Rozdział 36

Piszę to na początku bo pewnie notkę na dole masz w dupie:)

Mam dla was niespodziankę związaną z fabułą. Ten kto zgadnie dostanie dedyka<3

-------------------

Stoik przechadzał się po Twierdzy. Od zebrania minęło już kilka godzin, a na Berk zapanował niepokój. Po wyspie rozniosła się wieść jak potężny jest Drago Krwawdoń i jak wielkie niebezpieczeństwo im grozi. Rudobrody musiał wymyślić teraz naprawdę dobry plan aby jego ludowi nie stała się krzywda. Fakt wiedział, że wielu wikingów zginie jednak takie już ich ryzyko zawodowe, jednak modlił się do Bogów aby byli dla nich przychylni.

-Uspokój się Stoik-odezwał się w końcu Pyskacz, był jednym z nielicznych którzy zostali przy wodzu-Chodząc w te i we wte nic nie zdziałasz.

-Ale pozwala mi się skupić przyjacielu-odparł spokojnie mężczyzna-Pyskacz i co ja mam robić? Zawsze nad nami wisiało jakieś przekleństwo, najpierw Valka, potem ta cała akcja z Czerwoną Śmiercią, a teraz Drago, jakby nie wystarczyła nam niezgoda z Łowcami Smoków i Łupieżcami!

-Oj nie wiem Stoik, nie wiem-powiedział blondyn popijając piwo z kufla-Ale jedno jest pewne, tym razem nie będzie to łatwa wojna.

Stoik patrzył jak przyjaciel spokojnie siedzi i popija "wywar magiczny". Nie wiedział skąd w nim taki spokój i opanowanie. Gbur był jego prawą ręką od wielu, oj wielu lat i czasami na jego barkach spoczywało tyle samo problemów co posiadał sam wódz. A mimo to ten zawsze ignorował to uczucie niepokoju i starał się jakoś zająć umysł swojego przyjaciela. Stoik był mu za to ogromnie wdzięczny, jednak w tej sytuacji nic raczej jego słowa nie dadzą.

-To wszystko moja wina-westchnął dotąd cicho siedzący Czkawka-To nie nad Berk wisi pech, lecz nade mną. Podejmowałem zbyt pochopne decyzje, kierując się swoimi uczuciami. 

-Skarbie nie mów tak-przytuliła go od tyłu jego narzeczona-Wiesz ,że to nie twoja wina, ale wmawiasz to sobie bo chcesz mieć sposób aby się wyżalić.

-Tyle, że to prawda Heath!-krzyknął chłopak i wstał z krzesła, które upadło z głośnym hukiem na podłogę-zachciało mi się bawić w bohatera! Gdybym potrafił wykonywać moje zadania w tajemnicy Drago do tej pory by o mnie nie wiedział, ale ja podążyłem za pieprzoną sławą i coraz bardziej zatapiałem się we własnym egoizmie!

-Czkawka nie możesz obwiniać siebie za zło całego świata-dziewczyna starała się podejść do narzeczonego, jednak ten wyraźnie pokazał aby tego nie robiła.

-Dalej nie rozumiesz co?-zapytał się chłopak i zaśmiał się ponuro-To moja wina... ja powiedziałem Drago jak zdobyć smoczą moc, ale łudziłem się tak samo jak wy, że nie ma na tym świecie nic co ten drań by cenił, a jednak. A jednak było coś takiego, no kto by pomyślał że zabije własnego syna...

-Nie zmienimy przeszłości synu-powiedział Stoik podchodząc do Czkawki-I nie ustalimy tego jak będzie wyglądała nasza przyszłość, ale możemy się na to przygotować. Drago z dnia na dzień zaskakuje nas coraz bardziej, jednak nie tylko on. Ty także...

-Co masz na myśli?

-Gdyby ktoś mi powiedział w dniu twoich narodzin, że kiedyś przylecisz do mnie na Nocnej Furii i będziesz jednał wyspy ze smokami to bym tą osobę wyśmiał-Stoik uśmiechnął się do syna-Gdyby ktoś mi powiedział, że mój syn który nie potrafił trzymać topora wy zabijał Łowców Smoków, to także bym mu nie dowierzał, a tu proszę obie te rzeczy się wydarzyły i to tylko dzięki tobie, bo to ty sterujesz tym co chcesz by było, to twoja wola i twoje życie, a błędy? Kto ich nie popełnił?

-Tyle, że ja popełniłem ich za wiele-Czkawka udał się ku wyjściu z Twierdzy-Pyskacz jeśli możesz powiadom tych kretynów, że jutro o świcie na arenie, ja muszę się przejść i to wszystko przemyśleć...

Drzwi głośno skrzypnęły by po chwili zamknąć się z dość sporym hukiem. Heathera patrząc smutno na Gbura już chciała udać się za swoim ukochanym gdyby nie powstrzymała jej ręka Stoik'a.

-Ja za nim pójdę-powiedział uśmiechając się do przyszłej synowej- I tak mieliśmy porozmawiać, a wolę zrobić to jak najszybciej.

-W takim razie powodzenia wodzu-odparła dziewczyna i wraz z Pyskaczem udała się powiadomić młodzików o porannym treningu.

Rudobrody dość długo szukał Czkawki. Patrzył w każde miejsce, które ten za młodu uwielbiał, jednak nigdzie go nie było. Już miał wracać do chaty, gdyby nie ujrzał czarnego jak smoła smoka na klifach, a zaraz obok niego jakiejś postaci. Udał się w ich kierunku. Szczerbatek wyczuł ojca swojego przyjaciela zaraz po tym gdy ten zaczął zmierzać w ich kierunku. Jednak dalej słuchał Czkawki, który spowiadał mu się ze wszystkich nękających go spraw.

-Wiesz Szczerbatek?-zapytał w końcu chłopak-Nigdy nie pasowałem do świata ludzi, byłem inny niż wszyscy i ciekawiły mnie inne rzeczy. Czy już ten fakt zapieczętował mój los?

-Wiesz Czkawka to trudne do wytłumaczenia-odpowiedział mu smok-Fakt byłeś inny i dzięki temu jesteś tu gdzie jesteś. Uważam jednak, że zbytnie przylgnąłeś do tego co się działo, zamiast zastanowić się nad tym co będzie. Czkawka jak chcesz pokonać Drago skoro przed sobą dalej mam wystraszonego piętnastolatka? 

-Już od dawna nim nie jestem Szczerbatek-Czkawka spojrzał na niego zły-te wszystkie rzeczy, które zrobiłem, nie jestem już przestraszony na samą myśl o wojnie czy krótkiej walce...

-Jesteś za głupi by to zrozumieć-zaśmiał się smok i trzepnął jeźdźca w głowę-Nie chodzi mi o twój charakter i o czyny, ale o to ,że zachowujesz się jak bachor.

-Sam się tak zachowujesz jaszczuro-chłopak odparł masując się po głowie-Wiem co teraz powiesz. "Nie patrz w przeszłość idź do przodu!", tylko powiedz mi jak mam to zrobić skoro ona otacza mnie na każdym kroku? Smark, ojciec i ta przeklęta wyspa! No powiedz mi jak!?

-To proste-smok wstał-musisz się z nią pogodzić, a wtedy osiągniesz równowagę Czkawka, a teraz wybacz, ale chyba czeka cię poważna rodzinna rozmowa, więc nie będę wam przeszkadzać-smok wzleciał w górę zostawiając swojego przyjaciela samego. Czkawka rozejrzał się za siebie i ujrzał ojca, który powoli podchodził do niego aby zaraz usiąść obok.

-Cześć tato-powiedział spokojnie-Co cię tu sprowadza?

-Chciałem porozmawiać-Stoik popatrzył na księżyc, który był już dość wysoko- Liczę na to, że porozmawiamy choć raz na spokojnie.

-Tak, fajnie by było-zaśmiał się cicho chłopak-W takim razie o czym chcesz porozmawiać?

-O tym wszystkim co się wydarzyło-rudobrody spiął się delikatnie, gdyż bał się reakcji syna-opowiedz mi o tym co się działo jak uciekłeś? Ciekawiło mnie to przez całe dwa lata. Codziennie pytałem sam siebie czy żyjesz.

-To dość skomplikowane- Czkawka wbił paznokcie w trawę-Z początku latałem z wyspy na wyspę szukając domu. Po drodze starałem się jednać wyspy ze smokami, ale nie wszystkie były do tego przychylne. Niektóre nawet mnie atakowały i nazywali mnie sługą Demona. Tak to nie były zbytnio udane początki...

-A co było dalej?-zapytał ojciec syna-Jak poznałeś Heather'ę?

-Dalej jakoś tak wszystko było prostsze. Znalazłem całkiem spoko wyspę, na której postanowiłem się osiedlić. Heath spotkałem chyba ze trzy miesiące po ucieczce. Z tego co mi opowiadała to Łowcy ją dorwali i chcieli sprzedać, ale udało jej się uciec jednak gdy płynęła do domu napotkała sztorm. Zniosło ją i rozbiła się na wyspie, na której byłem. Akurat los tak chciał, że znalazłem ją i opatrzyłem rany. Następnie zaczęliśmy szukać jej smoka, który zagubił się jej.  Następne kilka miesięcy nie było wcale łatwiejsze. Ciągle ścigający mnie Łowcy i Drago, który chciał zmusić mnie do poddania się mu. Tak to zdecydowanie były najgorsze miesiące mojego życia. Nie umiałem walczyć i zbytnio nie opanowałem swoich smoczych instynktów. Ta to było dość...dziwne.-Chłopak spojrzał na swojego ojca, który patrzył przed siebie i słuchał uważnie jego słów-Starałem się ukryć to kim jestem. Nikt nie mógł wiedzieć, że jestem Czkawką z wyspy Berk. Robiłem to dla waszego dobra, jednak nie oczekuje za to orderu, to był chyba mój obowiązek jako twojego syna, ale...jednego dnia wszystko się posypało. Uciekłem Łowcom, gdy jednemu z nich udało się ściągnąć mi hełm. Poznał mnie, choć nie wiem w jaki sposób. Zaśmiał mi się prosto w twarz i zagroził, że jeśli się nie poddam to wyjawi mój wielki sekret. Nie miałem wyboru...nie byłem na to gotowy, ale to zrobiłem. Do dziś tego żałuje, ten facet...on...ja

-Zabiłeś go?-zapytał mężczyzna spokojnie, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

-Tak-odparł Czkawka-zabiłem go i wtedy chyba coś we mnie pękło. Straciłem poczucie tego czym się staje. Po miesiącu przestałem liczyć tych ludzi, których mordowałem z zimną krwią. Traktowałem to jak zabawę. Nieraz taplałem się w ich krwi. Nie uważałem siebie za złego. Myślałem, że robię coś słusznie, ale tak nie było. Codziennie śniły mi się koszmary. Był to sposób, aby uspokoić moją rządzę mordu, ale nie tak od razu się opamiętałem. To były naprawdę ciężkie czasy. I tak wyglądały moje dwa lata tato. Spędzone wraz z ukochaną i taplając się litrach ludzkiej krwi. Thorze czym ja się stałem? Każdy mi mówi "Pogódź się z przeszłością! Idź do przodu!" ,ale co to da skoro nie da się o niej zapomnieć, a teraz kiedy jeszcze na każdym kroku ktoś chce cię zabić za to co kiedyś zrobiłeś nie jest łatwym zadaniem-chłopak poczuł coś na policzku. Delikatnie dotknął go i zrozumiał, że rozpłakał się. Wyżalał się osobie, której nigdy nie chciał się wyżalać i czuł się z tym bardzo dobrze. Czuł jak z jego ramion spadają ogromne kamienie, które od lat nosił wraz ze sobą.

-Przeżyłeś zbyt wiele jak na swój wiek-odparł po dłuższej chwili ciszy Stoik-Mógłbym cię pocieszać, jednak nic nie daje mi takiego prawa bo nie wiem co czułeś kiedy to wszystko się działo. Nie znam cię tak dobrze jak twoja narzeczona czy Pyskacz, jednak wiem że to trudne ,aby przeżyć tyle traumatycznych chwil i stać spokojnie. Byłem złym ojcem i wiem to.

-Z grzeczności nie zaprzeczę-zaśmiał się smutno Czkawka, a wraz z nim Stoik.

-Unikałem Cię, bo tak bardzo przypominałeś mi Valkę-powiedział Rudobrody-Jesteście jak dwie krople wody. Nigdy nie pogodziłem się z jej stratą i przez to zawaliłem po całej lini. Wiedziałem jak traktują Cię w wiosce, ale nic z tym nie zrobiłem. Codziennie z tego powodu pluje sobie w twarz. Chciałbym zacząć wszystko od nowa, zrozumieć i poznać swojego syna. Chcę stać się lepszym ojcem Czkawka. Czy dasz mi drugą szansę?

-Wiesz tato-zaczął niepewnie chłopak-kiedy leżałem ledwo żywy u Drago po mojej głowie chodziły tylko dwie myśli. Pierwszą była Heathera i moja dziecko, a drugą było to że przez ten czas odkąd byłem na Berk nie starałem się z tobą porozmawiać jak ojciec z synem. Byłem zbyt formalny i traktowałem to wszystko czysto zawodowo i wtedy pomyślałem tylko, że chciałbym powiedzieć Ci jak bardzo żałuję, że nie potrafiłem być lepszym synem którego byś się nie wstydził. A teraz mnie pytasz czy ci wybaczę? Byłbym głupcem gdybym tego nie zrobił.-chłopak uśmiechnął się do swojego ojca promiennie, co i on uczynił.

-Cieszę się Czkawka, nawet nie wiesz jak bardzo.

-Mam jeszcze jedno pytanie tato...

-Jakie?

-Jaka...jaka była mama?-zapytał Czkawka patrząc na ojca zbolałym wzrokiem.

-Ona...była identyczna jak ty. Kochała smoki i broniła je, nie pozwalała by ktokolwiek narzucał jej co ma robić i tak samo jak ty była bardzo, ale to bardzo uparta.

Szatyn zaśmiał się tylko cicho i wraz z ojcem wrócili do domu w ciszy. Następnie obydwoje udali się spać, w końcu czeka ich ciężki czas.


======

Takie tu gówienko macie. Będę się teraz starała dodawać rozdziały codziennie ,jednak nie wiem czy mi to wyjdzie <3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top