15

Hejka misie kolorowe!

Kolejny rozdział  książki  ze współpracy  z fs_animri <3

Jak tam po zdalnych? Wolicie stacjonarne czy zdalne?

Miłego dnia  :3

Erwin pov

Kilka dni później, zacząłem powoli się przyzwyczajać do tego świata.
Bardzo pomógł mi w tym Carbonara, no i jeszcze trochę Grzesiu, ale ogólnie, to on po prostu skutecznie odciągał moje myśli od tego wszystkiego.

Nicollo uczy mnie, jak zamiast napadów, inaczej dodawać do życia adrenalinę jako policjant. I w sumie, nie jest to aż takie złe.

Zamiast napierdalać Spadiniarzy na ich cuboidzie, strzelamy się z grupą przestępczą Snitcha, a czasem ze Śmietaną. Wyładowuje energię na pościgach lub napadach. Idzie mi to coraz lepiej.

Chodziaż, czasem mam ochotę pierdolnąć kasetkę dla zabawy, ale wtedy Carbo próbuje odciąga moje myśli od tego.
Stara się, jestem mu za to bardzo wdzięczny.

Ostatnio jednak, wpadłem na głupi pomysł.. Wiem, że byłoby to nieodpowiedzialne z mojej strony, ale dlatego zamierzam się z tym zgłosić do Nico...

- Nie! Erwin, pojebało cię? - spytał, gdy odpowiedziałem mu mój plan.

- No proszęę.. Tylko raz, błagam cię! Ja dłużej nie wytrzymam. Potrzebuję cię, abyś w razie czego mi pomógł.. - mruknąłem błagalnie.

- I jak ty niby miałbyś to zrobić? Sam? - dopytał, unosząc brew.

- Nie sam, tylko z Grzesiem. - wyszczerzyłem się.

- Pojebało cię do reszty! I co mu niby powiesz? "Cześć Grzesiek! Wiesz co, mam ochotę pierdolnąć napad z tobą, bo jestem z innej rzeczywistości"?

- No, nie do końca, nie powiem mu o tym. Wymyślę coś, że mnie to ciekawi i spytam, czy kiedyś już mi coś takiego proponował. Jeśli on jest jakby zamiennikiem mnie, to ja często pytałem go czy chce odpierdolić jakiś bank razem. - wzruszyłem ramionami.

- A może tu jest inaczej? Tam nie jesteście razem. - odparł krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Moja mina lekko mi zrzedła na jego słowa, a caly zapał się wystudził.

- Tak.. masz rację.. - chrząknąłem.

- Erwin, przepraszam. Nie miałem tego na myśli, znaczy miałem, ale nie chciałem tego powiedzieć.. - zaczął się tłumaczyć.

- Nie, spoko nie szkodzi. Oboje wiemy, że to prawda. - wycharczałem.

- No nie no.. nie rób takiej miny. - przewrócił oczami - Dobra zgoda! Będę cię krył!

Gwałtownie na niego spojrzałem i wyszczerzyłem się na jego słowa.

- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - pisnąłem i go z całej siły przytuliłem.

Oderwałem się od niego, dopiero gdy usłyszałem klakson samochodu za mną.
Obróciłem się i zauważyłem pojazd Gregorego.

Uśmiechnąłem się ostatni raz do Carbonary, a on tylko przewrócił oczami.
Wsiadając do samochodu pokazałem mu kciuk w górę i pomachałem.

- Co się stało, że jesteś taki zadowolony? - parsknął Gregory, odjeżdżając spod komendy.

- A tak sobie.. - wyszczerzyłem się.

- Powiedzmy, że ci wierzę.. - mruknął, patrząc na mnie podejrzliwie.

***

Gdy wszedłem do mieszkania usiadłem na kanapie, czekając na Montanhę, który stwierdził, że zrobi nam herbaty.

Odpaliłem telewizor, a po chwili przede mną na stoliku stał parujący kubek.

Brunet usiadł obok i objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.
Oparłem o niego głowę i złączyłem nasze dłonie razem, bawiąc się jego palcami.

- Grzesiuu.. - zacząłem - Co dzisiaj robiłeś?

- Szczerze mówiąc? Nic ciekawego, robiliśmy jubilera, trochę napierdalaliśmy do dychy, a na koniec mieliśmy jakiś mały wyścig. - odparł.

- Jubilera powiadasz? Jak wam poszło? - dopytałem.

Brązowooki zmarszczył brwi patrząc na mnie zdziwiony.

- W porządku, jak widzisz uciekliśmy. Nawet szybko bym powiedział, Hank potrafi całkiem dobrze prowadzić. Ale jak nie negocjuję z tobą, to nie ma opcji o brak helki.. - wydął wargę.

Zaśmiałem się z niego cicho i pogładziłem go po udzie.

- Grzesiu? A czy kiedyś proponowałeś mi jakiś napad? - spytałem, niewinnie się uśmiechając.

Brunet patrzył na mnie z szokiem wymalowanym na twarzy. Zastanawiał się chwilę, po czym szeroko otworzył oczy.

- Przypominasz coś sobie?! - niemal wykrzyczał.

Westchnąłem cicho wiedząc, że muszę ugasić jego zapał i go zasmucić.

- Nie.. nie przypominam. Po prostu, nie wiem jak to powiedzieć. - odparłem nerwowo zakreślając szlaczki na jego nodze.

- Kiedyś spytałem cię, czy nie chcesz pomóc, ale stwierdziłeś, że jestem pierdolnięty. O co chodzi skarbie?

- Grzesiu? Chcesz zrobić ze mną bank? - spytałem, unosząc niepewnie wzrok na jego tęczówki.

Brunet analizował moje słowa przez dobre 5 minut, uchylając co jakiś czas usta. W końcu spojrzał w moje złote oczy.

- Mówisz poważnie?! - dopytał, kiwnąłem głową - Ale czemu? Co cię nagle wzięło? Przecież twoja praca i..

- Misiu, spokojnie. Nie wiem, po prostu jestem ciekawy, jak to wygląda z waszej strony. - wzruszyłem ramionami, przerywając jego wywody.

- A co jak cię złapią? Wywalą cię z policji!  - odparł gestykulując rękoma.

Machnąłem olewająco ręką.

- Nic się nie stanie, a nawet jeśli, to jebać. Będę tam z tobą. - rzekłem uśmiechając się.

- Ale jesteś tego pewny? Będziesz mieć to w kartotece i..

Znowu mu przerwałem tym razem całując go i siadając na nim okrakiem. Położyłem dłonie na jego policzkach, a on po chwili swoje na moich biodrach.

- Za bardzo panikujesz, myślałem, że będziesz się cieszył. - powiedziałem gdy przerwałem pocałunek.

- Cieszę się, ale nie umiem tego pojąć. - mruknął i oparł brodę o moje ramię.

Zaśmiałem się i wplątałem palce w jego gęste włosy.

- To radzę ci to pojąć dość szybko, bo chciałem to zrobić dzisiaj wieczorem. - uniosłem kącik ust ku górze.

- Muszę zadzwonić do chłopaków, aby się przyszykowali, muszę zabrać Hank'a na kierowcę, Capelę na hackera i Pisiciele do celowania. - zaczął wymieniać - Ja mogę negocjować..

- A ja mógłbym hackować? Prosze..

- No nie wiem co powie na to Dante, raczej nie uśmiecha mu się marnowania trzech zestawów na bank. - podrapał się po głowie.

- Czemu trzech? - uniosłem brew.

- No wiesz, to byłby twój pierwszy raz, nie każdemu wychodzi, a jak już tam będziemy to lepiej wyjść z łupem. - wyjaśnił.

- Jeśli zmarnuję dodatkowy sprzęt, to wyjmę mu z szafki policyjnej. - rzekłem.

Brunet odchylił się aby na mnie spojrzeć.

- Kim jesteś i co zrobiłeś z moim Erwinem? - spytał żartobliwie.

- Hah.. dobre pytanie. - mruknąłem śmiejąc się sztucznie. - Dziękuję Grzesiu.. Kocham cię.

- Ja ciebie też skarbie..

Brunet cmoknął mnie usta, a następnie wtulił się we mnie. Schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi.

Podniosłem się gwałtownie.

- Dobra, to co, szykujemy się na bank? - spytałem, szczerząc się po chwili ciszy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top