Rozdział 28
Chłopak wraz z swoim przyjacielem latał po niebie, a jedyne co było widać to mała i ledwo widoczna czarna plama. Czkawka złapał się mocno siodła i zaczęli pikować w stronę wody. Kilka metrów przed oceanem, smok rozłożył skrzydła i obydwoje zaczęli szybować. Był to jedyny moment w ich szalonych lotach, gdzie mogli choć przez chwilę po podziwiać widoki. O tej porze niebo było naprawdę niezwykłe. Na granatowej płachcie porozrzucano malutkie świecące się punkciki. Czkawka czasami jak był mały wymykał się potajemnie z domu i przez prawie całą noc oglądał je. Czasami myślał jak to jest móc być blisko tych cudownych kropek na sklepieniu. Teraz jednak już wiedział, że to uczucie jest jednym z najpiękniejszych w jego życiu, kochał to uczucie kiedy to wznosił ponad wszystko i latał zostawiając swoje zmartwienia na lądzie. Czkawka od małego był marzycielem i choć starał się twardo stąpać po ziemi, to nic nie potrafiło uchronić go przed jego szalonymi i magicznymi rozmyślaniami. Według jego ojca jego zachowanie było niedojrzałe i nie godne wikinga oraz przyszłego wodza, Czkawka za każdym razem, gdy ten mu to wypominał przedrzeźniał go gdy ten tylko się odwrócił. Szatyn posiadał szalony charakter, który swobodnie ukształtował przez te lata. Zero zakazów i nakazów. Nikt nie mówił mu co ma robić (prócz Heather'y oczywiście, ale ona jest jego jedynym wyjątkiem). Zielono-oki spojrzał na wioskę, która powoli zasypiała i paliły się już tylko poszczególne pochodnie. W pewnym momencie zauważył swoją narzeczoną, która spacerowała w towarzystwie Astrid. Czkawka miał co do tego złe przeczucia, ale wiedział że oliwko-oka sobie poradzi, przecież mieszka z nim już dwa lata.
Chłopak postanowił polecieć trochę dalej od Berk na małe zwiady. Zabawa zabawą, jednak w tych czasach muszą się mieć na baczności. Czkawka rozglądał się za potencjalnym zagrożeniem, które mógł dostrzec dzięki smoczym oczom. Nic jednak nie dostrzegł, więc postanowił wracać. Zawrócił Szczerbatka i powoli wracali na Berk. Jednak w pewnym momencie Czkawka usłyszał świst i poczuł coś bardzo nie przyjemnego. Nie zdążył jednak zareagować, kiedy to strzała wbiła się w jego ramię, a on dojrzał jeden z statków Drago. Złapał za nią i wyciągnął ją szybko i delikatnie polizał grot strzały, natychmiast wypluwając ślinę wraz z bardzo nieprzyjemnym smakiem.
-Smoczy korzeń-powiedział cicho, delikatnie osuwając się z siodła.-Szczerbatek uciekaj-wyszeptał i spadł nieprzytomny ze smoka. Chłopak upadł wprost na statek wroga, a żołnierze rozpoczęli strzelanie także i do smoka zielono-okiego.
-Trzymaj się Czkawka!-wyryczał smok-Wrócę i ci pomogę!-krzyknął po smoczemu i odleciał, by sprowadzić pomoc. Gdyby były to wojska Viggo, Szczerbatek od razu wy poleciał, aby ratować przyjaciela jednak mowa tu była o Drago. Największym popaprańcu tego świata.
Z głośnym uderzeniem o ziemię wylądował na Berk i natychmiast zaczął ryczeć i biegać jak szalony po wiosce. Dopiero gdy zobaczył biegnącą w jego stronę Heather'ę uspokoił się trochę, co nie zmieniało faktu że martwił się o Czkawkę.
-Co się stało Szczerbatek?-zapytała dziewczyna spokojnie-Gdzie Czkawka?!-zaczęła się rozglądać poszukując swojego narzeczonego.
-Drago go ma-odpowiedział jej, a wszyscy którzy zgromadzili się wokół nich spojrzeli na kobietę krzywo-To była pułapka. Ja nie mogłem go uratować przepraszam!
-To nie twoja wina-czarnowłosa była wyraźnie zmartwiona, jednak musiała zachować zimną krew, w końcu jej ukochany jest w niebezpieczeństwie.-Ale musimy go odnaleźć zanim coś się stanie...
-Heather'o co się stało?-zapytał Stoik, który pojawił się obok niej.
-Drago ma Czkawkę-spojrzała przepraszająco na wodza-Jednak to nie będzie to samo co z Łowcami Stoiku, niestety ale twoje wojska nie dorównują jego żołnierzom.
-Wiem, jednak nie zostaje nam nic innego, jak przygotowanie się na odbicie mojego syna-odpowiedział jej hardo mężczyzna i zawołał do siebie jednego z chłopów-Przygotujcie łódź oraz najlepszych wojowników, wyruszamy najpóźniej za dwie godziny. Już szykować się wszyscy!
-Czkawka mam nadzieję, że jakoś się tam trzymasz...
Zielono-oki powoli zaczął otwierać oczy, jednak jego powieki były zbyt ciężkie, przez co musiał ponowić tą czynność kilkukrotnie. Gdy w końcu mu się to udało, powoli rozglądnął się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Doskonale znał to miejsce. Nigdy nie zdoła go zapomnieć, gdyż przeżył tu prawdziwe piekło. Wstał i choć trudno mu było ustać na dwóch nogach to z pomocą krat udawało mu się to. Rozglądał się dokładnie szukając jakiegoś sposobu ucieczki. Jednak zanim w ogóle pomyślał, aby uciec dokładnie sprawdził swoje kieszenie i musiał niestety stwierdzić, że brakowało mu piekła i kilku noży, aczkolwiek jego ukochany sztylet leżał w jego tajnej skrytce którą specjalnie dorobił do kombinezonu.
Czkawka zauważył jeszcze jeden bardzo istotny, przez który jego ucieczka była prawie, że nie możliwa. Otóż przykuty był do ściany smoko-odpornymi łańcuchami. Starał się je jakoś zniszczyć jednak na próżno, musiał by posiadać klucz do tego ustrojstwa. Szatyn nie poddawał się jednak i ze wszystkich sił starał się wyrwać łańcuch ze ściany. Ani drgnęły.
-Nie uda ci się to bachorze-nagle w pomieszczeniu rozległ się gruby i zachrypnięty głos jakiegoś mężczyzny-To pomieszczenie wykonane specjalnie dla ciebie. Nie zrobisz tu choćby rysy.
-Drago-wysyczał chłopak na widok czarnowłosego mężczyzny z jedną ręką-Czego ode mnie chcesz?
-Widzę ,że przy tym spotkaniu jesteś bardziej rozmowny- zaśmiał się paskudnie antagonista-Chce wiedzieć, gdzie jest smocze leże, z twoją pomocą stworzę niezniszczalną armię smoków, dzięki której podbije cały archipelag-mężczyzna podszedł do krat i złapał Czkawkę za wystający kawałek koszulki i przysunął go do kraty tak aby parzyli sobie prosto w oczy.
-Nigdy ci w tym nie pomogę-odrzekł spokojnie-Jesteś chorym psychopatą-chłopak splunął na Drago za co oberwał prosto w twarz.
-Tylko ja trzymam cię teraz przy życiu. Jedno moje słowo, a zostaniesz zimnym trupem-mężczyzna wszedł do celi i kopnął chłopaka w brzuch. Ten uderzył o ścianę i jęknął z bólu.
-Wolę zdechnąć niż ci pomóc chuju-Czkawka splunął krwią-Nie pozwolę, abyś krzywdził te biedne stworzenia...-szatyn nie dokończył swoich słów, gdyż znowu oberwał od Drago.
-BIEDNE STWORZENIA?!-krzyknął nad leżącym chłopakiem mężczyzna-TE POTWORY ODEBRAŁY MI WSZYSTKO!
Czkawka spojrzał wściekłym wzrokiem na Krwawdonia. Chłopak powoli wstał i chwiejąc się delikatnie spojrzał mu prosto w oczy. Zielono-oki zamachnął się i wycelował pięść prosto w twarz Drago. Czarno-oki zdołał się jednak obronić. Złapał jeźdźca za nadgarstek i wykręcił u rękę. Następnie wygiął w dziwnym kierunku, a krzyk Czkawki połączony był z trzaskiem złamanej kości. Krwawdoń następnie popchnął go wprost na kraty i uderzył jego głową kilka razy o metalowe pręty. Z nosa Czkawki leciała krew, a całe jego czoło było czerwone. Chłopak z wielką trudnością odwrócił głowę w kierunku wroga.
-Zabiję cię skurwysynie-odezwał się cicho i trochę niepewnie-A potem będę pławił się w twojej krwi, śmiejąc się długo i głośno, a na samym końcu rozczłonkuje twoje ciało i spale w lesie...-kolejny raz uderzono jego głową o kratę, a on osunął się ledwo przytomny na ziemię. Zanim jednak stracił przytomność usłyszał:
-To dopiero początek Smoczy Królu...
=======
Wiem miał być wczoraj ,jednak jedna bardzo ważna zasada.
Nie ufajcie mi.
I chciałam bardzo przeprosić za to ,że nie było mnie tu taki kawał czasu ,ale kompletnie nie miała pomysłu na ciąg dalszy. Dziś usiadłam i zaczęła coś skrobać i nagle takie olśnienie "Drago go porwie! Jaka ty jesteś kurła genialna!"
I apeluje jeszcze do osób ,które możliwe ,że zignorowały mój kom na tablicy.
Nie wychodźcie z domu. Koronawirus może i nie stanowi dla was większego zagrożenia ,jednak stanowi dla waszych rodziców i dziadków ,więc proszę tego nie lekceważyć. Zresztą nawet jeśli wy przejdziecie łagodnie to silne zapalenie płuc to pragnę was poinformować ,że występują tu nieodwracalne zmiany w płucach. Więc pamiętajcie to nie ferie ,a ścisła kwarantanna i ochrona waszej rodziny!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top