16. Nowe przyjaźnie

- N-nie mogę tego przyjąć - wyrzuciłam na jednym wydechu, wkładając bilet z powrotem do koperty, następnie wpychając ją w dłonie siedzącego obok mnie Caluma.

- Jaja sobie ze mnie robisz? - zmarszczył brwi, prostując zgniecioną kopertę - Nie po to leciałem tym cholernym samolotem pierdolone pięć godzin, żeby teraz wrócić do Irwina i oddać mu ten bilet z powrotem! - chciał krzyknąć, jednak musiał się opanować, czując na sobie spojrzenia przechadzających się wokół stawu ludzi.

- On sobie to wszystko zaplanował - zauważyłam. Oparłam się plecami o tył ławki, gapiąc się na pływające po wodzie kaczki - Wiedział, że wezmę cię na litość i przyjmę ten pieprzony bilet!

- Ashton może na takiego nie wygląda, ale to naprawdę sprytna bestia - zaśmiał się pod nosem Hood, również opierając plecy o tył ławki - Czemu po prostu nie weźmiesz tego biletu?

Spojrzałam na niego, a na usta cisnęło mi się pytanie znacznie odbiegające od tematu.

- Jak się dowiedziałeś o mnie?

- Pewnie zauważyłaś, że ja i Ash jesteśmy sobie dość bliscy. Przyjaźnimy się już kupę lat i bez problemu potrafię wyczytać z jego ruchów, mimiki, ogólnie z zachowania, że coś go gnębi. Pewnego wieczoru wziąłem go na stronę i zapytałem, o co chodzi. Powiedział, że zwierzy mi się dopiero, kiedy Luke z Mike'em sobie pójdą. No i właśnie wtedy się dowiedziałem

- Dawno to było?

- Niecały tydzień temu

- Co konkretnie ci powiedział?

- Że zaprzyjaźniliście się przez internet. Nic więcej - wzruszył ramionami - Ash jest strasznie skryty, a ciebie uważa najwyraźniej za jakąś świętość, skoro nawet Luke z Cliffordem nie wiedzą

- Wiedzą - odparłam smutno, czując na sobie zaskoczony wzrok Caluma - Przez przypadek dowiedzieli się wczoraj. Przyszli do Ashtona. Luke pobiegł mu pomóc, a Mike znalazł włączony laptop i-

- Ch-chwila - wtrącił - Komu Luke pomagał? Irwinowi? Co się stało?

- Nie mam pojęcia, bo gdy tylko zauważyłam, że Clifford mi się przygląda, szybko się rozłączyłam. A dzisiaj Ashton nie był zbytnio rozmowny. Kazał mi tylko tutaj przyjść i zaraz się rozłączył. Zdążyłam jednak zauważyć, że ma zabandażowane obie dłonie

- Że co proszę?! - spytał trochę zbyt głośno, przez co ludzie znów zwrócili na niego uwagę. Tym razem brunet się jednak tym nie przejmował.

- Nie dzwonił do ciebie?

- Nie! - wykrzyknął załamanym głosem - Ostatni raz zadzwonił zapytać się, czy już wylądowałem - pokręcił głową, szamocząc się z kieszenią w swojej kurtce - Cholera jasna! Najpierw wysyła mnie na drugi koniec kraju, a teraz to!

- Zadzwonisz do niego? - spytałam, gdy chłopak uporał się z kieszenią, wyjmując z niej swój telefon.

- Z nim się nie dogadam - rzucił, przykładając urządzenie do ucha - Dzwonię do Luke'a

Po tych słowach gwałtownie wstał z ławki, wolną ręką wkładając na nosy przeciwsłoneczne okulary i oddalając się w stronę stawu. Chociaż Calum znajdował się w znacznej odległości, słyszałam jego zdenerwowany, pretensjonalny głos.

Spojrzałam na leżącą obok mnie kopertę. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Ashton wiele razy poruszał temat mojego przylotu do Los Angeles, jednak za każdym razem starałam mu się ten pomysł wybić z głowy. Dobrze wiedział, że nie byłabym w stanie wybrać się w tak daleką podróż, zostawiając tutaj w Glasgow ciotkę i Lukey'ego. Irwin jednak musiał postawić na swoim. I choć czułam buzującą w moich żyłach wściekłość, sięgnęłam po kopertę, chowając ją do kieszeni swojej bluzy. W międzyczasie Calum wrócił, ponownie zasiadając na ławce.

- I co? - spytałam, widząc poczerwieniałe ze stresu policzki basisty.

- Dobrze wiesz, co - syknął, obgryzając z nerwów paznokcie.

- P-przepraszam - wyłkałam, czując gromadzące się w oczach łzy. To wszystko, co spotkało Ashtona, było tylko i wyłącznie moją zasługą. Gdyby nie ja, chłopak byłby zdrowy.

Brunet przejechał dłonią po twarzy, niechlujnie wrzucając przeciwsłoneczne okulary do kieszeni. Przez chwilę znów zaczął się szamotać ze swoją kurtką, po chwili wyjmując z niej pudełko papierosów oraz zapalniczkę.

- Jesteś na mnie zły? - spytałam cicho, gdy chłopak zaciągnął się papierosem, wypuszczając biały dymek w niebo.

- Na ciebie? Trochę - wyznał, ponownie się zaciągając - Jednak bardziej jestem wkurwiony na Irwina. Za to, że mnie tu przysłał, no i przede wszystkim za to, że dał ci się zmanipulować. Strasznie go zmieniłaś. Odkąd się poznaliście zmienił się. Zamknął się w sobie, cały czas buja gdzieś w obłokach, jest kompletnie nieobecny, zamyślony. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś miał na niego aż taki negatywny wpływ

- Miło jest dowiedzieć się, że twój idol cię nienawidzi - wysyczałam, podnosząc się z ławki i stając naprzeciw Hooda - Dziękuję bardzo za cudowne podsumowanie dnia moich urodzin

- Cath, no coś ty! Nie powiedziałem, że cię nienawidzę! - zaczął się usprawiedliwiać, jednak ja nie miałam ochoty dłużej tego wszystkiego słuchać.

Odwróciłam się, zostawiając zdezorientowanego chłopaka na ławce i zmierzając w stronę wyjścia z parku. Wsadziłam ręce do kieszeni, czując pod prawą dłonią chropowatą strukturę koperty. Mocno zacisnęłam usta w wąską linię, starając się nie rozpłakać przy wszystkich ludziach spacerujących alejkami. Spuściłam głowę, a beanie opadła mi na oczy. Byłam już blisko wyjścia, gdy poczułam, jak ktoś łapie mnie na ramię. Niekontrolowanie z moich ust wydobył się głośny pisk, a przed oczami stanął widok uderzającego mną o szafkę Noah. Gdy jednak oprawca odwrócił mnie do siebie, zamiast nienawistnego spojrzenia pociemniałych z wściekłości tęczówek Noah, ujrzałam zmieszany wyraz twarzy Caluma.

- Skoro przyleciałem tutaj na marne, oprowadź mnie chociaż po Glasgow - usłyszałam jego cichy głos i towarzyszący mu delikatny uśmiech.

- Jeśli chcesz przewodnika, idź lepiej do domu kultury - odgryzłam się, próbując wyrwać się z jego uścisku. Hood jednak był szybszy i przewidział moją reakcję. Przysunął mnie do swojego boku, obejmując ramieniem jak starą, dobrą przyjaciółkę.

- Wolę ciebie niż jakiegoś przychlasta w koszulce polo i skarpetkach do połowy łydek - zaśmiał się cicho wprost do mojego ucha i zaczął kierować się w stronę bramy wyjściowej, a ja chcąc nie chcąc razem z nim.

- Nie umiem oprowadzać - przełknęłam głośno ślinę, czując na policzku ciepły oddech szatyna - Nie ruszam się z domu, no chyba że do szkoły i czasami do parku z Lukey'em.. znaczy z moim psem - poprawiłam się szybko, jednak starszy chłopak zdążył zarejestrować imię zwierzaka.

- O, jak słodko - pisnął - Czemu nie nazwałaś go Hoody? Albo Calumek?

- Macie z Ashtonem takie same odzywki. Zaczynam się bać, że on też jest taki porywczy jak ty

- Spokojnie, Ashy to oaza spokoju. Zawsze w przyjaźni muszą mieszać się dwa charaktery

- Czyli ja też jestem tym wkurwiającym typem?

- No wiesz - zaśmiał się - Bardzo ładnie odwróciłaś się tam nad stawem na pięcie i zostawiłaś swojego urodzinowego gościa na pastwę losu. Masz szczęście, że byłem rok na AWF-ie i zdążyłem cię dogonić, bo inaczej miałabyś na sumieniu nieszczęsnego basistę, który zgubił się w wielkim mieście

- Próbujesz wziąć mnie na litość?

- Powiedzmy - wzruszył ramionami, zatrzymując się na chwilę i zdejmując rękę z mojego barku - Znasz może jakąś restaurację z dobrym żarciem w okolicy?

- Tu niedaleko jest jedna - wskazałam ręką na skrzyżowanie po lewej stronie od parku - Całkiem smaczne jedzenie i ludzie nie patrzą się na ciebie dziwnie, gdy siedzisz przy stoliku sam

- A czemu miałbym siedzieć sam? - udał zdziwienie, unosząc znacząco jedn brew - Biorę cię ze sobą

- Nie wzięłam z domu portfela

- Masz dzisiaj urodziny, więc ja płacę. Ty możesz postawić mi kolację następnym razem
 

***
  

Ashton chwycił za leżący na biurku telefon, wybierając numer do Caluma. Za pierwszym razem odrzucił od niego połączenie. Za drugim nie odebrał. Gdy zadzwonił po raz dziesiąty, po drugiej stronie słuchawki nareszcie usłyszał niski głos chłopaka.

- Czego chcesz? - przywitał się z nim w mało kulturalny sposób.

- Wszystko okej? Spotkałeś się z nią? Dałeś jej prezent? Powiedź, jaka ona jest na żywo - zalał go falą pytań.

- Tak, spotkałem. Prezent z dużym oporem, ale wzięła. A na żywo - uciął na chwilę - Boska to mało powiedziane - dokończył, mocno akcentując drugie słowo.

- Jest z tobą? - spytał, słysząc kobiecy śmiech w tle. Spojrzał na stojący na jego biurku zegarek. Chłopak miał spotkać się z dziewczyną w parku już trzy godziny temu.

- Tak - zaśmiał się Hood - Siedzimy sobie w restauracji, a co? Zazdrość cię zżera, Ashy? Trzeba było przylecieć razem ze mną, to też zamówilibyśmy ci turbota z nasionami słonecznika, koprem i pieczoną papryką podanego z jadalnymi kwiatami

- I z winem? - spytał, unosząc brwi.

- Nooo - przeciągnął - Z dwoma butelkami

- Na głowę?

- Nie, no coś ty - prychnął - Muszę odstawić twoją pannę w nienaruszonym stanie

- Ostrzegam cię, Calum - syknął do telefonu - Jeśli coś się jej stanie, to osobiście wykastruję cię tasakiem

- Spoko loko, przystojniaku - cmoknął do słuchawki, po czym się rozłączył.

Ashton rzucił telefon na blat biurka i odchylił się nieco na swoim krześle. Zapatrzył się w zachodzące za oknem słońce, niespokojnie przygryzając końcówkę swojego długopisu, którym to zapisywał tekst nowej piosenki. Ciężko było mu się jednak skupić, gdyż myślami krążył ciągle wokół znajdującej się z Calumem Catherine.

 



x x x x

Twitter:
#AloneTogetherFF

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top