23. Miss Right

Jesteś moją Panną Idealną.

Było to absurdalne i dla Jimina i dla Jungmi. Kim Taehyung patrzył na współpracowników, a na jego ustach pojawił się uśmiech.

— Czyżbym wam w czymś przeszkadzał? — zapytał z powagą.

— Nie wiem, o czym mówisz — odparł Park, choć w duchu dziękował przyjacielowi, że wezwał tę windę. Wciąż nie był pewny w słuszność tego, co miał zamiar zrobić.

— Jesteście dość...

— Klimatyzacja się zepsuła — wtrącił sekretarka. — Winda się zacięła i Jim... Pan Park użyczył mi swojej marynarki.

— Mówiłem, byś nazywała mnie po imieniu.

Słowa Jimina były zbawienne i troszkę stresujące. Jednak Kim Taehyung nie był tym zaskoczony. Uśmiechnął się ponownie, a potem pożegnał przyjaciół i zjechał windą na dół.

Jungmi nie wiedziała, co powiedzieć, a Jimin odwrócił się i skierował w stronę pokoju. Zdziwieniem było, że to droga do jej pokoju.

— Idziesz? — zapytał, a jego ton nie był zły, ani chłody. Brzmiał dość łagodnie i ku zdziwieniu Kim, opiekuńczo.

Jungmi podążyła za Jiminem, po chwili stojąc przy nim. Drzwi jej pokoju ukazały się ich oczom, aż w końcu przy nich przystanęli. Smukłymi palcami dobyła materiału marynarki, którą miała założoną na ramionach i oddała ją właścicielowi.

— Dziękuję — powiedziała. — Dzięki niej nie zmarzłam.

Park pokiwał głową na potwierdzenie jej słów. Tak naprawdę nie chciał przyznać, że choć tak mógł poczuć chwilę radości, jakby miał otoczyć Jungmi swego rodzaju poczuciem bezpieczeństwa i ochrony.

— Cieszę się, że była użyteczna — odchrząknął. — Dobrej nocy.

Kim odpowiedziała i sięgnęła do torebki. Chciała wyciągnąć kartę i otworzyć pokój, wejść do niego i wziąć ciepłą kąpiel. Było już dość późno.

Jednak wielkie było zdziwienie, gdy torebka została rozpięta, a karty w środku nie było. Kilka razy macała jej wnętrze, nawet zaglądała parę razy. Jimin przyglądał jej się badawczo.

— Przecież włożyłam ją do środka! — jęknęła ze strachem.

— Pewnie wypadła po drodze — zauważył Park. — Możemy zgłosić to w recepcji. Muszą mieć dodatkową kartę.

Jungmi pokiwała głową, czując, że na twarzy pojawiają się rumieńce. Kolejny raz pokazała przed Jiminem, jak bardzo jest niekompetentna i swojego rodzaju, roztrzepana. Kroczyli ponownie na dół, a zmęczenie dawało o sobie znać. Choć bardzo chciała, Jungmi nie potrafiła przestać ziewać.

— Może poczekasz u mnie w pokoju? — zapytał Jimin, wyciągając swoją kartę. — Pójdę do recepcji i szybko załatwię sprawę?

— Nie chcę ci sprawiać problemu — odpowiedziała stanowczo. — Powinieneś wypocząć, a ja... To moja wina.

— Jesteś moim pracownikiem — wtrącił tonem nieznoszącym sprzeciwu. — W takim razie potraktuj to jak polecenie służbowe. Wejdź i zaczekaj na mnie. Postaram się nie zabawić tam długo.

Kim pokiwała głową i obserwowała, jak Park znika za zakrętem. Przez moment przyglądała się pustemu korytarzowi, a potem jej wzrok zszedł na kartę. Czy powinna wejść do tego pokoju? Przecież Jimin to jej pracodawca... A jeśli? Jeśli ktoś ją tam znajdzie? To może dwuznacznie wyglądać?

Drzwi otworzyły się z charakterystycznym szczeknięciem. Pokój był przestronny i surowy. Panował w nim porządek. Jiminowe rzeczy wciąż spoczywały w walizce, a na wieszaku znajdowały się tylko dwie koszule i materiałowe spodnie. Jungmi rozejrzała się, lecz szybko wbiła wzrok w ziemię. Czuła, że nie powinna tu się znaleźć, ani tym bardziej rozglądać się po prywatnych rzeczach prezesa. Chciała zachować jego intymność i prywatność.

Teraz wydawało jej się, że jest nieproszonym gościem, intruzem. Choć dostała pozwolenie, to jednak nie mogła sobie pozwolić na szpiegowanie. Zajęła fotel stojący w rogu pokoju i usiadła w nim, lekko skrępowana. Do nozdrzy wbił się zapach, który kiedyś poczuła, a który wydawał się zupełnie inny niż ten na marynarce. Był subtelny, z nutą wanilii. Jungmi nie mogła sobie przypomnieć, gdzie już go mogła poczuć.

Na fotelu podwinęła nogi, skuliła się i objęła ramionami. Nie powinna być tutaj, w pokoju swojego pracodawcy. Nienawidziła siebie za taką naiwność i roztrzepanie. Może dlatego Jonghyun już jej nie kochał? Przestała być dobrą towarzyszką, pewnie czuł się zobowiązany, by jej pilnować. A przecież nie była dzieckiem.

Jej ciałem zawładnął szloch, a twarz schowała w swoich objęciach. Dlaczego była taka beznadziejna? Dlaczego? Ciągle zadawała sobie w głowie te same pytania. Stawały się one jej mantrą, czymś, w co z czasem uwierzyła.

Gdyby tylko wiedziała... Gdyby sobie przypomniała, że tamtej nocy była z mężczyzną, dla którego w tym momencie, była jedną z najważniejszych osób. Gdyby tylko wiedziała, że z dniem na dzień stawała się jego opoką. Jego Panną Idealną.


Od Autorki: A na ten Nowy Rok 2025 przede wszystkim zdrowia! Reszta się ułoży. No i nasi chłopcy wracają.

Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top