Rozdział 32
Czarna Nocna Furia leciała z niebywałą prędkością w stronę Berk. Mknęła przed siebie nie zważając na ból w całym ciele oraz na brak jednej z nóg, która krwawiła straszliwie przez co smok czuł się coraz słabszy. Ryczał głośno chcą przywołać swojego przyjaciela, jednak na marne. Długie i bezustanne loty dla Nocnych Furii są okropnie męczące i niebezpieczne. Czkawka już w połowie drogi myślał, że zaraz spadnie prosto do oceanu i umrze tam z wykrwawienia. Jednak myśl o Heatherze i o rodzinnie dawała mu nowe siły, które wykorzystał na długi i szybki lot. Smok ujrzał zarys wyspy. Zaryczał ponownie, jednak znowu z marnym skutkiem. Przyśpieszył jeszcze bardziej chcąc jak najszybciej znaleźć się na lądzie. Z każdą chwilą rodzinna wyspa była coraz bliżej. Ujrzał domy i palące się wierze strażnicze. Ucieszył się z faktu, że wreszcie jest w domu. Miał tylko nadzieję, że Wandale nie zareagują impulsywnie na jego widok i go nie zaatakują. Kolejnej walki prawdopodobnie by nie przeżył. W czasie lotu został zaatakowany przez Łowców Smoków i ledwo co uniknął smoko-odpornych łańcuchów. Zielono-oki wylądował na ziemi, wydając głośny dźwięk. Gdy tylko jego łapy dotknęły ziemi upadł na nią i zaryczał cierpiąco. Jego do tej pory spięte mięśnie rozluźniły się przez co ból i zmęczenie było jeszcze większe. Natychmiast wokół niego zebrała się cała wioska. Większość ludzi miała bronie w rękach wycelowane prosto w niego. Czkawka nawet tego nie czując przemienił się z powrotem w człowieka. Przez tłum przedarła się Heather'a a u jej boku Stoik. Spojrzeli przerażeni na leżącego na ziemi chłopaka i podbiegli do niego przerażeni.
-Czkawka!-krzyknęła czarno-włosa upadając przed ukochanym na kolana- skarbie obudź się!-dziewczyna delikatnie ujęła jego twarz w dłonie i poklepała go po policzku.
-Szybko Harf idź po staruchę!-wydał polecenie wódz-niech przyjdzie do mojej chaty!
-Czkawka błagam, otwórz oczy!-dziewczyna odłożyła głowę chłopaka na ziemię i przyłożyła ucho do jego klatki piersiowej. Usłyszała głośne i szybkie bicie serca oraz poczuła unoszenie się klatki piersiowej.-oddycha!-wykrzyknęła szczęśliwa w stronę przyszłego teścia. Kobieta pogłaskała ukochanego po policzku i wylewając łzy szczęścia ucałowała jego czoło.
Następnie Stoik podniósł swojego syna i czym prędzej zaniósł go do domu, a u jego boku kroczyła przyszła synowa oraz najlepszy przyjaciel. Ułożył szatyna na swoim łóżku i czekał. Chciał mu pomóc, bardzo pragnął uratować swoje jedyne dziecko, jednak wiedział że bez Gothi się to nie uda. Tylko ona w wiosce choć trochę znała się na leczeniu. No może jest jeszcze Śledzik, ale on prędzej by zemdlał niż opatrzył tak ciężkie ranny. Spojrzał na Czkawkę, który wiercił się niespokojnie. Oliwkowo-oka głaskała go uspokajająco po głowie i szeptała mu do ucha ciche słówka. Stoik patrząc na ten obrazek wiedział, że jego syn odnalazł prawdziwe szczęście, którego na tej wyspie by nie zaznał. Jedyne czego pragnął teraz najbardziej to, to aby ten mu wybaczył te wszystkie lata jego nieobecności i bezustannych kłótni.
-Już spokojnie-powiedziała powoli Heather'a-Już jest wszystko dobrze Czkawka.-dziewczyna jak najdelikatniej odwinęła materiał z jego lewej nogi. Cała szmatka była we krwi , która się z niej niemal wylewała. Berserk ujrzała że lewa stopa jest całkowicie odcięta, a jej koniec niezbyt dokładnie przypalony przez co doszło do kolejnego krwawienia.
-Thorze przenajświętszy-wyszeptał przestraszony Stoik.-Pyskacz pójdź do kuźni, trzeba wykonać dla niego protezę.
-Już pędzę przyjacielu, tylko zmierzę-mężczyzna podszedł i przyłożył hak do okaleczonej nogi. Powiedział coś cicho do samego siebie i wyszedł z chaty przy okazji przepuszczając w drzwiach Gothi, u której boku szedł Ingerman.
-Nareszcie jesteś-odparł zestresowany Stoik- Błagam, Gothi na Odyna uratuj go!-kobieta podeszła do chłopaka i niezbyt delikatnie ujęła jego twarz rękami. Po chwili nabazgrała coś na piasku, który już wcześniej rozrzucił Pyskacz.-Śledziku co napisała?
-Napisała, że chce zostać z nim sama-odpowiedział nie zbyt pewnie, gdyż dopiero uczył się pisma szamanki.-Musi się skupić, bo jego stan jest poważny.
Cała trójka spojrzała na siebie i bez słowa opuściła pokój wodza. Zmęczona i przerażona Heather'a usiadła na kanapie, a Stoik chodził w kółko po kuchni. Śledzik wymknął się niepostrzeżenie mówiąc tylko, że w razie potrzeby jest w Twierdzy.
-Mogłem być lepszym ojcem-powiedział do siebie mężczyzna, jednak na tylko głośno by usłyszała go dziewczyna.
-Nie obwiniaj się o to Stoiku, bo to nie ma sensu-odparła Heather'a-Bez względu jaki byś był przeszłości nie zmienisz i ran nie wyleczysz. Nie ważne jak byś się starał, Czkawka i tak musiał by uciec by uratować Smoki i nas wszystkich. Jednak Drago jest silnym i bezwzględnym przeciwnikiem. Martwię się o niego tak samo jak i ty, ale co to zmieni? Nasze zmartwienie go nie uleczy, musimy wierzyć w jego silną wolę Stoiku, nic innego nam nie pozostaje.
-Może masz rację?-odrzekł już nieco spokojniejszy-Wybacz, że zawracam Ci głowę moimi problemami, przecież masz ich już wiele. Po prostu chciałbym go przeprosić i usłyszeć z jego ust to że mi wybacza. Wiem nieco to samolubne, jednak to chyba jedyne czego pragnę, chcę być lepszym ojcem i dobrym dziadkiem.
-Wierzę w ciebie Stoiku-dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie do Wodza Berk- Ja też bym chciała aby wszystko zakończyło się dobrze, jednak nie jestem Bogiem aby tego dokonać. Musimy czekać.
-Czas jest jedynym co mamy jak na razie...
Gothi siedziała już u chłopaka kilkanaście godzin. Nie kiedy można było usłyszeć przeraźliwy krzyk, który ustawał po sekundzie jednak nie dało się go tak łatwo zapomnieć. Pyskacz zdążył już wrócić z gotową protezą dla byłego czeladnika, ale nie zdążył powiedzieć choćby słówka kiedy to Gothi przywołała go do siebie i teraz razem starali się pomóc Haddock'owi. Heather'a zasnęła na oparciu kanapy chcąc być jak najbliżej ukochanego. Stoik zamartwiał się czy nie zaszkodzi to dziecku. Odkąd porwali jego syna dziewczyna była zestresowana i przestraszona. Martwił się też o swoje dziecko, które walczyło o życie w pokoju obok. Bał się że już nigdy nie ujrzy jego zielonych oczu które odziedziczył po Valce. Chciał jeszcze raz zobaczyć szczery i piękny uśmiech na jego ustach, czy choćby skarcić go za zbyt późny powrót do domu lub jakąś niebezpieczną akcję.
Nagle z pokoju wyszła szamanka, a jej mina nie wyrażała żadnych emocji. Bez choćby gestu pożegnalnego wyszła z domu Wodza. Po chwili do salono-kuchni wszedł Pyskacz. Stoik patrzył na niego wyczekująco, jednak ten nie odpowiadał.
-No mówże coś wreszcie!-wykrzyknął nie spodziewanie, jednak starał się zrobić to cicho aby nie obudzić kobiety śpiącej na kanapie.
-Wyjdzie z tego, jednak trochę minie zanim wstanie-odparł spokojnie kowal upadając na krzesło.
-Ile?-zapytał rudobrody.
-Ja wiem?-Pyskacz skrzywił się delikatnie popijając mleko, które znajdowało się w kuflu-Tydzień? Miesiąc? Tego nie wiem ani ja ani babka, ale nie bój się chłopak przeżyje i zobaczysz jeszcze złoi nie jednemu Łowcy tyłek.
Blondyn miał rację. Czkawka żyje i jego stan jest dobry. Nie musi się już martwić.
Pozostało mu tylko czekać.
=====
Macie tu takie gówienko. Chciałabym już w połowie maja to skończyć i rozpocząć zabawę z Yaoi XD. Sorry ,ale jedyne co wam zostanie to jeszcze One-Shoty ,które wznowie zaraz po zakończeniu tego gówna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top