22. Lights

Czas zatrzymuje się pośrodku chaosu.

Czas zatrzymał się na ten jeden wieczór, w którym Jimin i Jungmi tak po prostu spędzili ze sobą. Przez te wszystkie minuty, które złożyły się w kilka godzin, rozmawiali, wygłupiali się i śmiali, opowiadali historie z dzieciństwa (w większości robiła to Kim, bo Park nie miał zbyt rozrywkowego dzieciństwa) i się przekomarzali. Pierwszy raz Jungmi odniosła wrażenie, że Jimin nie jest jej przełożonym, zwykle poważnym, zdystansowanym i chłodnym.

Park poczuł, że się otwiera i potrzebny jest taki wieczór, w którym nie musi myśleć o konsekwencjach, powadze i surowości. Gdzie Kim nie jest tylko jego podwładną. Przede wszystkim w tamtym momencie zaczął ją, choć tylko przez jeden wieczór, traktować jak przyjaciółkę, powierniczkę tajemnic, własny konfesjonał.

Jungmi nie oceniała, nie miała zamiaru dołować, czy mówić, że powinien zrobić coś inaczej. Uważała za nietakt wchodzić komuś w życie, prawić morały i kazania. Tym bardziej osoby, z która codziennie musisz spędzić jakiś czas, na przykład w pracy.

— Czułam się przybita — wyrzuciła z siebie, po kilku kieliszkach. — Nagle rozpada się coś, co miało być na zawsze. Ludzie są za głupi, składając obietnice na prawo i lewo.

— Nie doceniają wagi wypowiedzianych słów — odparł pusto Jimin. On także znał to wszystko bardzo dobrze. Szczególnie kiedy wracały do niego wspomnienia Minjin.

Tamtego wieczora dowiedział się prawdy, dzięki której zrozumiał. że Jungmi nie została zdradzona, a po prostu porzucona. Uczucia, które dzieliła ze swoim ex, kutasem, którego tak nazywała, stały się bardziej odległe, niż można było przypuszczać.

— Byłam samotna, choć nie sama — dodała gorzko — To gorsze niż bycie singlem. Samotność w związku, jest najgorsza.

Jimin pomyślał ponownie o widoku Minjin i mężczyzny, całującego ją pod apartamentem. Lewą dłoń, którą trzymał na udach, zacisnął mocno. Jednak po chwili pojął, że Jungmi również nie miała lekko. Chyba lepsza jest świadomość, że ukochana osoba cię zdradziła, niż oczekiwanie na to, co jest niewiadome.

Kiedy postanowili już wrócić do pokoju, Park zaoferował jej swoje ramię. Mogła się przytrzymać, aby utrzymać równowagę na obcasach.

— Nie cierpię takich butów — wyżaliła się pod windą. — Szczególnie po lampce wina lub dwóch.

— To dlaczego je nosisz?

— Bo w pracy obowiązuje strój reprezentatywny.

Metalowe drzwi windy się rozsunęły i powoli weszli do środka. Jungmi zauważyła swoje odbicie w windzie, wyglądała całkowicie inaczej. Ale, czy rzeczywiście czuła się sobą?

— To nie przychodź już w takich butach — powiedział Jimin, odwracając się do niej przodem. Zdziwiona uniosła brew do góry. — Wolałbym, by było ci wygodnie, a nie...

— Przecież...

— Jeśli masz taką ochotę, możesz przychodzić w trampkach, panno Kim.

Jungmi popatrzyła na jego przystojną twarz. Kąciki ust uniosły się do góry, pierwszy raz zobaczyła Jimina tak uśmiechniętego.

Po chwili drzwi się zamknęły i ruszyli do góry. Usłyszeli nieznane piknięcie i nagle winda się zatrzymała.

O nie — pomyślała Jungmi. — Tylko nie to... Poczuła się mała i bezbronna. Winda, którą podróżowali, zatrzymała się i nie pozwalając ruszyć w górę. Jimin od razu zorientował się i zaczął naciskać guzik awaryjny. Nie było zasięgu w telefonie, więc nie mieli jak zadzwonić.

Przez moment starali się wezwać odpowiednie służby. Guzik alarmu dzwonił i po chwili usłyszeli głos, który z głośnika oznajmił, że zaraz przyjedzie pomoc. Musieli więc czekać.

Jungmi potarła ramiona, ponieważ chłodny powiew klimatyzacji sprawił, że było jej chłodno. Jimin widząc to, zdjął marynarkę i bez pozwolenia po prostu położył na kobiecych ramionach. Kim skinęła głową, a potem do nosa wbił się jego zapach. Taki jaki zapamiętała.

— Boisz się? — zapytał Park, opierając o ścianę podnośnika. Bacznie obserwował sekretarkę.

— Nie... No dobrze, trochę się boję.

— Zaraz ktoś przyjdzie. Pomogą nam i dojedziemy na właściwe piętro.

— Chyba wolę pójść schodami.

Pomieszczenie przeszedł chichot, który wydobył się z jiminowych ust. Było to takie inne i nowe. Zupełnie niespodziewane, ale przyjemne. W tej chwili, która była niejako tragiczna, ponieważ czekali na ratunek, o dziwo Jungmi czuła się bezpiecznie.

Cisza była przerywana ich oddechami, odgłosami dochodzącymi gdzieś z innych pięter i oczekiwaniem na pomoc. Jungmi patrzyła przed siebie, a Jimin obserwował, jak zdejmuje buty, które wyjątkowo jej przeszkadzały. Wentylacja działała, co nie można było powiedzieć o podnośniku. Było coraz zimniej.

— Po powrocie, proszę wziąć gorącą kąpiel — nakazał Jimin, patrząc na jej twarz. — Powinnaś się zagrzać.

— Tak pewnie zrobię — odparła spokojnie. — Pan też powinien.

— Nie mów mi na pan. Po prostu Jimin.

— Jungmi.

Jego dłoń była ciepła i miękka, zadbana. Uścisnęła ją i popatrzyła w jego oczy. Brązowe owale były wyjątkowo błyszczące, lecz nie wiadomo, czy to nie była zasługa wypitego wina. Jednak Jungmi miała jakieś przeczucie, że już je widziała i to nie w siedzibie firmy Magnate. Wydawały się znajome i bliskie.

Jimin przybliżył się i tylko centymetry dzieliły ich twarze. Jeszcze chwilę i Jungmi nie będzie mogła się oprzeć, aby pocałować malinowe wargi. Nie panowała nad myślami i patrzyła, jak Park się pochyla, skracając jeszcze bardziej dzielący ich dystans.

A wtedy poczuli szarpnięcie i winda wyjechała na piętro, drzwi się rozsunęły i zobaczyli Taehyunga, stojącego ze zdziwieniem malującym się na twarzy.

— No ileż można na tę windę czekać? — zapytał zirytowany, choć kąciki jego ust subtelnie uniosły się ku górze. 


Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top