25
Hejka misie kolorowe!
Rozdział ze współpracy z fs_animri <3
Milego dnia/ wieczoru :3
Erwin pov
*kilka godzin później*
Opadłem na kanapę, odchylając głowę do tyłu.
Jęknąłem niezadowolony na kolejny dźwięk powiadomienia telefonu.
Odpaliłem urządzenie i zobaczyłem kolejne wiadomości od Grzesia.
429416:
Erwin odpisz mi proszę.
18:53
Pogadajmy, wiesz że nie chce dla ciebie, dla nas źle. Jesteś moim przyjacielem chcę się pogodzić..
18:55
Nie bądź zły o Mię, jeśli chcesz to możemy gdzieś razem wyjść
18:56
Wiem, że nie poświęciłem ci czasu odkąd z nią jestem, ale to przez pracę
18:57
Odbierz ten cholerny telefon, albo napisz chociaż, że żyjesz!
19:00
Żyje.
19:01
Odpisałem mu krótko. Westchnąłem, rzucając urządzenie na poduszki.
Wstałem i podszedłem do barku, chwytają butelkę whisky, odkręciłem ją i zacząłem pić z gwinta.
Odkąd wyszedłem z więzienia, zdążyłem wrócić do mieszkania i wyciągnąć trochę mety, aby się odstresować, lecz to było stanowczo za mało.
Chłopcy mieli mnie w dupie odkąd uciekli. W sensie tak mi się wydaje, że Carbo uciekł, bo nie było go ani na celach, ani w więzieniu.
Pewnie stwierdzili, że uciekłem i wróciłem do domu, a ja nie psułem ich przekonania.
Chciałem po prostu odpocząć.
Kaszlnąłem, gdy kolejna spora dawka alkoholu ogrzała moje gardło.
Ruszyłem chwiejnym krokiem w stronę sypialni, dotarłem do szafy i wyciągnąłem z dna małe pudełeczko.
Otworzyłem je i wciągnąłem kolejną dawkę narkotyku, tym razem białego.
Wróciłem do salonu i usiadłem na kanapie.
Ułożyłem na stoliku proszek i rozdzieliłem go w linie jakąś wizytówką która na nim leżała.
Wciągnąłem wszystko po równo do obu dziurek i pociągnąłem nosem czując znajome piekące uczucie.
Połowicznie się położyłem i co jakiś czas piłem whisky.
Mój "dobry" humor przerwał dzwonek do drzwi. Zignorowałem to, wciąż pozostając w miejscu.
Gregory pov:
Pukałem w drzwi, coraz bardziej się denerwując.
- Erwin, otwórz. Wiem, że tam jesteś! Chcę tylko pogadać.. - mówiłem głośno, aby mnie usłyszał.
Przyłożyłem ucho do drewna, nasłuchując jakichkolwiek dźwięków.
Słyszałem brzdęk szkła, a po chwili huk. Zacząłem trochę szybciej oddychać i ponownie pukać, krzycząc do niego.
- Jeśli za 10 sekund nie otworzysz tych pierdolonych drzwi, to je wyjebie! - krzyknąłem i zacząłem odliczać.
Gdy zbliżałem się do ośmiu, usłyszałem przekręcanie zamka. Za powierzchni wyjrzał siwowłosy.
Wyglądał jak siedem nieszczęść. Rozczochrane kosmyki powykręcane w każdą stronę, zaczerwienione oczy i wory pod nimi. Był blady, a z nosa leciała mu krew.
Ubrany był w jakieś dresy które na nim wisiały. Zmizerniał..
Powiększone źrenice i odór alkoholu były zauważalne. Zapewne ćpał i pił, na co wskazywała resztka proszku pod jego nosem zmieszana ze szkarłatną cieczą.
- Coś ty zrobił? - spytałem cicho, patrząc na niego zmartwionym wzrokiem.
Jego postura świadczyła o nietrzeźwości i zmęczeniu.
Westchnąłem, popychając go lekko do środka, samemu tam wchodząc i zamykając za nami drzwi.
- Czego chcesz? Lepiej idź do swojej k9.. - wymamrotał, przecierając twarz dłońmi rozmazując krew.
- Przestań.. Co brałeś? - spytałem, rozglądając się po salonie, do którego go zaprowadziłem.
Odpowiedź na moje pytanie wskazywał biały proszek i opakowanie po nim na stoliku, oraz pusta butelka po whisky.
Wciągnąłem głęboko powietrze, patrząc na niego troskliwie.
- Mieszałeś? - spytałem retorycznie. - Wiesz jakie to niebezpieczne? Mogło ci się coś stać! - warknąłem.
- Chuj ci do tego.. - mruknął, kładąc się na kanapie.
- Erwin co się z tobą dzieje? Od kiedy bierzesz narkotyki? Czemu twoje mieszkanie wygląda jak huragan? - zadawałem pytania ze skrzyżowanymi rękoma.
- Nie wiem od dwóch, trzech tygodni? A mieszkanie tak wygląda, bo się wkurwiłem i je rozjebałem. - powiedział spokojnie.
Prychnąłem i ruszyłem do łazienki po apteczkę. Gdy z nią wróciłem usiadłem na kanapie obok niego.
- Usiądź opatrzę ci to.. - rzekłem, już opanowany.
Złotooki mruknął coś pod nosem próbując się podnieść. Nie wychodziło mu to za dobrze.
Złapałem go za ręce i usadziłem. Zbliżyłem się i oczyściłem jego twarz z krwi.
Złapałem jego dłoń patrząc na rozcięte kostki. Odkaziłem rany i posmarowałem maścią.
- Czemu to robisz? Czemu się tak niszczysz? - spytałem cicho.
- To świat mnie niszczy.. - odparł, lekko na mnie zerkając.
- Kiedy ostatnio coś jadłeś? Strasznie schudłeś.. - stwierdziłem nieśmiało.
- Nie wiem chyba wczoraj, albo przedwczoraj? - prychnął. - A co cię to obchodzi? Dam sobię radę. Możesz już do niej iść.
- Erwin.. Jesteś moim przyjacielem i nie pozwolę abyś doprowadzał się do takiego stanu. Nie chcę abyś się uzależnił. Pomogę ci z tego wyjść. Przejdziemy przez to razem.. - powiedziałem szczerze, ściskając jego dłoń.
- A co jeśli mi już nie da się pomóc? - zapytał, patrząc na mnie ze łzami w jego bursztynowych oczach.
Objąłem go rękoma przytulając mocno do siebie. Wtulił się w moją szyje cicho szlochając.
Gładziłem go po plecach, szepcząc uspokajające słowa do jego ucha.
- Damy radę.. obiecuję.. - wyszeptałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top