27. I Need U
To przez ciebie popadam w ruinę.
Jungmi obserwowała, jak drzwi od gabinetu prezesa mocno zatrzaskują się przed nosem nieznanej kobiety. Jimin może nie uzewnętrzniał się, aczkolwiek można było wywnioskować, że po prostu został skrzywdzony. Minjin natomiast wciąż stała z nieukrywanym szokiem wymalowanym na twarzy. Czyżby Park pierwszy raz dosadnie oddzielił ich relację i postawił na niej krzyżyk?
Każdy stał w miejscu, jakby zszokowany zachowaniem Jimina. Jungmi wciąż trzymała w ręku filiżankę, która przez ten niezbyt długi czas, zdążyła całkowicie wystygnąć. Jiwoo natomiast nie wiedziała, w co włożyć ręce, dlatego jej palce spoczywały na klawiaturze służbowego laptopa.
— Przygotuj cztery egzemplarze — usłyszeli głos wchodzącego na korytarz Taehyunga. — Jeden oryginał, trzy kopie.
Kiedy V zobaczył przed sobą zapewne znaną mu kobietę, od razu zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni marynarki. Następnie jego twarz, zazwyczaj uśmiechnięta, zrobiła się rumiana, a brwi ściągnął w oczywistym wyraźnie gniewu.
— Co tu robisz? — wysyczał, a ciepło, jakie towarzyszyło mu chwilę temu, zupełnie odeszło w zapomnienie.
— Wychodzę — odpowiedziała mu Minjin i obróciła się, a następnie skierowała w stronę windy. Stukot jej obcasów odbijał się od marmurowej posadzki.
Jungmi nie chciała być świadkiem tego wszystkiego i kiedy miała wrócić do pokoju socjalnego, Taehyung gestem dłoni zatrzymał ją przy sobie. Po chwili podszedł bliżej, odebrał filiżankę z kawą, którą odłożył na blat biurka, chwycił za ramię i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, wepchnął Jungmi do pokoju socjalnego.
— Co tu się stało? — zaczął, nim się odezwała.
— Właściwie...
— Co Minjin robiła w tej firmie?
Nie wiedziała, co mu odpowiedź. Tak naprawdę nie miała pojęcia, dlaczego kobieta, którą niewątpliwie coś łączyło z Parkiem, przyszła i chciała się z nim spotkać. Nie potrafiła wyjaśnić, co się wydarzyło, wciąż mając przed oczami wyraz twarzy Parka.
— Mniejsza o to — mruknął Taehyung, powoli odzyskując nad sobą panowanie. — Czy Jimin...?
— Nie... Od razu, gdy tylko zobaczył tę kobietę, zamknął drzwi gabinetu.
Jungmi czuła się okropnie. Nie chciała rozmawiać o prezesie, ponieważ wydawało jej się, że to nie powinno ją interesować. Z drugiej strony martwiła się o niego, zapewne tak, jak Taehyung.
— To dobrze. I nie dobrze.
V oparł się o blat kuchenny i spojrzał na ścianę. Wydawało się, że w jego głowie krąży jakaś niespokojna myśl, lecz asystentka nie miała odwagi, aby o to zapytać. Tak naprawdę bała się nie tyle Taehyunga, ile odpowiedzi na dręczące ją pytanie.
✯
Już dawno nie czuł się tak jak teraz. Kiedy miał nadzieję, że koszmar ostatnich miesięcy od niego odszedł, Minjin bezceremonialnie znów pojawiła się w jego życiu. Ona zawsze taka była. Nieprzewidywalna, niedostępna, szalona. Jednak może dlatego, obdarzył ja gorącym uczuciem? Bo była tak bardzo inna?
Jimin podszedł do biurka i otworzył boczną szufladę. Natychmiast wyjął karafkę z bursztynowym napitkiem i napełnił kryształową szklankę. Opróżnił ją jednym haustem, a potem ponowił czynność. Nie pił w pracy. Jako prezes musiał zachować czystość umysłu, a jednak... Dzisiaj był ten dzień, w którym nie mógł dalej pozostać niewzruszony. Nie po tym wszystkim, przez co przeszedł i czego się dowiedział.
Na biurku leżały papiery, a pod nimi teczka, którą nie chciał dotykać. Wyjazd do Stanów odciągnął go od dręczących pytań, na które odpowiedzi znajdowały się właśnie w niej, tej tekturze, zapełnionej dokumentacją. To właśnie tam były przygotowane informacje o podwójnym życiu Minjin.
Poznali się w dzieciństwie, dorastali razem, śmiali się razem i przeżywali rozterki wspólnie. Była jedyną kobietą w męskiej paczce dziedziców. Jimin był jej partnerem na studniówce, a może ona i jego? Myślał, że ją kocha, lecz tam, gdzie była miłość, odnalazł także nienawiść.
Tamtego dnia, pod jej mieszkaniem, dostał odpowiedź na pytanie, którego nie zadał. Dzisiaj natomiast z pewnością nie pomyślałby o oświadczynach, założeniu rodziny, spłodzeniu potomka. Nie z Minjin.
Whisky paliła przełyk, gdy kolejny raz opróżniał kryształ. Karafka była do połowy pełna, a może i pusta? Jimin nie myślał już o tym. Nic w tamtej chwili się nie liczyło.
Zamknięty w gabinecie, opuszczony i bezbronny. Nikt nie mógł go takim zobaczyć. Nie chciał sprawiać wrażenie bezsilnego. A jednak taki był. Wspomnienia, które myślał, że wyrzucił z pamięci, uderzyły niczym fala. Sztorm, który pochłaniał resztki jego samozaparcia.
W gabinecie nastała cisza, a jedynym dźwiękiem, który wypełniał przestrzeń, był jego ciężki, nierówny oddech. Przystojna twarz, zwykle pełna pewności siebie, była zaczerwieniona, z lekko rozchylonymi wargami, jakby wciąż walczył z myślami, które za nic nie chciały się uporządkować. Teraz w ręku trzymał pustą karafkę, którą podnosił do ust raz po raz, z nadzieją, że ostatnia kropla przyniesie ulgę, której desperacko szukał od kilku godzin.
Było już późno. Ciemne niebo za oknem było jedynym świadkiem tego, co działo się w tym eleganckim, pełnym skórzanych foteli gabinecie. Spojrzał do góry, biurko było zawalone dokumentami, ale nie miały one teraz znaczenia. Liczyła się tylko ta butelka – jego mały sojusznik w samotności, w bólu, który kłębił się w piersi od długich tygodni. Z jednej strony pragnął zapomnieć, z drugiej – czuł, że ta chwilowa ulga to nic więcej jak kolejna iluzja.
Nagle drzwi otworzyły się cicho, a do wnętrza weszła znana kobieca postać. Jej twarz była spokojna, choć coś w oczach zdradzało troskę, którą próbowała ukryć. Wchodząc, zamknęła drzwi za sobą, jakby obawiała się, że ten moment będzie miał znaczenie tylko dla nich dwojga. Spojrzała na prezesa, który nie zauważył jej obecności od razu, zatonął w swoim świecie.
Jungmi stała przez chwilę w milczeniu, starając się nie wydać dźwięku, by nie zakłócić tej chwili. Patrzyła na niego, jak trzyma butelkę, z której za chwilę wypije ostatnią kroplę. Czuła smutek, który zaczynał ją przytłaczać. Jimin stał się jej przyjacielem, nie tylko szefem, ale i kimś, komu zależało na tym, by pomóc mu, gdy zbliżał się do granic wytrzymałości. Widziała to w jego oczach, choć zawsze starał się utrzymać maskę silnego lidera, który nie pozwalał nikomu na wgląd w swoje wewnętrzne niepokoje.
Podeszła powoli, bez pośpiechu, ale serce zabiło szybciej. Gdy tylko znalazła się wystarczająco blisko, zobaczyła, jak Park znowu podnosi karafkę, by opróżnić zupełnie do końca. Zanim zdążył przyłożyć ją do ust, dłoń Kim znalazła się na jego ręce. Była delikatna, ale stanowcza. Chwyciła go, zatrzymując go w połowie ruchu.
— Proszę... — wyszeptała, choć słowa zabrzmiały jak modlitwa. — Proszę, nie rób tego.
Drgnął, jakby obudził się z jakiegoś koszmaru. Jego oczy spotkały się z jej wzrokiem, a w tym spojrzeniu kryło się coś, czego nie potrafił rozpoznać. Był zaskoczony, ale zarazem poczuł, jakby w tej jednej chwili, całe jego ciężar spadł na kogoś innego
— Nie wiem, co mam zrobić... — powiedział, a głos mu pierwszy raz zadrżał. Ręka, którą trzymał karafkę, była zimna, jakby od samego alkoholu, który miał go pocieszyć. — Nie mogę już dłużej... już nie wiem, co dalej.
Jungmi nie puściła męskiej ręki, nie miała zamiaru się cofnąć. Czuła, jak jego drżenie przenika do jej ciała, jak jego ból odbija się w jej sercu. Zbliżyła się jeszcze bardziej, jej głos był teraz cichy, ale pełen troski.
— Jestem tutaj. Możesz na mnie liczyć. Zawsze.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top