11. Koszmary

Otworzyłam oczy, gwałtownie nabierając powietrza do płuc. Chciałam się podnieść, jednak nie mogłam. Coś nie pozwalało mi wstać. Rozejrzałam się dookoła, widząc wokół siebie ciemność. Zaczęłam się wiercić, czując pod swoim ciałem nie miękki materac swojego łóżka, a coś rozmokłego. Wbiłam w podłoże swoje paznokcie.

Ziemia?

Uniosłam głowę, słysząc nad sobą hałasy. Zamknęłam oczy, gdy moje przyzwyczajone do ciemności oczy napotkały się z oślepiającym światłem latarki. Gdy przyzwyczaiłam się do nowego oświetlenia, rozróżniłam parę zarysów ciał. Stali nade mną.

Leżałam w dole?

- Halo! Pomóżcie mi! - z mojej piersi wyrwał się zrozpaczony krzyk - Pomocy!

Latarka zmieniła swoje położenie. Osoba, stojąca na czele grupy podała ją komuś obok, a sama złapała za leżącą na ziemi łopatę, z której parę ziarenek piachu spadło na moje spodnie.

- Noah? - spytałam łamliwym głosem, rozpoznając w postaci trzymającej łopatę ciemnowłosego chłopaka - Noah, pomóż mi!

Wtedy jak na sygnał każda osoba stojąca za nim zapaliła swoje latarki, podświetlając nimi twarze. Bez problemu rozpoznałam pozostałych.

Ciotka Helen.

Grace.

Sąsiadki.

Maggie.

Moją matkę.

Nagle gdzieś w oddali usłyszałam zrozpaczony krzyk. Jego właściciel zbliżał się w szybkim tempie, a głos nabierał na sile.

- Zostawcie ją!

Ktoś przepychał się na przód stawki. Odepchnięci ludzie po kolei gasili swoje latarki, aż w końcu zapalona została tylko jedna. Trzymana przez moją matkę, dumnie stojącą obok Noah, który dalej dzierżył w dłoniach napełnioną piachem łopatę, z morderczym spojrzeniem patrząc prosto na mnie.

- Nie rób tego!

W słabym świetle latarki dostrzegłam ciemnobrązowe, lekko pokręcone włosy. Wiatr się wzmógł, roztrzepując je na wszystkie strony. Ręka ich właściciela spoczęła na ramieniu Noah.

- Proszę - zapłakał, mocniej zaciskając palce na materiale kurtki chłopaka.

- Ashton?

Słysząc mój głos, spojrzał w dół. Prosto na mnie. Dostrzegłam w jego oczach łzy. Jednak nie były to zwykłe łzy. Z oczu chłopaka wypływał iskrzący się w świetle latarki brokat, zostawiając błyszczące ślady na jego policzkach. Noah zamachnął się, a znajdujący się na łopacie piach wystrzelił w powietrze, by później w spowolnionym tempie opaść wprost na mnie.

- Nie! - usłyszałam jak przez mgłę mieszający się ze szlochem krzyk.

A potem zapadła ciemność.
 

***
  

Obudziłam się, gwałtownie podnosząc do siadu. Przez chwilę próbowałam powiązać fakty, jednocześnie uspokoić próbujące wyrwać się z mojej piersi serce. Starałam się uregulować oddech, drżącą ręką odgarniając mokre włosy ze spoconego czoła.

To był tylko sen.

Zwykły sen.

Na dworze panował mrok, oświetlany jedynie światłem przyulicznych lamp. Mogłam się więc domyśleć, że był środek nocy. Ja jednak wiedziałam, że nie uda mi się już zasnąć.

Powoli odrzuciłam kołdrę na bok, zsuwając się na brzeg materaca. Po omacku odszukałam stojącą przy łóżku butelkę wody. Gdy ją zlokalizowałam, upiłam kilka łyków, a następnie znów odstawiłam ją na swoje miejsce.

Nie chcąc obudzić śpiącej za ścianą ciotki, po cichu wymknęłam się z pokoju, prawie bezszelestnie pokonując schody i kierując się w stronę drzwi balkonowych. Wchodząc do salonu usłyszałam cichy brzdęk metalowej zawieszki i skrobanie pazurków o panele. Schyliłam się, aby pogłaskać Lukey'ego i dać mu znać, że nic się nie dzieje.

Ostrożnie, by nie narobić zbyt wielkiego hałasu, odsunęłam drzwi tarasowe. Gdy udało mi się przecisnąć na zewnątrz, moje ciało owiało chłodne powietrze i zapach tworzącej się rosy. Usiadłam na sofie, podkurczając nogi pod brodę. Chwyciłam leżący na niej koc i narzuciłam go sobie na plecy. Na tarasie panowała ciemność, więc po omacku wsadziłam rękę między poduszki, próbując zlokalizować upragniony przedmiot. W końcu moja ręka natrafiła na niewielkie, prostokątne pudełeczko. Wyjęłam je i otworzywszy, wyciągnęłam z środka jednego papierosa.

Nie paliłam nałogowo. Jedynie wtedy, gdy naprawdę górę brały negatywne emocje. Przyjemny smak nikotyny zawsze uspokajał moje zszargane nerwy.

Wsadziłam papierosa między zęby, schylając się do stolika po leżącą na nim zapalniczkę. Ciotka często zostawiała ją tutaj po podpaleniu stojących na nim świeczek. Wykorzystałam ten fakt, podpalając fajkę, od razu solidnie się zaciągając. Dym wypełnił moje płuca, a ja poczułam, jak ucisk w skroniach powoli się rozluźnia. Odchyliłam głowę, wydmuchując niewielki dymek w powietrze. Usłyszałam w nogach ciche skomlenie Lukey'ego.

- Ostatni raz - westchnęłam - Obiecuję piesku - ponownie się zaciągnęłam, wolną ręką czochrając zwierzaka na uszami.

Po wypaleniu papierosa, peta wyrzuciłam za płot, usuwając tym samym wszelkie dowody zbrodni. Wszystko dokładnie odłożyłam na swoje miejsce, a potem wróciłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Prześlizgnęłam się do kuchni, spoglądając na wiszący na ścianie zegarek. Wskazywał parę minut przed czwartą. Postanowiłam wrócić do pokoju i poczekać do rana.

 

***
 

W szkole Noah dał mi spokój. Nie mam pojęcia, czy któreś z nas przemówiło mu dobitnie do rozsądku, czy może sam przemyślał parę spraw i wyciągnął wnioski. Grace trochę trudno było znów przerzucić się na tryb 'Nie znam Catherine'. Raz próbowała ze mną rozmawiać, pokazywać różne ciuchy na sklepie internetowym, a raz omijała szerokim łukiem, nie obdarzając nawet głupim spojrzeniem.

Przez mój koszmar senny, który wybudził mnie w środku nocy, wyglądałam nieciekawie. Blada cera, worki pod oczami, których nawet nie starałam się maskować i szare, zapadnięte policzki. Każdy nauczyciel zwracał na to uwagę i z troską pytał, czy nie wolałabym pójść jednak do domu. W końcu jestem na tyle zdolna, że poradzę sobie z materiałem.

- Nie, dziękuję. Muszę jak najwięcej skorzystać przed egzaminami - odpowiadałam za każdym razem. Jedna nauczycielka nie dała mi jednak spokoju i zadzwoniła po ciotkę, by przyjechała odebrać mnie wcześniej.

- Wygląda, jakby zaraz miała zemdleć - wyszeptała do telefonu myśląc, że nie słyszę.

Ciotka wpadła do szkoły, przepraszając, że zajęło to tyle czasu, ale szef nie chciał jej wypuścić.

Kiedy zajęłam miejsce pasażera w zielonej Toyocie, ciotka nie od razu ruszyła w stronę domu. Oparła ręce o kierownicę, przyglądając mi się uważnie.

- Cath, co się z tobą dzieje? - spytała łagodnie - Od paru dni zachowujesz się inaczej, a do tego kłótnia z tym chłopakiem wczoraj

- Słyszałaś?

- Nie dało się nie słyszeć - delikatnie położyła dłoń na moim kolanie - Martwię się o ciebie

- Nie ma potrzeby, ciociu - spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem - Po prostu ostatnimi czasy za dużo poświęcam się przygotowaniom do egzaminów. To już za dwa tygodnie, a ja chcę się przygotować jak najlepiej. Wyniki są dla mnie ważne

- Mam wrażenie, że nie o to chodzi - pokręciła głową. Posłałam jej blady uśmiech.

- Wszystko jest w porządku. Naprawdę - zapewniłam ją - Tylko dzisiaj wyglądam, jakbym wstała zza grobu, ale to przez to, że pies sąsiadów obudził mnie w środku nocy, a potem już nie mogłam usnąć - położyłam rękę na jej spoczywającej na moim kolanie dłoni - Jedźmy już, bo twój szef będzie się wściekał, że tak długo cię nie ma

- Masz rację - ciotka potrząsnęła głową, odpalając silnik.

 

***
 

Siedziałam na parapecie, skrobiąc w swoim szkicowniku rysunek. Tego samego chłopca z brokatowymi łzami. Po raz trzeci.

Ashton napisał mi, że dzisiaj nie może ze mną pogadać. Razem z chłopakami spędzą cały dzień w studiu na nagrywaniu piosenek, a później jadą na występ w talk show. Upewnił mnie, że gdyby cokolwiek się działo, mam do niego od razu pisać, a on jakimś sposobem znajdzie chwilę, żeby porozmawiać. Chociażby miał wyjść w trakcie występu. Zapewniłam go jednak, że nie będzie takiej potrzeby.

Cały dzień w samotności utwierdził mnie w tym, że Ashton stał się ważną częścią mojego życia. Bez dziennej rozmowy czułam się pusto, niekompletnie. Brakowało mi jego głosu, irytującego chichotu i delikatnego uśmiechu. Brakowało mi nawet jego beznadziejnego gustu filmowego. Chodziłam z kąta w kąt, próbując znaleźć sobie jakieś zajęcie. Bezskutecznie. Ciągle wchodziłam na komunikator, licząc na wiadomość od niego. Że jednak znalazł chwilę na rozmowę. Zaczęłam łapać się na tym, że sprawdzałam chat co pięć minut.

Wieczorem, gdy niechlujnie spakowałam książki na jutrzejszy dzień i przebrana w piżamę wróciłam do pokoju, zagrzebałam się pod kocem, kładąc laptop na pościeli. Znalazłam na internecie link do streamu online talk show, w którym mieli wystąpić chłopcy. Gdy prowadzący ich zapowiedział, a kamera przeniosła się na zespół, od razu wzrokiem odszukałam Ashtona. Nie ciężko było go odnaleźć, siedział przecież zawsze w tym samym miejscu za perkusją. Z uśmiechem na twarzy obserwowałam z jak ogromną i niesamowitą pasją oddaje się muzyce, wczuwając się w nią i podążając za nią całym sobą. Był szczęśliwy i dumny z tego, co robi. Poczułam łzy pod powiekami, gdy przyglądałam się, jak szeroko uśmiecha się do swoich przyjaciół. Byłam cholernie uradowana z tego, że to właśnie on wszedł do mojego życia, zajmując w nim jedno z najważniejszych miejsc.
 

***
  

Ashton: Oglądałaś? :D

Catherine: Pewnie :) Byliście niesamowici!

Ashton: Nawet nie wiesz, jak mega stresowałem się przed tym występem

Catherine: Dlaczego? Myślałam, że wyćwiczyłeś już sobie opanowywanie tremy

Ashton: Nie chodziło o tremę. Stresowałem się tym, że to oglądasz i będziesz się śmiać z moich min

Catherine: No coś ty, Ash! Podziwiam cię za to, jak wczuwasz się w grę i jaką pasję i energię w to wkładasz. Nawet nie zwróciłam uwagi na twoje miny

Ashton: Zwrócisz, jak na Twitterze zaczną się pojawiać screenshoty

Catherine: No to wtedy zwrócę na pewno

Ashton: Świetnie -,-

Ashton: Pogadamy?

Catherine: U mnie jest środek nocy, więc tak średnio

Ashton: Faktycznie! Zapomniałem...

Catherine: Jutro?

Ashton: Koniecznie. Musimy nadrobić stracony dzień

Ashton: Obejrzymy Titanica????

Catherine: Żebyś znowu przeryczał cały film? Ja odpadam

Ashton: Czyli znowu ty wybierasz?

Catherine: Tak. Nie mam zamiaru znowu słuchać twoich smarków i zawodzenia

Ashton: :(

Catherine: Muszę już kończyć, jutro mam testy z samego rana... Dobranoc Ash x

Ashton: Dobranoc Cath x








x x x x

Bardzo, ale to bardzo bardzo bardzo was przepraszam, że wczoraj nie pojawił się czwartkowy rozdział. Kompletnie pomieszały mi się dni i ciągle myślałam, że jest środa, a dzisiaj wstaję, patrzę na telefon i... piątek.  Przez te wakacje kompletnie nie rozróżniam dni tygodnia

Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten mały błąd

Pamiętajcie o gwiazdkach, komentarzach i tweetowaniu pod #

Twitter:
#AloneTogetherFF

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top