32. Wszyscy zaczynamy nowe życie
- Zajmij się nim - wyrzucił na prędce Ashton, kierując się w stronę wyjścia z telefonem przy uchu - Ja zadzwonię po Crystal
- Ash, poczekaj - złapałam go za ramię - Nic ci nie jest? Nie boli cię?
- Daj spokój - machnął ręką - To Mike'owi rozwalił nos i rozciął wargę. Mnie jedynie lekko drasnął po brzuchu - przyciągnął mnie do siebie, składając delikatny pocałunek na moim czole, który miał utwierdzić mnie w przekonaniu, że nie doznał żadnych większych obrażeń
- Gdzieś powinnam mieć wodę utlenioną - odezwała się za nami sprzątaczka, sięgając drżącymi z emocji dłońmi do swojej torby.
- Nie, Melanie. Idź już do domu - dotknął delikatnie jej ramienia. Kobieta skinęła głową i zaczęła pakować swoje rzeczy.
Zostawiłam dwójkę w korytarzu i ruszyłam do kuchni, skąd słychać było cichy syk bólu. Michael siedział na jednym z krzeseł i ocierał chusteczką rozciętą wargę.
- Daj - zwinnym ruchem wyjęłam mu ją z ręki, podkładając pod kran. Lekko zwilżoną chusteczkę przyłożyłam do jego wargi - Przytrzymaj - nakazałam, a sama szybko pobiegłam na górę do łazienki, gdzie Ashton trzymał wszelkie potrzebne do omywania ran preparaty.
Gazą namoczoną wodą utlenioną zaczęłam przecierać rozcięcia, zadrapania i pojawiające się siniaki na jego twarzy. Blondyn krzyknął niekontrolowanie, gdy dotknęłam jego nosa - całego we krwi, stopniowo puchnącego i... lekko skrzywionego.
- Wytrzymaj - mruknęłam, gdy po przyłożeniu gazy do rozciętej wargi, blondyn głośno syknął.
- Dlaczego mi pomagasz? - podniósł na mnie wzrok, wbijając paznokcie w obicie krzesła.
- Uratowałeś mnie - uśmiechnęłam się lekko, zabierając z zamrażalnika paczkę mrożonek i przytykając ją do podbitego oka Michaela - Gdyby nie ty, nie wiem, co by się mogło stać. Nawet nie chcę o tym myśleć - westchnęłam, wyrzucając zakrwawione gazy do kosza. Clifford przez cały czas bacznie mnie obserwował, trzymając mrożonki na opuchniętym miejscu.
- Nie lubiłem cię
- Wiem
- Nie przerywaj mi - burknął, odkładając mrożonki na blat - Nie lubiłem cię, bo strasznie mi kogoś przypominasz - delikatnie się uśmiechnął, bujając na krześle - Miała na imię Nancy. Trzymaliśmy się razem przez całe dzieciństwo, nasze mamy razem pracowały w szkole. Była dla mnie jak młodsza siostra, której nigdy nie miałem. Mogliśmy spędzić ze sobą cały dzień, a kolejnego nie mieć siebie dość
Po schowaniu rozmrażających się mrożonek z powrotem do zamrażalnika, usiadłam na krześle naprzeciwko niego, przysłuchując się opowiadanej historii.
- Wszystko spieprzyło się na początku liceum - pociągnął nosem, nerwowo bawiąc się palcami - Ostro się pokłóciliśmy, już nawet nie pamiętam o co. Każde z nas odeszło w swoją stronę. Ja zająłem się zespołem i muzyką, a ona fotografią. Zapomnieliśmy o sobie, oddając się swoim pasjom i marzeniom. Przed świętami chciałem złożyć jej wizytę, przeprosić, pogodzić się. Wtedy mama powiedziała mi, że Nancy razem z bratem wyemigrowała do Europy. Nie chcieli mi nic mówić, bo wtedy starałbym się ją zatrzymać. A ona po prostu chciała spełnić swoje marzenia - westchnął, zatrzymując się na chwilę. Oparł łokcie o blat i schował twarz w dłoniach. Nie poganiałam go. Gdy Ashton wszedł do kuchni, dałam mu znać na migi, żeby zostawił nas samych i że wszystko jest w porządku - Pół roku później dostałem wiadomość od jej brata - wznowił opowieść, a jego głos mocno się załamał - Jakiś czas temu wykryto u niej raka. Wątroby. Strasznie paskudnego. Próbowali wszystkiego ale... zmarła dokładnie w dzień, kiedy do mnie napisał
Bez słowa podniosłam się ze swojego siedzenia i podeszłam do Michaela, mocno ściskając go w swoich ramionach. Zacisnęłam oczy, słysząc jego nieregularny oddech, łapczywe łapanie powietrza i napierający szloch.
- Bardzo mi przykro, Michael
- Nie, Cath - oderwał się ode mnie, łapiąc za ręce i patrząc na mnie zapłakanymi, zielonymi oczami - To mi jest przykro. Bo przez cały ten czas traktowałem cię jak najgorszego śmiecia, tylko dlatego, że tak cholernie mi ją przypominasz. Za każdym razem jak na ciebie patrzę, widzę ją. I te wspomnienia tak strasznie bolą. Jednak gorzej boli to, że sprawiałem ci przykrość. Zaślepiony wspomnieniem przeszłości nie zauważyłem nawet, że cię odtrącam. Ale kiedy zobaczyłem cię wtedy po raz pierwszy... przez kamerkę... coś we mnie pękło. Traktowałem cię tak okropnie wiedząc, ile znaczysz dla Ashtona... mojego najlepszego przyjaciela
- Nic się przecież nie stało - próbowałam mu przetłumaczyć - Miałeś powód, żeby mnie nienawidzić
- Właśnie, że się stało - westchnął - Tak strasznie cię przepraszam, Cath
- Wybaczam - uśmiechnęłam się, a po chwili blondyn również odwzajemnił ten uroczy gest - I nie płacz już. Nie warto żyć przeszłością i bolesnymi wspomnieniami. Wszyscy zaczynamy nowe życie... lepsze życie
- Mikey! - ktoś trzasnął drzwiami. Szybko wbiegł do kuchni, rzucając nam przerażone spojrzenie. Wysoka, szczupła kobieta w ciemnofioletowych włosach.
- Crystal...
Dziewczyna podbiegła do chłopaka, rzucając mu się w ramiona. Wciąż zadawała pytania: co się stało? Jak się czuje? Czy wszystko w porządku? Postanowiłam dać im chwilę prywatności i powoli wycofałam się w stronę ogrodu.
- Okej?
Zaraz obok mnie pojawił się Ashton. Wlepił we mnie swoje troskliwe spojrzenie i delikatnie dotknął mojego ramienia.
- Okej - uśmiechnęłam się, przylegając do jego klatki piersiowej. Owinęłam ramiona wokół jego talii, opierając głowę o wyrzeźbiony tors. Chłopak przytulił mnie do siebie, kładąc podbródek na moich włosach.
- Tak się cieszę, że już jest po wszystkim - westchnął, przebiegając zwinnymi palcami po moich plecach.
Nareszcie wszystko był tak, jak powinno być.
***
Grace przecisnęła się przez tłum uczniów, kierując się w stronę stojącego przy wyjściu z auli ojca.
- Jestem z ciebie bardzo dumny - uśmiechnął się mężczyzna, przytulając córkę i oglądając odebrane przed chwilą świadectwo ukończenia szkoły.
- Wstąpimy po drodze do sklepu? - zagadnęła dziewczyna, ruszając w kierunku wyjścia. Uroczyste zakończenie roku wreszcie dobiegło końca i Grace mogła zacząć cieszyć się z wakacji. Oraz z niecierpliwością oczekiwać na informacje z uczelni.
- Pewnie - uśmiechnął się, po raz ostatni przytulając córkę do siebie.
- Panie Jackson! Grace!
Dwójka przystanęła, widząc przeciskającą się do nich kobietę. Matkę Noah. Ubrana w zwiewną, letnią sukienkę, trzymała przy piersi wszelkie papiery syna.
- Noah się odzywał? - zapytał mężczyzna.
- Tak - uśmiechnęła się, odetchnąwszy z ulgą - Postanowił wybrać się na spontaniczną wycieczkę poza miasto. Podobno koledzy go namówili i nawet nie zdążył mi powiedzieć, że nie będzie go na zakończeniu roku. Telefon mu się rozładował i mógł skontaktować się ze mną dopiero wtedy, gdy znaleźli jakieś schronisko młodzieżowe. Ma wrócić wieczorem - kobieta przeniosła swój wzrok z mężczyzny na stojącą obok niego Grace - Kazał ci przekazać, że chciałby się z tobą spotkać i wszystko sobie wyjaśnić. Nie wiem, o co mogło mu chodzić, ale brzmiał naprawdę smutno i poważnie, gdy to mówił
Grace z grzeczności pokiwała głową. Nie miała zamiaru się z nim spotykać. Nie po tym, co zrobił jej, a w szczególności Cath. Nie wiedziała, dlaczego Noah okłamał matkę, nie mówiąc jej o swoim pobycie w Los Angeles. Spontaniczna wycieczka poza miasto? Najwyraźniej ma problem z odmierzaniem odległości.
Jacksonowie pożegnali się z kobietą i ruszyli w stronę zaparkowanego przed szkołą samochodu. Gdy Grace usiadła na miejscu pasażera, a jej ojciec odpalił silnik, dziewczyna poczuła wibracje dobiegające z jej przyciszonego telefonu. Wyjęła urządzenie i spojrzała na nowo otrzymaną wiadomość.
Od: Ashton
,, Wszystko już jest dobrze :) Noah dostał porządną lekcję życia i miejmy nadzieję zrozumie parę rzeczy. Dziękuję ci za pomoc i zaangażowanie w całą sprawę. Zarówno ja, jak i Cath jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni. Miłych wakacji!
Ash x ''
- Co ci tak wesoło? - spytał mężczyzna, widząc uśmiechającą się do telefonu córkę - Jakiś chłopak?
- Wszystko nareszcie się ułożyło, tato
Ojciec rzucił jej pytające spojrzenie, jednak nastolatka wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, jak bardzo jej w tamtym momencie ulżyło.
***
Podniesione głosy ucichły, gdy po ogrodzie rozbrzmiał dźwięk uderzanej łyżeczki o szklany kieliszek. Oczy wszystkich skierowały się na stojącego na stole w altance Michaela.
- A więc - zaczął, jednak ktoś przerwał mu, cicho się śmiejąc - Cisza powiedziałem! - krzyknął, nieco mocniej uderzając łyżeczką o szkło - No żesz w mordę jeża... - zaklął, gdy szklany kieliszek potrzaskał się, a odłamki szkła wleciały do stojącej na stole sałatki.
- Moja sałatka! - zapłakała Crystal, próbując paznokciami powyjmować przyklejone do liści sałaty szkło.
- Dobra, pozwólcie mu powiedzieć - zaśmiał się Ashton, przytulając mnie bliżej siebie.
- Dziękuję - zakaszlał blondyn - A więc - zaczął, od razu jednak się zacinając. Zapatrzył się w przestrzeń, a po głowie zaczęły przebiegać mu wyszukane słowa, które chciał wpleść w swoją jakże mądrą przemowę. W końcu jednak się poddał. Machnął ręką, podnosząc wyżej nową szklankę z kolorowym drinkiem - Chciałbym tylko wznieść toast za naszą Cathy i przywitać ją w naszej chorej, nienormalnej, niebiologicznej rodzince
Po altance rozległ się głośny aplauz i wszyscy złapaliśmy jak na sygnał swoje drinki. Mikey zszedł ze stołu, co oczywiście nie mogło obyć się bez tragedii. Ustawione na końcu stołu pudełka po pizzy z hukiem upadły na posadzkę, amortyzując przy tym upadek blondyna. Clifford szybko jednak się podniósł, podkopując puste opakowania pod ławkę i ponownie chwytając za swoją szklankę.
- Za Cath! - krzyknęli wszyscy, stukając się szklankami.
- I za wspaniałego mówcę Michaela! - dodałam.
- I za Petunię!
Zapadła cisza, a wszyscy równo spojrzeliśmy na Luke'a.
- Przesada - cmoknął Calum, upijając łyk swojego drinka - Ale i tak wypiję jej zdrowie, bo nic nie może się zmarnować
- Racja, racja, przyjacielu - Ashton stuknął w jego szklankę, by po chwili upić sporego łyka ze swojej.
- Dołączając do naszej pseudo rodzinki, nie wiem czy wiesz, ale musisz przejść chrzest - Michael szturchnął mnie w ramię, odkładając pustą szklankę na stół.
- Chrzest?
- Nie, błagam - zaśmiał się Ashton - Nie róbcie tego po raz kolejny
- Cicho bądź, Irwin! Niech się dziewczyna uczy!
- A co ja mam niby zrobić?
- Nie słuchaj tych pojebańców, Cath - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej, jakby chciał ochronić przed szczerzącym się obok Michaelem.
- Chrzest polega na umyciu nóg Ashtonowi - uśmiechnął się siedzący naprzeciwko mnie Calum - Wchodzisz w to?
- Nie no, panowie - wtrąciła Sierra - Co to są za obleśne obrzędy? Przecież Cath nam się jeszcze pochoruje!
- Przepraszam, ale ja nie mam grzybicy! - prychnął oburzony Ashton.
- Okej, przyjmuję wyzwanie
Po altance rozniosły się szmery i okrzyki podziwu. Podniosłam się, ciągnąc szatyna za sobą.
- Bierz telefon. To trzeba nagrać dla potomnych - zagadał Luke do Caluma, ruszając za nami.
- Cath, wiesz, że nie musisz tego robić? - zapytał Ashton. Uśmiechnęłam się tylko pod nosem, obserwując, jak wszyscy imprezowicze idą za nami, trzymając w dłoniach włączone telefony.
- Wiem. Ale mus to mus!
- Daj spo... - nie zdążył dokończyć, ponieważ gwałtownie wepchnęłam go do basenu, obok którego przechodziliśmy. Głośny plusk wody zmieszał się z roznoszącymi się po ogrodzie śmiechami.
Ashton po chwili wynurzył się na powierzchnię, a ciemne włosy przylgnęły do jego czoła. Stanął na nogach, odklejając mocno przylegającą do mokrego ciała koszulkę.
- Ty mała jędzo!
Zanim się obejrzałam, Ashton pociągnął mnie za rękę, wrzucając do wody. Szybko jednak pomógł mi się wydostać na powierzchnię pamiętając o tym, że nie jestem najlepszą pływaczką. Podniósł mnie do góry. Podtrzymał rękoma moje uda, a ja oplotłam nogi wokół jego talii. Ujęłam jego policzki i gwałtownie wpiłam się w jego smakujące chlorem usta. Wśród imprezowiczów znów rozniósł się wielki aplauz, gromkie wiwaty i zachęcające okrzyki.
- Dobra, już koniec! Bo się przeziębicie! - usłyszałam gdzieś z tyłu opiekuńczy ton głosu Luke'a. Nie zważając na jego słowa nadal staliśmy, a w sumie tylko Ashton stał, pośrodku basenu, zanurzeni po pas w wodzie, niespiesznie muskając swoje podrażnione od chloru wargi. Oplotłam swoje ramiona wokół jego szyi, znacznie pogłębiając pocałunek. Poczułam na swoich ustach jego psotny uśmiech.
- Coś mi się wydaje, że powinniśmy już sobie iść - zaśmiał się Michael - Tu na pocałunkach się dzisiaj nie skończy coś tak czuję
- No idiota - Ashton rzucił przyjacielowi karcące spojrzenie, chlapiąc w niego chlorowaną wodą. Ostatni raz cmoknął mnie w usta, odkładając na brzeg basenu.
- Nie wiem, czy zaliczymy to zadanie - wtrącił zamyślony Calum - Umyłaś mu gębę, a nie stopy
- Ja zaliczam, a moje zdanie najbardziej się liczy, bo to ja wymyśliłem chrzest - prychnął Michael, pomagając mi się podnieść - Witaj w rodzince - cmoknął mnie w czoło, narzucając na plecy przyniesiony przez Crystal ręcznik.
Wszyscy ruszyli z powrotem w stronę altanki, a ja z Ashtonem zostaliśmy jeszcze chwilę przy basenie. Szatyn podszedł bliżej, troskliwie okrywając ręcznikiem, który również przyniosła dla niego Crystal. Przez chwilę bez słowa spoglądał w moje oczy, posyłając szeroki, szczery uśmiech.
- Kocham cię, wiesz? - złożył szybki pocałunek na czubku mojego nosa.
- Wiem - zaśmiałam się - Też cię kocham - pozwoliłam mu objąć się ramieniem i nieśpiesznie ruszyliśmy w kierunku altanki, skąd dochodziły podniesione głosy Michaela i Luke'a.
- Ja nie wypiję?! Ja nie wypiję?! To pa tera!
x x x x
Przed nami jeszcze tylko epilog... ale to zleciało
I jak zawsze oczywiście zapraszam na Twittera pod #AloneTogetherFF :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top