Rozdział 5
- Masz wielki talent - powiedział Klaus przyglądając się obrazowi Hope.
Oboje byli w pokoju, który służył mu za pracownie, ale od kilku lat było to ich wspólne miejsce. Córka i ojciec dzieli ze sobą pasję do malowanie i nie raz zamykali się w tym pokoju na długie godziny. Czasem malowali coś wspólnie, innym razem każdy malował własne dzieło. Nawet jeśli byli skupieni na sztuce i nie rozmawiali, to były dla nich bardzo wyjątkowe chwile. Byli razem, dzielili się pasją, a to było coś bardzo osobistego. Sztuka jest odzwierciedleniem myśli, uczuć, obaw, kontrolę nad własnymi demonami.
To Klaus nauczył ją mieszać farby gdy była mała. Potem z czasem uczył ją kolejnych technik malarskich, opowiadał jak sam malował kiedyś najpierw na drzewach, jaskiniach, a z czasem na jego dzieła znalazły się na dworach królewskich. Mówił o tym jak zmieniały się epoki w sztuce, jak ludzie zachwycali się przepychem baroku, albo nowością odrodzenia. Był prawdziwą skarbnicą wiedzy jeśli chodzi o sztukę i historię. W żadnej szkole nie nauczyłaby się tego co wie od niego.
- Miałeś nie podglądać - zaśmiała się Hope.
- Wybacz, ale ciężko się oprzeć gdy moja córka jest tak uzdolnioną artystką - odparł z lekko uśmiechem Klaus.
- To wszystko dzięki Tobie - powiedziała Nastolatka spoglądając na niego - To Ty nauczyłeś mnie malować, pokazałeś wiele nowych sposobów jak stworzyć obraz, opowiadałeś o historii sztuki...
- Ja Ci tylko pomogłem, ale talent masz w sobie Hope - powiedział Mężczyzna - Nie jest łatwo tworzyć dzieła, które coś wyrażają, zrozumieć je. Ty to potrafisz i to tylko Twoja zasługa.
Klaus był bardzo dumny z córki. Po cichu był też dumny z siebie, że przez te lata dał radę być przy niej i nawet gdy zdarzały się błędy, nie zostawiły jej ani nie zawiódł. Ale to ona była jego największą dumną i sukcesem. Nie chodziło tylko o talent plastyczny dziewczyny. Co prawda dzięki temu czuł, że jest między nimi wyjątkowa więź. Nikt inny z rodziny nie rozumiał jego sztuki. Pierwsza była Hayley, kilkanaście lat temu w Mystic Falls, a teraz Hope. Patrzyła na jego obraz i wiedziała co czuł malując go.
- Dzięki tato - uśmiechnęła się Hope - To był fajny dzień, ale teraz chyba powinnam się umyć i przygotować na imprezę.
Nastolatka naprawdę dobrze czuła się przy tacie. Dostawała od niego dużo wsparcia i zrozumienia. Wiedziała jaki jest. Próbował ją uchronić przed prawdą, ale kiedyś znalazła jego pamiętniki i przeczytała. Wiedziała jakie straszne rzeczy robił, ale to nic nie zmieniało. Nie oceniała go. To jej tata i kocha go.
- W porządku, baw się dobrze. Tylko uważaj na siebie - powiedział Klaus.
- Nikt nie będzie chciał zadrzeć z trybrydą, a tym bardziej z Tobą, a więc spokojnie - zaśmiała się lekko Hope.
- Bardziej miałem na myśli chłopców... - stwierdził Mężczyzna - Ten cały Roman nie podoba mi się.
Dziewczyna pokręciła głową z rozbawieniem. Za każdym razem gdy wychodziła z domu było tak samo. Klaus martwił się o nią, czasem bywał zazdrosny, zwłaszcza gdy pojawiali się chłopcy. Wiedział, że jest silna i da sobie radę, ale nie chciał by ktoś złamał serce jego córeczce.
- Wiesz, że idę się tylko spotkać ze znajomymi i dobrze bawić - odparła Hope - Nie potrzebuje chłopaka.
- Oczywiście, że nie - powiedział Klaus.
Z drugiej strony miała z nim wiele swobody. Zajęło to kilka lat, ale ufał jej i wiedział, że sobie poradzi. Pozwalał jej wychodzić samej z domu, spotykać się z przyjaciółki i chodzić na imprezy nawet gdy wracała późno w nocy. Sam nigdy nie był świętym, nie chciał by Hope popełniała jego błędy, ale nie chciał też trzymać jej pod kloszem. Wolał by żyła pełnią życia.
I dlatego mogła chodzić na imprezy, malować się, kupować sobie co tylko chce. Często zabierał ją na wycieczki w różne części świata i nie miał nic przeciwko jeżeli raz na jakiś czas nadużywała magii dla własnych zachcianek.
Chciał by jego córka była szczęśliwa i miała jak najlepsze życie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top