23. Kalifornia

Ciotka Helen wstała dość wcześnie i zaczęła szykować się do pracy. Jak to miała w zwyczaju, zaparzyła sobie kubek swojej ulubionej kawy i przygotowała owsiankę - dla siebie i dla swojej siostrzenicy, która po zakończeniu egzaminów miała kilka dni wolnego przed oficjalnym dniem zakończenia szkoły.

- Cath! Chodź na owsiankę! - krzyknęła, stawiając na stole dwie miseczki ze śniadaniem. Usiadła i zaczęła jeść swoją porcję, jednak coś jej nie pasowało.

Lukey, który zawsze gdy usłyszał jakikolwiek najmniejszy nawet szmer dochodzący z pokoju nastolatki, od razu biegł na górę, tym razem leżał przy schodach, smutno wpatrując się w drzwi wejściowe.

Helen oparła łyżeczkę o brzeg miseczki i podniosła się z miejsca, a szmer odsuwanego krzesła nie poruszył leżącego psiaka.

- Wszystko w porządku, Lukey? - podeszła do zwierzaka, delikatnie głaszcząc jego łebek - Może trzeba zabrać cię do weterynarza?

Kobieta weszła po schodach, nawołując imię swojej siostrzenicy - niestety bez odzewu. Było to dziwne, ponieważ nastolatka nie spała nigdy do tak późna, a na każde jej zawołanie nie stawiała oporów i przychodziła dowiedzieć się, czego ciotka od niej chce.

Helen zatrzymała się przy drzwiach do pokoju Catherine i delikatnie zapukała. Po chwili powtórzyła czynność, a gdy również nie usłyszała odpowiedzi, pociągnęła za klamkę.

- O mój Boże - wydusiła z siebie, widząc starannie zaścielone łóżko, zasłonięte okno, wywrócony kosz na śmieci i otwartą szafę, z której poznikało parę rzeczy. Łącząc fakty kobieta zaczęła rozumieć, co się stało...

 

***

 

Odetchnęłam z ulgą, szeroko uśmiechając się pod nosem, gdy samolot nareszcie wylądował, a pasażerowie zaczęli szykować się do wyjścia. Poczekałam, aż wszyscy opuszczą samolot i wygramoliłam się z niego na samym końcu, grzecznie żegnając się ze stojącą obok wyjścia stewardessą.

Gdy wyszłam na zewnątrz, o mało nie zaczęłam piszczeć, jak mała, podekscytowana dziewczynka. Z zachwytem obróciłam się wokół własnej osi, podziwiając rozciągające się wokół lotniska palmy i błyszczący w oddali ocean. Ściągnęłam z głowy swój kaptur, czując znacznie różniącą się od tej w Glasgow temperaturę. Patrząc w dal mogłam dostrzec, jak ziemia paruje. Podciągnęłam rękawy bluzy i ruszyłam przed siebie, chcąc złapać pierwszą lepszą taksówkę.

 

***

 

Ciotka Helen zaparkowała samochód i wysiadła z niego, pośpiesznie zakluczając. Nie dbając o fryzurę, która pod wpływem wiatru rozwiała się we wszystkie strony, przekroczyła furtkę i skierowała się do drzwi wejściowych niewielkiego domu z czerwonej cegły. Nacisnęła dzwonek i nie musiała długo czekać, aż w progu pojawiła się kobieta - wysoka, czarnowłosa, którą kojarzyła ze sklepu.

- Dzień dobry - przywitała się szybko - Czy zastałam Noah? Muszę z nim pilnie porozmawiać

- Tak, jest w swoim pokoju - odparła, otwierając szerzej drzwi - Proszę wejść, zaraz go zawołam

- Dziękuję, ale poczekam na zewnątrz

Czarnowłosa skinęła głową i odeszła w głąb mieszkania, nawołując imię swojego syna.

- Noah! Masz gościa!

Minęła chwila, gdy Helen usłyszała skrzypnięcie schodów, a w drzwiach domu pojawił się wysoki, ciemnowłosy chłopak.

- A, ciocia Cath! - uśmiechnął się szarmancko, rozpoznając kobietę - W czym mogę pomóc?

- Nie wiesz, gdzie jest Cath? - wyrzuciła szybko.

- Nie - zmarszczył brwi - Ostatnio nie utrzymywaliśmy kontaktu. Coś się stało?

- Zniknęła. Ona, jej rzeczy. Jeszcze wczoraj wieczorem z nią rozmawiałam, a rano już jej nie było - wyłkała, a po jej policzkach popłynęły kolejne wylane tego dnia łzy. Catherine była dla niej jak własna córka, nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś się jej stało.

- Cholera - syknął chłopak, pochylając się do wieszaka po swoją bluzę, którą szybko na siebie zarzucił, wychodząc z kobietą na zewnątrz - Coś mówiła? Pokłóciła się z panią?

- Nie - zaprzeczyła szybko - Wczoraj powiedziałam tylko, że jej matka przylatuje do Glasgow - wyjaśniła, idąc ze znacznie wyższym od siebie chłopakiem w stronę samochodu.

- Pomogę pani ją znaleźć - powiedział, zatrzaskując za nimi żelazną furtkę - Zgłosiła pani zaginięcie na policji?

- Właśnie wracam z komisariatu

- W takim razie niech jedzie pani z powrotem do domu. Muszę przeszukać jej komputer. Obawiam się, że wiem, gdzie może się znajdować
 

***

 

- Dzień dobry - przywitał się taksówkarz, gdy zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu, zatrzaskując za sobą drzwi - Dokąd jedziemy?

- Chwila - spuściłam głowę, grzebiąc w przedniej kieszeni swoich spodni. Kierowca odwrócił się w stronę kierunku jazdy, opierając dłonie o kierownicę. Wyjęłam żółtą, nieco pogiętą karteczkę i podałam mu ją - Pod ten adres poproszę

Mężczyzna odebrał kwitek, dokładnie analizując zapisany na nim adres.

- Się robi - uśmiechnął się, odpalając silnik i włączając się do ruchu - Za piętnaście minut będziemy na miejscu

- Świetnie - mimowolnie odwzajemniłam uśmiech, wygodnie opierając się o szarą tapicerkę.

***

Helen i Noah wysiedli z samochodu, a z radiowozu stojącego pod domem kobiety w tym samym czasie wysiadło dwóch policjantów.

- Znaleźliście ją? - spytała z nadzieję w głosie, podchodząc do mundurowych. Noah stanął z tyłu, chcąc przysłuchać się rozmowie.

- Niestety nie - pokręcił głową jeden z nich - Ale namierzyliśmy jej telefon - mężczyzna spojrzał na swojego partnera, który ciężko westchnął świadomy tego, że będzie musiał przekazać kobiecie smutną wiadomość.

- Urządzenie namierzono w rzece, dobre kilkanaście kilometrów stąd

- C-czy - zaczęła Helen, która mocno pobladła na twarzy - Czy ona... czy ona...

- Niemożliwe - wtrącił stojący za nią nastolatek - Mógłbym wejść do jej pokoju?

- Po co grzebać w jej rzeczach, skoro dziewczyna nie żyje? - spytał beznamiętnie mundurowy, nie zważając na ledwo trzymającą się na nogach kobietę, która aby utrzymać równowagę musiała oprzeć się o maskę radiowozu.

- Catherine żyje - zaakcentował Noah, mrużąc oczy - Chcę tylko się upewnić, że jest tam, gdzie przypuszczam. Ba, gdzie jestem pewien, że jest!

- Idź - wysapała kobieta, przecierając spocone czoło wierzchem dłoni. Odbiła się od maski samochodu i razem z nastolatkiem, w asyście dwójki zaciekawionych policjantów, ruszyła w stronę domu.

***

- Po raz pierwszy jest pani w LA? - spytał taksówkarz, widząc, jak z zachwytem oglądam każdy mijany budynek.

- Tak - uśmiechnęłam się - Jest tutaj naprawdę pięknie

- A na ile pani zostaje? Tak z ciekawości pytam. Miejsc jest tutaj do zwiedzania na kilka tygodni!

- Chyba na zawsze - zaśmiałam się, co również wywołało uśmiech na ustach mężczyzny, który wrzucił kierunkowskaz i zjechał z głównej drogi, wjeżdżając na osiedle mieszkalne, mieszczące się niedaleko wybrzeża.

***

- Cholera! - wrzasnął Noah, uderzając pięścią o blat stołu - Cwaniara przecięła kabel od ładowarki!

Ciotka Helen, opierająca się o bok szafy, obgryzała z niepokojem paznokcie u lewej ręki, a mundurowi siedzieli posłusznie na zaścielonym łóżku, zaglądając nastolatkowi przez ramię i doglądając jego poczynań.

- Nie może pan uruchomić go bez ładowarki? - wtrącił jeden z policjantów.

- Jest rozładowany - syknął, agresywnie klikając w przycisk odpowiadający za uruchomienie urządzenia.

- Możesz mi powiedzieć, co takiego znajduje się na tym komputerze? - wtrąciła łamliwym głosem Helen - Noah, może ona naprawdę... się zabiła - po wypowiedzeniu tych słów kobieta znów zalała się łzami - Dziękuję - wyłkała, odbierając od jednego z mundurowych materiałową chusteczkę.

Noah odepchnął się od blatu biurka, sięgając do kieszeni bluzy po swój telefon. Wybrał odpowiedni numer i przyłożył urządzenie do ucha, czekając na sygnał.

- Cześć stary, sprawa jest - odezwał się - Znalazłbyś u siebie ładowarkę do HP? - zmarszczył brwi, odszukując na urządzeniu naklejkę z opisem modelu.

Pozostali przypatrywali mu się z uwagą, słuchając, jak podaje dokładny numer modelu.

- Okej, to super - uśmiechnął się lekko - Za pięć minut jestem u ciebie ze sprzętem

***

- To tutaj - taksówkarz zatrzymał pojazd.

- Dziękuję bardzo - uśmiechnęłam się, kładąc na jego otwartej dłoni dwa banknoty - Reszta napiwku

- Ależ dziękuję, szanownej panience - skinął, unosząc do góry swój beret - Życzę miłego pobytu w Kalifornii

Na odchodne rzuciłam mu tylko serdeczny uśmiech i wygramoliłam się z taksówki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, a pojazd ruszył w dalszą drogę. Klasnęłam w dłonie, piszcząc pod nosem, gdy moim oczom ukazała się duża, biała willa, ogrodzona wysokim płotem. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w stronę furtki. Już miałam nacisnąć znajdujący się przy wejściu domofon, gdy drzwi domostwa się otworzyły i na zewnątrz wyszedł wysoki mulat, trzymający niezapalonego papierosa między zębami. Gdy mnie zobaczył, fajka spadła mu na ziemię, a usta uformowały się w szeroki uśmiech.

- O żesz w mordę! - krzyknął, podbiegając do furtki - Cath! Nie wierzę własnym oczom! To ty, to ty, to ty! To naprawdę ty!

Gdy furtka wydała z siebie cichy pisk, a basista otworzył ją, wpuszczając mnie do środka, od razu rzuciliśmy się sobie w ramiona, entuzjastycznie piszcząc.

- Tak się cieszę, że cię widzę! - pisnęłam, zaciskając dłonie na jego szarej koszulce.

- Chodź - uśmiechnął się, wypuszczając mnie z uścisku i łapiąc za rękę - Ktoś tu chyba bardziej niż ja ucieszy się na twój widok

***

- Działa! - rudowłosy chłopak w okularach odsunął się od urządzenia, które nareszcie zaczęło działać. Noah przysunął się bliżej, kładąc dłonie na klawiaturze.

- Dzięki, brachu - klepnął po plecach chłopaka, który od razu się zarumienił. Nieczęsto ktoś za coś mu dziękował, a już na pewno nikt z elity szkoły. Bill należał do grona szkolnych kujonów i mocno się zdziwił, gdy dostał telefon akurat wtedy, gdy przechodził kolejny level swojej ukochanej gry. O mało nie zachłysnął się energetykiem, gdy na wyświetlaczu pojawiło się imię kapitana szkolnej drużyny. Czuł się zaszczycony, że mógł pomóc Noah, pożyczając mu ładowarkę i hakując hasło do przyniesionego przez chłopaka laptopa.

- I co? - wtrąciła ciotka Helen, przyglądająca się poczynaniom Noah.

- Wiedziałem - uśmiechnął się, triumfalnie wypinając pierś do przodu - Proszę, niech pani przeczyta - odsunął się, robiąc kobiecie miejsce.

Blondwłosa pochyliła się nad urządzeniem, dokładnie analizując znajdujące się na ekranie wiadomości.

- Logan Smith? - zmarszczyła brwi, czytając dane użytkownika, z którym korespondowała jej siostrzenica - Kim on jest? I dlaczego ma na profilowym zdjęcie perkusisty tego zespołu? - pstryknęła palcami, szukając w pamięci nazwy - O, właśnie! 5 Seconds Of Summer

Po niewielkim, ciemnym pokoju rudowłosego Bill'ego rozniósł się tajemniczy rechot ciemnowłosego chłopaka.

- Proszę pani - pochylił się, będąc na tej samej wysokości, co kobieta - Bo to właśnie z nim pisała Cath - uśmiechnął się, wskazując na znajdującą się na ekranie wiadomość, z zawartym w niej adresem - I to właśnie do niego poleciała

- Przepraszam - Bill nieśmiało zwrócił na siebie uwagę pozostałej dwójki - Czy to jest ten gościu, o którym trąbiłeś na pół szkoły? Ten, z którym niby Catherine się przyjaźni?

- Dokładnie ten! - wykrzyknął radośnie - Wreszcie ludzie mi uwierzą, że nie wymyśliłem sobie tej całej bajeczki!

- J-jakiej bajeczki? - wtrąciła Helen, przecierając dłonią spocone, blade czoło.

- A, no tak - zaśmiał się, klaszcząc w dłonie - Pani o niczym nie wie!

- O czym nie wiem!? - kobieta podniosła głos - Noah, do rzeczy!

- Nakryłem ich - zniżył ton głosu, spoglądając prosto w oczy przerażonej kobiety - Jak ten typ dzwonił do niej przez video rozmowę. Chyba im przerwałem - cmoknął, unosząc wysoko brwi - Wie pani... seks przez internet i te sprawy

- Nie, nie, nie - Helen odbiła się od biurka, przechodząc na drugi koniec pokoju Bill'ego - Moja Cath nie byłaby zdolna do takich rzeczy. A Ashton... przecież to porządny chłopak!

- Skąd taka pewność? - wyprostował się, krzyżując ręce na piersi - Zna go pani osobiście? Rozmawiała z nim? Niby dlaczego Cath nie powiedziała nikomu o znajomości z tym typem? - Noah podszedł do okna, odsłaniając lekko żaluzję i wyglądając na ulicę - Takie znane osobistości są najgorsze. Sława uderzy im do głowy, zachce się jakiś chorych zabaw. Kto wie, czy jej nie uprowadził. Nie wepchnie w jakąś pułapkę. Niby skąd Cath mogłaby mieć pieniądze na bilet do Los Angeles? Jeden kosztuje fortunę!

Monolog chłopaka przerwało ciche pukanie do drzwi.

- Proszę - odezwał się słabo Bill, mocniej wgniatając się w oparcie swojego fotela.

Drzwi się otworzyły, a w progu stanął jeden z policjantów, którzy razem z Noah i Helen przyjechali do Bill'ego. Cały czas siedzieli na zewnątrz w radiowozie, jednak długa nieobecność bliskich uciekinierki zaczęła ich niepokoić.

- Wszystko w porządku? - spytał mężczyzna.

- Proszę dopisać do akt sprawy, że dziewczyna została zaszantażowana i uprowadzona przez znanego na całym świecie perkusistę Ashtona Irwina - wypalił Noah, gwałtownie puszczając roletę.





x x x x

Ale się porobiło... 🙊

Pamiętajcie o #AloneTogetherFF na Twitterze! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top