczyny-Coś się stało Astrid? Czyżbyś przegrała z frajerem Czkawką? Oh jakże mi przykro.-powiedział szeptem, tak aby tylko ona mogła to usłyszeć.
-Dalej nim jesteś-wycharczała wściekła dziewczyna.
-Dobra wstawać i zaczynamy trening, bo to było tylko marną rozgrzewką.-szatyn klasnął w dłonie, a reszta spojrzała na niego zszokowana- No co się tak parzycie? Tak właśnie walczą wojska Drago, więc jeśli chcecie go pokonać to wstawajcie łamagi!
-Przyganiał kocioł garnkowi- powiedział naburmuszony Smark, a Czkawka w odpowiedzi wyrzucił w jego stronę jeden ze swoich sztyletów, który po sprawnym uniku Sączysmarka wbił się w ścianę i to dość głęboko.-Ty jesteś jakiś nienormalny!
-Dzięki na komplement-chłopak uśmiechnął się arogancko i podszedł do ściany, wyciągając z niej swoje trzecie dziecko. Pierwszym było oczywiście to w brzuchu Heath, a drugim jego ukochane piekło, które aktualnie znajduje się w rękach podekscytowanego Pyskacza.-Teraz na poważnie. Brak wam umiejętności walki i współpracy. Jesteście kompletnie beznadziejni i nie wiem czy cokolwiek z tego wyjedzie, jednak nadzieja matką głupich.
=====
Napisała dziś trening xd. Jutro może dam coś takiego z większą akcją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top