Alternative reality


Hejka misie kolorowe!

Witam was w nowym one shocie, który jest jakby dodatkiem do książki "Alternative Reality" napisanej we współpracy z fs_animri, która również poprawiła tego One Shota, za co bardziej dziękuję <3

Ogólnie jest to historia, o tym jakby potoczyła się książka gdyby śledzić losy Erwina policjanta, który obudził się jako przestępca.

Jeżeli ktoś nie czytał "Alternative Reality" to nie musi, jeśli nie chcę. Jest to One Shot napisany bez konieczności zapoznania się z inną fabuła.

Tylko dopiszę jeszcze może krótkie wyjaśnienie:

W tej książce Erwin z innej rzeczywistości, przenosi się do tej "prawdziwej". U niego wszystko jest innaczej niż w tym świecie.

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o jego "świecie" to zapraszam do przeczytania książki o tym samym tytule, która znajduję się u mnie na profilu :3

Historia nie jest kanoniczna! W książce Erwin w normalnym świecie leżał w śpiączce!

Nie będę was dłużej męczyć i zapraszam do czytania! :3

Siwowłosy mężczyzna leżał na białej pościeli łóżka szpitalnego. Wokół niego nie było słychać żadnych dźwięków prócz tykania zegara.

Za oknem słońce dopiero wstawało, otwierając przed ludźmi nowy dzień. Temperatura sprzyjała otoczeniu, nie można było narzekać ani na zimno, ani na gorąco.

Przy łóżku owego mężczyzny, na dość niewygodnym krześle, drzemał pewien białowłosy, a mianowicie Nicollo Carbonara.
Nic w tym dziwnego, w końcu złotooki był dla niego jak brat, więc to logiczne, że czuwał przy jego boku, gdy ten leżał w szpitalu.

Erwin, bo tak miał na imię poszkodowany mężczyzna, leżał w śpiączce przeszło tydzień czasu. Podczas jednej z wielu akcji Zakshotu został postrzelony. Lekarzom udało się go uratować, lecz jego ciało potrzebowało dłuższego odpoczynku.

W końcu po ponad tygodniu, szarowłosy zaczął odzyskiwać przytomność.
Uchylił swoje powieki, mrugając kilkakrotnie by przyzwyczaić się do otoczenia.

Rozejrzał się wokół, czując w pewnym stopniu dezorientację. Obserwował ściany i meble, by następnie przenieść swoje spojrzenie na przyjaciela.

Knuckles podniósł się powoli do siadu, zaciskając swoją rękę, na tej Nico, gdyż białowłosy ją podtrzymywał przez sen.
Oparł się o poduszki i cicho jęknął, czując promieniujący ból w lewej części brzucha.

Brązowooki czując ruch obok siebie, uchylił powieki, szukając obiektu który spowodował ściśnięcie dłoni. Zawiesił zdziwione spojrzenie na swoim przyjacielu. Gwałtownie się uniósł, przecierając oczy, by sprawdzić czy nie ma zwidów.

- Erwin? Wstałeś.. jak się czujesz? Poczekaj, pójdę po lekarza! - brązowooki wypruł te słowa z siebie jak karabin maszynowy.

Złotooki nie zdążył nawet się odezwać, gdyż Carbonara szybkim krokiem opuścił salę.
Mężczyzna głośno westchnął, przymykając oczy.

Zastanawiał się dłuższą chwilę jakim cudem Kui zezwolił Nico na siedzenie przy jego boku. W końcu ten mały Chińczyk nie zezwalał na zbyt długie urlopy, a ubranie Nicollo wskazywało na to, że był po cywilnemu, czyli raczej dłużej tu siedział.

Po kilku minutach do jego sali wszedł niebieskowłosy lekarz, trzymający w ręce pliki kartek, zapewne informacje o jego stanie zdrowia.

- Dzień dobry, panie Knuckles. Witamy wśród żywych. Jak się pan czuje? - odparł medyk z lekkim uśmiechem.

- Dzień dobry, jest okej. Trochę boli mnie głowa i brzuch.. - wymamrotał szarowłosy.

- Tak, to normalne. Co pamięta pan ostatnie? - zapytał mężczyzna.

- Chyba miałem jakiś wypadek. Jechałem samochodem i wjechaliśmy w strzelaninę. Możliwe, że oberwałem. Nie pamiętam dokładnie, mam w głowie tylko urywki.. - odpowiedział Erwin.

- Mhm.. ciekawe. Pamięta pan podstawowe informacje o sobie, prawda? - lekarz zadał kolejne pytanie.

- Raczej tak. Jestem Erwin Knuckles, mam 26 lat. Mieszkam w Los Santos i pracuję w policji, jako kapitan z odznaką 105 - rzekł Knuckles, z pewną nutą dumy.

Niebieskowłosy spojrzał na niego spod byka, by po chwili zacząć coś notować na kartce.

- Dobrze, w takim razie zostanie pan do jutra na obserwacji. Przekaże pańskiemu bratu szczegółowe informacje dotyczące pańskiego powrotu do zdrowia. Proszę dużo odpoczywać.. - mruknął nieco zagubiony medyk, ruszając do wyjścia.

- Halo, ale co mi jest? Proszę pana! - krzyknął za nim złotooki, lecz mężczyzna opuścił już pokój.

Siwowłosy głośno westchnął, spoglądając na kalendarz wiszący na ścianie. Zmarszczył brwi widząc obecną datę i rozumiejąc jak długo musiał przespać.

Nie pozostało mu nic innego niż leżeć i czekać na kogokolwiek, kto mu wytłumaczy coś o jego stanie.

***

- Co ty pierdolisz do mnie?! Jaki uraz? Nic mi nie jest.. - warknął złotooki, podnosząc się do siadu.

Informacja od Nicollo, że lekarz stwierdził jakieś zmiany w jego umyśle, nie wpłynęła na niego pozytywnie.

- Erwinku, uspokój się.. Na pewno to nic poważnego. Po prostu możesz mieć źle zakodowane informacje i to tyle. - wytłumaczył brązowooki, chwytając go za rękę.

Szarowłosy obrócił się tyłem do niego i patrzył pusto w ścianę ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.

Białowłosy głośno westchnął i próbował przez dobre kilkanaście minut przekonać przyjaciela, aby się nie obrażał. Bez skutku. Złotooki nie odpowiadał na żadne zaczepki z jego strony. Nawet odwiedziny innych przyjaciół, którzy przychodzili po zawiadomieniu od Carbonary, nie skutkowały na dwudziestosześcio latka. Zachowywał się jak wyrośnięty bachor. Chociaż, może zawsze taki był?

- Erwin.. Odezwij się chociaż. No nie obrażaj się na nas.. - rzekł Vasquez, kładąc rękę na jego ramieniu.

- To nie my wystawiliśmy diagnozę.. - mruknął Nicollo.

- Ale w nią wierzycie! - burknął siwowłosy. - Nie będę z wami gadać! Chcę się widzieć z Grzesiem..

Przyjaciele siwego spojrzeli na siebie zdezorientowani. Nie wiedzieli dlaczego Erwin chce się spotkać z policjantem. Zapewne wszyscy uznali, że stwierdzenie lekarza musiało rzeczywiście być prawidłowe. Złotookiemu widocznie odbiło.

- Zaraz do niego zadzwonię.. - Carbo odezwał się pierwszy.

Białowłosy wyszedł z sali i wybrał numer Gregorego. Oczekiwał kilka sygnałów aż mężczyzna odbierze telefon.

- Halo? Co chcesz Carbo? - spytał brunet po drugiej stronie.

W tle było słychać wycie syren policyjnych, najwidoczniej brał udział w pościgu.

- Um.. Cześć Grzesiek, mógłbyś podjechać na szpital? - zapytał niepewnie Nicollo.

- Po co? To coś ważnego? Aktualnie jestem trochę zajęty.. - mruknął Montanha.

- Chodzi o Erwina, obudził się ze śpiączki i trochę mu odjebało.. Powiedział, że nie będzie gadał z nikim dopóki się z tobą nie spotka. - wyjaśnił młodszy, zagryzając wargę. Musiało to brzmieć co najmniej dziwnie.

- Co ten pastor znowu odwala? To jakiś podstęp? Chcecie mnie porwać? - zapytał podejrzliwie Gregory.

- Nie, to nie podstęp. Serio mu odjebało. Przyjedź, najlepiej nie służbowo, jak najszybciej możesz, proszę.. - rzekł Nico i się rozłączył.

Białowłosy wrócił do sali siadając na krześle i próbując jeszcze zagadać przyjaciela. Wciąż beż żadnego skutku.

Dopiero po kilkudziesięciu minutach do sali wszedł umundurowany policjant. Oddychał ciężko, widocznie dosyć się pospieszył.

Podszedł do łóżka na którym leżał złotooki, przysiadając obok niego, zwracając jego uwagę na sobie.

- Grzesiu! - od razu gdy zauważył bruneta, siwowłosy natychmiast się podniósł i mocno przytulił bruneta.

Brązowooki, jak i reszta obecnych, był nieco zdziwiony jego bliskością.

- Co się dzieje Erwin? - spytał Gregory, lekko odsuwając się od młodszego, by spojrzeć w jego tęczówki, próbując coś z nich wyczytać.

- Oni mówią, że mam jakiś uraz głowy. Ale to nieprawda! Powiedz im to! - odparł Knuckles, wtulając się w rękę mężczyzny. - Zresztą nieważne, ważne że już jesteś.

Złotooki objął wyższego za szyję i przystawił swoje usta do tych policjanta. Pocałował go czule, chcąc się nacieszyć jego bliskością.

Brązowooki rozszerzył swoje oczy w zdziwieniu i zaskoczeniu. Przez pierwszą chwilę nie poruszył się nawet o milimetr, nie potrafiąc przetworzyć tego, co się właśnie wydarzyło. Dopiero po chwili lekko odsunął złotookiego od siebie.

- Co się stało? Jesteś na mnie zły o coś? - zapytał szarowłosy, marszcząc brwi na oschłość mężczyzny.

- Raczej co tobie się stało.. - mruknął pod nosem Montanha.

- Czemu wszyscy tak dziwnie na mnie patrzycie? Przecież mówiliście, że nie przeszkadza wam to, że jestem z Grzesiem - burknął siwowłosy.

Wszyscy w pomieszczeniu naprawdę nie wiedzieli co mają odpowiedzieć. Większość była w szoku i nie zdolna do sklejenia nawet prostego zdania.

- Carbo to jakiś wasz kolejny żart? Nie śmieszny - pierwszy odezwał się Gregory, podnosząc się z łóżka i odsuwając od pastora na stosowną odległość.

- Ja nie.. ja nie miałem pojęcia po co on chce byś tu przyjechał.. - tłumaczył Nicollo, unosząc ręce w geście poddania, potwierdzając szczerość swych słów.

- Dlaczego jesteś w mundurze? - zapytał złotooki, marszcząc brwi.

Erwin był nieźle zdziwiony ubiorem swojego chłopaka. Nie wiedział czy to jakiś żart, czy znowu ma jakąś akcję z chłopakami.

- Bo jestem aktualnie po służbie? - powiedział ironicznie Montanha.

- Bardzo śmieszne.. - szarowłosy prychnął i przewrócił oczami w odpowiedzi.

Lecz, gdy nikt się nie zaśmiał, dwudziestosześciolatek zdezorientował się jeszcze bardziej. Był lekko pogubiony w tym wszystkim co tu się działo. Wszyscy w pomieszczeniu patrzyli na siebie z równym niezrozumieniem. I Erwin, i reszta, mieli wrażenie, że to jest jakimś popieprzonym żartem. 

- Lekarz mówił, że może mieć jakieś urojenia, ale nie sądziłem, że aż tak.. - szepnął Gilkenly w kierunku Nicollo, co jednak usłyszała reszta.

- Nie jestem chory! - warknął siwowłosy. - Chcę już jechać do domu.. Możemy wrócić do mieszkania? - zapytał, patrząc na Gregorego.

- Erwin, nie mam pojęcia gdzie mieszkasz. Jeśli podasz adres to mogę cię podwieźć.. - odparł Montanha niepewnie, drapiąc się po karku.

Złotooki coraz bardziej się denerwował zaistniałą sytuacją. Skanował wszystkich w pomieszczeniu, doszukując się jakiejś drobnej rzeczy wskazującej na żart z jego osoby.

- Możecie przestać robić ze mnie debila? Super, już się pośmialiście, a teraz już starczy! - warknął Knuckles, ponownie krzyżując ręce na klatce piersiowej. Miał tego dosyć.

Wszyscy wciąż siedzieli cicho, próbując zrozumieć co się działo z ich przyjacielem, chcąc pojąć dlaczego ten się tak zachowuje.

- Erwin, co pamiętasz z przed utraty przytomności? - zapytał ostrożnie Nicollo, postanawiając wszystko wyjaśnić.

- Jechałem w pościgu, gdy nagle wjechały w nas jakieś fury i zaczęły strzelać, potem nie do końca wiem.. - rzekł złotooki, wzruszając ramionami.

- W pościgu? - spytał Gregory marszcząc brwi.

- No tak, goniliśmy napastników z napadu na bank, możliwe że ktoś chciał im pomóc - wyjaśnił szarowłosy.

- Erwin, jak goniliśmy? O czym ty mówisz? Chyba jak uciekaliśmy.. - wtrącił się David.

- Pojebało cię? Dlaczego miałbym uciekać przed swoimi? - parsknął Knuckles.

- Swoimi? - spytał nieco pobladły Nicollo.

- No tak? Nie wiem wy naprawdę jesteście jacyś pojebani. Pomyliły wam się zawody czy co? Grzesiek w mundurze, a wy w cywilnych. Kui pozwolił wam zejść ze służby? - zapytał szarowłosy.

- Japierdole.. On myśli, że my jesteśmy policjantami.. - szepnął Gilkenly.

- No tak, nie myślę, tylko tak jest. - prychnął złotooki.

- Erwin, opowiedz mi coś o swoim życiu, o nas.. - zaproponował Nicollo, zachowując spokój i siadając na krześle. Był w zbyt dużym szoku, by stać.

- Nie wiem, no jestem Erwin Knuckles, mam dwadzieścia sześć lat. Pracuje w policji, jako kapitan z odznaką 105. Wy też pracujecie ze mną, Kui jest naszym szefem. Dlatego się zdziwiłem, że dał wam wolne, bo zazwyczaj tego nie robi. Moim chłopakiem jest Grzesiu no i mieszkamy razem od trzech miesięcy - opowiedział siwowłosy, na końcu ponownie wzruszając ramionami.

Wszyscy obserwowali go w zdumieniu. Dopiero teraz zrozumieli, że mężczyzna naprawdę ma jakiś uraz głowy. Gilkenly wyszeptał głośne “ja pierdole”, ale nikt nie zwrócił na to szczególnej uwagi.

- Czekaj, twoim chłopakiem? - wykrztusił Montanha, patrząc na niego z szeroko otwartymi oczami.

- No tak. Jeszcze się nie oświadczyłeś.. - siwowłosy zaśmiał się cicho.

- To co ja niby robię, skoro nie pracuje w policji? - zapytał Gregory niepewnie, postanawiając zignorować poprzedni komentarz. Chyba nawet nie chciał próbować go przetrawić.

- No nie powiem, nie jesteś przykładnym obywatelem. Masz swoje za uszami, ale jakoś pogodziliśmy to przecież. Po prostu, gdy złapie cię policja, to ja nie biorę udziału w twojej sprawie - wyjaśnił Knuckles spokojnie. - Czemu tak na mnie patrzycie? Przecież już to ustalaliśmy, zgodziliście się żebym z nim był..

- Kurwa.. - westchnął cicho Carbonara.

- Ja.. ja może już wrócę na służbę.. - mruknął zagubiony Gregory.

- Nie! Nie zostawiaj mnie.. - wychrypiał złotooki smutnym głosem.

- Erwin, nie wiem co ci się stało. Ale nie jesteśmy razem.. - powiedział niepewnie brunet.

Szarowłosy przez dłuższą chwilę analizował jego słowa ze spuszczonym wzrokiem. Dopiero gdy zrozumiał znaczenie zdania wypowiedzianego przez brązowookiego, podniósł na niego swoje zranione spojrzenie.

- Dla-aczego? Przepraszałem cię już przecież za tamto aresztowanie.. Wiesz, że zawsze chciałem dla ciebie dobrze. Nie możesz mnie zostawić! Kocham cię.. - mówił siwowłosy, z pierwszymi łzami na policzkach i drżącym głosem.

Gregory patrzył na niego zakłopotany, by po chwili rozejrzeć się po jego przyjaciołach w poszukiwaniu pomocy.
Nicollo spojrzał na niego złowrogo, dając mu do zrozumienia, że źle postąpił, powodując płacz u jego brata.

- Ej, Erwin nie płacz.. Słyszysz? - mówił brunet próbując go uspokoić.

Złotooki był jak małe dziecko, po prostu cicho szlochał, nie potrafiąc się opanować. Jego ciało się trzęsło, a warga drżała.

Brązowooki nie wiedział co powinien zrobić, nie chciał doprowadzić go do takiego stanu.
Zbliżył się do niego, siadając obok i kładąc rękę na jego plecach, gładząc je lekko.

- Nie ko-ochasz mn-nie już? - wychrypiał siwowłosy, patrząc na niego zaszklonymi oczami.

- Misiu, nie płacz.. Grzesiu na pewno nie miał tego na myśli - odezwał się Nicollo, pioronując wzrokiem Montanhę. - Po prostu nie wiemy co się stało.. Nie jesteś policjantem, my zresztą też nie. To Montanha nim jest - próbował wytłumaczyć.

- Ale to n-nie logi-iczne.. Ja pamiętam inaczej.. - wyjąkał złotooki spoglądając na przyjaciela.

Gregory głośno westchnął i przytulił siwowłosego, gładząc jego plecy w geście uspokojenia.

- Damy jakoś radę, Malutki, coś wymyślimy.. - mruknął brunet, wzdychając.

***

Po kilku dniach od tych wydarzeń, zmieniło się jednocześnie wszystko, jak i nic.. Przyjaciele próbowali wytłumaczyć Erwinowi jego aktualne życie. Bez skutków, złotooki wciąż uważał inaczej i nic nie było w stanie go przekonać.

Jego przyjaciele uważali, że to po prostu poważny uraz głowy. Dlatego wytrzymywali to, wiedząc od lekarza, że w końcu mu przejdzie.

Gregory, za namową, a raczej zastraszaniem przez bliskich Erwina, spędzał z nim czas. Siwowłosy tylko przy nim się uspokajał. Gdy się denerwował, lub irytował się nowymi informacjami, tylko Montanha był w stanie sprawić, że był w stanie się opanować.

Jednak większość czasu Erwin spędzał w mieszkaniu Nicollo. To białowłosy zobowiązał się nim zająć. Siwowłosy u niego spał, gdyż jego przyjaciele nie chcieli go zostawić samego u niego w mieszkaniu.

Knuckles miał problemy ze snem odkąd wybudził się ze śpiączki. Wcześniej w swoim poprzednim "świecie" zasypiał u boku swojego chłopaka, był już do tego przyzwyczajony. Dlatego teraz samotne spanie, sprawiało mu trudności, przez co był ciągle niewyspany i zmęczony.

Od czasu do czasu, gdy Nicollo kładł się obok niego i go obejmował, udawało mu się przysnąć na trochę.

Mimo iż Montanha pomagał z Erwinem, to nie chciał zgodzić się na wspólne spanie, czy mieszkanie. Był jego przyjacielem, ale nie chciał zaburzać swojego własnego komfortu.

Przez te kilka dni złotooki siedział głównie w mieszkaniu, nie wychodzi za często, obawiając się tego "nowego" dla niego świata.

Tego dnia miało się to zmienić.

Białowłosy podszedł do kanapy na której leżał jego przyjaciel i rzucił się na mebel, tuż obok niego, czochrając go po głowie.

- Co tam Erwinku? Może pójdziesz z nami na robotę? Nie możesz wiecznie siedzieć w domu.. - mruknął brązowooki.

- Nie chcę.. - burknął siwowłosy w poduszkę.

- Zapewniam cię, że na pewno zobaczysz się z Grzesiem! - Nicollo wyszczerzył się, wiedząc, że to zadziała. Miał nadzieję, że jakieś wspomnienia wrócą do niego na napadzie.

Złotooki jak na zawołanie podniósł głowę, patrząc na przyjaciela. Gwałtownie pokiwał głową w zgodzie na wyjście z mieszkania.

- Kiedy jedziemy? - zapytał ożywiony szarowłosy, podnosząc się z kanapy.

Białowłosy się tylko uśmiechnął i wskazał drugiemu na buty, dając mu do zrozumienia, aby je ubrał.
W międzyczasie Nico wysłał SMS'a Davidowi, Vasquezowi oraz Kui'owi, aby przyszykowali się na akcję.

Po kilkunastu minutach, cała piątka znajdowała się w samochodzie, dojeżdżając do celu.

- Gdzie jedziemy? Kiedy spotkamy Grzesia? - spytał niecierpliwy dwudziestosześciolatek, przypominając bardziej przedszkolaka w drodze do sklepu z cukierkami.

- Już jesteśmy.. - odparł Vasquez, nie podnosząc wzroku z drogi.

Siwowłosy rozejrzał się, szukając bruneta wokół. Jedyne co zauważył to budynek banku obok nich. Zmarszczył brwi w niezrozumieniu, ale posłusznie wysiadł z pojazdu za resztą.

Weszli do środka budynku. Złotooki rozglądał się za swoim ukochanym, lecz nigdzie nie mógł go ujrzeć. Zamiast tego, usłyszał krzyki swoich przyjaciół.

- Ręce do góry! Wszyscy ręce do góry, już! - krzyczał Nicollo, celując do ludzi w banku z broni.

Reszta poszła w jego ślady, skuwając zakładników. Szarowłosy rozszerzył swoje oczy, orientując się co się dzieje.
Wcześniej nie kwestionował dokąd jadą, oraz czemu ma mieć maskę. Jedyne o czym myślał, to o spotkaniu Gregorego. Teraz jednak od razu zrozumiał co się dzieje - i nie miał zamiaru brać w tym udziału.

- Co wy robicie?! - pisnął siwowłosy szarpiąc Carbonarę za ramię.

- Misiu kolorowy, ustań sobie z boku i czekaj aż przyjedzie Grzesiu - odparł Kui, uspokajając go.

Knuckles usiadł na krzesełku, które stało w rogu pomieszczenia i nerwowo trząsł nogą. Był a dużym szoku. Nie wiedział co powinien zrobić, dlatego po prostu oczekiwał na przyjazd bruneta.

Widział jak Carbo idzie na zaplecze, a reszta celuje do cywili. Nie odezwał się słowem, do czasu, aż nie usłyszał sygnałów policyjnych, a po chwili głosu brązowookiego.

- Dzień dobry, Gregory Montanha, numer odznaki 105. Co tu się dzieje? - odezwał się brunet zza drzwi.

- Więc tak, panie Montanha, prowadzimy napad na tę placówkę. Jest tu pięcioro napastników i siedmiu zakładników - odezwał się Chak.

Szarowłosy gwałtownie podniósł się z krzesła, podchodząc do drzwi. Przepchnął się przed Chińczyka, stając przed brunetem.

- Jakie pięciu napastników? Ja nie wiedziałem co wy chcecie robić! Ja nie biorę w tym udziału Grzesiu! - uniósł się zlotooki, patrząc na Montanhę przestraszony.

Nie chciał by jego "chłopak" pomyślał, że robi bank, skoro był tutaj policjantem. Mimo iż mówiono Erwinowi wiele razy, że on sam nim tu nie jest, to trzymał się zasad.

- Siwy, cicho bądź! - burknął Gilkenly ze środka, pociągając go za bluzę do wewnątrz budynku.

- O nie, nie! Nie dam się w to wrobić! Ja nie biorę w tym udziału! - mówił Knuckles, podnosząc ręce w geście poddania.

Siwowłosy zdjął z twarzy maskę i ruszył w kierunku wyjścia z banku. Stanął przed Gregorym, który był zdezorientowany. Młodszy objął go rękoma, przytulając do siebie.

Brunet nie wiedział co ma zrobić, reszta funkcjonariuszy patrzyła na tę scenę z niezrozumieniem. Wycelowali z pastora, nie wiedząc czy nie chce zrobić czegoś policjantowi.

- Odsuń się od niego z podniesionymi rękoma! - krzyknął jeden funkcjonariusz.

Brązowooki machnął im tylko ręką, aby odpuścili, wszyscy go posłuchali opuszczając bronie z dwudziestosześcio latka.

- Grzesiu wierzysz mi prawda? Ja nie miałem pojęcia.. - mówił złotooki, spoglądając w jego tęczówki.

- Tak malutki, wierzę ci. Ale pamiętasz o czym rozmawialiśmy? Musisz zrozumieć, że nie jesteś policjantem.. - mówił brunet spokojnym głosem.

- Wiem.. - mruknął siwowłosy, spuszczając wzrok.

- Erwin! Co ty odpierdalasz?! Wchodź do banku! - warknął Nicollo, wracając z zaplecza z torbą pełną łupu.

- Ja nie chcę okradać banku! - pisnął złotooki, chowając się w klatce piersiowej bruneta.

Carbonara przewrócił oczami i podszedł do nich, odciągając przyjaciela od policjanta. Chwycił go za ramiona i spojrzał w jego oczy.

- Wejdź do środka, zaraz pogadamy.. - burknął białowłosy.

Knuckles wciąż będąc zakłopotany, wszedł do budynku, patrząc przez ramię na ukochanego. Następnie stanął w rogu pomieszczenia, krzyżując ramiona na piersi. Dlaczego zmuszając go do tego jeśli nie chce? Nawet jeśli nie jest tu policjantem, to nadal powinni uszanować jego decyzję, co nie?

Po chwili u jego boku pojawił się Nico. Musiał jeszcze przeprosić na zewnątrz za zamieszanie.

- Nie mówiłeś, że pojedziemy okradać bank! - uniósł się złotooki, spoglądając na niego wkurzony.

- Przepraszam, ale nie chciałem żebyś ciągle siedział w domu. Teraz przynajmniej wiesz czym na co dzień się zajmujemy. - mruknął brązowooki, pomijając drugi powód dlaczego zabrał siwego na napad. Czuł zawód, że wspomnienia nie wróciły do niego, ale postanowił się nie załamywać. Może minęło za mało czasu?

- Ale ja nie chcę! Nie jestem przestępcą! - burknął siwowłosy.

- Dobra, usiądź po prostu i czekaj. Nie rób nic gwałtownego! - odparł Nicollo.

Erwin obrażony usiadł na krześle. Oczekiwał na zakończenie tej akcji.

Po kilkudziesięciu minutach białowłosy złapał go pod ramię i wsadził do samochodu. Przez całą tą drogę siwy się szarpał, krzycząc, że nie miał z tym nic wspólnego.

Już po chwili odjeżdżali z pod banku, uciekając przed policją. Wszyscy siedzieli w grobowej ciszy. Byli zirytowani zachowaniem Knuckles’a.

- Wypuście mnie! Ja nie chcę uciekać! - krzyczał złotooki, próbując dostać się do drzwi. Na jego nieszczęście, siedział między Vasquezem, a Davidem, którzy mu to skutecznie blokowali.

- Uspokój się! - krzyknął Nicollo, spoglądając na niego przez ramię.

- Nie! Ja nie chcę uciekać! Nie mówiliście nic o kradzieży i porwaniu! Wiecie, ile wam za to grozi? - siwowłosy unosił się dalej, wciąż się szarpiąc.

- Erwin! Przestań, bo zaraz zrobisz sobie, albo komuś krzywdę! - warknął David, przytrzymując go.

Złotooki szarpnął ręką, odpychając bruneta od siebie, lecz Sindacco chwycił go w pasie próbując go unieruchomić. Na niewiele się to zdało, gdyż Knuckles zdołał się wyrwać.

Białowłosy obrócił się nieco, próbując pomóc przyjaciołom. Przez to, również miał mniejsze pole do manewru samochodem.

Nie musieli długo czekać na nieszczęście. Carbonara stracił kontrolę nad kierownicą, wpadając w poślizg i dachując pojazdem.

Po kilku sekundach samochód się zatrzymał. Kui, oraz Gilkenly byli zdatni do opuszczenia wraku i próby ucieknięcia na patykach, dlatego też od razu to zrobili.

Sindacco o własnych siłach wyczołgał się z pojazdu, lecz od razu został poddany i zakuty przez policję, podobnie jak Nicollo.

Siwowłosy przez szarpanie się, nie zapiął pasów. Miał o wiele mniej szczęścia i dosyć mocno się poturbował. Już przy zatrzymaniu pojazdu stracił orientację, co tak właściwie się stało.

Czuł jak ktoś wyciąga go z pojazdu i kładzie na ziemi. Jak przez mgłę widział zaniepokojonego Gregorego, który klęczał obok, mówiąc coś w jego kierunku.

Montanha był zmartwiony stanem złotookiego. Jego twarz była cała we krwi, zapewne w wyniku rozcięcia na głowie. Jego ubrania i reszta ciała nie były w lepszym stanie.

- Halo, Erwin słyszysz mnie? - mówił w jego kierunku.

- Co się z nim dzieje?! - spytał Nicollo, wyszarpując się z uścisku innego policjanta. Podszedł bliżej bruneta spoglądając na swojego brata.

- Stracił przytomność, wezwijcie EMS.. - rzekł brunet.

- Kurwa.. mogłem go nie wyciągać na ten bank - jęknął załamany Nicollo, obwiniając siebie.

Złotooki odpłynął całkowicie, widząc przed sobą swojego ukochanego..

***

Szarowłosy uchylił swoje powieki, widząc wokół siebie biel. Miał chwilowe deja vu. Niedługo potem zrozumiał, że znowu znajduje się w szpitalu. Podniósł trochę głowę, by móc się rozejrzeć po sali.

- Malutki? Wstałeś.. jak się czujesz? - usłyszał obok siebie.

Gwałtownie przeniósł swój wzrok na bruneta siedzącego obok, który trzymał jego dłoń, gładząc ja delikatnie.

- Grzesiu.. - wychrypiał złotooki unosząc się i wtulając w jego ciało, ignorując ból który promieniował z jego wciąż niezagojonych ran.

Brunet objął go i gładził uspokajająco po plecach. Nie wiedział czy to przez dezorientację, czy przez sen, aż tak się stęsknił.

- Jestem maluszku.. Jak się czujesz? - zapytał brązowooki, odsuwając się trochę, by móc spojrzeć w jego bursztynowe tęczówki.

- Kochasz mnie? - spytał Erwin poważnie, wyczekując odpowiedzi.

Starszy spojrzał na niego w niezrozumieniu. Nie wiedział o co mu tak właściwie chodziło.

- Co? - zapytał zdezorientowany.

- Kochasz mnie? - powtórzył Knuckles ze słyszalną w głosie nadzieją.

- Co to za pytanie? Oczywiście, że cię kocham.. - mruknął Gregory, patrząc na niego z politowaniem.

Siwowłosy uśmiechnął się szczerze na te słowa i gwałtownie pocałował swojego chłopaka z namiętnością. Brakowało mu go, brakowało mu jego Grzesia.

- Coś się stało? - spytał Montanha, gdy się od siebie oderwali. Był lekko zatroskany zachowaniem siwego.

- Nie. Teraz już nie. Już wszystko jest w jak najlepszym porządku! Kocham cię - odpowiedział złotooki z radością wymalowaną na twarzy.

Szarowłosy po raz kolejny złączył ich usta w pocałunku, przekazując w nim całe swoje uczucie do bruneta/

Chciał pokazać mu jak bardzo go kocha.. wreszcie mogąc samemu cieszyć się uczuciem bycia kochanym.

***********

3582 słów

Więc to na tyle!

Postanowiłam napisać one shota, w oczekiwaniu na nową książkę.
Właśnie jestem w trakcie jej pisania i jeszcze troszkę mi zajmie napisanie kilku rozdziałów.

Ogólnie dziękuję za przeczytanie i każda gwiazdkę!

Jestem ciekawa waszej opinii na temat tego oneshota, więc możecie się podzielić :3

W każdym bądź razie, dziękuję wszystkim i do zobaczenia niedługo!

Kocham was! <3

Notka od animri:

ja też peepoLove <3

PS: niedługo ten morwin o którym pierdolę od… listopada? grudnia? cholera wie, ale ten o którym długo gadałam, że będzie, wreszcie się chyba pojawi. Niedługo. Bez kappy. Zostały mi trzy rozdziały do napisania (jak na razie mam 25 już, czyli ponad 40k słów monkaW) i będzie release! Oczekujcie więcej info ode mnie na tablicy <3 kc was wszystkich

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top