Rozdział 17

- Hope, co tu robisz ? - spytał zdziwiony Klaus widząc córkę w domu.

Zawsze cieszył się na jej widok, ale powinna być w szkole. Na dużo jej pozwalał, choć zawsze były jakieś granice. Kto wie, co może wymyślić siedemnastoletnia trybryda...

- Też się cieszę, że Cię widzę - powiedziała Nastolatka i przytuliła go - Musiałam coś zrobić i jestem.

- Co takiego musiałaś zrobić ? - spytał Klaus patrząc na nią poważnie.

Coś mu podpowiadało, że odpowiedź mu się nie spodoba. Gdyby to nie było nic ważnego, Hope nie zrywałaby się z lekcji i nie pojawiałaby się od tak bez słowa w Nowym Orleanie. Coś musiało się stać, a on jako ojciec musiał wiedzieć o wszystkim i ją chronić.

- Niklaus ?

Nagle okazało się, że jest coś bardziej zaskakującego niż Hope w domu w środku tygodnia. Za nią stała Rudowłosa wampirzyca. Piękna jak zawsze, ale wyglądała na zagubioną i zdezorientowana. Nic dziwnego skoro powinna być pogrążona we śnie, tak jak było przez ostatnie lata.

Przed nim stał nie kto inny jak Aurora de Martel.

- Co Ty zrobiłaś Hope ? - spytał Klaus patrząc na córkę.

- Nie złość się - powiedziała Hope - Potrzebowałam więcej mocy, a kilkuset letni wampir w magicznej śpiączce to dość spory zastrzyk magii. Tylko, że przez to jak się okazało wybudziła się...

- Obudziłaś naszego wroga, wiesz co zrobiłaś ? - odparł Mężczyzna.

- Tato, spokojnie - powiedziała Brunetka - Minęło czternaście lat. Dopiero się obudziła i jest zagubiona, może już nie chce nas zniszczyć ? Kochałeś ją kiedyś... Zresztą i tak nie wyjdzie z tego domu, więc możesz spróbować być miły.

Być miłym dla kobiety, którą się kochało,a  potem straciło. Którą wróciła po wielu wiekach, jedynie z chęcią zemsty na nim i jego rodzinie. To zdecydowanie nie było łatwe zadanie. Ale co miał poradzić, rodzice muszą sobie radzić z błędami i wybrykami dzieci.

A on bardzo kochał Hope. Bardziej niż noce i dnie, głębiej niż oceny i gwiazdy, była całym jego sercem. Dla niej zrobiłby wszystko.

Hope korzystając z chwili nieuwagi Klausa pobiegła na górę do swojego pokoju, gdzie przygotowała wszystko do zaklęcia. Księga zaklęć, świece, odrobina jej krwi. Skupiła się, włożyła całą swoją moc i...

W tej chwili w czterech różnych kątach świata, cztery różne osoby poczuły to samo uczucie. Ukłucie w środku i nagłe osłabienie jakby ktoś wydzierał coś z ich środka.

Hayley, Elijah, Kol i Rebekah wiedzieli co to znaczy. Coś działo się w Nowym Orleanie. Stukanie w głowie i szepty zniknęły. A to oznacza, że zniknęła z nich pustka. Gdyby jednak Freya znalazła sposób na ratunek, uprzedziłaby ich. To znaczy, że działo się coś innego...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top