24
Hejka misie kolorowe!
Przepraszam że dwa dni nie było rozdziału ale dużo się działo, przyjechała do nas rodzina ukraińska, a ja na dodatek się rozchorowałam..
Rozdział ze współpracy z fs_animri <3
Miłej soboty :3
Erwin pov
- Dobra gotowi? - spytał Kui, patrząc na nas pytająco.
Potwierdziliśmy kiwnięciem głowy i po jego słowach skierowaliśmy się do pojazdów.
Ja siedziałem z Carbonarą w calico, a reszta w T20 wraz z łupem.
Odchyliłem głowę do tyłu, gdy ruszyliśmy uciekając.
Przymknąłem powieki zaciskając szczękę.
- Siwy? Wszystko git? - zapytał białowłosy, zerkając na mnie na chwilę.
- Ta jest okej. Masz przewagę około pięciu sekund. - mruknąłem, patrząc w lusterka.
- Co nas goni?
- Corvetta, mustang i victoria. Zapewne jeszcze helka. - odpowiedziałem przyglądając się pojazdom.
Carbonara skręcał w wąskie uliczki, próbując zgubić radiowozy. Kilka razy stracili nas z wzroku, lecz zapewne helikopter dał im informację o naszym położeniu.
Pościg trwał już dość długo, co pokazywała uszkodzona karoseria calico, którym się poruszaliśmy. Nie wróżyło to dobrze.
- Zadzwoń do Kui'a i spytaj czy uciekli. - odparł Nico, gwałtownie skręcając.
Wyjąłem telefon z kieszeni i wszedłem w listę kontaktów, wybierając odpowiedni numer. Po dwóch sygnałach odebrał.
- Jak tam? Uciekliście? - spytałem z nadzieją.
- Tak, łup zabezpieczony i my safe. Zmieniamy furę i się przebieramy, a jak wy? - spytał chińczyk tym swoim piskliwym głosem.
- Uciekamy, mamy trochę lipę. Samochód nam się psuje, a mamy dwa SEU, victorię i helkę na sobie.- powiedziałem z westchnięciem.
- Zaraz się zbierzemy i podjedziemy, zadzwonię jak będziemy w drodze, abyś powiedział gdzie się kierować. - odparł, a ja kiwnąłem głową, mimo iż tego nie widział.
- Okej.. - Chrząknąłem i się rozłączyłem. - Ogarną się i mogą nam pomóc. Grajmy na czas. - rzekłem w stronę Carbo.
- Nie damy rady długo uciekać, dymimy się. - warknął.
Przewróciłem oczami i zacisnąłem dłonie na kałachu.
Poczułem jak białowłosy gwałtownie hamuje. Rozejrzałem się zdezorientowany. Byliśmy koło Vanili.
- Co ty robisz?! - spytałem zdenerwowany.
- Spierdalamy! - odpowiedział i szybko wysiadł, uciekając wzdłuż drogi.
Przeklnąłem pod nosem i szarpnąłem drzwiami wybiegając w drugą stronę.
Słyszałem za mną krzyki policjantów, którzy kazali mi się zatrzymać.
Nie słuchając ich, biegłem przed siebie, próbując ich zgubić.
Po może dwóch minutach, wbiegłem za jakiś budynek i wycelowałem za siebie, tak aby móc poddać lub rozstrzelać policjanta, który mnie gonił.
Ciężko dyszałem, a obraz miałem lekko rozmyty. Ręce mi drżały, a ja z całych sił zaciskałem je na broni długiej.
Przełknąłem ślinę, słysząc czyjś trucht.
Zza ściany wybiegł Montanha, rozglądając się i trzymając taser w dłoni. Oddychał głośno, zmęczony wysiłkiem.
Nasze spojrzenia się spotkały, a on widząc że celuję do niego, opuścił ręce wzdłuż ciała.
- Słuchaj, zostaw mnie i po prostu odejdź wolno w porządku? - odezwał się pierwszy. Patrzyłem na niego zakłopotany. Nie chciałem zrobić mu krzywdy. Poprawiłem uchwyt na kałachu i przetarłem twarz wolna ręką. - Po prostu stąd odejdź. - dodał po chwili ciszy.
Przymknąłem oczy i jęknąłem w geście frustracji.
Jebane uczucia muszą się odzywać w niepotrzebnych momentach!
Opuściłem kałacha, cały czas na niego patrząc.
W pewnym momencie poczułem ból w okolicach ramienia. Usłyszałem strzał, a chwilę później leżałem na ziemi, łapiąc się za ranę.
- Jeden down. - usłyszałem głos jakiegoś policjanta.
- Czemu kurwa do niego strzeliłeś?! Przecież przestał celować! - warknął Gregory i podbiegł do mnie.
Uklęknął obok i przycisnął ręce do mojej rany by zatamować krwawienie.
Zdrową ręką zsunąłem maskę z twarzy.
Patrzyłem w jego oczy, nierówno oddychając.
W jego brązowych tęczówkach było widać zdziwienie. Nie koniecznie tym, że napadałem na kasyno i uciekałem przed policją, a bardziej faktem, że zamiast go rozstrzelać i uciec, po prostu opuściłem broń.
- Jak się czujesz? Zaraz przyjedzie EMS. - spytał, obserwując moją twarz.
- Jest okej.. - mruknąłem i odwróciłem wzrok, patrząc na jakąś rzecz w oddali.
Siedzieliśmy w ciszy dopóki nie przyjechała karetka.
Medycy od razu zajęli się opatrywaniem mnie. Na szczęście rana była wylotowa i nic nie uszkodziła, dlatego nie było nawet potrzeby jechać na szpital.
Leżąc na noszach, gdy lekarze bandażowali moje ramię, zdrową ręką sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem z niej saszetkę z metą. Spojrzałem na medyków i gdy nie patrzyli schowałem towar w jakiejś szczelinie.
Po niecałych dziesięciu minutach, siedziałem skuty w SEU Grześka, w drodze na komendę.
Przez dłuższy czas jechaliśmy w ciszy, którą przerywało radio.
- Czemu? - zapytał nagle.
Spojrzałem na niego zdezorientowany, nie wiedząc o co mu konkretnie chodzi.
- Co "czemu"? - Spytałem unosząc brew ku górze.
- Dlaczego mnie nie postrzeliłeś i nie uciekłeś dalej? - dopytywał.
- Bo wiedziałem, że zaraz ktoś do ciebie dobiegnie, a ja nie dam sam rady? - po części powiedziałem prawdę, gdyż zapewne by tak było. Lecz rzecz biorąc, nie do końca to mnie powstrzymało.
- Jeszcze wtedy nikogo nie było, zdążyłbyś uciec. - powiedział, zerkając na mnie.
Przewróciłem oczami i oparłem głowę o szybę, przerywając z nim kontakt wzrokowy.
- Czy to ważne?! Nie uciekłem, powinieneś się cieszyć, że złapałeś kolejnego przestępcę. - warknąłem.
- Myślisz, że cieszę się, że pójdziesz do więzienia? Jesteśmy przyjaciółmi.. Chcę dla ciebie jak najlepiej.. - odparł.
- Przyjaciółmi.. - prychnąłem cicho.
- A nie? - spytał zdziwiony.
- Jasne, a czy przyjaciel zlewa drugiego z powodu dziewczyny, a raczej k9?! - uniosłem się gwałtownie i na niego spojrzałem.
- O czym ty mówisz? Przecież się spotykamy i gadamy.. - rzekł cicho.
Parsknąłem i zamilkłem, widząc, że znajdujemy się na komendzie.
Brunet wysiadł i otworzył mi drzwi, chcąc pomóc mi wysiąść, lecz wyszarpałem się z jego uścisku i opornie sam wysiadłem z pojazdu.
Montanha tylko westchnął i ruszył za mną na cele.
Wszedłem do pierwszego aresztu i ustałem przy ścianie, czekając na Gregorego.
Mężczyzna podszedł do mnie i wypowiedział formułkę, przedstawiając się.
Brązowooki zaczął mnie przeszukiwać, jeżdżąc po moim ciele dłońmi. Czułem dreszcze i gęsią skórkę która mnie opanowała.
Zagryzłem mocno wargę, chcąc pozbyć się tego uczucia, a zarazem móc bardziej się skupić na jego dotyku
Chwycił delikatnie moje dłonie i rozkuł je ostrożnie. Przejechał po nich palcami i puścił je wzdłuż mojego ciała.
Sapnąłem cicho i oparłem czoło o chłodne cegły, próbując przywrócić trzeźwe myślenie.
- Dobrze, zaraz sprawdzę zarzuty. Możesz się obrócić. - powiedział po chwili. Dopiero wtedy zorientowałem się, że nie ma go już w celi. Wziąłem głęboki oddech i usiadłem na pryczy próbując opanować drżenie dłoni. - Dobrze, grozi ci 120 miesięcy i 10 tysięcy dolarów grzywny. Zbijemy miesiące do połowy z powodu dobrego sprawowania i jeszcze odejmiemy 15 za postrzelenie. Wychodzi 45 miesięcy, pasuje? - spytał, unosząc głowę znad tabletu.
- Cokolwiek, wyślij mnie już do więźnia. - westchnąłem, opierając się wygodniej.
- W porządku, wezwę służby więzienne. Powinni zaraz być. - odparł i zgłosił coś na radiu. - Erwin, co miałeś na myśli w samochodzie?
Milczałem, patrząc na jakże ciekawą ścianę. Zacisnąłem pięści i szczękę chcąc już trafić do łóżka, aby ten cholerny dzień się skończył.
- Co ci się stało w rękę? - spytał zmartwiony, podchodząc bliżej krat.
Spojrzałem przelotnie na pięść, na której były widoczne przecięte kostki.
- Nic. - mruknąłem, ponownie zatapiając wzrok w cegły.
- Jak wyjdziesz z więzienia to zadzwoń proszę.. chcę pogadać o tym wszystkim. - powiedział cicho.
Wpuścił do mojej celi pracowników więzienia, którzy mnie skuli i zaczęli wyprowadzać do więźniarki. Uśmiechnąłem się do niego nie szczerze i bez słowa opuściłem pomieszczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top