Rozdział 34

Stan Czkawki przez ostatni tydzień nie poprawił się za bardzo, jednak ku radości Heather'y chłopak odzyskał dawne kolory i już nie męczyły go cało nocne gorączki. Odkąd Czkawka jest "niedysponowany" to jego narzeczona prowadzi zajęcia dla rówieśników, jednak uczy ich tylko teorii, a praktykę pozostawia do wyćwiczenia im. Czarno-włosa stara się jak może by nauczyć swoich "kolegów" jak najwięcej, ale ciągłe krytyki ze strony Astrid sprawiały, że nikt nie chciał jej wysłuchać, więc dziewczyna każdej nocy modliła się do Bogów aby Czkawka obudził się jak najszybciej może. Stoik wtedy często dołączał do niej i modlił się wraz z nią o zdrowie dla swojego dziecka i całej osady. Następnie obydwoje szli do Czkawki aby zmienić mu opatrunki. Zazwyczaj kończyło się to tym, że Heather'a zasypiała na krześle obok łóżka, więc Stoik już kilka dni temu położył tak jakąś poduszkę i koc aby dziewczyna nie zmarzła w nocy.

Przez ostatni tydzień obydwoje chodzili zmęczeni i przepracowani. Wymieniali się każdej nocy pilnując na zmianę szatyna, gdyż obydwoje nie chcieli ominąć momentu, w którym ten się obudzi. 

Stoik przechadzał się właśnie po wiosce patrolując czy ktoś nie potrzebuje jego pomocy. Wielu ludzi witało się z nim, a ten odpowiadał tylko skinięciem głowy. Nagle obok niego pojawił się Sigvid Hofferson, który miał nad wyraz poważną minę, a sam Ważki wiedział już, że czaka go długa rozmowa. Jednak mężczyźni szli w ciszy i czekali aż któryś z nich rozpocznie rozmowę. Stoik sprowadził ich w jakieś bardziej ustronne miejsce i teraz przechadzali się między domami, gdzie mieli pewność, że nikt ich nie usłyszy.

-Słuchaj Stoiku, wiesz że cię szanuję i twoje decyzję są dla mnie ważne, jednak...-blondyn przerwał kiedy zobaczył wyprzedzającego ich Wiadro.

-Jednak co?-zapytał rudobrody marszcząc znacząco brwi. 

-Jednak moim skromnym zdaniem córka Oswalda nie jest odpowiednia dla twojego syna-powiedział pewny siebie Hofferson, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony wodza- Dziewczyna jest młoda, a już spodziewa się dziecka i jest święcie przekonana, że to dziecko to twojego syna jest, ale my tak sobie myśleliśmy, że no wiesz...-mężczyzna patrzył na zamyślonego Stoika.

-Co wiem?-mężczyzna wiedział co ma na myśli jego przyjaciel, bądź co bądź w wiosce rozsiana jest plotka na temat narzeczonej Czkawki, jednak on zna Oswalda naprawdę spory kawał czasu i wie, że ten odpowiednio wychował swoje dzieci.

-No, że to nie jego-dokończył Sigvid, który czuł się jakby odpowiadał swojej najdroższej małżonce, gdzie był całą noc-Nie dowiemy się tego , a dziewczyna się nie przyzna, więc Stoiku cała wioska uznała, że to nie jest dobra dziewczyna dla twego syna i przyszłego wodza. Lud się chce zbuntować, wygnać ją-powiedział na jednym wdechu i spojrzał na swojego wodza, który już ledwo powstrzymywał się od wyciągnięcia miecza.

-Jak nie ona to kto?-Stoik patrzył na każdą najmniejszą reakcję Hofferson'a i doskonale wiedział co ten ma na myśli-Uważasz, że Astrid będzie lepsza dla mojego syna? Wiesz Sigvid jesteś moim przyjacielem i kompanem, a nie jedna bitwa u twego boku była niezwykła, jednak mój syn jest prawie dorosły, a osiągnął więcej niż my razem wzięci w jego wieku.  Masz rację chciałem wydać go za twoją córę, ale to było zanim go straciłem-mężczyzna spojrzał na blondyna i złapał go za ramiona-Wysłuchaj mnie przyjacielu. Dyrygowałem życiem Czkawki przez długi czas, nie słuchałem go i miałem gdzieś jego potrzeby i wiesz co się potem stało?-zapytał go wódz, a ten pokiwał głową na znak zaprzeczenia-Straciłem go. Przez dwa lata myślałem, że zginął i plułem sobie w twarz to jakim ojcem byłem, tak więc teraz gdy go odzyskałem obiecałem sobie raz na zawsze, że nigdy już nie wtrącę się w jego życie bo on sam umie nim kierować. Dziękuje Ci za propozycję jednak odmawiam z całym szacunkiem, jednak ufam narzeczonej syna i wiem, że to mój wnuk Sigvid.

-Ale Stoiku...

-Żadnego "ale" Hofferson.-przerwał mu rudobrody-Ta dziewczyna jest moją przyszłą synową i matką moich wnuków, więc proszę cię jako przyjaciel nie wódz, abyś nie wtykał nosa w nie swoje sprawy.

-Tak jest wodzu-odparł tylko smutno mężczyzna i odszedł, żegnając się uprzednio z Haddock'iem. 

Stoik postanowił kontynuować swój patrol i pomagał ludziom w wiosce. W końcu taka byłą jego rola jako wodza wyspy Berk. Miał chodzić i robić co do niego należy i może właśnie dlatego tak bardzo bał się tego jakim kiedyś wodzem będzie jego syn? 

Czkawka od zawsze był roztrzepany i nie wykonywał dobrze najprostszych poleceń. Od kiedy tylko pamiętał jego syn był...inny. Inne dzieci bawiły się na polu walcząc zabawkowymi mieczami, a ten siedział w cieniu drzew czytając jakieś bzdurne książki i mimo że spośród swoich rówieśników jako pierwszy nauczył się chodzić i mówić nie zmieniało to faktu, że jako jedyny z nich nie chciał walczyć i uczyć się zabijać smoki. Stoik wielokrotnie chciał coś na to zaradzić, jednak jego syn nie słuchał go. Gdy Czkawka zaczął dorastać zaczął się buntować i uciekać z domu na noc, a nawet i na całe tygodnie znikał. Rudobrody chciał z nim porozmawiać na spokojnie i wyjaśnić wiele spraw, jednak z takich rozmów zawsze wychodziły same kłótnie i choć obydwoje nie chcieli, zawsze padało o kilka słów za dużo. I Czkawka i Stoik po takich kłótniach chcieli się przeprosić, jednak ich duma była najwyraźniej zbyt wielka by tego dokonać. Nie zauważyli nawet kiedy zaczęli się od siebie oddalać i doprowadzać samych siebie do ruiny. Czkawka zaczął rozrabiać chcąc dopasować się do wioski, a Stoik musiał po nim to wszystko naprawiać. Szatyn nie rozmawiał z ojcem o swoich problemach, zwierzał się Pyskaczowi, który po jego zaginięciu wszystko wyśpiewał swojemu drogiemu przyjacielowi.

-Stoik!!-mężczyzna ujrzał w dali biegnącemu ku niemu Pyskacza-Stoik szybko!

-Co się stało przyjacielu?-zapytał rozbawiony Stoik. Bądź co bądź widok biegającego i kulejącego Pyskacza był nad wyraz zabawny.

-Obudził się...


=====

Mata.Może jeszcze wieczorem coś wrzucę XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top