Rozdział 31

Leżałem tak w lochu i jedyne co czułem to ogromny ból w lewej nodze. Nie dałem rady otworzyć oczu, choć tak wiele razy próbowałem. Słyszałem jak wiele razy przychodziło tu kilku strażników przychodziło tu by sprawdzić czy się obudziłem. Przytomność odzyskałem jakąś godzinę temu i od tej pory staram się zebrać wszelkie siły, aby wstać jak widać z marnym skutkiem. Jednak teraz nie było to najważniejsze. Drago zdobył moc Smoczych Władców. Moje szanse na pokonanie go spadły do zera. Jego dusza została stracona i nic jej już nie uratuje. Ten facet zbyt pogrążył się w ciemności żeby była dla niego jakakolwiek szansa na ratunek. Zresztą straconego życia nic już nie wróci, a żal i smutek pozostanie na zawsze w karcie naszej historii. Bogowie pomóżcie mi w tych trudnych czasach, bo ja już sam nie daje rady. Wiem, że wyparłem się was, ale teraz błagam was pomóżcie mi i dajcie mi siłę ,abym obronił tych których kocham.

Byłem  w tej sytuacji kompletnie bezsilny, więc z moich oczu poleciały słone  łzy, które już tak dawno nie opuszczały oczu. Tu już nie chodziło o mnie, Heather'ę czy o Wandali, tylko o tysiące jak nie setki tysiące niewinnych dusz, które nie zasługują na śmierć z rąk potwora. Bałem się tego, że będę je miał na sumieniu i już nigdy nie zaznam spokoju. Jednak mój los od zawsze był przesądzony, a ja łudziłem się że mogę się zakochać, że mogę wrócić. Szczerbatek miał rację, powinienem trzymać wszystkich na dystans, ale stało się dopuściłem do mojego serca piękną czarnowłosą kobietę, córkę samego Oswalda Zgodnopysznego. Możecie teraz myśleć, że użalam się nad sobą, jednak  mogę już nie mieć do tego szansy.

Bałem się, tak cholernie się bałem.

Mogę już ich wszystkich nie ujrzeć, nie przeprosić. Żałuję, że nie wybaczyłem ojcu do końca, bądź co bądź był dobrym ojcem i człowiekiem.

Zaśmiałem się cicho na wspomnienie tych wszystkich dni kiedy bawił się ze mną mimo tego że był zmęczony po ciężkim dniu w wiosce, kiedy uczył mnie czytać czy stawiać pierwsze kroki. Do dziś pamiętam kiedy spadłem przypadkowo z dachu, bo zachciało mi się oglądać zachody słońca, a on wygłosił mi godzinne kazanie przy okazji opatrując mnie. Dlaczego my ludzie rozumiemy swoje błędy dopiero momencie kiedy wiemy, iż śmierć jest blisko. Zbyt blisko.

Powoli, bardzo powoli otworzyłem oczy i zamrugałem kilkakrotnie kiedy to światło uderzyło prosto w nie. Zastanawia mnie tylko ile tak leżałem, choć uważam że było to bardzo dobre, bo czuję się lepiej niż w momencie w którym wstałem. Delikatnie tak by nie naruszyć zbytnio ran usiadłem i oparłem się o ścianę statku. Upierdliwe kiedy tym cholerstwem tak buja, dlatego właśnie wole smoki. A już w szczególności Szczerbatka.

Postanowiłem spojrzeć na moje rany, by choć odrobinkę je opatrzeć. Zacząłem od torsu, później ręce i zakończyłem na nogach. Jaki był mój szok, gdy nie ujrzałem lewej stopy, a jakich przesiąknięty krwią materiał. Odwiązałem go delikatnie jednak dalej bolało. Syknąłem cicho i zacząłem przypatrywać się ranie. Noga była prawie cała we krwi, jednak na szczęście przypalono końcówkę nogi by zatamować krwawienie. Nie chcąc dłużej na to patrzeć owinąłem nogę tą brudną szmatą i położyłem się na plecach i rozpocząłem kolejne rozmyślania. 

Mam nadzieję, że Heath zatrzymała Wandali i ci nie wyruszyli mi na pomoc, bo było by źle i to bardzo. Jeszcze gorzej niż teraz. Jeśli jakimś magicznym cudem uda mi się uciec i wrócę, to przecież oni mnie zabiją. Przyprawiam wszystkich tylko o zmartwienia. Zastanawiam się czy bogowie się pomylili co do mnie. Jestem aroganckim i egoistycznym gówniarzem, a nie człowiekiem na miarę Smoczego Króla. Oh Thorze, odpowiedz mi proszę!

Nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem.

"Obudziłem się leżąc na ziemi. Wstałem powoli i z wielkim szokiem mogłem stwierdzić, iż posiadam obie nogi i do tego są bardzo sprawne. Rozejrzałem się dookoła siebie. Wszędzie była tylko biała mgła, a przede mną stała wielka złota brama. Obok niej stał człowiek. Miał długie szare włosy oraz długą siwą brodę. Ubrany był w długą do kolan białą tunikę przewiązaną złotym sznurem w pasie. Obok niego znajdowała się dość spora złota harfa. Owy mężczyzna zaczął iść w moją stronę, nie powiem przestraszyłem się trochę.

-Witaj Czkawko-odezwał się trochę gburowato-Jestem Bragi* strażnik bramy Valhalli.-spojrzałem na niego przerażony-Odyn wraz z Thorem czekają na ciebie.-facet machnął ręką bym za nim podążał co właśnie zrobiłem. Bóg Bragi zaprowadził mnie pod same drzwi ogromnego złotego pałacu. Czy tu wszystko jest do kurwy zrobione ze złota?

-Właściwie to tak mój mały-spojrzałem przed siebie. Wrota były otwarte na oścież, a przede mną stał mężczyzna o średniej długości czarnych i ulizanych do tyłu włosach. Miał też niewielką brodę, która była identycznego koloru co włosy. Na sobie miał zielono-złote szaty, które prezentowały się nad wyraz okazale. Mężczyzna był podobnej budowy do mnie, jednak był zdecydowanie wyższy-Jestem Loki bóg psot i oszustwa, witaj w naszych skromnych progach. Odyn wraz z Thorem czekają na ciebie już dosyć długo.

Obydwoje weszliśmy  w głąb zamczyska, a raczej pałacu. Rozglądałem się dookoła jednak jedyne co nas otaczało to złote ściany i złote posągi Bogów, których w większości kojarzę. Pode mną znajdował się (na szczęście) czerwono-czarny dywan, a pod nim szara połyskująca podłoga. W końcu dotarliśmy do ogromnej (wciąż) pozłacanej sali, gdzie znajdował się ogromny stół, przy którym siedziało kilkunastu bogów. Było ich wielu, jednak korzyłem co niektórych takich jak: Odyn*, Thor*, Tyr*, Baldur*, Hajmdal*,  Frigg*,  Nanna*, Sif* i Nornę Skuld*.

Przypatrywałem im się oniemiały, a Loki klepnął mnie w plecy przez co poleciałem prosto na stół z jedzeniem. Patrzyłem na nich przepraszająco i wstałem powoli otrzepując się z gulaszu rybnego. Posłałem jeszcze Loki'emu wściekłe spojrzenie i zwróciłem się w stronę przypatrującemu mi się Odynowi.

-Witaj Odynie-powiedziałem cicho- Za pewnie wiesz kim jestem, więc raczej nie muszę Ci się przedstawiać. Witajcie i wy Bogowie Asgardu-Ukłoniłem się przed nimi. Muszę być grzeczny, bo nie wiem co mnie dalej czeka.

-Zaprzestań tych grzeczności synu-zaśmiał się gromko sam Odyn-Tak doskonale wiemy kim jesteś chłopcze, przeto to my cię wybrali do roli Smoczego Władcy.

-Odynie czy mogę zadać pytanie?-odparłem nieśmiało. A ten skinął delikatnie głową w ramach pozwolenia-Czy...czy ja umarłem?

-Nie, jednakże jesteś blisko aby to osiągnąć-odparł siedzący przy Odynie mężczyzna o dorodnej posturze i długich jasnych włosach. Na sobie miał srebrny napierśnik, a do niego przymocowaną czerwoną i długą pelerynę. Obok niego na stole położony był metalowy hełm. A po jego obu stronach wyciągnięte ku górze były dwa metalowe znaki pioruna.-Dlatego Cię tu wezwaliśmy, czuj się zaszczycony, jeszcze żaden śmiertelnik nie przybył tu, aby powrócić do swojego świata.

-Więc o wielcy Bogowie, co ja tu robię?-zapytałem prosto z mostu. Niech przejdą do konkretów. Wiem jestem strasznie nieuprzejmy.-Czy dowiem się tego?

-Tak-odezwała się młoda i piękna kobieta o wyrazistych rysach twarzy i długich i ciemnych włosach-Wiesz kim jestem, norna Skuld. Mimo iż to co się wydarzy nie wchodzi w zakres moich umiejętności, to muszę Cię powiadomić, że jeśli nie zaczniesz działać to zginą wszyscy, których kochasz i ludzie których nie znasz także nie zostaną obojętni twemu sumieniu młodzieńcze.-patrzyłem na nią zszokowany. Chciałem płakać, jednak to nie przystoi przy Bogach.

-Tak więc chcemy ci pomóc Czkawko-odparł po chwili ciszy Odyn-Chcemy zapobiec tej wielkiej rzezi, którą Skuld widziała. Dlatego to chcemy abyś chłopcze przestał patrzeć w przeszłość i zobaczył cudowną przyszłość...

-Wybacz mi Odynie-przerwałem mu haniebnie-Jednak nie jestem tym kogo powinniście wybrać, jestem zbyt słaby aby uratować ludzi, od zawsze byłem. Choroby czy inne dolegliwości trzymały się mnie tak długo jak nie jedna klątwa rzucona na ludzi przez wiedźmy. Nie sądzę bym dał radę uratować chociażby siebie.

-Mylisz się drogi Czkawko Haddock'u-odpowiedział mu spokojnie Odyn wstając i podchodząc do niego-mylisz się i to bardzo, jesteś bardziej wyjątkowy niż myślisz mój drogi synu. Wybraliśmy cię  spośród tysiąca wikingów o czystych i krystalicznych sercach i spośród wielu odważnych i niepokonanych. Jednak to ty przykułeś naszą uwagę najbardziej, ponieważ posiadałeś dwie bardzo istotne cechy.

-Jakież to Odynie?-zapytałem-Co posiadał mały i nic nie warty czeladnik, któremu było miło i radośnie na wyspie gdzie nikt go nie szanował?

-Posiadałeś wszystkie te rzeczy, które przed chwilą wymieniłem, jednak było coś jeszcze ,coś czego nie ma nikt, nawet barbarzyńca Drago.  Zmieniłeś swoje przeznaczenie. Żadna z Norn tego nie rozumiała, a Bogini Hel wpadła w wściekłość, gdy pomieszałeś jej w pergaminach. Chłopcze, choć nie powinienem tego przed tobą odkrywać to powiem ci tajemnicę skrywaną przez te ściany od wieków. Tylko tu obecni bogowie wiedzą co jest w tobie tak niezwykłego, czego nie jeden może ci zazdrościć.-powiedział patrząc mi głęboko w oczy.

-Ale jak to?-nic nie rozumiałem. Zbyt dużo informacji, abym mógł zrozumieć.

-Jeśli dobrze wiesz jestem Boginią przyszłości-Skuld podeszła do mnie spokojnie-Określam długość życia dzieci i czasami mogę zobaczyć przyszłość, choć jest to bardzo rzadko ukazywane mi. Siedemnaście lat temu, określiłam że pewien chłopiec umrze kilka godzin po narodzinach, jednak tak się nie stało. Przypatrywałam się tego chłopcu, jednak nic nie wskazywało na to by miał do nas trafić. Bałam się, bałam się że moja moc przestała działać, jednak kiedy ten mały człowiek został zaatakowany przez smoka liczyłam na to, że wszystko się ułoży jednak widząc jak on zyskuje z smokiem silną więź, wiedziałam że to niezwykły przypadek i natychmiast pognałam do Odyna, niestety uprzedziła mnie Hel, która krzyczała na mnie długo i obrażała mnie na wiele nieprzyjemnych sposobów, na szczęście Odyn odesłał ją do piekła i na spokojnie udało nam się wszystko wyjaśnić. Bałam się, że Odyn strąci mnie do Ragnarök, gdzie umrę lub zostanę zniewolona, jednak w ten zebrał on najbardziej zaufanych bogów i zdecydowaliśmy ,że chłopiec ten będzie wybawicielem ludzi mieszkających na ziemi. Ustanowiliśmy go Smoczym Królem, a w kartach jego przeznaczenia zapisaliśmy wiele rzeczy które już go spotkały. Tym dzieckiem byłeś ty Czkawka.-zakończyła swoją historię norna, a ja stałem i patrzyłem na nią zszokowany. Miałem umrzeć? Dlaczego nie umarłem, to nie jest logiczne. Tego nie da się sensownie wyjaśnić. Nie mogłem się tak po prostu oprzeć mocy Bogini przyszłości. To nie możliwe.

-Aczkolwiek się stało Czkawko-odparł spokojnie Thor.

-Czy wy musicie czytać mi w myślach?-zapytałem grzecznie-to lekko dziwne.

-Nic na to nie poradzimy synu, taki los Bogów-odezwał się Odyn, którego kąciki ust poszły w górę-powinieneś już wracać, za długo już śpisz.

-Przydałoby się, ale jak ja ma...

-Spokojnie po prostu zamknij oczy i pomyśl o miejscu, w którym się aktualnie znajdujesz na ziemi-odparła Skuld, a ja zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie ten obskurny loch. Po chwili czułem jak zaczynam robić się senny, ostatnie co usłyszałem to cichy i stłumiony głos norny-Wróć do żony i córki..."

Obudziłem się na zimnej podłodze statku Drago. Rozejrzałem się spokojnie dookoła. W głowie nadal miałem ten piękny widok jaki ujrzałem w Valhalli. Jednak teraz musiałem skupić się na mojej misji i jak najszybciej się stąd wydostać, aby wrócić na Berk. Jednak był mały problem. Nie miałem nogi. Będę miał problem z poruszaniem, aczkolwiek wystarczy że po cichutku dostanę się do łodzi i ucieknę niezauważony na jednej z nich. Zadanie bardzo trudne, jednak nie jestem pewny czy niewykonalne. Zresztą teraz już mi nic nie szkodzi raczej, po tym co usłyszałem od Bogów, na moich barkach spoczywa wiele ludzkich żyć. Na ziemi odnalazłem jakiś metalowy pręt, z którego wykonałem klucz. Na całe szczęście kłódki Drago znam na pamięć ,w końcu są z mojego (ukradzionego przez niego) projektu. Gdy udało mi otworzyć drzwi celi, cichutko wyszedłem z lochu i udałem się na pokład, gdzie aż panoszyło się od strażników. Będzie wielki problem z ucieczką. Podniosłem z ziemi mały kamyczek i rzuciłem go lochu, tak aby obił się o smoko-odporne kraty. Dość spora liczba strażników udała się pod pokład w celu sprawdzenia co się stało. Jak najszybciej udało mi się podbiegłem opierając się o ziemię do łodzi, których nie było. Patrzyłem na to w szoku. Dziwne.

-Myślałeś, że pozwolę Ci tak po prostu uciec gówniarzu?-usłyszałem za sobą gruby i zachrypnięty głos Drago-Jeśli tak to byłeś w błędzie.

-Jeśli ktoś się tu myli to za pewnie jesteś to ty Drago-odpowiedziałem mu jak najspokojniej umiałem-Jesteś ogromnym głupcem Krwawdoń, myśląc że wygrasz ze mną. Ze Smoczym Władcą nie masz żadnych szans.

-Jeśli zapomniałeś ja także posiadam tą moc-zaśmiał się paskudnie, patrząc na mnie z pogardą.

-Mam po swojej prawicy Bogów, a po po mojej lewej ludzi którzy się ciebie nie boją, na nic zda się twoja armia i na nic zda się twoja moc. Między nami jest ogromna przepaść i muszę cię zasmucić, ale ty nigdy jej nie przeskoczysz, ja posiadam moc darowaną mi od Bogów ty ją zdobyłeś niszcząc swoją duszę.-patrzyłem na niego hardo czując jak każdy mięsień w moim ciele zaczyna płonąć-Nie wygrasz tego...

-ZAMILCZ!-krzyknął na mnie, a jego kły wydłużyły się potwornie wystając mu z pod warg.-Jesteś słaby w porównaniu ze mną! To ja powinienem być na twoim miejscu, to ja powinienem być Władcą tych przebrzydłych gadów.-wokół mnie wytworzyła się fioletowa mgła, a ja czułem jak powoli rosnę wzdłuż i wszerz. Mój wzrok wytężył się jeszcze bardziej, a na plecach wyrosło coś co okropnie mnie bolało, jednak było długie i zadziwiająco lekkie. Upadłem na czworaka, a na moich rękach pojawiły się łuski. Czarne łuski powoli obrastały moje ciało, czułem jak staję się coraz większy. Drago patrzył na mnie oniemiały. Wiedziałem co się dzieje.

"Będziesz się mógł zmieniać w smoka!"

Spojrzałem uśmiechając się pogardliwie w stronę Drago i, gdy przemiana się zakończyła rozprostowałem skrzydła i spróbowałem polecieć w górę. Pamiętam jak Szczerbatek dawał mi kiedyś lekcję latania właśnie w takim wypadku i na szczęście niczego nie zapomniałem. Wzbiłem się w powietrze i nim ktokolwiek zdążył zareagować poleciałem w stronę Berk.

Nareszcie wracam do domu!

---------

Macie tu długi rozdzialik. Około 2180 słów. Postarałam się co nie?

Dobra info jak na razie będę wrzucała tylko to bo chcę w końcu ją zakończyć moje kochane kropelki.

*Indeks czy chuj wie jak to się nazywa*

Odyn-najwyższy z bogów, władca , bóg wojny i wojowników, bóstwo mądrości i poezji

Thor-bóstwo burzy i piorunów, bóg sił witalnych

-Tyr-bóg wojny, prawa i sprawiedliwości

Baldur-bóg dobra, piękna, sprawiedliwości i wiosny, syn Odyna i Frigg

Hajmdal-bóg światła dziennego i tęczy, opiekun bogów, twórca podziału społecznego wśród ludzi

Frigg-bogini miłości, opiekunka małżeństwa i rodziny, bóstwo płodności i bogactwa, żona Odyna, matka Baldura,

Nanna-bogini reprezentująca dobro, piękno i wiosnę. Z rozpaczy po śmierci męża rzuciła się na jego stos pogrzebowy i spłonęła wraz z nim.

Sif-bogini zbóż, urodzaju, płodności, miłości i urody

Skuld-najmłodsza z norn odpowiedzialna za przyszłość, jej zadaniem było określanie czasu ile będzie żył noworodek czy jakoś tak XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top