09. Not Today

Wszystkie kwiaty w końcu zwiędną.

Park Jimin nie był zbytnio sentymentalny. Nie pozwalało mu na to otoczenie, pochodzenie, rodzina, ani on sam. Uważał, że wspomnienia to tylko niepotrzebne dodatki do tego, co jest teraz. Przeszłość już była, przyszłość jest niepewna, ale to właśnie teraźniejszość się liczy. Bo to ona rzutuje na wszystko, co człowiek w danej chwili myśli i czuje.

Wchodząc do windy, oparł się o lustro. Taehyung i Jeongguk patrzyli na niego uważnie, lecz on nie wypowiedział nawet słowa. Nie mógł i uważał za zbędne, chwalenie się przeszłością.

Kiedy pochwycił przegub damskiego nadgarstka, poczuł się dokładnie jak wtedy. Stojąc pod jej mieszkaniem, patrząc w sarnie oczy i smakując, choć dość pasywnie, jej ust. To było najdziwniejsze spotkanie, jakie kiedykolwiek gościło w jego życiu. Teraz rozpoznał ją od razu, zresztą, jakby mógł zapomnieć?

Jimin zamknął oczy, oddychając głęboko. Skroń mu pulsowała, czuł gorąco na całym ciele. Smukłymi palcami pochwycił wiązanie krawata i delikatnie go rozsunął. Taehyung bacznie go obserwował, a na jego twarzy, można było dostrzec figlarny uśmiech.

Kim Taehyung był uparty, czasami bezczelny, ale razem z Jeongguk'iem znali Park'a jak nikt inny. Był dobrym obserwatorem i często dochodził do poprawnych wniosków, ledwo po kilku sekundach. Znał się na ludziach.

— Co to było? — zapytał spokojnie.

— Nie wiem, co masz na myśli — odparł Jimin. — Za bardzo się ekscytujesz.

— Doskonale widziałem, tak samo jak Jeon.

— Mnie w to nie mieszajcie — rzucił Guk.

— Kto to tak właściwie był?

Taehyung nie dawał za wygraną. Choć Jimin znany był ze swej powściągliwości i opanowania, tylko przy nich nie potrafił wytrzymać. Ale teraz musiał, bo przecież nie mógł im powiedzieć, że po tej całej szopce związanej z Minjin poszedł do baru, wypił dobrą szkocką, poznał dość dziwaczną dziewczynę, odprowadził ją do mieszkania, a gdy przylgnęła do jego ust, po prostu ją pocałował.

V nie dałby mu spokoju, uważał, że to idealny sposób na zapomnienie o byłej partnerce. Ale Jimin nie był taki. Nie chciał używać nikogo, jako modelu zastępczego czy pocieszenia. A już na pewno nie jej.

— Kim Jungmi — wtrącił Jeongguk. — Miałem z nią rozmowę na stanowisko asystentki biura. Wydaje się słodka, ale dość wycofana. Jakby brakowało jej pewności siebie.

Po takich przeżyciach z pewnością, pomyślał Jimin. Pamiętał, jak opowiadała o swoim związku, chłopaku kutasie, beznadziejnej pracy i monotonii życia.

— W ostatniej chwili wycofała się inna, więc... Przepuściłem ją do drugiego etapu.

W głosie Jeongguk'a brzmiało rozbawienie. Jakby była to tylko gra, nic nieznacząca zabawa. Łaska, którą okazał biednej dziewczynie, bo ją wybrał na doczepkę.

— Przepuściłeś?! — ryknął Park, chwytając za marynarkę przyjaciela. Od razu jednak go puścił i stwierdził, że właśnie w tym momencie przesadził. Przecież teraz nie będzie miał życia.

— Nie nadaje się, na to stanowisko — mruknął w odpowiedzi Jeonnguk. — Wyświadczyłem jej przysługę. Jest za dobra na twoje ostatnie humory. Tylko ktoś naprawdę zdeterminowany, bez kręgosłupa moralnego, jest w stanie z tobą wytrzymać.

Drzwi windy się rozsunęły i Jimin wypadł z impetem na korytarz. Od razu poszedł do swojego gabinetu, trzaskając drzwiami, dokładnie przed nosem samego Jeongguk'a.

— Uważasz, że źle zrobiłem? — zapytał Jeon, stojącego obok Taehyung'a.

— Nie — odparł z szerokim uśmiechem. — Wreszcie zrobiłeś coś wspaniałego!


Czytelniku! Jeżeli podoba Ci się to, co tutaj tworzę, proszę pozostaw po sobie ślad - komentarz i/lub gwiazdkę. To naprawdę motywuje do dalszego tworzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top