17. Airplane
Kocham tryb samolotowy.
Lotnisko Incheon było tego dnia dość oblegane. Powodem była podróż pewnego zespołu, który Jungmi kiedyś widziała w telewizji. Zachwycona uśmiechała się, obserwując, jak jego członkowie z gracją i spokojem kłaniają się fanom, a potem znikają za bramkami przeznaczonymi do wejścia na pokład.
Tak jak powiedział Jeongguk, taksówka przyjechała o dziewiątej godzinie. Jungmi spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, a Mei dodatkowo wrzuciła jej krem SPF. Zauważyła też karteczkę z charakterystycznym pismem przyjaciółki, która wsadzona została w jej bagaż podręczny.
Pamiętaj, że zasługujesz na wszystko, co najlepsze!
Jungmi uśmiechnęła się pod nosem, a potem przeszła przez odprawę i skierowała się za Jeongguk'iem w stronę pasażu odlotów. Wiceprezes Taehyung przywitał ją z wielkim uśmiechem na buzi, lecz patrząc na prezesa Parka, Jungmi miała nieodparte wrażenie, że jest tutaj nieproszonym gościem.
— Cieszę się, że z nami polecisz — rzekł sympatycznie Taehyung, puszczając do asystentki oczko. — Przynajmniej nie zanudzę się na śmierć, z tym ponurakiem.
Kim wskazał na stojącego Jimina, który skomentował to tylko prychnięciem i odwrócił się do nich plecami. Wciąż sprawdzał coś w telefonie, posuwając się do przodu za grupą ciekawskich kobiet, które z rumieńcami na twarzy, przyglądały mu się badawczo,
— Masz bilety? — wtrącił Jeon, szeptając Jungmi przy uchu.
— Tak — odpowiedziała płytko i podniosła dłoń. — Powinnam pójść tamtymi drzwiami... Widzę napis klasa ekonomiczna.
Jeon Jeongguk pokiwał z zaprzeczeniem głową. Następnie bez jakiegokolwiek słowa wyciągnął bilet z paszportu asystentki i dokładnie przeczytał. Uśmiechnął się szeroko, tłumacząc, że stoją w dobrym miejscu, a Jungmi tak jak pozostała trójka, ma swoje miejsce w klasie biznesowej. Była to miła odmiana, ponieważ już w pierwszym swoim locie, Jungmi mogła skosztować choć trochę luksusu.
Gdy zajęli odpowiednie miejsca, a do startu pozostało niewiele, bo tylko kilka minut, postarała się dobrze usadowić. Czuła szalejące serce i zamknęła oczy, bo gdzieś w swojej podświadomości miała wrażenie, że loty nie są do końca bezpieczne. Oczywiście uważała to za kompletną bzdurę, ale umysł lubi człowiekowi płatać figle.
Maszyna ruszyła, a Jungmi mocniej zamknęła oczy. Denerwowała się i dłonie, które trzymała na oparciu, zacisnęła w piąstki, ledwo powstrzymując się od krzyku.
Do nosa wbiły jej się subtelne perfumy i gdy tylko uniosła powieki, zobaczyła obok siebie sylwetkę prezesa Parka. Mężczyzna zajmował miejsce obok i był wyraźnie skupiony na lekturze, którą trzymał w rękach.
— Pierwszy raz? — zapytał jakby od niechcenia.
Kim nie chciała przyznać przed nim, że się przestraszyła, ale wiedziała, że nie jest w stanie tego ukryć. Pokiwała delikatnie głową.
— Też się bałem podczas pierwszego lotu — odpowiedział spokojnie, jakby to było coś w zupełności normalnego.
— Ile miał pan wtedy lat?
— Pięć? Może sześć... Byłem dzieckiem. Potem zrozumiałem, że nie ma się czego bać. — Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Był on na tyle subtelny, że Jungmi długo zastanawiała się, czy rzeczywiście można było to tak nazwać. — Będzie dobrze, panno Kim.
Jimin powrócił do swojej lektury, pozostawiając asystentkę w spokoju. Najwyraźniej te słowa były już wyjątkowo wyczerpujące, jeśli chodziło o bycie miłym. Jungmi nie chciała przeszkadzać mu, więc po prostu starała się zająć czymś innym.
Obecność prezesa była w jakiś sposób dla niej denerwująca i niebezpieczna. Czasem miała wrażenie, że Jimin po prostu ją toleruje, choć nie wiedziała, jaki dała mu powód, by jej nie lubić. On sam natomiast nic nie mówił, choć jego obojętny wzrok i zimny ton, dawały dużo do myślenia.
Lot minął spokojnie, w pewnym momencie nawet Kim udało się zdrzemnąć. Obudziła się chwilę przed sygnałem z kabiny pilota, który oznajmiał, że przechodzą do lądowania. Zapięła pasy zgodnie z instrukcją i lekko zaspana poczuła, jak zaczynają wpadać w turbulencję.
Jungmi zamknęła oczy, starając się pamiętać o oddychaniu. Liczyła w głowie, aby choć na chwilę zająć czymś myśli. Nim się zorientowała, złapała ciepłą rękę i zrozumiała, że należała ona do Jimina Parka, przeglądającego jej się z uwagą.
Nie zdążyła zabrać dłoni, ponieważ jej ciało wpadło w kolejny ruch, a turbulencje ciągle nią targały. Jimin starał się dodać jej otuchy, choć wyjątkowo nieumiejętnie.
— My tu zaraz zginiemy? — zapytała ze strachem w oczach. Od razu na twarzy Jimina pojawił się szeroki uśmiech. — Panu wyjątkowo jest do śmiechu?
— Jesteśmy w powietrzu — odparł. — To normalne panno Kim, że zdarzają się turbulencje. Jednak za chwilę, spokojnie wylądujemy. Jeśli natomiast pani to pomoże, może mnie pani dotykać.
Jungmi zrozumiała, że wciąż trzyma jego dłoń, a ich palce zostały splecione. Poczuła, jak na policzki wychodzą rumieńce, ponieważ Jimin był nie tylko jej szefem, ale bardzo przystojnym mężczyzną. Odwróciła głowę, wyrywając rękę z uścisku, lecz dziwne dla niej było to, że Park wciąż trzymał jej palce i najzwyczajniej w świecie nie chciał ich puścić.
Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top