Rozdział 30

Drago okładał mnie tym pieprzonym batem bez jakiejkolwiek litości.  Odkąd pamiętam próbował wyciągnąć ze mnie tajemnicę Smoczego Króla. Jednak nikt nie może jej znać, nawet ja. Ten człowiek myśli, iż zdradzę mu coś czego sam nie wiem. Zabawne. Spojrzał na mnie rozwścieczony i uderzył we mnie ostatni raz. Dostałem w twarz prosto w oko, które zdążyłem zamknąć, by nie ulec zbyt wielkiemu uszczerbku. Czułem jak krew sączy się ze świeżej rany i powoli spływa po moim policzku, trafiając na usta i powoli kapie do kałuży krwi, która się pode mną utworzyła. Coraz gorzej się czułem i wiedziałem, że powoli tracę przytomność. Jeśli mam być szczery jak na razie jest to najlepszy z możliwych wariantów. Spojrzałem na tego popaprańca. Uśmiechał się szyderczo i bawił się jakimś małym, aczkolwiek ostrym nożem. Naprawdę piękne rzemiosło. Oh Pyskacz nawet teraz coś zostało mi z twoich lekcji. Facet podszedł do mnie powoli i czułem jak nóż przejeżdża  po mojej ręce, zaczynając od barku a kończąc na dłoni. Stworzył jedną wielką ranę, z której sączyła się ogromna ilość krwi. Z mojego gardła wydobył się krzyk bólu. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na Drago. Jego psychopatyczny uśmiech przeraził mnie pierwszy raz odkąd go zobaczyłem. Jednak nie to wprawiło mnie w przerażenie. Patrzyłem na jego oczy. Niegdyś ciemno brązowe ,teraz krwisto czerwone, jego źrenica była pionowa, a zęby lekko wyostrzone. To niemożliwe.

-A-ale j..jak?!-zapytałem ledwo przytomny-T..to ni-niemo-możliwe!

-Wszystko jest możliwe mój chłopcze-powiedział, a z jego parszywej gęby nie schodził z twarzy-Wystarczy tylko trochę kontaktów i lękliwych ludzi, można powiedzieć nawet że zdrajców...

-Johan-wyszeptałem spuszczając głowę w dół-Pieprzony zdrajca!

-Myślałeś, że zabierzesz tajemnicę do grobu?!-krzyknął mi prosto w twarz, przy okazji wbijając nóż w lewe ramię, krzyknąłem-Teraz jestem wreszcie Królem!

-Nigdy nim nie będziesz!-krzyknąłem, czego od razu pożałowałem dostając z pięści w twarz-Puki żyje ja i Szczerbatek nigdy smoki cię nie posłuchają! Jesteś nędzną imitacją Króla, to co zrobiłeś...-z moich oczu poleciały łzy. To co on zrobił jest nieludzkie.

Żeby stać się Smoczym Królem trzeba zostać odtrąconym przez ludzki świat, zaznać cierpienia i poniżenia. Trzeba poczuć ból na własnej skórze. Ja to przeżyłem, lata na Berk ukształtowały dla mnie połowę mojej smoczej duszy. Następnie poznałem Szczerbatka i się z nim zaprzyjaźniłem. Kolejnym etapem smoczej duszy jest zaufanie. Miałem wtedy dwie opcje, albo zostawić smoka w spokoju, albo powiedzieć o tym ludziom z wioski i skazać smoka na śmierć.

Jednak jest sposób, aby ominąć ten proces. Jednak jest on trudny i wymagający ogromnego poświęcenia. Żeby zyskać smoczą duszę w inny sposób należy dostać się na Wyspę Smoków i pokonać szereg pułapek zastawionych tam przez samych Bogów Asgardu. Jednak nie to jest w tym wszystkim najważniejsze. Jeśli chcesz stać się pół-smokiem musisz wrzucić do wulkanu coś co kochasz. I nie chodzi tu o ulubiony kubek czy misia, tylko o osobę. Musisz poświęcić czyjąś duszę, aby stracić część swojej. Jednak mi nie pasowało. Drago nie posiada żadnych uczuć ,do nikogo. Chyba że...

-Deron-wyszeptałem i spojrzałem na niego-Twój syn...gdzie o jest?!

-Dusza za duszę chłopcze-zaśmiał się, a ja poczułem ukucie w sercu-W końcu się na coś przydał bękart, choć trochę mi go szkoda, był całkiem dobrym żołnierzem-mężczyzna przeszył moje ciało wzrokiem. Podszedł powoli do stolika i złapał za topór. Dobra teraz serio się boje.

Facet podszedł do mnie znowu i kopnął moje zwisające nogi. Zaśmiał się parszywie i polizał mnie po policzku, smakując mojej  krwi. Obrzydliwe. Facet oblizał się, a jego wzrok zrobił się jeszcze bardziej dziki. Teraz mogłem ujrzeć jego prawdziwe oblicze. Ten facet nie ma żadnych skrupułów. Żadnych.

-Jak myślisz-zaczął spokojnie-Czy twoja rodzina ucieszy się z twojego martwego ciała w prezencie? Czy może wolisz zostać rozszarpany przez dzikie smoki?-Nie odpowiadałem mu. Nie wiedziałem co i nie wiedziałem jak. Straciłem kontrole na swoim ciałem. Oberwałem w twarz. Znowu. Potem w brzuch. Drago do drugiej ręki wziął wiadro i wylał je na mnie. Rany mnie szczypały. Woda z solą? Za pewnie.

Mężczyzna popatrzył na mnie i złapał mnie za podbródek. Podniósł moją głowę i popatrzył na mnie z wyraźnym zdegustowaniem. Gardził mną, jak zresztą wieloma ludźmi. Kiedy puścił moją głowę ta opadła w dół. Jednak to co mnie czekało było jak na razie miłym traktowaniem. Zamachnął się ręką, w której dzierżył topór. Po chwili nastąpiło to co od początku planował. Topór wbił się w moją lewą nogę odcinając ją. Krzyk ogromnej agonii uciekł z mojego gardła, a z oczu polały się łzy. Dalej nic nie słyszałem. Po prostu zemdlałem...

======

Jutro postaram się coś jeszcze wrzucić. Jednak nie obiecuje.

Kofam was!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top