14. Nie twoja sprawa

Luke zaprowadził przyjaciela z dala od miejsca wypadku. Posadził nieobecnego Irwina na krześle w kuchni, kucając obok niego. Założył przydługawe loki za uszy, dokładnie oglądając poranione dłonie szatyna. Chwilę potem dołączył do nich Michael, dzierżąc pod pachą czerwone pudełko z namalowanym na wieku białym krzyżykiem.

- Dasz radę sam to załatwić? - spytał blondyn, przyglądając się z założonymi rękami, jak Hemmings otwiera apteczkę - Może trzeba pojechać z nim do szpitala?

- Zobaczymy, czy da się coś z tym zrobić - mruknął, ponownie przyglądając się spoczywającym na udach Ashtona dłoniach - Szkło nie powbijało się aż tak głęboko. Zdążyliśmy w porę, zanim nie pokaleczył się jeszcze bardziej

- Co ci w ogóle strzeliło do tego pustego łba, Irwin? - Clifford zmarszczył brwi, uważnie przypatrując się przyjacielowi. Ashton siedział na krześle ze spuszczoną głową, czasami łapczywie łapiąc oddech i nie skarżąc się na ból, jaki musiał mu towarzyszyć, gdy Luke oglądał jego rany.

- Mike, daj mu spokój - syknął Hemmings, zajmując się wyciąganiem co większych odłamków szkła.

- Kim była ta dziewczyna?

Irwin gwałtownie podniósł głowę, ukazując całą czerwoną, opuchniętą i mokrą od łez twarz. Luke na chwilę przestał bawić się w pielęgniarkę, spoglądając po dwójce swoich przyjaciół.

- O czym ty mówisz? - wtrącił blondyn, jednak Michael nie zważał na niego, wbijając swój wzrok w trzęsącym się pod wpływem emocji Irwinie.

- Catherine Leith - odparł, a imię dziewczyny wybrzmiało z jego ust tak obco - Dziewczyna, z którą rozmawiałeś przez video chat. Ona też płakała. Gdy zobaczyła mnie na ekranie, szybko się rozłączyła

- Nie, nie, nie - zaprotestował Luke, gdy Ashton znów uformował swoje dłonie w pięści, wbijając tym samym szkło głębiej w swoją skórę.

- Kim jest ta dziewczyna? - spytał twardym głosem Clifford.

- Nie twoja sprawa - wysyczał Irwin, pozwalając Hemmingsowi ponownie rozprostować swoje palce.

- Właśnie, że moja - zaakcentował głośno - Nie wolno nam się spouchwalać z fanami i ty dobrze o tym wiesz

- Może to była Lauren, tylko jej nie poznałeś

- Z jakich powodów miałaby zmieniać imię i nazwisko na komunikatorze?

- Też jest rozpoznawalna. Może chciała uniknąć niezręcznych sytuacji

- Może odezwiesz się w końcu!? - Michael podniósł głos na skulonego na krześle Irwina.

- Przyjaźnimy się - wydukał - Nie jest naszą fanką, przyjaźnimy się tylko

Szatyn podskoczył, gdy Clifford uderzył otwartą dłonią o blat kuchenny.

- Skończ pieprzyć! - ryknął - Zapomniałeś już o akcji z Calumem i jego koleżanką? Jak prawda wyszła na jaw i były dramy? O mało nie wsadzili go do więzienia!

- Nie wyciągaj takich brudów, Michael! - Luke włączył się do wymiany zdań - To było dawno temu!

- Dawno temu, a co jeśli nasz kochany Ashtonek postanowił zabawić się w Hooda?!

- Michael, odbija ci - Luke złapał przyjaciela za materiał jego koszulki - Wyjdź na dwór, przewietrz się i wróć, jak ci przejdzie

- Daj mi chwilę - wyrwał się z jego uścisku. Wyminął blondyna i przykucnął obok siedzącego na krześle Ashtona - To co robisz jest złe, Irwin. Musicie zerwać kontakt. Tak będzie lepiej dla niej i dla ciebie. Dla nas. Dla fanów

- Czy tobie Ashton wygląda na kogoś, kto mógłby wykorzystać kogokolwiek seksualnie? - Luke podniósł Michaela za koszulkę, odciągając go od Irwina.

- Calum też nie wyglądał - syknął.

- Ile razy mam ci mówić, że na tamtej imprezie ktoś dosypał mu czegoś do drinka i nieświadomie zaczął przystawiać się do tej nastolatki?!

Luke nie chciał dłużej słuchać przyjaciela. Wyrzucił go na zewnątrz, zatrzaskując przed nosem drzwi tarasowe. Ignorując głośne łomotanie pięściami o szybę, wrócił do Ashtona, który wciąż siedział w tej samej pozycji, a po jego policzkach płynęły świeże łzy.

- Nie słuchaj go - fuknął, przykucając obok rozwalonej na ziemi apteczki - Od rana chodzi nabuzowany. Było tylko kwestią czasu, aż wybuchnie

- J-ja - załkał Irwin - Ja nie skrzywdziłbym Cath - spojrzał zapłakanymi oczami prosto na klęczącego przed nim przyjaciela - Nigdy nie pozwoliłbym, żeby stała jej się krzywda

- Wierzę ci - blondyn wytarł wierzchem dłoni płynącą po jego zaczerwienionym policzku łzę - Ty nawet muchy byś nie skrzywdził

Ashton zacisnął wargi w wąską linię, czując napływające do jego ciała emocje.

- Skrzywdzę tego skurwysyna, który ją pobił

- Ash, nie możesz - próbował przetłumaczyć mu jak pięcioletniemu dziecku, że nie może dostać upragnionego lizaka. Jednak tutaj nie chodziło o jakiegoś głupiego lizaka, tylko o człowieka. O Catherine.

- Nie mogę pozwolić na to, żeby on ją ponownie skrzywdził! - załkał - Musisz mi pomóc, Luke

- Ani ty, ani ja nie możemy nic z tym zrobić. Jesteśmy osobami publicznymi

- Mam to w dupie - warknął - Chcę tylko, żeby Cath była bezpieczna

Hemmings w odpowiedzi westchnął tylko przeciągle, kontynuując wyciąganie szkła z dłoni szatyna. W międzyczasie Ashton podniósł głowę, spoglądając poza jego plecy.

- Wpuścisz go? - skinął na stojącego za zamkniętymi drzwiami blondyna, który pokazywał do pleców Hemmingsa dwa, środkowe palce.

- Niech się ogarnie, to wtedy pomyślę - rzucił, odkładając pęsetę na rozłożoną na podłodze gazę - Nie ruszaj się stąd. Pójdę po wodę utlenioną
 

***
  

Ashton ześlizgnął się ze swojego łóżka. Spojrzał kątem oka na śpiącego po prawej stronie Luke'a. Chłopak nie chciał zostawiać go samego, więc zaoferował się zostać na noc. Nie chciał słyszeć nawet słów sprzeciwu. Po prostu wparował mu do łóżka, zasypiając szybciej, niż pewnie sam zakładał.

Irwin poszedł do salonu, zasiadając na kanapie. Owiniętymi w bandaże dłońmi uruchomił stojący na stoliku laptop. Kątem oka spojrzał na zawieszony na ścianie zegar. Wskazywał drugą w nocy. Wszedł na komunikator, widząc nieodebrane wiadomości.

 
  
Catherine: Michael mnie widział

Catherine: Przepraszam Ashton, nie spodziewałam się go

Catherine: Rozłączyłam się, ale widział mnie. Widział też wiadomości. Widział wszystko...

Catherine: Jestem tak cholernie głupia...

Catherine: Napisz, czy wszystko z tobą w porządku. Martwię się. Słyszałam, że Luke był przerażony, gdy cię zobaczył

Catherine: I nie przejmuj się mną. Dam sobie radę z Noah. Wiem coś, co sprawiło, że poczuł się zagrożony. Drugi raz się nie odważy

    

Ashton odsunął się od ekranu, kładając się na kanapie. Plecami dotykał sztucznej skóry, a ręce założył sobie pod głowę. Przymknął oczy i zobaczył ją. Była obok niego. Na wyciągnięcie ręki. Przyciągnął ją do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Chciał obronić ją przed złem i wszystkimi nieszczęściami, które od tak dawna na nią spadały. Przytulił i przyrzekł sobie, że już więcej nikt nie odważy się jej skrzywdzić. Dopóki to on nad nią czuwa, nic jej nie grozi. A on będzie czuwać. Chociażby się waliło, paliło, a Los Angeles skończyło pod wodą. On nie pozwoli, by ktoś ośmielił się ponownie sprawić jej ból. Doprowadził do płaczu, cierpienia. Nie obchodziło go nic więcej, prócz bezpieczeństwa tej małej istotki, której może i nie znał nie wiadomo jak długo, jednak doskonale wiedział, że chce ją chronić. Być ostoją, aniołem stróżem. Nawet, jeśli cena tego wszystkiego byłaby zbyt wysoka.
 
  
  

x x x x

Dziś rozdział z nieco innej perspektywy :P

Dla przypomnienia ( gdyby komuś się zapomniało ) Calum wyleciał na rozmowę z producentem, dlatego nie było go razem z chłopakami ;)

Dajcie znać co sądzicie o rozdziale tutaj lub pod #AloneTogetherFF na Twitterze! ♡

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top