Rozdział 15
- Możemy wejść ?
Nastolatka podniosła wzrok i w otwartych drzwiach do jej pokoju w szkole Salvatore, zobaczyła bliźniaczki Saltzman. Naprawdę cieszyła się, że tak dobrze się dogadują i nie jest sama.
- Jasne - odpowiedziała Hope.
Dziewczyny weszły zamykając za sobą drzwi i usiadły obok Brunetki na podłodze. Hope od kilku godzin siedziała tam w pokoju przeglądając księgi zaklęć, które wzięła z domu oraz te które znalazła w szkole. Wciąż chciała zjednoczyć rodzinę. Była Mikealson, nigdy się nie poddawała. Wiedziała, że Freya już próbowała, ale może jest inna opcja. Teraz sama jest starsza, więcej wie i ma większa moc. Musi się udać.
- Co to jest ? - spytała Lizzie.
- Nadal zastanawiam się jak uratować rodzinę - westchnęła Hope - Minęło ponad dziewięć lat odkąd ostatnio byłam w tym samym pokoju z mamą. Tak samo z ciocią Bex, wujkiem Elijah i Kolem. Zrobili to dla mnie, miałam zjednoczyć tą rodzinę, a ja podzieliłam. To moja wina, więc muszę to naprawić.
- Nie powinnaś tak się tym przejmować - powiedziała Josie - Zrobili to dla Ciebie bo Cię kochają. Na pewno nikt Cię nie obwiania.
- Wiem, ale i tak muszę to zrobić - stwierdziła Hope.
- I ten upór w Tobie podziwiam - odparła Lizzie - A więc mów dokładnie o co chodzi, pomożemy.
Co jedna czarownica to nie trzy. A w gronie przyjaciół zawsze jest łatwiej. Nawet jeśli nie znajdzie się rozwiązania, nie załamie się.
- Chodzi o Pustkę - powiedziała Hope otwierając odpowiednią stronę w księdze - Ten duch nawiedza Nowy Orlean od wieków. Teraz jest podzielony na cztery części w mojej mamie, Rebekah, Kolu i Elijah. I przez to nie mogą widzieć ani siebie ani mnie.
- A gdyby zabrać z nich tą moc ? - spytała Josie.
- Jeśli Pustka będzie na wolności może zniszczyć cały świat... - westchnęła Brunetka - A nic na świecie nie jest tak silne by ją utrzymać, poza pierwotnymi wampirami, hybrydą i... mną.
Nagle Hope wpadła na pomysł. Jej rodzina zawsze się dla niej poświęcała, czy to nie odpowiedni czas by zrobiła to samo dla nich ? Nie była już dzieckiem, które trzeba było chronić. Dorosła i sama mogła walczyć o siebie i rodzinę.
- Co Ci chodzi po głowie ? - spytała Lizzie przyglądając się jej.
- Jeśli wezmę moc Pustki z nich i przeniosę na siebie to znowu wszyscy będziemy mogli być razem - wyjaśniła Hope.
- A czy nie zaczęło się od tego, że wzięli na siebie tą moc by Cię od niej uwolnić ? - spytała Josie.
- Tak, ale wtedy byłam dzieckiem, teraz jestem silniejsza i dam sobie radę - stwierdziła Hope.
- Nie można jakoś raz na zawsze zabić tego ducha ? - spytała Lizzie.
- Jeśli osoba która ma w sobie pustkę umrze to wtedy i ona zniknie, ale nie chce nikogo poświęcać, zwłaszcza nikogo z rodziny.
Hope była prawdziwą Mikealson. Była gotowa walczyć do ostatniej kropli krwi dla rodziny. Dla zawsze i na zawsze.
- Mam pomysł, ale raczej nikomu się nie spodoba - powiedziała Lizzie.
- Powiedz, cokolwiek. Zrobię wszystko by znów zjednoczyć rodzinę - powiedziała z przejęciem Hope patrząc na nią.
Lizzie spojrzała na nią. Wiedziała do czego jest zdolna. Chciała pomóc, ale ten plan mógł uratować rodzinę, ale też zniszczyć Hope, a może i cały świat. Czy to było warte ryzyka ?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top