Epilog
Zima. Ta niezwykła pora co roku zamieniała niewielkie miasto położone w stanie Kentucky w niezwykłe miejsce. Temperatura spadająca poniżej zera malowała witryny sklepowe szronem, a delikatny, biały puch skrzypiał pod nogami mieszkańców śpieszących ulicami po ostatnie potrzebne im do przygotowania świąt produkty. Co rusz na ulicy pojawiali się mężczyźni, niosąc na ramionach świerkowe drzewka i posyłając serdeczne uśmiechy znajomym twarzom. Dzieci biegały od wystawy do wystawy, z przyciśniętymi do szyb noskami obserwując świąteczne dekoracje i żwawo tańczącego brodacza w czerwonym ubraniu oraz wielgachnym workiem na plecach. Śmiały się w głos, gdy figurka co jakiś czas wybuchała gromkim, gardłowym śmiechem i machała w ich stronę plastikową rączką. Kobiety natomiast dbały o stronę żywieniową. Stały w kolejkach po tradycyjne ryby, ciasta, wymieniając się sekretnymi przepisami oraz plotkami z sąsiedztwa. Niecierpliwe spoglądały na swoje zegarki oraz na niekończącą się kolejkę. Nikt nie zwrócił uwagi, że tuż nad ich głowami rozległ się głośny świst wywołany przez przelatujący na niebie samolot.
- Panie pilocie! Dziura w samolocie! - wykrzyknął chłopczyk, odrywając się na moment od wystawy. Skakał wysoko, żywo machając w kierunku zniżającej się do lądowania maszyny.
Samolot wylądował na płycie lotniska, a znajdujący się w nim pasażerowie zaczęli zbierać się do wyjścia. Panował zgiełk i co rusz można było usłyszeć podniesione głosy zdenerwowanych ludzi, którzy stali w kolejce do opuszczenia samolotu.
Tylko dwoje ludzi siedzących na szarym końcu nie ruszyło się ze swoich miejsc, zapatrując się w rozciągający za szybą widok pokrytego śniegiem Glasgow.
- Pięknie tu - jako pierwszy odezwał się mężczyzna. Ubrany w gruby, granatowy płaszcz oraz szykowny garnitur. Wyglądał przez okno, obejmując jednocześnie wtuloną w jego bok kobietę.
- Mówiłam ci - uśmiechnęła się ubrana w szary płaszcz oraz elegancką sukienkę.
Do dwójki pasażerów podeszła kobieta. Niewysoka stewardessa z serdecznym uśmiechem i nieco zbyt mocno wymalowanymi powiekami.
- Państwo Irwin - zagadnęła - Państwa bagaże już czekają przy wyjściu
- Dziękujemy - uśmiechnął się szatyn, zbierając w końcu do wyjścia, gdy kobieta oddaliła się.
- Dlaczego znowu to zrobiłeś? - spytała poważnie towarzysząca mu czarnowłosa.
- Niby co?- zagadnął.
- Państwo Irwin?
Szatyn uśmiechnął się, pomagając jej wysiąść z opustoszałego samolotu.
- Lubię, gdy tak mówią - szepnął jej do ucha, opiekuńczo poprawiając poły jej płaszcza - To brzmi tak uroczo - zaśmiał się, składając szybki pocałunek na jej zamarzających ustach. Odzwyczaiła się od tak niskich temperatur. Nie potrzebowała dużo czasu, by poczuć, jak powoli zamarzają jej wszystkie kości.
- Jesteś niemożliwy - pokręciła głową, chwytając za rączkę swojej niewielkiej walizki. Mężczyzna chwycił swoją.
Przy wyjściu z terenu lotniska oślepił ich blask fleszy oraz setki zlewających się ze sobą pytań.
- Co planujecie zrobić w te święta?
- Czy Ashton Irwin w końcu się oświadczy?
- Jak odczucia po zakończonej trasie? Kiedy następna?
- Dlaczego akurat Glasgow?
- Catherine, jesteś w ciąży? Krążą różne plotki, wszyscy chcą wiedzieć
- Jak zamierzacie spędzić sylwestra?
Ashton w końcu odsunął od siebie fotoreporterów, zasłaniając tym samym stojącą za nim Catherine, tak jakby chciał ją odgrodzić od natrętnych paparazzi, błysków aparatów i niewygodnych pytań. Odchrząknął, gdy grupka wreszcie zamilkła, a błyski powoli ustępowały.
- Są święta - zaczął, uśmiechając się do fotoreporterów. Nikogo nie zdziwiło to, że po chwili mężczyzna znów został oślepiony fleszem - Każdy z was ma na pewno rodzinę, kogoś bliskiego, z kim chciałby spędzić te kilka, wyjątkowych dni. Dajcie spokój podążaniu za sensacjami. Wróćcie do domów, do bliskich. Rewelacje nie uciekną - ponownie chwycił rączkę walizki i objął stojącą za nim dziewczynę - Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku
- Wesołych świąt również dla was! - pierwszy odezwał się mężczyzna stojący na czele stawki, opuszczając przystawiony do twarzy aparat. Zaraz za nim wszyscy dołączyli się do życzeń, jednak nasza dwójka szybko opuściła teren lotniska.
Na parkingu czekała już zamówiona przez Ashtona taksówka, do której oboje wsiedli, uprzednio pakując swoje walizki do bagażnika. Catherine podała kierowcy adres i po chwili ruszyli, wyjeżdżając na odśnieżoną ulicę.
Po ponad półgodzinnej podróży pojazd w końcu się zatrzymał.
- To tutaj - rzucił kierowca, jednak Catherine dobrze wiedziała, że są już na miejscu. Z zapartym tchem wyjrzała przez szybę na oświetlony świątecznymi lampkami dom.
- Dziękujemy - szatyn podał taksówkarzowi wyświetloną na liczniku kwotę - Wesołych świąt!
- Wesołych!
Wysiedli z samochodu, a gdy zabrali swoje bagaże, taksówka odjechała w dalszą podróż.
- Gotowa? - zagadnął szatyn, kładąc swoją dłoń na jej biodrze. Dziewczyna ze łzami w oczach wpatrywała się w dom, a wspomnienia uderzyły ją jak grom. Spojrzała na niego, delikatnie przytakując - Nie stresuj się. To ja powinienem być bardziej zdenerwowany - zachichotał w charakterystyczny dla siebie sposób, dodając swojej ukochanej nieco otuchy. Wiedział, że powrót do rodzinnych stron będzie dla niej ciężki.
Przeszli przez zaśnieżone podwórko i przystanęli pod drzwiami wejściowymi, na których wisiał wieniec spleciony z gałązek świerku, kwiatów gwiazdy betlejemskiej oraz pojedynczych gałązek jemioły. Dwójka spojrzała po sobie porozumiewawczo, a szatyn nacisnął znajdujący się obok dzwonek do drzwi. Objął delikatnie Catherine widząc, jak cała trzęsie się z emocji. Chwilę czekali, zanim usłyszeli zgrzyt przekręcanego w drzwiach klucza. Czarnowłosa mocno wbiła swoje paznokcie w jego płaszcz, gdy drzwi delikatnie się otworzyły.
- Cath! - wykrzyknęła radośnie kobieta znajdująca się na progu. Blond włosy spięte miała w koka, a jej ciało opinała sięgająca do kolan, bordowa sukienka.
Gdy Catherine ujrzała swoją ciotkę, od razu po jej policzkach popłynęły łzy. Kobieta szybko przyciągnęła ją do siebie, zamykając w szczelnym, serdecznym uścisku. Spojrzała za plecy swojej siostrzenicy, wprost na stojącego za nią mężczyznę. Przywołała go do siebie gestem dłoni i po chwili cała trójka spoczywała w swoich ramionach.
- Tak się cieszę, że przyjechaliście - zaśmiała się blondwłosa, ujmując w kruche dłonie twarz dziewczyny. Widok jej ukochanej siostrzenicy dodał jej nowej energii i pozytywizmu. Oderwała się od swoich gości, zapraszając ich do środka. Zamknęła za nimi drzwi i pozwoliła zdjąć odzienia, odwieszając je na wieszak.
Dom od czasu wyjazdu Catherine praktycznie się nie zmienił. Meble wciąż stały w tym samym ustawieniu, a ściany miały te same kolory. W kącie znów stała wysoka choinka przystrojona tymi samymi ozdobami, co kiedyś. Ze stojącej w kuchni wieży znów leciały te same, dobrze znane świąteczne piosenki, przypominające Cath o dawnych świętach bożonarodzeniowych.
- Zaczekajcie tu - powiedziała tajemniczo kobieta, szybko pokonując schody na górę. Jej goście w tym czasie zostawili w niewielkim przedsionku swoje walizki i weszli w głąb mieszkania.
- Nic się nie zmieniło - stwierdziła czarnowłosa, muskając dłonią gałązkę choinki. Ashton ujął w swoje palce wiszącą na niej bombkę. Tą w kształcie szyszki, którą kupiły na bazarze świątecznym w tamtym roku. Szybko jednak oderwali się od rozmyślań, gdy usłyszeli za sobą przeraźliwe skomlenie.
- Lukey!
Helen odłożyła zwierzaka na ziemię. Gdy miodowe łapki dotknęły paneli. piesek od razu rzucił się w stronę stojącej obok choinki Catherine. Jego ukochanej pani, która zniknęła na tak długo i wreszcie do niego wróciła. Dziewczyna wzięła go na ręce, a Lukey wdrapał się po niej, składając na jej twarzy mokre pocałunki. Wprost trząsł się ze szczęścia, a ogon energicznie poruszał się we wszystkie strony.
- Ej! Bo będę zazdrosny - zaśmiał się Irwin, delikatnie czochrając miodową sierść na jego łebku. Psinka spojrzała na niego, przelotnie liżąc jego dłoń.
- On już nie pozwoli ci odejść - stwierdziła blondwłosa.
- Nie będzie musiał - czarnowłosa wtuliła się w jego puszysty łebek - Zabieramy cię do Los Angeles, Lukey! Powiedziałam już Duke'owi, Southy, Moose i Petunii, że będą mieć nowego kolegę, nie możesz się nie zgodzić - zaśmiała się do pieska, który jakby świadomy jej słów, zaczął wesoło szczekać.
- Psy mogą latać samolotami? - spytała niepewnie ciotka Helen.
- Oczywiście - odpowiedział jej szatyn - Wyrobiliśmy mu paszport, a transporterek czeka na odbiór u mojego znajomego. Podjadę do niego po kolacji
- Nie będzie ci przykro, że go zabierzemy? - wtrąciła Catherine.
- Nie, no coś ty. Przecież to ty jesteś jego właścicielką. Ja tylko sprawowałam nad nim opiekę podczas twojej nieobecności - uśmiechnęła się delikatnie, ze łzami w oczach obserwując czułe przywitanie niegdyś nierozłącznej dwójki.
***
Drzwi delikatnie ustąpiły, wpuszczając Catherine, Ashtona oraz towarzyszącego im Lukey'ego do starego pokoju dziewczyny. Pomieszczenie, tak samo jak pozostała część domostwa, nie zmieniła się. Wszystkie rzeczy znajdowały się dokładnie w tym samym miejscu. Tylko przecięta ładowarka wylądowała w koszu. Ciotka bała się, że mogłaby wywołać pożar.
- Przystojny - mruknął szatyn, wskazując na wiszący plakat zespołu. A dokładniej na podobiznę samego siebie.
- Samolub - prychnęła, odkładając walizkę w kącie. To właśnie tutaj, w jej starym pokoju mieli zatrzymać się na najbliższy tydzień.
- A to co? - spytał, sięgając po leżący na łóżku szkicownik.
- Pokaż - czarnowłosa podeszła do niego, zaglądając przez ramię - A, to mój stary rysunek
- Piękny - przyznał, przyglądając się zarysowi chłopca, z którego oczu wypływały brokatowe łzy - Naprawdę jest piękny
Czarnowłosa czując piekące wypieki na policzkach szybko wyrwała z jego rąk szkicownik, zamykając go i wpychając do pierwszej szuflady biurka.
- Nieładnie tak wyrywać komuś rzeczy z rąk - mruknął, podchodząc do opierającej się tyłem o blat biurka czarnowłosej. Położył dłonie na jej biodrach, gwałtownie wpijając się w pociągnięte czerwoną szminką usta.
- Uwaliłeś się - zachichotała, odpychając go od siebie i wycierając z jego ust pozostałości szminki.
- Trudno - wzruszył ramionami, ponownie złączając ich usta. Kolejny pocałunek przerwał im tym razem Lukey, który siedząc u ich stóp, zaczął gardłowo warczeć na Irwina - Myślałem, że jesteśmy kumplami! - jęknął, odrywając się od ukochanej. Piesek w momencie przestał warczeć, gdy tylko ten podejrzany typ odsunął się od jego pani - Ciężki charakter ma po tobie
- Ej! - czarnowłosa chciała uderzyć go w ramię, jednak szatyn był szybszy. Zatrzymał zmierzającą w jego stronę pięść, chwytając dziewczynę za nadgarstek. Sprytnie postąpił tak również z drugą, zarzucając ręce Cath na swoją szyję i ponownie wpijając się w jej czerwone usta - Jesteś niemożliwy - wywróciła oczami, na chwilę przerywając pocałunek.
- Wiem - uśmiechnął się triumfalnie.
***
Po uroczystej, świątecznej kolacji Catherine z ciotką usiadły w salonie razem z butelką wina oraz kawałkami świątecznego ciasta. Ashton w tym czasie pojechał do znajomego po odbiór transporterka dla Lukey'ego.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - zagadnęła Cath do ciotki.
- Chciałabym sprzedać dom. Jest zdecydowanie za duży dla jednej osoby. A ja robię się coraz starsza i nie mam już siły, żeby go sprzątać. Znalazłam niewielkie mieszkanie, bardziej w centrum. Miałabym bliżej do pracy i w ogóle. Mam odłożone trochę pieniędzy
- Świetny pomysł! Jakby coś, zawsze możemy ci pomóc
- A ty, Cath? Co robisz w Los Angeles? Masz jakąś pracę, studiujesz?
- Głównie zajmuję się sprawami zespołu. Wcześniej wszystko ogarniał Luke, ale postanowiłam go odciążyć i przejąć jego obowiązki. Organizuję koncerty, hotele, przeloty. W przerwach między trasami, kiedy wracamy do LA, pracuję u znajomego Ashtona na stoisku z mrożoną kawą
- A jak jest w Los Angeles?
- Cudownie. Musisz kiedyś do nas przylecieć i przekonać się na własnej skórze. Zdjęcia nie potrafią oddać magii tego miejsca
Helen zamilkła, uważnie przyglądając się swojej siostrzenicy. Od czasu, gdy widziała ją po raz ostatni, sporo się zmieniła. Miała wrażenie, że te kilka miesięcy zmieniło ją z nastolatki w prawdziwą kobietę. Nie miały stałego kontaktu. Tylko parę razy rozmawiały przez video rozmowę, jednak przez ekran Helen nie zdołała dostrzec tej zmiany. Dopiero teraz zauważyła, że wyjazd wyszedł jej siostrzenicy na dobre. Była pewna, że wreszcie odnalazła swoje miejsce na ziemi i otacza się ludźmi, którzy potrafią zapewnić jej bezpieczeństwo i poczucie równowagi. Przepełniała ją duma za każdym razem, gdy czytała swoje ulubione pisemko, oglądała wiadomości lub śledziła nowinki w internecie i widziała Cath - szeroko uśmiechającą się i przepełnioną miłością. Wprost nie mogła się nadziwić, jak bardzo jedna osoba potrafiła zmienić jej charakter. Potrafiła wydobyć to, co w niej najpiękniejsze, na zewnątrz. Z jej oczu biło ciepło, a sposób w jaki czarnowłosa patrzyła na Ashtona, wywoływał u Helen niemożliwe do opisania szczęście.
Mogłaby godzinami patrzeć na tą dwójkę, darzącą się niezwykłym uczuciem. Nie mogła przestać się uśmiechać podczas kolacji, widząc opiekuńcze spojrzena chłopaka i bijącą z jego oczu miłość. Każda część jego ciała krzyczała, chcąc oddać się uczuciu, które go przepełniało. Miała wrażenie, że gdyby jej siostrzenicy działa się krzywda, on byłby w stanie poświęcić wszystko, byleby tylko była szczęśliwa. Pod tym względem Helen nie musiała się martwić, że Cath grozi niebezpieczeństwo. Wiedziała, że dziewczyna jest pod dobrą opieką i dziękowała Bogu, że po tylu nieszczęściach, jakie na nią spadły, nareszcie odnalazła sens życia.
- A co z mamą? Była zła?
- Uważa, że postąpiłaś dobrze. Że posłuchałaś swojego serca i wybrałaś najlepszą opcję
- Myślałam, że będzie na kolacji
- Twoja matka zawsze była wolnym duchem. Nie mogła usiedzieć w jednym miejscu. Zaraz po wyjaśnieniu sprawy z twoim domniemanym porwaniem wyleciała w podróż do Afryki. Nigdy tam jeszcze nie była
- Matka nigdy mnie nie chciała, prawda? Przeszkadzałam jej tylko w spełnianiu marzeń?
- Nawet tak nie myśl, Cath. Byłaś oczkiem w jej głowie. Fakt, na początku ciąży nie była zachwycona. Parę razy próbowała nawet kusić los. Paliła, piła, przedawkowywała leki nasenne. Wszystko tylko po to, aby przerwać ciążę. Próbowała tak przez dziewięć miesięcy, chociaż razem z twoim ojcem staraliśmy się ze wszystkich sił ją powstrzymać - westchnęła ciężko, delikatnie się uśmiechając - Jednak kiedy przyszłaś na świat, wywróciłaś jej świat do góry nogami. Byłaś wielkim darem, a fakt, że urodziłaś się zdrowa, był jak niezwykła nagroda od Boga. Wszystko jednak zaczęło się sypać po śmierci twojego ojca. Dorothy kompletnie się załamała. Dom, ty, całe Glasgow przypominało jej o Patricku. Nie mogła dłużej tego znieść. Kiedy przyszła do mnie i oznajmiła, że wyjeżdża i chce, bym to ja przejęła nad tobą opiekę, wprost nie mogłam w to uwierzyć, próbowałam ją powstrzymać. Jednak na marne. Z czasem zaczęłam ją jednak rozumieć. Tak samo jak zrozumiałam twoją decyzję o wyjeździe do Los Angeles
Cath bez słowa przysiadła się bliżej, zamykając kobietę w szczelnym uścisku.
- Dziękuję ci za wszystko, ciociu. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją idolką
- A ty moją, Cath. Pokazałaś mi, że nie warto się załamywać i pomimo dawnych przykrości należy dążyć do upragnionych celów - złożyła subtelny pocałunek na czubku jej głowy - Dziękuję. Za to, co było i za to, co nadejdzie
***
Cathrine spojrzała na zegarek. Dobiegała piąta po południu. Glasgow skąpane już było w mroku, a temperatura nieco różniła się od tej w ciągu dnia. Lukey siedzący obok parkowej ławki drżał z zimna, jednak nie wydał z siebie ani jednego skomlenia.
Nagle wśród ciszy rozniosło się donośne szczeknięcie. Catherine spojrzała w stronę dźwięku, tak samo jak Lukey, który postawił uszy i który jako pierwszy zobaczył nowo przybyłych. W świetle stojącej obok alejki latarni ujawnił się szary spaniel, który na widok miodowego psiaka mocno wyrwał do przodu, ciągnąc swoją właścicielkę.
- Cath!
- Grace!
Dziewczyny rzuciły się sobie w ramiona, a psy w momencie znalazły się obok siebie, uważnie obwąchując się nawzajem.
- Opowiadaj, co słychać?
- Na Harvardzie jest super - uśmiechnęła się, gdy przysiadły na ławce - Mam cudownych wykładowców, znajomych, no i ten akademik... pierwsza klasa! Czasami żałuję, że cię ze mną tam nie ma. Imprezy są niesamowite!
- Cieszę się, ale jednak nie chciałabym pójść teraz na studia
- Jak ci się układa w Los Angeles? Uwierz mi, chciałabyś zobaczyć miny moich znajomych, gdy powiedziałam im, że przyjaźnię się z dziewczyną Irwina!
- Los Angeles jest najlepszym, co mogło mi się przytrafić - nie mogła ukryć szerokiego uśmiechu - Mam tam wszystko, czego mi potrzeba. Pracę, dom, przyjaciół, kochającego chłopaka, no i jeszcze będę mieć Lukey'ego - spojrzała na przyjaciółkę tajemniczo - A ty? Masz kogoś?
- Noo - zaśmiała się nerwowo, czerwieniąc po same uszy - Poznałam takiego jednego chłopaka, ale nie wiem, czy to coś poważniejszego. Chodzimy tylko na imprezy i czasami do łóżka
- Kochasz go, prawda?
- Bardzo, ale nie wiem, czy on też odwzajemnia to uczucie. Czasami mam wrażenie, że jest ze mną tylko dla zabawy, a czasami, że naprawdę mu na mnie zależy - odchrząknęła, w momencie zmieniając temat - Na serio jesteś w ciąży? Wszystkie media huczą!
- Co? Nie! Skąd takie podejrzenia! Przytyłam, czy coś?
- Nie, ale podobno czasami publicznie Ashton dotyka twojego brzucha. No i nie pijesz na imprezach
- Wczoraj opróżniłam z ciotką butelkę wina
- Więc nie będę chrzestną? - spytała ze smutkiem.
- Na razie się nie zanosi - zaśmiała się, okręcając smycz Lukey'ego.
- A coś poważniejszego się zanosi? Jakieś oświadczyny?
- Daj spokój, Grace! Jesteśmy ze sobą od niedawna!
- Od prawie roku? A poza tym on jest w tobie na maksa zakochany
Catherine po jej słowach spłonęła rumieńcem. Starała się ukryć czerwień na swoich policzkach, jednak nic nie mogło umknąć spostrzegawczej przyjaciółce.
- Musicie zacząć myśleć o czymś na poważnie. Ja chcę się pobawić na waszym weselu i jeszcze nie mieć zmarszczek!
- Zawsze możesz sobie wstrzyknąć botoks - zaśmiała się, za co oberwała sójkę w bok - A co z Noah? Masz jeszcze z nim kontakt?
- Po powrocie z Los Angeles spotkaliśmy się. Przeprosił mnie za... zresztą nieważne. Powiedział, że zrozumiał parę rzeczy i chce ułożyć sobie życie. Z tego co wiem, kilka dni potem wyjechał na studia do Chicago. Śledzę go na mediach społecznościowych. Nieźle się tam bawi - przewróciła oczami - Co rusz jakaś inna dziewczyna, szybkie samochody i szemrane towarzystwo. W pigułce to, co Noah lubi najbardziej
- Jest teraz w Glasgow?
- Nie. Ostatnio była spora drama. Jego matka zostawiła ojca i przeprowadziła się do Frankfortu. Jego ojciec chyba też nie został w Glasgow. Chociaż ich drogi się rozeszły, pojechał za nią. Dalej nie wiem, jak historia się potoczyła
- Noah musi to wszystko bardzo przeżywać
- Daj spokój, nie myśl o nim. Zasłużył za to wszystko, co zrobił. Po co ty mu w ogóle współczujesz?
- Wiesz, że Noah czuł do mnie coś więcej?
- Domyślałam się. Inaczej nie robiłby tyle zachodu z tym sprowadzeniem ciebie na siłę do Glasgow. Pewnie fakt, że kochasz Ashtona, złamał mu serce
- Złamał, to Michaelowi nos
- Że co?! - pisnęła, zakrywając usta dłonią - Wszystko z nim w porządku?
- Tak, wszystko się ładnie zagoiło. Dzięki Bogu Crystal przechodziła kiedyś kurs medyczny i wiedziała, jak go nastawić
Zapanowała cisza. Grace oparła głowę o jej ramię, zapatrując się na obwąchujące siebie psy. Przez głowę przelatywały jej wszystkie wspomnienia - te dobre i te złe, te, przez które płakała i te, przez które się śmiała. Chodź ostatnie miesiące szkoły licealnej nie były wypełnione zabawą, imprezami, mnóstwem znajomych, Grace nie żałowała ani jednego dnia. Dziś, patrząc na siedzącą obok niej Cath z szerokim, szczerym uśmiechem i zaróżowionymi policzkami, była dumna z tego, co dziewczyna osiągnęła. Znała ją - jej przeszłość, to co działo się na bieżąco - i wiedziała, że zawsze miała pod górkę. Ludzie zazdrościli jej tego, że nie ma upierdliwych rodziców i zbiera same dobre oceny. Że osiągnie w życiu coś więcej niż ci, którzy zamiast solidnie przyłożyć się do nauki, wszystko olewali. Nikt jednak nie dostrzegł, że życie tej Catherine Leith wcale nie jest jedną, wielką bajką. Że dziewczyna skrywa bolesne tajemnice i demony przeszłości. Nikt nigdy nie wpadł na to, by z nią porozmawiać, zapytać jak się czuje. Z szeregu wyłamał się dopiero Noah Addams - kapitan szkolnej drużyny, jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w szkole. Codziennie jeździł z Cath do szkoły. Codziennie bacznie się jej przyglądał i obserwował każdy ruch, wyłapywał każde zachowanie. Postanowił, że to właśnie on spróbuje nawiązać z nią jakąkolwiek relację. I chodź Leith jasno dawała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic do czynienia, on na przekór siadał z nią w autobusie, na lekcjach, rozmawiał podczas przerw. A właściwie jedynie głosił monologi do dziewczyny w słuchawkach i głośno puszczonej muzyce.
Jednak jakie Noah miał naprawdę intencje? Czy zależało mu na znajomości z Cath, czy chciał ją jedynie wykorzystać? Upokorzyć? Co siedziało w jego głowie i czym się kierował? Co chciał osiągnąć? Tego niestety nikt się już nie dowie.
- Przepraszam?
Dziewczyny odwróciły się, słysząc za sobą głos. Collinowi zjeżyła się sierść, a kły obnażyły. Lukey jedynie uśmiechnął się w swoim stylu, merdając wesoło ogonkiem.
- Ashton? Co ty tu robisz? - pierwsza odezwała się Cath. Spojrzała na szatyna, który przełożył cały ciężar swojego ciała na opierające się o oparcie ławki dłonie. Rzucił rozbawione spojrzenie siedzącej obok jego ukochanej dziewczyny.
- Ty musisz być Grace - wyciągnął w jej stronę dłoń - Miło mi cię poznać na żywo
Ciemnowłosa przez dłuższą chwilę milczała. Była świadoma tego, z kim spotyka się jej przyjaciółka oraz tego, że wymieniła z nim parę SMSów. Jednak Ashton Irwin jeszcze na długi czas pozostanie dla niej tym sławnym perkusistą z zespołu, który lubi. Zaróżowiona po same uszy uścisnęła lekko jego dłoń.
- Ciebie również - wydukała niewyraźnie, co wywołało śmiech całej trójki - Będę się już zbierać - spojrzała na czarnowłosą, która w momencie przestała się śmiać i przybrała smutny wyraz twarzy.
- Już? Znowu nie zobaczymy się do kolejnych świąt
- Obiecałam mamie posprzątać po kolacji - westchnęła, podnosząc się z ławki - Na pewno spotkamy się jakoś wcześniej. Może na jakimś koncercie? Kto wie!
- W przerwie między semestrami przyleć do Los Angeles. Jeśli oczywiście nie będzie żadnej trasy koncertowej - Catherine wstała, oddając smycz Lukey'ego Ashtonowi.
- Zrobię wszystko, żeby na żywo przekonać się o cudowności tego miejsca - próbowała wysilić się na uśmiech, co nie było proste. Nie mogła wyobrazić sobie tego, że spotka swoją najlepszą przyjaciółkę dopiero za parę ładnych miesięcy. Że Cath znów zniknie, a ona będzie musiała wrócić do Harvardu i nie będzie mieć nawet czasu na rozmowę przez komunikator.
- Kalifornia stoi dla ciebie otworem
Po tych słowach przyjaciółki ostatni raz przed rozłąką utonęły w swoich ramionach, nie hamując cisnących się do oczu łez.
- Zadzwoń czasami
- Ty też. I pamiętaj o mnie
- Nigdy nie zapomnę
Po chwili sylwetka Grace oraz dreptającego obok niej Collina zniknęła za zakrętem alejki.
- W porządku?
Ashton delikatnie dotknął jej ramienia schowanego pod grubą warstwą płaszcza. Dziewczyna podniosła na niego szkliste oczy, delikatnie kiwając głową. Szatyn sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza, wyjmując z niej materiałową chusteczkę i podając ją czarnowłosej.
- Zrobiło się już chłodno. I ciemno. Wróćmy lepiej do ciotki - spojrzał na nią opiekuńczo, gdy przecierała wilgotne oczy.
- Zaczekaj chwilę - schowała chusteczkę do kieszeni i stanęła naprzeciw niego. Spojrzała prosto w jego ciepłe, serdeczne oczy i oplotła swoje ręce wokół jego talii - Nie życzyłam ci dzisiaj wesołych świąt
Szatyn zaśmiał się charakterystycznie dla siebie, zakładając pasmo jej włosów za ucho.
- Niepotrzebnie. To są najweselsze i najlepsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu
- Naprawdę?
- Naprawdę - schylił się i złączył ich zmarznięte usta w głębokim pocałunku - Wesołych świąt, Catherine - wyszeptał między całusami.
- Wesołych świąt, Ashton
x x x x
I tym jakże świątecznym ( bo święta już tuż tuż ) akcentem kończymy historię Catherine Leith, a zarazem - całe Alone Together!
Jestem niezmiernie wdzięczna każdemu, kto poświęcił chwilę i zajrzał do tej pracy. Dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i wpisy na Twitterze. Było dla mnie wielką frajdą obserwować, jak wczuwacie się w historię Cath i czekacie na kolejne rozdziały :)
Mam nadzieję, że po zakończeniu publikacji pamięć o tej książce nie zginie i kolejne osoby będą ją odkrywać i stopniowo poznawać postać Catherine :D
Kolejne opowiadanie, które wyszło spod moich rąk, dobiegło końca, ale moja działalność tutaj.... absolutnie nie! Pewnie część z was już wie, że jestem w trakcie pisania opowiadania, tym razem o Hemmingsie. Jak na razie na moim profilu nastanie przerwa, ponieważ przez natłok zajęć nie mam kompletnie czasu przysiąść do Wattpada i pisać dalej. Jeśli coś się zmieni, będę was oczywiście na bieżąco informować na Twitterze
Dziękuję wam jeszcze raz i do zobaczenia w kolejnych pracach! xx
.
.
.
.
.
.
Żarcik!
Zapraszam was dziś o godzinie 19 na małą niespodziankę ;)
#AloneTogetherFF
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top