Rozdział 1

Słońce powoli wschodziło, a jego promienie wdzierały się do pokoju piętnastoletniego wikinga.
Chłopak obudzony przez promienie słoneczne wstał z łóżka, ubrał na siebie brązowy futrzany bezrękawnik, który dostał od ojca na Snoggletog. Gdy był już gotowy zszedł na dół, aby zjeść śniadanie i nie zdziwił go widok kromek chleba, posmarowanych masłem. W domu już nikogo nie było co wywnioskował z dogasającego ogniska.

"Jak zwykle sam" pomyślał szatyn.

Gdy wgryzł się w pierwszą kanapkę wiedział, że i tak jej nie skończy.
Młody od zawsze mało jadł, nieraz co kilka dni. Swoją niedowagę i zostawione jedzenie jakoś wyjaśniał Stoikowi, mimo że on zawsze nie chciał w to wierzyć. Odłożył pół kromki na drewniany talerz i wyszedł z domu, kierując się w stronę kuźni. Starał się iść ostrożnie, aby nie spotkać swojego kuzyna wraz z jego kolegami lub jak kto woli bandą.
Każdego dnia znęcali się nad nim, wymyślając coraz to nowsze obelgi, lub sposoby aby wysłać go to Gothi-miejscowej szamanki.

Na jego szczęście tego ranka obyło się bez dramatycznego spotkania. Wchodząc do kuźni poczuł przyjemne ciepło , wydobywające się z pieca. Ubrał fartuch i zabrał się za robotę , a o dziwo było jej dziś mało. Do naostrzenia kilka mieczy i toporów oraz niewielka ich ilość do naprawy.
Wyspa Berk, którą zamieszkiwał bohater leży jakieś dziesięć dni drogi na Północ od beznadziei i rzut beretem od zamarzniesz na śmierć. Wyspa opływająca w dostatek, zamieszkana przez lud groźnych i nieulęknionych Wandali, rządzona przez wspaniałego i rozsądnego wikinga jakim był Stoik Ważki.
Mają tu ryby, owce oraz malownicze zachody słońca.
Taki równoleżnik gdzie wszystko równo leży, z wyjątkiem osady, która stoi... od siedmiu pokoleń zresztą a mimo to wszystkie budynki są nowe.

Jedynym problemem mieszkańców są szkodniki.
U innych są to myszy, względnie jakieś robaki, ale oni mają... Smoki!
Właśnie smoki, znane jako krwiożercze bestie siejące postrach i pożogę. Jednak czy to prawda?
Porywają owce choć z wiedzy jaką posiadają wikingowie, wiemy  że żywią się one rybami.

Dziwne nie?

Każdy wiking,  który nie zabił smoka jest nikim.
Taki Śmiertnik Zębacz to absolutne minimum. Za Gronkla jakaś by na was poleciała, albo taki Zębiróg Zamkogłowy, co dwie głowy to nie jedna, podwójny szpan.  Jednak większym wyzwaniem jest Koszmar Ponocnik. Gad ma nieprzyjemną umiejętność samozapłonu. Jeszcze jest jeden smok. Nikt go nigdy nie widział i nie zabił. Nigdy nie porywa owiec i nigdy nie chybia. U wielu wikingów samo wymówienie jego nazwy przyprawia o gęsią skórkę, a widok mroził krew w żyłach.

"Nocna Furia! Kryć się!" - pada często z  ust nawet najdzielniejszego wikinga.
Nocna Furia nieprawy pomiot śmierci i burzowych piorunów, niosący śmierć. Tylko prawdziwi szczęściarze wyszli z tego spotkania cało. Nawet ktoś tak wspaniały jak Stoik, chowa się przed smokiem tego gatunku. Jednak jeden chłopak od ponad trzech lat stara się złapać Nocną Furię, niestety bezskutecznie. Czkawka Haddock nazywany "niedorobioną latoroślą Stoika" , nie poddaje się i poluje na bestię podczas ataków smoków. Za każdym razem jednak wpada w kłopoty, z których wyciąga go ojciec, następnie obiecuje  że już tego nigdy nie zrobi. 

-O widzę , że mój poranny ptaszek już w pracy?-do kuźni wszedł przyjaciel Czkawki (chyba jedyny)-Pyskacz. Gruby blondyn o niewyparzonej gębie z wymiennym kikutkiem , był jedynym kowalem na Berk , no nie licząc jego czeladnika Czkawki , któremu przekazał całą swoją wiedzę na temat rzemiosła.

-Ta chyba nie sądziłeś , że spędzę cudowny poranek z tatusiem?-w głosie chłopaka słychać było ironię. Kowal tylko westchnął cierpiąco i zabrał się do pracy. Stoik jest jego najlepszym przyjacielem i fakt nie za bardzo sprawdza się w roli ojca, ale stara się jak tylko może. Pyskacz rozumie, że trudno jest pogodzić rolę wodza i ojca, ale według niego to właśnie Czkawka powinien być na pierwszym miejscu. Rudobrody powinien usiąść i porozmawiać z szatynem a nie, tylko skarżyć się jak to ma ciężko z Czkawką. Owszem wie o tym, że chłopak mało je i widział jak młody coraz bardziej traci na wadze, ale przecież go nie zmusi do jedzenia.

-Już nie przesadzaj. Stoik stara się jak może-każdy w wiosce wiedział, że kowal jest straszną paplą i zdziwiło ich to, że jeszcze nie wygadał się tej dwójce, w końcu obydwoje mu się zwierzają.-Wiesz, że pogodzenie roli ojca i wodza to nic łatwego. Stoika nie ma chwilkę, a cała wioska się wali.-pomachał rozgrzanym żelazem przed twarzą chłopaka.

- Tylko, że ja go potrzebuje bardziej.-zielonooki wyszeptał podpierając się o stół rękami-Pyskacz mi już nie chodzi o to, że nie zachowuje się jak ojciec, jednak chciałbym  aby częściej był w domu.

-Czkawka wiem  że to dla ciebie trudne, ale wiedz że jego ojciec był bardzo surowy i Stoik nie potrafi wgrać się w rolę ojca, zresztą...kiedyś zrozumiesz-kowal zmienił swój hak na duży żelazny młot i zaczął uderzać w miecz, aby go trochę naprostować. Czkawka już się więcej nie odzywał. To nie tak, że nie kocha Stoika, owszem kocha go, ale nie czuje tej ojcowskiej miłości, którą Ważki powinien mu okazać.

Po skończonej pracy zmęczony chłopak wrócił do domu, aby zjeść mega skromną kolację, którą sam sobie przyrządzi. Jakie było jego zdziwienie kiedy po wejściu do domu ujrzał rudobrodego wikinga, siedzącego przy stole z przygotowaną kolacją. Przełknął ślinę. Najciszej jak potrafił szedł do swojego pokoju na piętrze. Niestety wchodząc po schodach nadepnął na skrzypiącą deskę.

-Czkawka-powiedział a chłopak przeklną pod nosem-Chodź na kolację.

- Nie jestem głodny- szatyn stanął przed ojcem, był cały spięty. Nie powinien tego mówić, ale nie chciał by ojciec patrzył ile on je-zjem na śniadanie- i już by uciekł na górę, gdyby nie silne i duże ręce sadzające go na krześle przed parującym posiłkiem.

-Masz to zjeść. Rano zjadłeś ledwo pół kromki chleba. Czkawka martwię się-powiedział wyraźnie zmartwiony Stoik.- Nie odejdziesz stąd dopóki nie zjesz- chłopak niechętnie wgryzł się w udko kurczaka. Gdy widoczne były już trzy ślady zębów na mięcie, chłopak odłożył je na talerz. Nie chciał więcej, ale widząc surowy wzrok ojca zmusił się go dalszego jedzenia.
Po godzinie odłożył kość i westchnął cierpiąco. Czuł się bardzo dziwnie. Pierwszy raz od pięciu lat był najedzony. Choć nigdy nie potrzebował zbyt wiele pożywienia to teraz czuł jakby miało mu za chwilę rozsadzić żołądek.

-I co tak trudno było?-zapytał wódz śmiejąc się- no idź teraz spać-poklepał go po plecach. Szatyn udał się do swojego pokoju, sztucznie uśmiechając się do Stoika. Wiking niczego nie świadomy zaczął sprzątać talerze...
Gdyby tylko słyszał jak jego jedyny syn wymiotuje w swoim pokoju...

1067 słów.

Krótkie wyjaśnienie.
Nie , że Czkawka jest bulimikiem czy cuś. Jeśli kto kolwiek był na wycieczce szkolnej w Oświęcimiu to raczej pani oprowadzająca mówiła , że więzniowie , gdy zostali nakarmieni zwracali posiłek i umierali.
Czkawka miał podobnie tylko on nie umrze ze względu na to , że je często a w ośmięcimiu teoretycznie nic nie jedli i były gorzmsze warunki.

To chyba tyle. Za wszelkie błędy ortograficzne , interpunkcyjne i stylistyczne przepraszam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top