Rozdział pierwszy
- Jeśli jesteśmy rodziną to dlaczego mi to robisz? - wyplułam krew i starając się mieć otwarte oczy.
- Możemy być spokrewnieni przez krew, ale nie jesteśmy rodziną. Możesz podziękować za to swojej matce! Daj jej kolejną unację.
W krąg jarzębiny wszedł mężczyzna, wbijając mi w szyję werbenę z igły. Werbena jest jak tojad dla wilkołaków. Nauczyłam się już to na własnej skórze.
Ciecz spaliła całe moje ciało.
- Moi przyjaciele przyjadą i ocalą mnie!
Mężczyzna podał mi kolejną dawkę i zemdlałam.
To była jedyna rutyna.
Ta psychotyczna suka zadaje mi pytania, a ja jej. Wścieka się, a jej ludzie mnie torturują. Zwykle mdleje z bólu, ale potem budzie się po chwili z powodu gojenia się.
- Nie zamierzasz mi nawet powiedzieć, jak jesteśmy spokrewnieni? - usiadłam bardziej wyprostowana na krześle. Nie mogłam się ruszyć, bo jestem związana i pobierali moją krew.
Tak, pobieraj moją krew. Nie rozumiem, dlaczego to wszystko robi. Chciałam tylko odpowiedzi.
Mężczyzna podszedł do mnie z kolejną werbeną.
- Powstrzymaj się Severo. - podniosła rękę i mężczyzna odszedł.
Podniosła krzesło i położyła je przede mną.
- Musisz usłyszeć całą historię.
Spojrzałam w jej oczy dając jej znak, że może kontynuować.
- Twoja matka jest moją córką. Jestem twoją babcią.
- Moja mama powiedziała mi, że jej rodzina zginęła w pożarze.
- Okłamała cię. Jestem pewna, że twoja matka okłamywała cię w wielu sprawach. - uśmiechnęła się i wstała z krzesła, podchodząc do stołu i podnosząc zdjęcie.
- Twoja matka była bardzo żądna przygód. Nigdy nie przestrzegała zasad, ani nie robiła tego co jej kazano. Miała 16 lat, kiedy odeszła.
- Dlaczego odeszła?
- Była zafascynowana siłami nadprzyrodzonymi. Nie chciała polować, a pochodziła z rodziny myśliwskiej. - podeszła do mnie i położyła zdjęcie przede mną.
- To twoja matka, 16 lat. To zdjęcie zostało zrobione 2 miesiące przed jej ucieczką. - uśmiechnęła się do zdjęcia.
- Nie wyjechała, prawda? Wygoniłaś ją.
- Została zabita przez Kali, prawda? - usiadła z powrotem i skrzyżowała ramiona.
- Twoja matka prawdopodobnie by nie umarła, gdyby rzeczywiście została łowcą. Dawno, dawno temu twoja matka zmierzyła się z Kali, chodź wtedy była tylko betą. Twoja mama miała szansę ją zabić, ale kochała tak bardzo to, że zaatakowała swojego instruktora i pozwoliła Kali uciec. Wtedy odesłaliśmy ją do Charleston w Południowej Karolinie. Daleko stąd, więc nie mogła, ani nie chciała wrócić.
- Tam poznała twojego ojca. Zmieniła całą jego rodzinę.
- Co masz na myśli? - usiadłam prosto starając się mieć otwarte oczy.
- Łowcy Hollis.
Spojrzałam na nią zdezorientowana.
- Rodzina twojego ojca też byli kiedyś myśliwymi, ale twoja matka zmieniła zdanie na temat zjawisk nadprzyrodzonych. Szkoda, naprawdę. Niektórzy byli z najlepszych myśliwych na wschodzie.
- Więc, mówisz mi, że mój ojciec polował na wilkołaki. Moja ciocia i dziadkowie także, a gdy poznali moją matkę, zmienili całe swoje życie.
- Dokładnie to mówię. To też prawda, po prostu zapytaj o to swoją ciotkę. - uśmiechnęła się do mnie złośliwie.
- Wydaję się, że wiesz o niej wszystko, jak na kogoś kto wyrzucił ją z własnej rodziny.
- To moja córka, zawsze ktoś o nią dbał.
- Skoro wszystko wiesz to skąd wzięła się rodzina Hale'ów,
- Kiedy twoi rodzice się spotykali to twoja matka i ciotka węszyły w starych aktach Hollis'ów. Znaleźli Hale w Beacon Hills. Zdarzyło się to w między czasie i obie strony zawarły rozejm. Jedynym kosztem Hollis'ów było, że chronią Hale przed innymi myśliwymi i wszelkimi zagrożeniami.
- Twoja rodzina przeniosła się do Beacon Hills, aby wypełnić umowę. Lata późnej twoi rodzie się pobrali się i mieli ciebie...
- Wtedy zostałam postrzelona. - pytam patrząc w dół na moje nogi.
- Potem cię zastrzelono.
- Miałam 8 lat. Wyszłam do lasu pobawić się i zostałam zastrzelona przez myśliwego przez przypadek. Moja rodzina przestraszyła się i nie chciała, żebym prowadziła takie życie. Sprawili, że Talia Hale wymazała mi wspomnienia o nich i nadprzyrodzonych sił. Wtedy od razu przenieśliśmy się z powrotem do Karoliny Południowej. - powiedziałam ze smutkiem.
Byłam tak wściekła z powodu tego, co się stało. Nie rozmawiałam z Leną odkąd obudziłam się z martwych. Chodzi mi o to, jak mogłabym wybaczyć komuś, kto okłamywał mnie przez całe moje życie. Rozumiem, że szanowała życzenia moich rodziców, ale zgodziła się na to. Mnie też okłamała.
Moje myśli zostały przerwane przez styczne krzyki przez krótkofalówkę. Następnie wypowiadano słowa po hiszpańsku.
Nie znałam zbyt dobrze hiszpańskiego, ale zrozumiałam pewne słowa, które zostały powiedziane.
- Moi przyjaciele tu są, prawda? Mówiłam ci, że przyjadą. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na nią.
- Oh, twoi przyjaciele nie są tu dla ciebie. Właściwie założę się, że nie mają pojęcia, że w ogóle tu jesteś?
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć to wyciągnęła wielką strzykawkę i dała mi 4 unacje werbeny, ogłaszając mnie.
***
- Stiles. 10 mniej dla nich. - w moich uszach zadźwięczał głos pełen zakłóceń.
- S-Scott?
Moje oczy powoli się otworzyły. Ból przeszedł przez moje ciało.
Rozejrzałam się po pokoju i widzę dwóch strażników stojących przy drzwiach.
Mogę ich zabić.
Nie, nie możesz.
Potrzebuje tylko siły.
Jesteś słaba.
Walczyłam z myślami. Nie ma mowy, żebym się stąd wydostała w najbliższym czasie.
- Ej kolego. - spojrzałam na jednego z mężczyzn przy drzwiach. - Myślisz, że mógłbyś rozwiązać mi ręce? Bardzo boli. - powiedziałam próbując zebrać trochę łez, aby przekupili się.
Obaj mężczyźni tylko patrzyli na mnie gniewnie, jeden z nich podniósł broń, próbując mnie przestraszyć.
- Proszę, nic nie zrobię. Nie mogę nic zrobić. Jestem za słaba.
- Severo? Pokaz im jak Calaverasowie negocują. - powiedziała kobieta przez krótkofalówkę.
Zamknęłam oczy i próbuje podsłuchać kogoś Scott'a, czy tam Lydie.
- Tojad... to tojad! Kira, uciekaj stąd.
Scott.
- Kira, uważaj!
Moje serce zaczęło bić bardzo szybko, gdy strach i adrenalina opanowały moje ciało.
Próbowałam użyć wszystkich sił, jakie mogłam zabrać i uwolnić jedną rękę.
- Hej! Hej przestań! - obaj mężczyźni podbiegli do mnie. - Araya powiedziała, że jeśli spróbujesz cokolwiek zrobić to możemy cie zastrzelić.
Jeden z nich podniósł broń i strzelił mi w nogę.
- Ktoś, kto jest Alphą od kilku miesięcy, powinien być ostrożniejszy w kontaktach z łowcą z 40-letnim stażem.
- Chcemy tylko Derek'a. - powiedział głos Scott'a.
- Moje lobito, jesteś daleko od domu.
Zapadła długa cisza i zaczęłam się denerwować.
- Ty też nie wiesz, gdzie on jest.
Wtedy usłyszałam szum, jak szum elektryczny. Słyszałam Scott'a jęczącego z bólu.
Jego ryk zaczął dzwonić w moich uszach.
Czułam, jak ta siła przepływała przez moje ciało, moje oczy przymrużyłam, gdy wyrwałam się z ograniczenia.
Wyciągnęłam kulę z nogi i obejrzałam ją.
Drewniana kula. Ten sukinsyn.
Chwyciłam rurki z moich ramion, które wysyłały moją krew i wyciągnęłam je.
Skoczyłam w stronę mężczyzn, ale powstrzymał mnie krąg jarzębiny.
Jeden z mężczyzn chwycił swoją krótkofalówkę i zaczął krzyczeć przesz nią po hiszpańsku, podczas gdy drugi stał ze strachu.
Podniosłam drewniane krzesło na którym siedziałam i rzuciłam na ziemię, łamiąc je.
Podniosłam kawałek i rzuciłam nim, przebijając mężczyznę trzymającego krótkofalówkę.
Złapałam drugiego i rzuciłam nim w drugiego.
Padłam na kolana zdyszana i jestem absolutnie sama.
Jedyne, co mogę teraz zrobić to słuchać i czekać.
Staram się słuchać moich przyjaciół, ale za dużo się dzieję.
- Scott? Słyszysz mnie? - nie wiem, dlaczego próbuję. Znając Arayę, mogła go zabić lub torturować.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
Po czułam dreszcz przebiegający po moim kręgosłupie
Stiles.
Wiem, że to on, bo łączy nas więź. Wzrastał po tym wszystkim z nogitsune.
- Słyszysz ich? Słyszysz Scott'a?
Uśmiechałam się na jego głos. Jest w porządku.
- A Kirę, Lydię? Kogokolwiek?
Musi rozmawiać z Malią.
- Malia! Czy mnie słyszysz? Wiem, że mnie słyszysz. Pracowaliśmy nad tym. Malia? - w kółko włam jej imię.
- Co oni mówią? - ponownie usłyszałam głos Stiles'a.
-Malio, proszę.
- Ja... nie mogę. Nie mogę się skoncentrować. Ja... za dużo dźwięków, głosów.
- Dalej, Malia.
- Dobrze. W porządku. Oddychaj. Oddychaj ze mną, dobrze? - słyszę, jak Stiles próbuje ją pocieszyć.
- Ćwiczyłaś to ze Scottem i Briann'ą, prawda?
- Próbuję.
- Spokojnie, skup się na czymś. Spójrz mi w oczy. Skup się na moim głosie. Masz się tylko skoncentrować. - powiedział do niej Stiles.
Między nimi zapadła długa cisza i nie wiedziałam co się dzieję, żadne z nich nie rozmawiało, co mnie przeraziło, bo coś mogło im się stać
- Brianna?
- Br...Brianna? - Stiles zapytał ją zdezorientowany.
- Malia, słyszysz mnie? - powoli wstałam z ziemi, a moje serce szybko bije.
- Ja cię słyszę. Co tu... słyszę Scott'a. Zabijają go.
Rozejrzałam się po pokoju i wszystkie światła migotały.
Przyłożyłam ręce na jarzębinie, próbując złamać pieczęć.
- Czekaj... Bri? - słyszę, jak Stiles chodzi tam i z powrotem.
- Malio skup się.
- Kim jest Kate? - zapytała.
- Nie. To niemożliwe. Nie może być.
- Malio, nadal tam jesteś?
- Jestem. Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? - zapytała mnie moja najlepsza przyjaciółka. Tak, najlepsza przyjaciółka. Wiele się wydarzyło podczas ferii zimowych.
Pomagaliśmy jej kontrolować zdolności i uczuć się. Zatrzymywał się w moim domu prawie co noc, bo nie chce stawić czoła tacie.
- Ja...ja jestem naprawdę słaba. Torturowali mnie.
- Co jest? Czy z nią wszystko w porządku? - spytał gorączkowo Stiles.
- Nic jej nie jest. Wyciągniemy cię stąd, nie martw się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top