Rozdział 10

I znów wracam do nudnej i szarej rzeczywistości. Znów jestem tylko i wyłącznie zwykłym i mało istotnym Czkawką. Wolałbym teraz słuchać opowiadań Szczerbatka na temat jego przygód i innych smoków. Jednak nie mogę spędzać z nim każdej chwili. Chyba, że odejdę wraz z nim z tej przeklętej wyspy, która jednak jest moim domem. Tu się wychowałem, zakochałem i mieszkałem przez wiele lat i tak po prostu mam to opuścić i już nigdy nie wrócić?

Kocham ojca i Pyskacza (no i Astrid, ale ona jest teraz mało istotna), jednak jak myślę, że miałbym nagle zniknąć i wrócić po wielu latach, to aż mnie skręca od środka. Szczerbatek jest dla mnie jak brat, który wysłucha i zrozumie, ale nie chce go zostawiać z powodu moich uczuć i przynależności. Nie mogę porzucić smoków, które potrzebują pomocy, a Mordka sama sobie nie poradzi. Wikingów też nie namówię do pokoju między naszymi światami, bo mnie wyśmieją, albo pogonią precz bo pomyślą że zwariowałem. Moje życie jest jakieś dziwnie. Nie mogłem urodzić się jako normalny wiking, z którego rodzina jest dumna?

Musiałem przyjść na świat za słaby. Jestem mizerny, a mięśni nie mam żadnych. Nie wyróżniam się też wyglądem. Jestem jak każdy normalny człowiek na tym świecie, więc dlaczego to mnie wybrano na Smoczego Króla?

Nie jestem odważny, ani męski. Jedyne co potrafię to tworzyć i naprawiać broń, choć i to niekiedy sprawia problemy. Muszę się zabrać za siebie, mimo że nie chce się zmieniać z potrzeby, ale jeśli chce chronić swoich ludzi i smoki muszę kompletnie zniknąć z życia innych. Zdecydowałem co muszę robić.

Pracowałem właśnie w kuźni, kiedy wszedł do niej wódz i udał się od razu do Pyskacz. Tuż za moim ojcem szła Astrid, wraz ze swoim toporem. Westchnąłem głęboko, bo to już szósty raz w tym tygodniu. Ja rozumiem, że Smark ją wkurza, ale że aż tak?! 

Ta podała mi tylko topór i wyszeptała groźnie bym go naostrzył. Odebrałem od niej broń i przyglądnąłem się jej.

-Ogranicz to rzucanie w biedne drzewa, bo jeszcze trochę "papa" ulubiony toporku-powiedziałem i wskazałem na las, gdzie większość drzew jest zniszczona przez Astrid.

-A to niby dlaczego-zabrała mi broń i uważnie na nią patrzyła. Głupiutka.

-Spójrz na ostrze jest wyszczerbione i prawie, że zgięte w prawo-wskazałem na ostrze toporu-a trzonek za niedługo się złamie, jest bardzo starty i trochę połamany. Radziłbym ci znaleźć inny sposób na odstresowanie-powiedziałem i udałem się w stronę stołu by coś z tym zrobić.

Wyjąłem trzonek z główki broni i wymieniłem go na jakiś inny, który robiłem po nocach gdy mi się nudziło. Górkę toporu w miarę wyprostowałem i naostrzyłem. Gotową broń oddałem dziewczynie, a ta tylko podziękowała, choć to słowo ledwo przeszło jej przez gardło. Znów westchnąłem na myśl o tym, że nikt już nie potrafi bym wdzięcznym. Od zawsze tylko "Czkawka zrób i Czkawka idź" i tyle, żadnego dziękuje. Taki już mój los. 

Nagle do głównego pomieszczenia wszedł Pyskacz wraz z ojcem. Gbur podszedł do Astrid i ruchem ręki kazał jej dać swoją broń.

-Po co to naprawiałeś?-spytał dziwnie na mnie patrząc-Przecież to jest do wywalenia.

-Oj Przepraszam, że nie chce marnować swojej ciężkiej pracy!-krzyknąłem i zabrałem mu topór-Już to wywalam. Jak widać już nie to samo co kiedyś-westchnąłem głośno.

-Czkawka no nie obrażaj się-Pyskacz położył mi rękę na ramieniu, a we mnie zagotowała się krew.

-NIE DOTYKAJ MNIE!-krzyknąłem znowu i czułem wyostrzenie się mojego wzroku, tak samo poczułem jak moje kły się wydłużyły i wyostrzyły.

-Czkawka? Wszystko dobrze?-zapytał mnie Stoik, a ja natychmiast się uspokoiłem i wiedziałem też, że te dziwne skutki uboczne mojej złości też zniknęły.

-Nic mi nie jest...przepraszam za mój wybuch-powiedziałem i spuściłem głowę w dół-to się nie powtórzy.

-Dobra oddaj młodej ten topór i wracaj do roboty-Pyskacz podszedł do mnie i zabrał broń, oddając go blondynce.

Kiwnąłem tylko głową i zabrałem się za wykonywanie mojej pracy. Nudnej i długiej, ale przynajmniej pracy.

-Czkawka możemy porozmawiać?-zapytał mnie Stoik.

-Tylko szybko. Jeśli znowu zaczniesz temat wodza, lub tego jaki to ja jestem to od razu wychodzę-powiedziałem obojętnie.

-No to nie mamy o czym porozmawiać.-odparł załamany i usiadł na krześle, które nie wiem co tam robiło.

-Żartowałem-spojrzałem na niego-Mów co twoje serce trapi.-oparłem się o stół  i patrzyłem na poczynania ojca.

-Czkawka to już ten czas, kiedy powinieneś zacząć interesować się zabijaniem smoków-zakrztusiłem się wodą, którą akuratnie piłem. Że co na Thora Świętego?!

-Że co na Thora Świętego?!-moje myśli zamieniły się w słowa- A nie za wcześnie na to? Ja lubię moją pracę w kuźni!

-Tak! Masz już prawie szesnaście lat-wstał z krzesła, a to się przewróciło-Ja w twoim wieku to już nie jednego na włócznię nabiłem!

-Ale ja nie jestem tobą-krzyknąłem. Kurde gardło sobie zedrę- Przestań mnie porównywać do innych, bo jestem taki jaki jestem i nic tego nie zmieni!

-Nie dyskutuj ze mną!-krzyknął na mnie. Wiedziałem, że rozpętam kłótnię, ale nie będę szedł za tym co ktoś postanowił. Sam postanowię jak zakończy się moje życie i nikt, a tym bardziej Stoik Ważki nie powie mi jak ma ono wyglądać-Jestem twoim ojcem i wiem co dla ciebie dobre, więc nie dys...

Jego zdanie przerwał jakiś wiking, który zdyszany i spocony wpadł do kuźni i zaczął coś mówić o smoku na arenie. Szybko tam pobiegłem. Tym razem nie zawiodę. Nie mogę...po prostu nie mogę!

Niestety jak gdy tylko dobiegłem smoczyca Drzewokosa już nie żyła, a wszyscy wokół się śmiali.

Wbiegłem na arenę i nie zwracając uwagi na ludzi ukucnąłem przed łbem gada głaszcząc go. Nagle wszyscy ucichli i dało się usłyszeć skrzeczenie. Spojrzałem na skrzydło skąd wydobywał się dźwięk. Z pod skrzydła wyszedł mały Drzewokos.

-No już Harf! Zabij go-skandował tłum, a ja patrzyłem na małego. Wiking zaczął się zbliżać, więc postanowiłem nie siedzieć jak ostatni kołek i szybko podbiegłem do małego i przytuliłem go do siebie.

-NIE POZWOLĘ NA TO!-krzyknąłem ze łzami w oczach.-Nie zabijecie go...

-Czkawka odsuń się od tego smoka- powiedział mój ojciec chodząc na arenę-pozwól nam się go pozbyć.

-Nie zabijecie bezbronnego dziecka!-łzy zaczęły ściekać po moich policzkach-Ono wam nic nie zrobiło! Czy gdybym ja był dzieckiem wroga ,zabiłbyś mnie?

Nastała niezręczna cisza, która była czasem decydującym o losie smoka i moim. Patrzyłem z determinacją w oczy mojego ojca. Widziałem jak bardzo zastanawia się nad tym wszystkim.

-Dobra...wypuść go...-powiedział zrezygnowany, a ja wypuściłem smoka, który natychmiast uciekł w stronę lasu.-A ty idziesz ze mną!

Złapał mnie na koszulkę i pociągnął w stronę domu. Przełknąłem głośno ślinę. Mam przerąbane i to bardzo. W skali od 1 do 10 to jestem przegrywem i umrę. Gdy tylko znaleźliśmy się w domu zostałem rzucony na ziemię i mocno uderzyłem w ścianę. Bolało, ale najgorsze jeszcze przede mną.

-Co to miało być na Thora!-potężny krzyk rozniósł się po naszej chacie-Co ty wyprawiasz!?

-To co powinienem! Nie pozwolę abyście zabijali bezbronne dzieci!-krzyknąłem i szybko podniosłem się z ziemi.

-Te dzieci rosną na krwiożercze bestie zabijające nas!-wiking ryknął głośno i strącił obraz mamy, który wisiał tam niezmiennie od wielu lat.

-Jak widać nie tylko smoki- powiedziałem i uciekłem do siebie i szybko zabarykadowałem drzwi. Niewiele myśląc spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i uciekłem przez okno do lasu. Nie szedłem długo, bo po chwili znalazłem się w Kruczym Urwisku. Szczerbatek znalazł się obok mnie w zaskakująco szybkim tempie, bo przed chwilką jeszcze leżał na ziemi i spał.

-Co się stało Czkawka?-zapytał mnie, widząc pewnie mój wyraz twarzy, lub wyczuł moje emocje.

-Wynosimy się stąd...-powiedziałem a smok popatrzył na mnie myśląc, że żartuje-na zawsze i bezpowrotnie...


------

AAAAA wreszcie zaostrzam akcję!

Nawet nie wiecie jak bardzo mam ochotę przekląć! I to tak bardzo!

Dobra ,teraz ważne info. W ciągu tygodnia albo dwóch nie pojawią się rozdziały ,bo będę pisać na zmianę. Dwa rozdziały z tego i dwa rozdziały z np.Shotów. 

Więc nie piszcie ,aby pojawił się szybciej ,bo raczej się pojawi w terminie przeze mnie ustalonym.

A jak się pojawi to znaczy ,że napisałam te dwa inne w zaskakująco szybkim tempie :)

Do zobaczenia kropelki!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top