16. "pudełeczko"
Vanessa
Wstałam dość wcześnie, bo akurat przed godziną 6 rano. Dlaczego w dzień, który mam mieć wolny, budzę się tak wcześnie? Czasami tego nie rozumiem. Nie otwierając powiek, przeciągnęłam się, lecz prawą ręką natrafiłam na czyjeś ciało. Jako, że tylko jedna osoba ze mną może spać, otworzyłam oczy i zatrzymałam swój wzrok na umięśnionej klacie mojego ukochanego. Z klatki piersiowej przeniosłam swój wzrok na twarz. Włosy w wielkim nieładzie lekko opadały na czoło, powieki zasłaniały wspaniały kolor oczu, a twarz była cudownie dziecięca i spokojna. Swoją lewą rękę położyłam na jego głowie, delikatnie zaburzając wygląd włosów. Nie przestając bawić się jego włosami, lekko się uśmiechnęłam. Nie wybudzało go nic, więc zabrałam rękę z jego głowy. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, z której chciałam wziąć dresy Jacob'a i jakąś jego bluzkę. Mimo że jest tu dopiero niedługo to zdążył już przynieść tutaj kilka swoich rzeczy. Biorąc do ręki szare dresy, ze środka nich wypada małe pudełeczko. Jest czarne i wygląda jakby w nim miał być pierścionek zaręczynowy. Spoglądam na Jacob'a, aby zobaczyć czy nadal śpi. Nie zauważając żadnych oznak, że się przebudził, schyliłam się po małe pudełeczko, ale uprzedziła mnie przed tym duża ręka, zabierająca jak poparzona. Spojrzałam na osobę przed sobą i był to mój mate. Wyrwał mi z ręki dresy, założył je na siebie i wkładając do kieszeni pudełeczko, wyszedł z pokoju zły. Dlaczego sądzę, że jest zły? Jego kolor oczu stał się lekko czerwony. Założyłam drugie jego spodnie dresowe, po czym szybko wyszłam z pokoju, uprzednio zamykając drzwi za sobą.
Jego zapach był łatwy do wywęszenia, więc po chwili byłam już w jednym z pokoi. Zaraz... Te ściany, biurko, zdjęcia na biurku. Wybrał biuro mojego ojca, ale coś mnie zaniepokoiło. Nie było go tu, mimo że jego zapach mnie tutaj zaprowadził. Rozejrzałam się jeszcze raz po pomieszczeniu. Miałam już wychodzić, gdy mój wzrok przykuło odwrócone obrotowe krzesło przy biurku. Dałam krok do przodu, potem kolejny i kolejny. Nie zamykałam drzwi, lecz przymknęłam je lekko. Podeszłam do krzesła i położyłam prawą rękę na zagłówku. Jacob odwrócił się w moją stronę, a w jego oczach widziałam już naturalność.
-Przepraszam, miałem tu nie wchodzić - chciał już wstawać, lecz ja uprzedziłam go i usiadłam na jego kolanach. Co on potrafi ze mną zrobić? Z silnej i pełnej agresywnej energii wilczycy, stałam się wilczycą, która co chwilę by płakała.
-Nie przepraszaj - uśmiechnęłam się lekko do niego, co odwzajemnił.
-Nie powinnaś zobaczyć tego pudełeczka, ale skoro już go zobaczyłaś, a że jutro jest pełnia, to wychodzisz na cały dzień z domu kochanie - sposób w jaki to mówił, zastanawiał mnie co on może planować.
Nie zaprzątałam sobie już tym głowy, bo podniósł się z moim ciałem i ruszył do wyjścia z gabinetu. Zamknął drzwi i dość szybko przemieścił się do mojej sypialni.
Położył mnie na łóżku i sam położył się obok mnie. Moje ciało przyciągnął do siebie, a moja wilczyca mruczała ze szczęścia by po chwili uspokoić się i zapaść w sen. Sama byłam nadal śpiąca, więc wtulona w klatkę piersiową Jacob'a zasnęłam dosyć szybko.
Jacob
Van zasnęła szybko po tym jak ją do siebie przytuliłem. Wczoraj nie raz dzwonili do mnie rodzice, gdyż chcieli porozmawiać ze mną o moim zniknięciu. Poleżałem jeszcze trochę czasu, aby mieć pewność, że moja księżniczka nie obudzi się zaraz po tym jak wstanę.
Po godzinie wstałem i podszedłem do szafy, z której zabrałem jedną ze swoich ulubionych bliżej, założyłem ją i wyszedłem z sypialni. Schodziłem po schodach, a na pierwszym piętrze słyszałem dochodzące już głosy. Byłem pewien, że to moi, bo oni przyzwyczajeni byli by wstawać tak wcześnie. Wchodząc do salonu wcale się nie myliłem. Od tamtej bitwy, cały czas przesiedziałem tutaj, a oni wpadają tutaj i czasami nocują w tym domu. Oczywiście zabroniłem im mówić mojej rodzinie cokolwiek na temat gdzie jestem i po co zniknęli tak szybko tamtego dnia.
-Zbieramy się do siebie - zakomunikowałem, a oni kiwając głowami, wyszli z domu od razu.
Zapomniałem zostawić wiadomości mojej ukochanej, więc wychodząc z domu, wyciągnąłem telefon i napisałem jej szybkiego smsa. Schowałem go do kieszeni i przemieniając się, dołączyłem do swojej watahy, która czekała na mnie przy linii drzew. Bardzo szybko znaleźliśmy się pod naszym domem. Pod drzwiami domu wszyscy się przemienili i po kolei weszliśmy. W salonie czekała na nas już moja rodzina. Na ich widok każdy zaprzestał rozmów.
-Idźcie do siebie - rozkazał mój tata, a ton jego głosu wskazywał, że nie przyjmuje sprzeciwienia.
Każdy z watahy skierował się na górę, a ja stałem jak słup soli w jednym miejscu.
-Siadaj. Musimy porozmawiać - coś czuję, że żywy z tego nie wyjdę. Van, wiedz, że cię kocham.
Przełknąłem gulę formującą się w moim gardle i usiadłem na przeciwko moich rodziców. Może i jestem twardy, nie do ruszenia i agresywny, ale do swojego ojca respekt mam i to duży.
-Gdzie byłeś tyle czasu i dlaczego przychodziłeś tu jedynie po ciuchy, gdy nas nie było? - no to przesłuchanie czas zacząć.
-Tato, byłem u dziewczyny - patrzyłem w jego oczy, aby wiedział, że nie kłamię.
-Znowu znalazłeś sobie dziewczynę na jedną bądź na kilka nocy? - czułem jego sarkazm. Zagotowało się we mnie, przez to jak nazwał moją mate.
-Nie.Nazywaj.Jej.Tak. - warknąłem przez zaciśnięte zęby. Zaskoczyło go moje zachowanie. Czy on na prawdę nie widzi moich oczu? Te złote obwódki wokół tęczówek są tak trudne do zobaczenia?
-A jak mam do niej mówić Jacob'ie?
-Vanessa to moja mate i Luna tego stada. Także jest alphą, więc z łaski swojej nie nazywaj jej tak nigdy więcej - próbowałem się uspokoić.
-Dobrze więc. Przyprowadź ją do nas jutro - na słowa mojej matki, która siedziała cicho do tej pory, zaśmialiśmy się wraz z tatą.
-Nie sądzę, aby nasz sym był w stanie przyprowadzić jej jutro - wybuchłem śmiechem, bo dobrze wiedziałem, co miał na myśli. Jutro pełnia, a jestem pewien, że myśli o połączeniu naszych ciał w takim, a nie innym sposobie.
Miał rację, bo jutro chciałem dokończyć łączenie naszych dusz, ale nie tylko. Jutro chciałem również oświadczyć się swojej ukochanej i miałem nadzieję, że przyjmie zaręczyny. Szybko spoważniałem, co moi rodzice zauważyli.
-Nie tylko to tato chcę jutro zrobić - powiedziałem dość cicho.
-A co takiego?
Nie odpowiadałem kilka minut, ale zdecydowałem powiedzieć im o swoich planach. Nadal nic nie mówiąc, wstałem i z kieszeni wyciągnąłem to małe pudełeczko, które znalazła Van. Zawachałem się przez chwilę, ale jednak podjąłem decyzję, że dowiedzą się wcześniej. Otworzyłem szkarłatne pudełeczko, odwracając przedmiot w ich stronę, położyłem je na przeciwko nich na stoliku. Oboje wstrzymali powietrze, a u mamy pojawiły się łzy w oczach. Posłałem w ich stronę lekki uśmiech. Przez ich reakcję, nie wiem czy oni to przyjmą to wiadomości, czy nie. Mama wstała i podeszła do mnie, po czym przytuliła, szeptając gratulacje i jak bardzo jest szczęśliwa, że jej syn znalazł swoją Lunę, zanim rada przejęłaby inicjatywę by znaleźć mi mate na siłę. Tata zrobił to samo, po tym jak mama zrobiła mu miejsce.
______________________________
W tym rozdziale macie dużo Jacoba ze względu na to, że tak planowałam ten rozdział. Teraz znacie plany Jacoba 😉😃
Piszcie w komentarzach CZY JACOB POWINIEN OŚWIADCZYĆ SIĘ VANESSIE? w komentarzach piszcie TAK lub NIE 👌😃💕
~WaszaCaroline <333333
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top