Rozdział 27

Czkawka wraz z Heather'ą siedzieli w Kruczym Urwisku. Dziewczyna bawiła się włosami ukochanego, a jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo uśmiechał się głupio patrząc na spokojną taflę wody. Zaraz obok nich położyły się smoki, które w tym momencie przyglądały się zakochanej dwójce. Szczerbatek patrzył się na nich będąc zazdrosnym, jednak cieszył się że szatyn zakochał się w kimś tak wspaniałym jak czarnowłosa. Smok nie wyobrażał sobie życia bez tej kobiety, która samą swoją obecnością sprawiała, że ich przygody stawały się ciekawsze. 

-Czkawka a kiedy polatamy?-zapytał smok patrząc na swojego przyjaciela-Dawno tego nie robiliśmy-poskarżył się oburzony wiedząc, że usłyszy to Heather'a.

-Nie wiem Mordko-westchnął tylko głęboko chłopak-Tyle rzeczy do zrobienia, a tak mało czasu. Postaram się dzisiaj okey?

-Dobra-odpowiedział tylko Szczerbatek i odwrócił swój łeb w stronę Szpicruty-Wiesz, że ci tego nie odpuszczę?

-Wiem stary-powiedział Czkawka i przytulił się do ramienia narzeczonej-Jestem zmęczony!!

-To idź spać-podsunęła mu jakże kuszącą myśl dziewczyna. Chłopak pokręcił tylko głową i wstał powoli otrzepując się z kurzu.

-Nie mogę-podał oliwko-okiej rękę, którą ta chętnie przyjęła-Muszę iść na arenę zobaczyć umiejętności tych kretynów.

-Rozumiem-westchnęła, liczyła na chwilę spokoju u boku swojego wybranka-Tylko uważaj na Astrid, ona coś knuje-odparła spokojnie i zaczęli iść w kierunku wioski. Czkawka z przyzwyczajenia złapał swoją narzeczoną za rękę i urządzili sobie spacerek po lesie. W wiosce byli koło południa, więc każdy udał się w swoją stronę.

-Idź do chaty wodza i połóż się w moim pokoju-niemalże rozkazał Czkawka dziewczynie i wskazał jej odpowiedni budynek. Ona bez słowa udała się w tamtym kierunku, była zmęczona i nie miała nawet siły, aby się mu sprzeciwić. On natomiast udał się na arenę, gdzie już od jakiegoś czasu czekali na niego nastolatkowie. Czkawka widząc co tam się dzieje nie był pewny czy aby na pewno chce wyruszyć na to spotkanie po latach. Po dłuższych kłótniach w swojej głowie postanowił jednak wejść do środka. Pierwsze co go tu spotkało, to jak zwykle bijące się bliźniaki, które nawalały się tarczami po głowach. Śledzik siedzący w kącie wyglądał jakby miał zaraz wyzionąć ducha, a Smark i Astrid starali się stworzyć coś na wzór walki, jednak chłopak nie miał bladego pojęcia o walce. W pewnym momencie Czkawka cudem uniknął lecącego noża, który z impetem wbił się w kamienną ścianę. Wyszło mu to odrobinę na dobre, bo dzięki temu wszyscy zwrócili na niego uwagę.

Astrid jak na zawołanie uśmiechnęła się do niego "uroczo", jednak on uznał że wygląda to sztucznie i potwornie. Smarkowi się jednak spodobało i już chciał zacząć mówić, jednak Czkawka był szybszy.

-Wasze umiejętności walki są po prostu do dupy-zaczął spokojnie-Gdybyście walczyli w ten sposób z żołnierzem Drago ten by was wyśmiał. Brak wam podstawowych informacji i umiecie walczyć jednym rodzajem broni, albo w ogóle.

-Żartujesz sobie?-zapytała zbulwersowana Astrid-Jesteśmy najlepszymi żołnierzami na całej Berk!

-Nie strasz mnie blondi-powiedział spokojnie Czkawka-Bo jeśli to co pokazaliście przed chwilą było umiejętnościami najlepszych żołnierzy, to czeka nas w chuj długa droga-podszedł do ściany i bez najmniejszego zawahania wyjął nóż z ściany- Jesteście beznadziejni. Nie liczcie na pochwały z mojej strony, bo ich nie będzie.

-Już się nie wywyższaj szkielecie-prychnął głośno Sączysmark-Wciąż jesteś zwykłym tchórzem, który boi się własnego cienia.-Jorgenson nawet nie zauważył kiedy to owy sztylet znalazł się przy jego gardle.

-Słuchaj no ty zadufany skurwysynie-zaczął Czkawka, a w jego oczach widać było czyste szaleństwo-Nie jestem już tym samym Czkawką którego znałeś. Jestem teraz bezlitosnym zabójcą. Nawet mi oko nie mrugnie, gdy ten jebany nóż zatopi się w twoim gardle, a tryskająca krew będzie dla mnie jak zabawa w kałuży. Jestem pół smokiem zrozum to, nie pogardzę ludzką krwią-powiedział i patrzył na przerażoną minę Sączysmarka. Po chwili odsunął się od niego i schował sztylet za pasek swojego kombinezonu.

-Jesteś pieprznięty-wydukał tylko czarnowłosy-Jesteś pojebany!

-Powiedz mi coś czego jeszcze nie wiem-zaśmiał się melodyjnie chłopak.-Dobra ustawić się w pary, zrobimy sobie mały sparing-szatyn klasnął w dłonie i potarł je o siebie, zastanawiając się z kim sobie powalczyć. Osób było pięć, więc jedna przypadała na niego, jednak chciał wybrać osobę o jakiejkolwiek wiedzy jeśli chodzi o walkę. Wśród tej jakże wspaniałej piątki była tylko jedna taka osoba.-Astrid walczysz ze mną!-Dziewczyna wyglądała na wniebowziętą.

Każda para walczyła po kolei. Na pierwszy ogień poszły bliźniaki, które rzuciły się na siebie nie zważając na słowa Czkawki, który nakazał im walki na poważnie. Ignorowali jego słowa i bili się po twarzach wszystkich co wpadło im do rąk. Po dość długiej i zażartej walce wygrała Szpadka, która mając całą poranioną twarz i ziszczone ubranie był z siebie bardzo zadowolona. Następni byli Smark i Śledzik. Jednak Ingerman uciekł już po znaku startu i schował się za jedną z drewnianych ścianek. 

W końcu nastąpił moment, na który czekali wszyscy nastolatkowie. Astrid będąc pewna swojej wygranej złapała w obie ręce topór i spojrzała dziwnie na Czkawkę, który nie brał żadnej broni.

-Weź sobie broń-powiedziała z wyraźną kpiną-nie chce zwyciężyć w tak łatwy sposób.

-Poradzę sobie bez tego-zbył ją szybko słowami i postanowił zaatakować jako pierwszy. 

Podbiegł do nie i skoczył w górę wykonując pierwszy cios z lewej nogi, który blondynka ledwo obroniła. Po chwili chciała kontratakować, jednak Czkawka był szybszy i uderzył ją z prawego sierpowego w brzuch. Dziewczyna upadła na kolana i złapała się za bolące miejsce. Chłopak odsunął się trochę i przyjął pozycję bojową. Niebiesko-oka wkurzona do granic możliwości z walecznym krzykiem rzuciła się na niego, jednak Czkawka nie przejmując się niczym złapał ją za nadgarstek, wykręcając jej rękę i przywołując do parteru. Blondynka krzyknęła z bólu i zaczęła się wiercić jednak zielono-oki silnie blokował jakiekolwiek jej ruchy. Jedna jej ręka była przetrzymywana przez syna wodza, a druga leżała pod torsem blondynki. Nogi szatyna blokował te należące do niej, a głowę dociskał jej mocno co kamiennej podłogi. Jedyne co jej pozostało to wierzganie się i nadzieja ,że uda jej się wyślizgnąć spod szatyna i jego silnego podtrzymana.-Zasada numer jeden: Nigdy nie lekceważ wroga, bo zaliczyć zdziwko-zaśmiał się wrednie i wypuścił blondynkę-na dziś tyle. Jutro o tej samej porze tu na arenie, do widzenia.

Zielono-oki opuścił arenę cały w skowronkach. No cóż właśnie skopał dupę silnej i walecznej Hofferson. Nie żeby to był dla niego jakiś problem, dziewczyna jak na razie była jego najsłabszą przeciwniczką, więc ta walka nie dała mu żadnej satysfakcji.

Nawet nie zauważył gdy przed nim wylądowała Nocna Furia, która nie wyglądała na zbyt szczęśliwą.

-Idziemy latać-warknął wściekły smok-Już!

-Dobra, dobra-zaśmiał się chłopak za co oberwał w głowę prosto z ogona-Już idę.

Po krótkiej chwili Czkawka wszedł na swojego smoka i wznieśli się ku niebiosom. Był akuratnie piękny zachód słońca, który sprawił że dotychczas niebieskie niebo stało się pomarańczowo-różowe, a przyjaciele mogli napawać się jego pięknem nawet jeśli lecieli szybciej niż to się może wydawać. Wykonywali różne trudne i bardzo niebezpieczne sztuczki. Tego właśnie chyba brakowało Czkawce. Brakowało mu tej chwili wolności, o której marzył od zawsze.


-----------

Wiem dawno mnie nie było!! Całe dwa tygodnie z vatem! Gomene!

Nie jest to jakiś epicki rozdział ,ale się starałam.Mam nadzieję ,że się podoba. Nie wiem kiedy pojawi się następny ,ale postaram się jak najszybciej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top