Rozdział 13

Przez następny tydzień na Berk trwała żałoba. Mimo iż Pyskacz bardzo tego nie chciał, ustanowiono Czkawkę zmarłym i odprawiono mu pogrzeb. W tym czasie wódz Berk chodził bardzo smutny i przybity ,był niezdolny do wykonywania funkcji, więc na pewien czas wodzem został Sączyślin (lub Podłosmark-dop.autorka).

Jednak większość osób była szczęśliwa i tylko przy Stoiku udawali żałobę, jednak często spotykali się u kogoś w domu i pili do nieprzytomności, ciesząc się, że wreszcie utrapienie i hańba dla ich wyspy zniknęła. Najbardziej z tego wszystkiego byli zadowoleni jego rówieśnicy. W końcu teraz każdy z nich miał szansę, aby zostać przyszłym wodzem Berk, a najczęściej śmiali się z momentów kiedy Czkawka otrzymywał od nich porządne bęcki.

Nikt z nich jednak nie wiedział, że chłopak żyje i ma się bardzo dobrze. Egzystuje sobie sam wraz ze smokami i o dziwo nie narzeka na samopoczucie. Zwiedza nowe lądy i poznaje przyjazne plemiona. Chłopak jak na razie szuka sobie miejsca dobrego do zamieszkania, choć wie że powinien raczej skupiać się na swojej misji.


Na Berk znowu wzeszło słońce co było prawdziwym dziwem, gdyż tu prawie zawsze jest pochmurnie. Młodzi wikingowie udali się, więc na plażę Thora, aby przynajmniej zamoczyć sobie stopy w chłodnej wodzie bezkresnego oceanu. Nie chcieli marnować takiej pogody, a cieszyć się nią puki jeszcze jest.

-Nie uważacie że to zniknięcie Czkawki jest jakieś, no ja wiem...podejrzane?-rozpoczęła ich rozmowę Hofferson'ówna.-No bo patrzcie, zniknął tylko koszyk jedzenia i nic innego.

-Zbyt się tym przejmujesz skarbie-powiedział Sączysmark, za co od razu dostał sierpowego w brzuch.-Ała! Nie tak brutalnie!

-To się w końcu przymknij matołku!-krzyknęła na niego Astrid-Nie zniknęła z portu żadna łódź i żadna nie przypłynęła, Johan Kupczy też nic nie wie. Przecież to niemożliwe, aby tak nagle rozpłynął się w powietrzu!

-A może wybudował tratwę czy coś-odezwał się cichutko Śledzik, jakby się bał, iż on też zaraz oberwie.

-Czkawka nie był głupi, tratwa nie wytrzymała by silnego sztormu, zginął by od razu-obaliła teorię pulchnego chłopaka-A jeśli chciał uciec to nie miał by chyba w planach śmierci, nie prawdaż?

-A co ty się nim tak przejmujesz?-zapytała głupio Szpadka, zresztą jak zwykle-Zakochała się czy jak?

-Nie!-krzyknęła Astrid, nawet jeśli czuła do niego lekką sympatię, to nie był on jak na razie mężczyzną dla niej-Po prostu to jest podejrzane...to tak jakby nie uciekł ziemią, tylko niebem-Astrid spojrzała się na błękitne niebo, na którym spokojnie pływały sobie białe chmury.

-Popadasz w paranoje "detektywie Hofferson"-znów odezwała się Szpadka i po chwili powróciła do kłótnio-bójki z bratem bliźniakiem.

-Może macie racje-powiedziała dalej patrząc w niebo-Może za bardzo się tym przejmuję?

I w tym momencie wszyscy roześmiali się i powrócili do spędzania miło dnia.

====

Pyskacz wraz z Stoikiem siedzieli w kuźni. Odkąd zaginął Czkawka, Gbur musi wykonywać wszystko sam. Już zapomniał jak to jest kiedy ma się tyle roboty. Zazwyczaj młody Haddock przychodził w nocy i wykonywał spory kawał, wręcz perfekcyjnej roboty, a teraz blondyn musiał to robić wszystko sam. Nie narzekał za bardzo, wolał siedzieć cały dzień w kuźni, niż wysłuchiwać jak wszyscy obgadują jego byłego czeladnika. Kowal miał ochotę powiedzieć wszystko Stoikowi, ale w jego obecnym stanie jest to raczej niewykonalne. Po prostu Ważki przeżywa tą starte bardziej od śmierci swojej ukochanej żony Valki.

-Pamiętam jakby to było wczoraj Pyskacz -przerwał niezręczną ciszę rudobrody-jak trzymałem tego małego bobasa i patrzyłem prosto w jego zielone oczy.

-Wiem Stoik mi też go brakuje-odezwał się kowal, który w tym momencie naprawiał zepsutą broń, w tym tygodniu mieli ogromy atak smoków i było wiele zniszczeń, jak i strat.-Jakie on cuda potrafił wykuwać! Szczerze powiem, że uczeń przerósł mistrza!

-Nie zdążyłem go przeprosić za to jaki byłem-mężczyzna patrzył tępo przed siebie, jakby liczył że zaraz tam pojawi się jego syn, jego jedyne dziecko.

-Stoik, wiem że to dla ciebie trudne, ale wiedz że jestem w tym z tobą, a ty się musisz w końcu ogarnąć, bo wioska cię potrzebuje!-krzyknął na Stoika Pyskacz już zmęczony tym jego tygodniowym lamentowaniem.-Mi też chłopaka brakuje, ale przychodzę do kuźni i naprawiam tą cholerna broń na Thora, choć wiem że większą część niej wykuł Czkawka

-Wiem Pyskacz, oj wiem-westchnął wódz-Jednak dalej nie wiem jak udało mu się uciec, mimo że żadna łódź nie zniknęła...

-Tego raczej się nie dowiemy przyjacielu-powiedział kowal i powrócił do swojej pracy.

====

Astrid właśnie szła na swój popołudniowy trening. Zazwyczaj po prostu rzucała toporem w drzewa, jednak tym razem chciała poćwiczyć zwinność i szybkość. 

Udała się więc w poszukiwaniu jakiejś polany, na której nikt by jej nie przeszkadzał, a tym bardziej jej nie znalazł. Chodziła już tak bez celu od około godziny, jednak nadal nic nie znalazła i była tym bardzo rozwścieczona. Kilka drzew już ucierpiało...

W pewnym momencie dziewczyna się o coś potknęła i zaczęła się turlać prosto w dół, aż wpadła do małego jeziorka w Kruczym Urwisku(heheheh a masz blondi-dop.autorka). Gdy tylko wypłynęła na brzeg, zaczęła przeklinać w tak głośny sposób, że nawet kilku wikingów w wiosce ją usłyszało. Podniosła swój topór z ziemi i rzucała nim gdzie popadnie, aż wszystko uderzyło o skałę i trafił w jej czoło trzonek topora. Wtedy ta usiadła na kamieniu i patrzyła się wkurzonym wzrokiem na swojego przyjaciela (topór). Nagle zauważyła coś leżącego obok kamienia na którym siedziała. Leżał tam zeszyt i najlepsze było to, że ona wiedziała do kogo on należy.

-No, no, no matołku jednak taki inteligentny nie jesteś-uśmiechnęła się do siebie i schowała go z powrotem na swoje miejsce, czekając aż wróci tu jutro i poczyta sobie swoją nową lekturę.


=====

874-słowa 

Starczy wam na dziś. Jak już pisałam od dziś do wtorku za tydzień codziennie będzie pojawiał się rozdział. Jezu ,żebym ja w tym tygodniu tego nie zakończyła :)



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top