Rozdział 14
*Pov. Czkawka*
Leciałem na Szczerbatku poszukując jakiejś odpowiedniej wyspy, aby przetrwać te noc. Od mojej ucieczki minął tydzień. Przez ten czas spotkało mnie wiele ciekawych przygód z dzikimi smokami, które były pod ogromną władzą Czerwonej Śmierci. Niestety jeszcze jej nie widziałem i jak na razie mam nadzieje, że nie będzie to mi pisane do najbliższych kilku tygodni.
Jeszcze nie jestem gotowy na to, aby zabić jakiekolwiek żywe stworzenie. Muszę się do tego przygotować fizycznie i psychicznie. Jestem zbyt słaby, aby pokonać tego smoka. Jeśli ten potwór może władać innymi smokami, to czy mógłby za władać i mną?
-Coś się stało?-zapytał mnie Szczerbatek-Widzę, że coś cię martwi.
-To nic takiego Mordko-odpowiedziałem mu chcąc ominąć moje opowiadanie o pogmatwanym sposobie myślenia-Po prostu myślę o walce z Czerwoną Śmiercią.
-Więc tym się przejmujesz-powiedział jakby sam do siebie.-A co cię najbardziej trapi?
-No bo ,jeśli w połowie moja dusza jest smocza to czy...-zawahałem się chwilę, ale jednak postanowiłem dokończyć-czy ona da i radę mieć mnie w swojej garści?
-Wiedziałem, że o to zapytasz-smok westchnął-Za bardzo zaprzątasz tym sobie głowę idioto.
-Pfff...sam jesteś idiota i wredny jesteś-powiedziałem i natychmiast tego pożałowałem, bo dostałem uchem smoka prosto w policzek. No nie powiem trochę bolało.
-Lepiej będzie jak wylądujemy na tej wyspie-Szczerbatek zniżył lot-widzę tam niewielką jaskinię.
Mordka wleciała prosto do jaskini, a ja udałem się po drewno. Po chwili wróciłem z sporą ilością łatwopalnego materiału i rozłożyłem go na ziemi, a smok plazmowym pociskiem podpalił tą niewielką stertę drewna. Oparłem się plecami o ciało smoka i wyciągnąłem z koszyka kilka ryb. Jedna dla mnie i z dziesięć dla niego. Swoją oczywiście usmażyłem, a on zjadł wszystkie na surowo. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że miałem ochotę mu je zabrać i samemu zjeść. Przecież on by mi tego nigdy nie wybaczył. Odleciałby gdzieś beze mnie i już bym go nigdy nie zobaczył. Nie no żartuje, chyba by mnie nie zostawił, co najwyżej by się do mnie nie odzywał.
-Szczerbatek przydałoby się znaleźć w końcu jakieś miejsce na mieszkanie-powiedziałem po dłuższej chwili ciszy-Mam dość tego koczowniczego trybu życia.
-A co powiesz na tą wyspę-wskazał głową na wyjście z jaskini i musiałem przyznać, że widoki na zewnątrz były bardzo ładne, wręcz piękne-Jest całkiem niezła.
-Tak masz racje jest nawet lepsza niż "niezła"-potwierdziłem mu to potakując głową.-Czyli mamy już nowy dom.
Obydwoje się zaśmialiśmy. Dalej już wpatrywałem się w ogień, tańczące języki ognia, były bardzo hipnotyzujące, a wręcz wprawiałby mnie w ogromne zmęczenie. Po chwili zsunąłem się na ziemię i przymknąłem zmęczone oczy, które aż prosiły aby moje powieki opadły. Po chwili zmorzył mnie sen. Tak upragniony jakbym miał zasnąć na wieki.
"Znów byłem w lesie, jednak tym razem nie było ze mną Szczerbatka, a w kieszeni nie tkwił płomień. Znów nie rozumiem co się dzieje i nie wiem gdzie jestem, bo tego lasu nie kojarzę. Rozglądałem się nerwowo dokoła siebie, ale nic nie mogłem zobaczyć , to zupełnie tak jakbym nic nie widział, ale równocześnie mój obraz był po prostu rozmazany. Powoli wpadałem w panikę, boję się że ktoś mnie zaatakuje znienacka, a ja w żaden sposób nie mogę się obronić. Coraz bardziej ciemnieje mi w oczach, a w głowie czuję dziwne pulsowanie.
Nagle wszystko staje się widoczne, a ja siedzę związany w jakiejś sali. Widzę ogromny tron, a wszędzie dokoła stoją ciemne stoły nakryte talerzami i kieliszkami. Nade mną wisiał piękny żyrandol, a świece palące się na nim już przydałoby się wymienić. Obok tronu stoi stojak z różnoraką bronią. Jednak najbliżej siedzenia i dosłownie na wyciągnięcie ręki, jest połyskująca w blasku świec włócznia. Jednak jest coś ważniejszego niż wystrój tego pokoju, tej sali, czy całego budynku. Na tronie siedział ktoś. Patrzył ma mnie swoimi ciemnymi oczami, a jego czarne włosy swobodnie opadały na jego barczyste ramiona. Jego lewa ręka była schowana pod metalową długą rękawicą. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, był przerażający. Przeszedł mnie dreszcz. Dalej patrzył na mnie i mówił do mnie coś, jednak ja nie rozumiałem, jego słowa były dla mnie szumem. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, a instynkty znacznie się wyostrzyły.
Co się co to Najświętszego Thora dzieje?!
Czyżby Loki żartuje sobie ze mnie?
Jednak ja dalej patrzyłem na tego mężczyznę, który śmiał się szyderczo a w jego oczach pojawił się dziwny błysk, którego wystraszyłem się jeszcze bardziej. Chciałem coś powiedzieć, jednak niesamowita suchość w gardle sprawiła, że nie mogłem tego zrobić. Ostatnie co usłyszałem to były jego słowa, wypowiedziane grubym i lekko zachrypniętym głosem, który mroził krew w żyłach.
-Już niedługo Smoczy Władco..."
-NIEEEEEE!!!-obudziłem się z donośnym krzykiem, byłem cały spocony oraz roztrzęsiony...
Co to był za sen?!!!
=====
Wiem, że taki dziwny, ale dziś nie miałam pomysłu.
Rozdziały będą pojawiać się pomiędzy 19-21 jeśli będzie mi wszystko dobrze sprzyjać XD:)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top