28. Trzy mrożone kawy

Grace oderwała wzrok od psa sąsiadów biegającego wzdłuż płotu, gdy usłyszała szczęk otwieranych drzwi. Uśmiechnęła się łagodnie, gdy w progu domostwa zobaczyła blondwłosą Helen - ciotkę Cath.

- Ah, to ty - odwzajemniła uśmiech, wpuszczając nastolatkę do środka - Grace, prawda?

- Dokładnie

- Napijesz się herbaty? Kawy? - zagadnęła, zamykając drzwi z powrotem.

- Nie, dziękuję - grzecznie odmówiła, zdejmując swoje buty - Ja tylko na chwilę. Muszę załatwić jeszcze kilka spraw przed zakończeniem roku

- To już jutro? - westchnęła, gdy ciemnowłosa lekko przytaknęła głową.

Grace podążyła za kobietą w stronę salonu, gdzie ktoś już siedział, popijając zielonkawą ciecz z porcelanowej filiżanki.

- D-dzień dobry - przywitała się nieśmiało, przysiadając na kanapie i przyglądając się tej osobie nieco dokładniej.

Była to kobieta średniego wzrostu. Ubrana w jeansowe rybaczki i sportową koszulkę. Idealnie przystrzyżone włosy w odcieniu hebanu sięgały jej do podbródka, a grzywka delikatnie opadała na szaro-niebieskie oczy. Kobieta uśmiechnęła się lekko, widząc, z jakim zainteresowaniem przygląda jej się przybyła dziewczyna. Gdy Grace spostrzegła delikatne dołeczki w policzkach, wreszcie zrozumiała, z kim ma do czynienia.

- Jest pani mamą Cath? - spytała, a czarnowłosa kobieta odłożyła filiżankę na spodeczek.

- Możesz mówić mi Dorothy - wyciągnęła w jej stronę chudą, opaloną dłoń - Miło mi cię poznać, Grace

- Mi panią również - przelotnie uścisnęła jej dłoń, nie mogąc jednak oderwać wzroku od kobiety i jej zaskakującego podobieństwa do córki - Cath jest do pani bardzo podobna... do ciebie podobna - poprawiła się.

- Helen pokazywała mi albumy ze zdjęciami - zaśmiała się, spoglądając z troską na blondwłosą - Faktycznie jesteśmy jak dwie krople wody

- Nie jesteś zła, że wyjechała?

- No coś ty, Grace! Cath najwyraźniej po mnie odziedziczyła chęć zwiedzania świata. A Kalifornia to naprawdę piękne miejsce - westchnęła, przypominając sobie wspomnienia z jej podróży - Byłam tam parę ładnych lat temu na festiwalu. To był niesamowity okres w moim życiu

- A-ale... Cath nie wyjechała tam zwiedzać - wtrąciła Helen - Ona... ona - zaczęła szukać najodpowiedniejszego określenia.

- Wyjechała zacząć nowe życie - dokończyła Grace - Kontaktowałyśmy się ostatnio

- Naprawdę? - weszła jej w zdanie blondwłosa - Co u niej słychać? Jak się czuje?

- Jest... szczęśliwa - Grace spuściła głowę, trącając opuszkiem palca wiszącą na jej nadgarstku bransoletkę.

- Mam ogromne wyrzuty sumienia - westchnęła Helen - Cath nie czuła się tutaj dobrze. Widziałam to, ale nigdy nie reagowałam. Popełniłam jakiś błąd? Źle ją wychowałam? Nie dałam wystarczająco miłości? Ciepła rodzinnego?

- To nie pani wina - nastolatka delikatnie dotknęła dłoni kobiety - Cath ma dość trudny charakter. Wiele przeszła w życiu, w szkole też nie miała najłatwiej. Głównie przez Noah. Po tym, gdy nakrył ją na rozmowie z Ashtonem... coś w niego wstąpiło - przełknęła ślinę, mocniej wciskając posiniaczoną rękę, schowaną pod rękawem rozciągniętego swetra między uda - Próbował udowodnić jej, że przyjaźń z nim może się skończyć źle. Co się okazało, ta znajomość właśnie ją uratowała

- Że też wcześniej nie poznałam się na tym chłopaku - pokręciła głową - Myślałam, że chce mi pomóc

- Noah... on... chce lecieć do Los Angeles - wydusiła z siebie - Próbowałam wybić mu ten idiotyczny pomysł z głowy, ale on jako jedyny jeszcze nie pogodził się z decyzją Cath

- Dlaczego aż tak mu zależy? - wtrąciła Dorothy - Było pomiędzy nimi coś więcej?

- Nigdy nie poruszałam z nim tego tematu. Ale z tego co wiem, nigdy nie byli razem

- Uprzedziłaś Cath?

- Tak. Ashton obiecał, że będzie ostrożny

- To dobry chłopak - uśmiechnęła się Helen - Od razu wiedziałam, że ta cała historia o uprowadzeniu nie jest prawdziwa

Po salonie rozległ się dźwięk skrobania o panele. Grace odwróciła głowę w stronę hałasu. Napotkała się z okropnym widokiem. Smutny, wychudzony piesek zmierzał w stronę otwartych drzwi tarasowych, z trudem pokonując każdy kolejny krok.

- Lukey - zawołała go cicho ciemnowłosa. Psiak przystanął na chwilę, odwracając się w jej stronę. Rozpoznał w niej tamtą dziewczynę z parku, w którym był razem z Cath. Kolejne wspomnienie właścicielki przysporzyło mu kolejną dawkę bólu. Odwrócił się, kontynuując swój marsz.

- Strasznie tęskni za Cath - wyjaśniła Helen - Od kiedy zniknęła cały czas chodzi smutny. Nic nie je, może przez calutki dzień przesiedzieć pod drzwiami wejściowymi i skomleć. Byli bardzo zżyci. To ona uratowała go ze schroniska i to z nią spędzał najwięcej czasu. Musiał widzieć, jak wychodzi i ma nadzieję, że jeszcze kiedyś wróci

- A pani ma taką nadzieję?

- Nie...
 

***
 

Przewróciłam się na bok, czując coś mokrego na mojej twarzy. Skrzywiłam się, gdy usłyszałam stłumione śmiechy, dochodzące z oddali. Wydałam z siebie jęk niezadowolenia, gdy coś wdrapało się na mnie, mocząc moją twarz jeszcze bardziej. Otworzyłam oczy, a moim oczom ukazał się niewielki piesek, liżący mnie po twarzy. Podniosłam wzrok, napotykając się ze stojącymi w progu drzwi Ashtonem i Calumem, śmiejących się w najlepsze.

- Bardzo zabawne - fuknęłam, podnosząc się do siadu - Cześć Duke - uśmiechnęłam się do pieska, który na dźwięk swojego imienia wesoło szczeknął, merdając ogonkiem.

- Duke przyszedł cię obudzić i zaprosić na śniadanie - odezwał się Hood. Słysząc go, Duke szybko zeskoczył z moich kolan, podbiegając wesoło do swojego pana.

- Za piętnaście minut zbiórka w salonie - uśmiechnął się Ashton, znikając za drzwiami razem z pozostałymi.

Szybko wyskoczyłam z łóżka, nakładając na siebie pierwsze lepsze ubrania znalezione w plecaku. Uchyliłam okno, wpuszczając nieco świeżego powietrza do pomieszczenia. Po krótkiej toalecie byłam już gotowa. Zeszłam po schodach, a w salonie czekała już na mnie dwójka przyjaciół oraz Duke.

- Zatem możemy ruszać - zakomunikował Calum, zapinając smycz do obroży psiaka.

- Gdzie idziemy?

- Zjeść coś na mieście - wyjaśnił Irwin, podchodząc do mnie bliżej - Pięknie wyglądasz - zaśmiał się, składając delikatny pocałunek na mojej skroni.

- M-myślałam, że zostaniemy w domu - spuściłam głowę, spoglądając na swój strój złożony ze zwykłych czarnych spodni i szarego T-shirtu - To nie jest chyba najlepszy outfit na podbijanie Kalifornii

- Daj spokój, Leith. Wyglądasz bosko - zaśmiał się Hood, napotykając mordercze spojrzenie szatyna.

- A dziękuję - posłałam mu serdeczny uśmiech - Ty też wyglądasz niczego sobie

Usłyszałam nad sobą głośny kaszel.

- Dobra, już koniec, bo Irwin mnie zaraz wykastruje wzrokiem - zachichotał, otwierając drzwi wyjściowe. Duke od razu wyrwał do przodu, obwąchując wszystkie krzaki ulokowane wzdłuż kamienistej ścieżki.

Ruszyliśmy przed siebie. Calum szedł lekko z przodu, ciągnięty przez zaciekawionego psiaka, który pomimo swoich rozmiarów miał sporo siły. Ja z Ashtonem szliśmy obok siebie, jednak bez jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Sprawa z uprowadzeniem jeszcze nie do końca ucichła, a kolejna sensacja nie była nikomu do szczęścia potrzebna. No przynajmniej naszej trójce, bo dziennikarze i czytelnicy magazynów plotkarskich tylko czekali na kolejne gorące ciekawostki z życia celebrytów i gwiazd.

- Musimy koniecznie zabrać cię na mrożoną kawę na promenadę - Calum nieco wyhamował rozentuzjazmowanego Duke'a, zrównując się z nami.

- To będzie pierwszy cel naszej podróży - uśmiechnął się Irwin, nakładając na nos przeciwsłoneczne okulary - Nie byłbym sobą, gdybym cię tam nie zaprowadził. Podają tam najlepszą mrożoną kawę

- Nie piłeś mrożonej kawy mojej ciotki. Jest wyśmienita - na wspomnienie kobiety poczułam lekki uścisk w sercu, który w momencie ustąpił, gdy moim oczom ukazała się skąpana w kalifornijskim słońcu promenada. Widok naprawdę zapierał dech w piersiach. Wzdłuż alejki rozciągały się przeróżne stoiska, sklepy i bazary z pamiątkami. Cała alejka porośnięta była cudowną, zieloną roślinnością, a gdzie nie gdzie z ziemi wyrastały ogromne palmy. Rozglądałam się po tym raju na ziemi, co jakiś czas wydając z siebie radosne piski.

- Tu jest pięknie! - pisnęłam, gdy przechodziliśmy obok stoiska ze świeżo wyciskanymi lemoniadami.

- Dlatego między innymi nalegałem, żebyś przyleciała - szepnął mi do ucha Ashton, posyłając serdeczny uśmiech sprzedającemu lemoniady mężczyźnie.

- Wszyscy cię tu znają?

- Jakbyś zapomniała, należymy do znanego na całym świecie zespołu - przypomniał Calum - A poza tym Ashton kręci się po tej promenadzie przez całe dnie

- Nie dziwię ci się - lekko przytuliłam się do boku szatyna, po chwili przypominając sobie jednak o tym, że zarówno ja, jak i Ashton musimy się pilnować. Szybko odsunęłam się na bezpieczną odległość, gdy przyjaciele przystanęli przy jednym ze stoisk.

- Trzy mrożone kawy poprosimy - Hood zwrócił się do ciemnoskórego sprzedawcy z sięgającymi mu do pasa dredami, wyciągając z portfela banknot i kładąc go na ladzie.

- Już się robi - uśmiechnął się mężczyzna, zabierając się ochoczo do roboty - Piękny mamy dziś dzień, prawda?

- Racja. Dzisiaj pewnie sporo ludzi się tutaj przewinie i będzie niezły utarg - wtrącił się do rozmowy Ashton.

- A kim jest wasza nowa znajoma? Wiele twarzy kojarzę, ale ciebie słonko niekoniecznie - sprzedawca posłał mi przyjacielski uśmiech, a ja poczułam się... jak w domu. Wszyscy tutaj byli tak przyjaźni i serdeczni, że powoli zaczynali tworzyć dom, którego nigdy nie miałam. Oczywiście, była ciotka, jednak pomimo jej cudownej osobowości i chęci zapewnienia mi jak najlepszego życia, zawsze czułam się tak, jakby czegoś mi brakowało. Dopiero przylot tutaj zaczął wypełniać tą brakującą lukę.

- Cicha miłość naszego Irwinka - szepnął do mężczyzny Calum, jednak na tyle głośno, że stojąc nieopodal mogliśmy wszystko usłyszeć.

Ashton zaróżowił się, nerwowo szarpiąc końcówki swoich włosów. Odchrząknął, gdy napotkał się z lekko psychopatycznym i wymownym uśmiechem sprzedawcy.

- Przyjaciółka - poprawił go, odbierając od mężczyzny za ladą swój kubek z mrożoną kawą.

- Urocza - zaśmiał się, podając mi jako ostatniej przezroczysty kubek - Wiesz, mój kuzyn ostatnio rozstał się ze swoją dziewczyną i...

- Do jutra, Spencer! - przerwał mu w pół zdania szatyn, popychając mnie lekko w kierunku kolejnego stoiska.

- Zazdrosny - cmoknął Calum, który wciąż opierał się o ladę.

- Idziemy, Hood! - pociągnął za dół jego koszulki, odciągając od stoiska.

Ruszyliśmy dalej wzdłuż promenady, a basista co jakiś czas rzucał rozbawione spojrzenie w stronę Ashtona, który dość agresywnie przygryzał koniec swojej słomki.

- Skończ się na mnie tak gapić! - wymamrotał z buzią pełną kofeinowej cieczy.

- Ej - pociągnęłam lekko za koszulkę szatyna - Czy tam nie idzie Michael?

Przyjaciele przestali się przekomarzać i spojrzeli w tym samym kierunku, co ja. Po przeciwnej stronie promenady szedł blondyn, schowany pod czapką z daszkiem. W dłoni trzymał kubek z lemoniadą, a do ucha miał przyłożony telefon. Rozmawiał z kimś.

- Nawet się nie przywita? - Calum wyhamował Duke'a, przyglądając się zmierzającemu przez ulicę przyjacielowi. Blondyn podniósł lekko głowę, śmiejąc się pod nosem do słuchawki. Odwrócił się, a jego wzrok spoczął na nas. W momencie przestał się uśmiechać i odwrócił wzrok, zmierzając dalej w tylko sobie znanym kierunku.

- To nie twoja wina - bezproblemowo odgadnął moje myśli. Dokładnie wiedziałam, że Michael nie unikał Caluma, czy Ashtona. On unikał mnie.

- Nie ma co się nim przejmować - próbował dodać mi otuchy Hood, klepiąc po ramieniu - Za kilka dni mu przejdzie. Chodźmy już, bo czuję jak mi się żołądek skręca




 

x x x x

 
Twitter:
#AloneTogetherFF

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top