Rozdział 14
Po pięciogodzinnej jeździe w końcu wróciłam do swojej watahy. Moje wilki, mój powrót przyjęły chyba z widoczną ulgą. Ja też się cieszę, że w końcu wróciłam do swojego domu.
Alec zaparkował przed wejściem. Kazałam Roy'owi, który jest omegą, zanieść moje rzeczy do pokoju, a ja sama poszłam do swojego gabinetu, aby uporządkować wszystkie sprawy.
Po chwili zawołałam do siebie Lucasa.
- Lucas, mógłbyś pojechać do tych dwóch watah, które chciały się pozabijać i sprawdzić jak tam się mają sprawy? - zapytałam chłopaka.
- Oczywiście, już ruszam w drogę - powiedział Lucas i wyszedł.
Po zakończeniu całej papierkowej roboty poszłam do swojego pokoju, a potem do łazienki, aby wziąć długą kąpiel.
Mam nadzieję, że Fury nie poda reszcie mojego adresu, chociaż jak już ujawniłam się w Nowym Jorku, to co mi szkodzi? Taa, jedynie będzie trzeba zwiększyć liczebność straży, częściej zmieniać ją, i tak dalej. Ale jak wiadomo nadzieja matką głupich.
Jest jeszcze wcześnie, bo dochodzi dopiero godzina trzecia po południu.
Po kąpieli ubrałam czarne rurki, czarną koszulkę, czarną ramoneskę w tym samym kolorze oraz buty na pięciocentymetrowym obcasie, włosy zostawiłam rozpuszczone i wyszłam z pokoju.
Mój pokój znajdował się na najwyższym piętrze, dlatego, że jestem alfą, a pokój alfy znajduje się na najwyższym piętrze i całe ma je dla siebie.
Zeszłam na parter i usłyszałam jakieś krzyki przed domem. Podeszłam do drzwi i zauważyłam masę moich wilków otaczających samochód i ludzi.
- Cisza! - krzyknęłam.
Pod wpływem mojego głosu wszyscy się uciszyli i skulili.
- Co tu się dzieje? - zapytałam poważnym głosem.
Zauważyłam mojego ojca i resztę, a jednak Fury podał im mój adres. Spojrzałam na nich.
Zeszłam po schodach na dół.
- Alec, co tu do cholery się dzieje? - zapytałam mojego betę.
- Ci ludzie bez pozwolenia wtargnęli na teren watahy, alfo - powiedział Alec.
- Wypuścić ich. To mój ojciec - wskazałam na tatę.
Wilki natychmiast puścili ludzi.
- Chodźcie za mną - powiedziałam nadal poważnym głosem.
Avengersi poszli za mną cały czas ostrożnie spoglądając na wilki.
Weszłam do środka i schodami skierowałam się na moje piętro, gdzie miałam swój gabinet. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, tamci za mną.
~ Alec do mnie - powiedziałam w myślach do mojego bety.
- Co wyście sobie wyobrażali, żeby tu przyjeżdżać? - zapytałam stojąc za biurkiem i kładąc dłonie na nim.
Usłyszałam pukanie do drzwi i po chwili w nich pojawił się Alec.
- Wzywałaś - powiedział krótko Alec.
- Wzmocnić straże i częściej zmieniać patrole - powiedziałam zupełnie poważnie.
- Tak jest - powiedział mój beta i wyszedł, aby wykonać rozkaz.
Po raz kolejny spojrzałam na Avengersów.
- Odpowiecie mi w końcu na zadane pytanie? Co sobie wyobrażaliście, aby tu przyjeżdżać? - zapytałam po raz kolejny.
Po ich minach możnało się domyślić, że nikt nie chce odpowiedzieć. Czyżby dopiero teraz się mnie przerazili?
- Mówię poważnie. Odpowie mi ktoś w końcu, czy będziecie stać tu jak kołki? - zapytałam.
- Dlaczego nie powiedziałaś nam, że jesteś wilkiem? - zapytał tata.
Zaśmiałam się.
- Nie rozumiecie, prawda? Alfa alf nie ujawnia się ot tak, dla zabawy - powiedziałam.
- Dlaczego kazałaś wzmocnić straże i częściej zmieniać patrole? - zapytała Romanoff.
- Dlaczego? Bo moja wataha jest pilnie strzeżona i nikt nie wiedział, gdzie ona się znajduje, a wy zapewne pokazaliście komuś drogę - odpowiedziałam.
Usiadłam na fotelu. Normalnie czuję się teraz jak bóg, który ma nad nimi władzę. No, jak tak patrzeć to mam teraz nad nimi władzę. Są na moim terenie.
- Co ja mam z wami zrobić? - zapytałam - Weszliście na mój teren bez pozwolenia, a pokój, który podpisaliście nie obejmuje terenu mojej watahy.
- Właśnie! - krzyknął nagle Stark - Fury chce podpisać nowy pokój.
- Czy on zdaje sobie sprawę, że to nie takie proste? - powiedziałam - Muszę zebrać alfy wszystkich stad z całego świata, a to zajmie ponad cztery miesiące. Znaleźć dla nich miejsce do spania, a oni przyjadą wraz z towarzyszami. Wiecie, ile to roboty?
- A ile jest tych stad? - zapytał Barton.
- Z całego świata? Będzie ponad milion - odpowiedziałam.
- Aż tyle? - zapytała zdziwiona Maximoff.
- Och, to tylko te najważniejsze - powiedziałam - Coś jeszcze chcecie wiedzieć? Bo nie mam czasu. Mam na głowie tysiące spraw.
- Mógłbym porozmawiać z Tobą na osobności? - zapytał tata.
~ Alex, chodź i przypilnuj naszych gości - powiedziałam do jednej z delt.
- Za drzwiami czeka na was Alex, przypilnuje was przez ten czas - powiedziałam.
Ojciec został, a reszta wyszła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top