17
Hejka misie kolorowe!
Rozdział ze współpracy z fs_animri <3
Dużo z was się domyślało co się może wydarzyć :)
Miłego dnia :3
Erwin pov
Uchyliłem powieki, mrugając kilkakrotnie. Rozejrzałem się wokół i zauważyłem, że znajduję się na sali szpitalnej.
Jęknąłem na ból, gdy uniosłem się do siadu. Kręciło mi się trochę w głowie, więc obraz nie do końca był jeszcze ostry.
Zerknąłem za okno gdzie było ciemno.
Westchnąłem cicho i spojrzałem na zegar na ścianie, który wskazywał trzecią w nocy.
Leżałem patrząc w sufit, do czasu aż do sali weszła pielęgniarka. Gdy mnie zauważyła otworzyła szeroko oczy.
Gdy się trochę opanowała uśmiechnęła się życzliwie i podeszła do mnie sprawdzając wszystkie maszyny.
- Dzień dobry, jak się pan czuje? Pamięta pan co się stało? - spytała patrząc mi w oczy.
Kiwnąłem niepewnie głową wspominając wypadek samochodowy.
- Miałem wypadek.. - mruknąłem.
- Tak, leżał pan w śpiączce przez dwa tygodnie. Dlatego może się pan czuć taki słaby. - odparła spokojnie.
Zmarszczyłem brwi na tą informację. Aż dwa tygodnie? Jebane 14 dni?
- A co z drugim poszkodowanym? - spytałem, zmartwiony losem Carbonary.
- Wszystko w porządku. Miał kilka ran na twarzy i szkło wbite w brzuch, ale po trzech dniach dostał wypis. - rzekła.
Odetchnąłem z ulgą. Blondynka po sprawdzeniu mojego stanu, dała mi się napić i poszła mówiąc, że wróci rano z lekarzem i zawiadomi moich przyjaciół.
Leżałem na łóżku patrząc się w sufit, a raz w okno do rana.
Dopiero koło szóstej rano przyszedł lekarz. Zabrali mnie na badania kontrolne, po czym odwieźli do sali gdzie zastałem Carbonarę.
Białowłosy podszedł do mnie i przytulił mnie z całej siły.
- Udusisz mnie.. - wychrypiałem w jego ciało.
Nico odsunął się po chwili i pogładził mnie po głowie.
- Jezu nawet nie wiesz jak się martwiłem! Wszyscy się martwiliśmy. Kui to w ogóle wychodził z siebie. Ciągle mówił w kółko "Szefitek by to zrobił". Daj spokój.. - mruknął machając ręką na koniec.
Parsknąłem cicho śmiechem na jego opowieść.
- A ty jak się czujesz? Pielęgniarka mówiła, że nic poważnego ci nie było.. - spytałem zmartwiony oglądając go.
Nico zmarszczył brwi i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ja? O czym ty mówisz? Jebłeś się w głowę? - spytał unosząc brew.
- No tak ty, przecież to z tobą miałem wypadek, co nie? - prychnąłem.
- Nie, nie ze mną. Jechałeś razem z Davidkiem.. - rzekł cicho. - Wszystko w porządku? Może zawołam lekarza?
Co jest kurwa? Jestem przekonany, że to był Carbo. Widziałem go, jak leżał zakrwawiony.
Nagle sobie coś uświadomiłem i rozszerzyłem szeroko oczy.
- Co ze Śmietaną? - spytałem podejrzliwie.
- A co ma być? - wzruszył ramionam.-- Siedzi na cuboidzie z resztą Spadiniarzy.
Chyba każdy kolor odpłynął z mojej twarzy. Mina mi już całkowicie zrzedła.
Podniosłem się z łóżka odłączając te wszystkie kabelki.
Nie słuchałem tego co mówił do mnie Nico.
Mamrotałem tylko pod nosem w kółko "Nie, nie, nie, to nie może być prawda".
- Erwin! - białowłosy złapał mnie za ramiona. - Co się z tobą dzieje?
- Daj mi mój telefon! - uniosłem głos, szukając go w półce szpitalnej.
Carbonara wyciągnął urządzenie z kieszeni i mi je przekazał.
Drżącymi rękoma odblokowałem urządzenie i wszedłem w listę kontaktów.
Scrollowałem wszystkie po kolei, szukając tego jednego.
- Kurwa mać! - warknąłem, gdy nie znalazłem tego, czego szukałem.
Rzuciłem urządzeniem o ścianę i schowałem twarz w rękach.
Jebany wszechświat! Czy kurwa ktokolwiek, kto jest tam na górze, musi mnie tak nienawidzić?!
Poczułem rękę na moim barku. To był Carbo. Stał ze zmartwioną miną, próbując cokolwiek zrozumieć z mojego zachowania.
- Erwin? - spytał nierównie. - Co się stało?
- Nic.. nie ważne. Już nie ważne. Zawołasz lekarza? Chcę stąd wyjść. - odparłem, siadając na łóżku.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł.. - mruknął delikatnie, nie chcąc mnie zdenerwować.
- Proszę cię Nicollo.. - wyszeptałem.
Białowłosy westchnął i wyszedł z pokoju.
Jakim cudem to się stało? To przez wypadek, ale jak?
Czemu wtedy, kiedy już się układało, musiało się coś spierdolić?
Podszedłem powoli do wcześniej rzuconego telefonu. Jakimś cudem jeszcze działał.
Wybrałem jego numer czekając aż odbierze. Musiałem się upewnić.
- Witam szanowna ekscelencjo! W czym mogę pomóc? - spytał głos w słuchawce.
- Montanha? - spytałem, chodź dobrze wiedziałem, że to on.
Miałem nadzieję, że to głupi żart po raz kolejny.
- No co chcesz pastorze? Mam pościg i nie za bardzo mogę rozmawiać.. - odparł wzdychając.
- Już nie ważne.. - odpowiedziałem i zagryzłem wargę powstrzymując jej drżenie. - Do widzenia kapitanie. - dodałem i się rozłączyłem.
Siedziałem na ziemi w ciszy, patrząc pusto przed siebie, do czasu, gdy do sali wszedł lekarz i Carbo.
- Panie Knuckles, czemu pan odłączył kroplówki? Wie pan, że jest w słabym stanie i powinien odpoczywać? - spytał zakładając ręce na biodrach.
- Chcę wypis na własne żądanie. - odparłem, nie patrząc na niego.
Mężczyzna westchnął i wyszedł, zapewne po papiery, wiedząc, że nic nie wskóra.
- Wszystko okej? - spytał Nico, podchodząc do mnie.
- Tak, po prostu gorzej się poczułem. Już jest okej. Chcę do domu odpocząć. - skłamałem.
- Tym bardziej powinieneś zostać na obserwacji! Kui się wścieknie, jak się dowie, że wyszedłeś, a ja cię nie dopilnowałem. - mówił, kręcąc się wkoło.
- Nie martw się. Pogadam z nim.
***
- Dziękuję za podwiezienie. - powiedziałem wysiadając z GTR'a Carbo.
- Nie ma za co.. Jutro się widzimy na Burger Shocie. Pamiętaj, punkt 14. Jakby coś się działo to dzwoń.. - odparł, a ja skinąłem głową.
Obróciłem się na pięcie i skierowałem do mojego mieszkania..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top