1.
Wakacje 2020 zaczęły się od wyjścia ze szkoły. Matura napisana i cały świat twojego rocznika cieszy się wraz z Tobą, że nie trzeba będzie wracać do tego wariatkowa z kratami w oknach bez klamek. Nie mogę napisać, że nie lubiłam szkoły... była mi całkowicie obojętna. Nie wstawałam rano mając w głowie myśl typu "Tylko nie to!". Po prostu szkoła była moim obowiązkiem, więc do niej chodziłam. Nie czułam wstrętu patrząc na kamienny budynek z ogromnymi drzwiami wejściowymi, ani ulgi kiedy z niej wychodziłam.
Noo... może będę trochę tęsknić za niektórymi osobami, które tu poznałam, jak każdy z nas wyjedzie na studia, to raczej już nigdy się nie spotkamy, ale tego nie da się uniknąć.
W sumie, czy ten wolny okres czasu mogę nazwać wakacjami? Będę pewnie zajęta składaniem papierów na studia czy pracą... nie wiem czy znajdę czas na spotykanie się z którymś ze znajomych. Znaczy jest pewna osoba, która na pewno nie da mi o sobie zapomnieć i właśnie idzie w moją stronę z wielkim bananem na twarzy i rozłożonymi rękoma.
-Lexiiiii!- wykrzyknął przeciągając ostatnią literkę mojego imienia. Położył rękę na moje ramiona i przyciągnął do siebie- Ty, ja wieczorem u mnie, nie przyjmuję odmowy- powiedział stanowczo.
- ... chciałam napisać bardziej profesjonalne CV- mruknęłam niezadowolona.
- Napiszesz u mnie, a teraz jedziemy do Mary- powiedział na co przewróciłam oczami, ale nie ukrywam, mały uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Do Mary chodziliśmy zawsze po szkole... oczywiście chodziło tu o Mary Street Bakery, kawiarnie z niesamowitą kawą i jedzonkiem. Chłopak złapał mnie za dłoń i ruszyliśmy w stronę jego samochodu. Czułam na sobie palący wzrok niektórych dziewczyn, zawsze się czerwieniłam kiedy robił to w miejscu publicznym, nie lubiłam być w centrum uwagi.
Kayden Wilson, przystojniak, ulubieniec nauczycielek jak i obiekt westchnień dziewczyn w mojej byłej już szkole, jak i nie ma dziewczyny, która by się za nim nie obejrzała na ulicy, więc jak to się stało, że obecnie idziemy ze splecionymi dłońmi do jego samochodu, aby pojechać na kawę? Napiszę tak: jeśli nie chcecie mieć takich sytuacji, nigdy nie przyjmujcie małego białego kwiatka od 5. letniego chłopca na placu zabaw. Popchnął mnie na stosik kamieni, przez co zdarłam kolano, jak to małe dziecko zaczęłam płakać, usiadłam pod murkiem i ze łzami na policzkach czekałam aż przyjdą do mnie rodzice, ale zamiast nich, obok mnie pojawił się chłopiec z małym kwiatuszkiem w dłoni, powiedział ciche i trochę niewyraźne "Przepraszam". No i tak to się zaczęło, od tamtej pory jesteśmy nierozłączni, tak... jesteśmy przyjaciółmi, tylko i wyłącznie najlepszymi przyjaciółmi.
Kiedy zaczęliśmy dorastać Kay zaczął zdobywać "fanki", ale ja nigdy nie byłam odsunięta na drugi tor. Chłopak zawsze mówił, że "Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu, jakbym miał matkę byłabyś druga, ale, że nie mam to jesteś pierwszą". Zawsze uważałam, że Kay ma chyba jakiś problem z mówieniem, ale i tak podrywał dziewczyny. Ja zawsze trzymam się w cieniu, w sumie w jego cieniu, zawsze byłam uważana za "Ta co się kręci wokół Wilson'a", ale jakoś ta opinia mi nie przeszkadzała dopóki w głowach gimnazjalistów, a potem licealistów nie zaczął się wytwarzać obraz seksu. Od razu było, że "Ta co daje dupy" itd. ale Kayden zawsze był przy mnie, aby mnie obronić. Niestety ostatni rok szkoły musiałam spędzić sama w tym wariatkowie, bo Kay jest ode mnie rok starszy. Zawsze przyjeżdżał po mnie do szkoły, przez co jego reputacja przystojniaka się utrzymała.
-Ej! zaczekajcie na mnie!- usłyszałam za sobą i natychmiastowo się zatrzymałam, przewróciłam oczami i odwróciłam się. Wśród tłumu wychodzących maturzystów dostrzegłam przepychającego się brata, który w drugim budynku szkoły pisał jakiś egzamin, aby dostać uprawnienia na opiekuna kolonijnego dla dzieci- Cześć Kay!- powiedział i przywitał się z chłopakiem.
Robbie jest ode mnie dwa lata młodszy, ale został posłany do szkoły rok wcześniej. Czułam, że bierze Kayden'a za jakiś autorytet, od kiedy pamiętam stara się być taki jak on. Przyznam, że jest to dla mnie dość dziwne, ale nie mogę powiedzieć, żeby przestał. Robbie nie pamięta naszego ojca, nigdy nie miał autorytetu, ale jakimś dziwnym cudem znalazł go w Kay'u.
-Jedziesz z nami do Mary?- zapytałam idąc znowu w kierunku samochodu chłopaka.
-Jasne, czemu nie- wzruszył ramionami i poprawił torbę na ramieniu.
Kay otworzył mi drzwi do samochodu jak miał w zwyczaju. Oczywiście przywykłam już do tego, ale na początku strasznie się czerwieniłam kiedy to robił. Jak wcześniej wspominałam nie lubię być w centrum uwagi. Robbie usiadł z tyłu, a Kay za kierownicą. Ruszyliśmy i jakoś nie wyobrażam sobie tego, że mogłabym w tym samochodzie siedzieć z kimś innym.
-Jak poszedł egzamin?- zapytałam brata kładąc swoją skórzaną torebkę na kolanach.
-Chyba nie najgorzej ... wydaje mi się, że dostanę te uprawnienia- usiadł na środku wychylając się pomiędzy przednimi siedzeniami- A jak tam maturka?- skupił całą uwagę na mnie.
-Zdam- wzruszyłam ramionami na co Robbie przewrócił oczami mrucząc pod nosem coś w stylu "Jak zawsze".
-Jak zawsze pewna siebie- powiedział Kay krótko na mnie zerkając.
-Między innymi za to mnie kochasz- wystawiłam do niego język mrużąc oczy, na co on z uśmiechem pokręcił głową.
-Wiem- powiedział skręcając w jedną z uliczek.
-Jakim cudem nie jesteście parą?- zapytał Robbie, a ja szybko zgłośniłam piosenkę, która leciała w radiu.
Rob zrozumiał, że nie chcę o tym rozmawiać, więc odpuścił rozsiadając się na tylnych siedzeniach. Przymknęłam oczy w westchnęłam. Nie mogłam powiedzieć "Bo to niemożliwe", byłoby to dziwne, w sumie to, że zgłośniłam radio kiedy akurat o to zapytał też było dziwne, ale naprawdę nie chciałam o tym rozmawiać. Ja i Kayden nigdy nie będziemy razem jako para. On jest zbyt rozchwytywany, zbyt popularny, by nie kręciły się wokół niego jakieś dziewczyny, a ja pewnie dostałabym białej gorączki na każdym kroku. Zresztą nie wydaje mi się, aby Kay był zainteresowany mną w taki sposób. Nie jestem zbyt "imprezowa" jeśli wiecie o co mi chodzi. W sumie nasz związek polegałby na tym, że on się bawi, a ja robię mu sceny zazdrości. Cieszę się z tego, że jesteśmy przyjaciółmi, ale ... ciężko jest być w friendzone. Tak... niestety. Oczywiście Kay o niczym nie wie i niech tak zostanie.
Wraz z zakończeniem piosenki dojechaliśmy na parking. Wysiedliśmy z samochodu i po około 5. minutach byliśmy już w kawiarni. Kayden i Robbie od razu udali się do lady i kupili to co zawsze tu jedliśmy. Ja zajęłam nasze stałe miejsce przy jednym z okien. Po chwili przede mną pojawiło się ciasto czekoladowe z wiśnią u góry i orzechowe cappuccino. Oblizałam się na sam widok i wzięłam mały widelczyk do ręki.
-Znalazłem pracę na wakacje- wypalił nagle Robbie- będę pracować w jednym barze z jedzeniem, za ladą i jako kelner- powiedział i wbił widelczyk w swoje ciasto malinowe.
-To świetnie, gratuluje- uśmiechnęłam się- Muszę w końcu napisać to CV i też znaleźć pracę- westchnęłam i upiłam łyk kawy.
-Znajdziesz coś- wzruszył ramionami Kay nawet na nas nie patrząc. Dziabał widelczykiem swoją szarlotkę.
-Wszystko w porządku?- zapytałam marszcząc brwi, a chłopak spojrzał na nas i zamrugał kilka rady.
-Tak, tak... wszystko okey... zamyśliłem się tylko- uśmiechnął się i upił swoją czarną kawę.
Zmrużyłam na jego odpowiedź oczy, na co on pokręcił głową na boki dając mi znak, że nie mam pytać, więc tego nie zrobiłam. Po chwili Robbie zaczął rozmawiać z Kay'em o nowym filmie, który ma wejść do kin, a ja wyłączyłam się z rozmowy. Rozmyślałam nad studiami, co będzie jak wyjadę. Nie będziemy już przesiadywać u Mary, nie wypiję już swojego orzechowego cappuccino i nie będę codziennie widzieć swojego brata i najlepszego przyjaciela.
Eh... najlepiej skupię się na chwili obecnej, bo w końcu ona jest najważniejsza, prawda?
I tak sobie żyjemy w naszym kochanym Perth w Australii.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top