Rozdział 24

Jakim cudem on mnie rozpoznał?! To niemożliwe...to nie tak miało być!

-Skąd wiesz, że to ja?-zapytałem, przecież i tak mi już nic nie zostało-Powinienem cię teraz zabić wiesz o tym?

-Możesz się zmienić nie ważne jak bardzo, ale ojca nigdy nie oszukasz Czkawka-powiedział Stoik-Masz takie same oczy jak ona...

-Przestań!-wstrzymałem jego (pewnie) wzruszające przemówienie-Nie chcę wracać Berk, ani słyszeć jakiś wymuszonych słów, jedyne czego od was wymagam to, to że nikomu o tym nie powiecie-spojrzałem na nich pewnie. Na twarzach wszystkich, prócz mojego ojca malowało się zdziwienie. No cóż im się dziwić, zniknąłem dwa lata temu, a ślad po mnie zaginął.

-To nie tak, że chcę abyś wrócił z nami do do...na Berk-wódz westchnął głośno, za pewnie wiedząc, że rodzinna wyspa już nie jest moim domem-jednak nie obraziłbym się gdybyś mnie czasami odwiedził-powiedział, a ja zaśmiałem się cicho.

-Wyobrażasz to sobie?!-zapytałem-Przylecę jakby nigdy nic na Nocnej Furii i spędzę super dzień na wyspie, na której poznałem jedynie cierpienie i ból?-byłem wściekły. To było po prostu takie ...ughhhhh!!!

-Wiem, że to może być trudne, ale bardzo bym chciał wiedzieć co się dzieje u mojego syna-Stoik spojrzał na mnie swoim ojcowskim spojrzeniem-Wiem nie byłem najlepszy, ale starałem się jak mogłem-i tu mnie miał. Starał się i to bardzo, ale ja tego nie widziałem. Byłem zaślepiony swoimi własnymi poglądami na sprawę. Czasami mam ochotę sam siebie zabić, ale kogo by wtedy Heath kochała?

-Wiem tato, ale przez te dwa lata zmieniłem się-złapałem się za głowę, jak mam mu to wszystko wytłumaczyć?-Jestem osobą, która stara się unikać ludzi, można by rzecz że gardzę nimi, a szczególnie takimi jak łowcy smoków-uśmiechnąłem się nie pewnie. Czuję się teraz bardzo zażenowany tym wszystkim.

-To nic Czkawka-do naszej wspaniałej rozmowy wtrącił się Pyskacz-Jesteś u nas mile widziany.

-Dziękuje, ale teraz musimy się pożegnać-powiedziałem patrząc na horyzont. Powoli zbliżaliśmy się do wyspy, którą lepiej omijać z daleka- Jesteśmy blisko terytorium Drago, musimy uciekać zanim nas wywęszą.

-Dobrze w takim razie do zobaczenia...

Pomogłem im opuścić łódkę do wody i już po chwili cumowałem ich wraz z ukochaną w stronę Berk. Kto by pomyślał, że zostanę zdemaskowany, to zabawne że ich nie zabiłem. Pamiętam jak kiedyś ktoś odkrył kim tak naprawdę jestem i chciał to wszystko opowiedzieć światu. Moje pierwsze morderstwo, to były piękne czasy, kiedy jeszcze mogłem mówić o tej niewielkiej cząsteczce niewinności we mnie. Lata mijały, a ja traciłem wszelkie pokłady człowieczeństwa. Zabijałem dla zabawy i własnej uciechy. Jestem jakimś popaprańcem...

Gdy odpłynęliśmy już wystarczająco daleko, pożegnaliśmy się jeszcze raz z wikingami i powróciliśmy na naszą wyspę. No nie powiem wspaniałe wakacje, ale nie powiem tego znowu na głos, bo albo się na mnie obrazi, albo będzie mi truła dupę, że sam mogłem coś wymyślić. I tak źle i tak nie dobrze. Po około godzinie lotu znaleźliśmy się przed naszym domem. Smoki uciekły gdzieś do lasu, a ja wraz z czarnowłosą weszliśmy do środka. Nie wiele myśląc przyciągnąłem ją do siebie, składając na jej ustach namiętny pocałunek. Dziewczyna od razu odwzajemniła. Jak ja ją kocham. Nie wiem jak mogłem wcześniej bez niej żyć, przecież ona jest moim światełkiem w tunelu i obydwoje wiemy, że bez niej to bym się stoczył to najciemniejszego tunelu mojej własnej otchłani ciemności duszy.

-Kocham cię Heather'a-powiedziałem do jej ucha przygryzając jego płatek-Tak bardzo cię kocham, jesteś najwspanialszym co w życiu dostałem od bogów.

-Czkawka? Wszystko dobrze?-zapytała, a ja zaśmiałem się cicho- ostatnio mi to mówiłeś jak prawie zginałeś z rąk Drago-spojrzała na mnie zmartwiona.

-To nic-uspokoiłem ją-jednak jest jedna sprawa, którą chciałem poruszyć.

-Co jaka?-spojrzała na mnie zdziwiona-Jeśli zaraz gdzieś wyruszasz to obiecuję ci, że cię zamorduję!

-Spokojnie skarbie, bo ci się zmarszczki porobią-przytuliłem ją-po prostu chciałem ci powiedzieć, że nie lubię twojego nazwiska...

-Mojego nazwiska?

-Tak zmień je-rozkazałem jej, patrząc na jej śliczne oliwkowe oczy.

-Zmienić?-zapytała, a w tych wspaniałych oczach odnalazłem zagubienie-Na jakie niby?

Uśmiechnąłem się szeroko do niej i dosunąłem na jakiś metr. Ukląkłem na jedno kolano i z kombinezonu wyjąłem czerwone pudełeczko. Otworzyłem je i wciąż patrząc na zszokowaną dziewczynę odpowiedziałem.

-Haddock...

Nie czekałem długo, a ona już był w moich ramionach krzycząc głośno "Tak". Nie wytrzymałem i popłakałem się wiedząc, że ona będzie moja już na zawsze. Tylko moja na zawsze. Na jej serdeczny palec wsunąłem pierścionek, nad którym siedziałem ostatni tydzień, jednak dla tych łez szczęścia i tego wspaniałego uśmiechu było warto. Już za niedługo Heathera Haddock, będzie tylko moja i na zawsze...

=-=====

Wiem, że krótki, ale ostatnio się wypaliłam i tak jakoś potrzebuje więcej czasu na pisanie rozdziałów. Wiem, że dupy nie urywają, ale jestem ciotą jeśli chodzi o pisanie, a robię to bo chcę. Ciekawe ile osób przeczyta te notatkę? 

O i mega ważne!!

Wolicie by było Heather x Czkawka czy Astrid x Czkawka?

Muszę wiedzieć ,bo od tego zależą dalsze losy!!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top