19

Upiłam łyk kawy, aż przymykając oczy z rozkoszy. Siedzieliśmy z Cameronem w restauracji hotelowej, próbując wtłoczyć w siebie wystarczająco kofeiny, by funkcjonować po zaledwie trzygodzinnym spaniu. Nie żałowałam, że spędziliśmy noc tak, a nie inaczej, jednak trochę obawiałam się, że mój organizm w pewnym momencie odmówi posłuszeństwa, a to raczej nie wyszłoby mi na dobre, zwłaszcza że chciałam spędzić ten dzień równie dobrze, jak poprzedni.

- Witam w piękny poranek – Caroline usiadła na wolnym krześle, obdarzając nas uśmiechem. – Wyspani? – Posłaliśmy sobie z chłopakiem spojrzenia, mimowolnie parskając śmiechem. – Co?

- Poważnie pytasz? – spytałam dla pewności, ale ona wyłącznie zmarszczyła brwi.

- A cze...

- Myślałaś kiedyś, żeby spróbować swoich sił w śpiewaniu? – przerwał jej Cameron. – Wiesz, masz bardzo donośny głos, umiesz wchodzić na bardzo wysokie dźwięki, zresztą już same twoje jęki brzmią, jak muzyka relaksacyjna, słowo, świetnie nam się przy nich usypiało – Posłał jej dość sarkastyczny uśmiech, podczas gdy ja powstrzymywałam śmiech.

- Dzięki, przemyślę to. To, co jemy? – Zmieniła temat, przyglądając się rzeczom na stoliku, ale widząc nasz wzrok, wywróciła oczami. – Oj już nie przesadzajcie, nie byliśmy tak głośno.

- Co głośno? – spytał Jack, zajmując ostatnie miejsce przy stoliku.

- Rzekomo my w nocy.

- Liczyłem na uczciwą rywalizację, ale szybko się poddaliście – Wzruszył ramionami. Pokręciłam głową z politowaniem, podczas kiedy ta przeurocza parka ruszyła się po jedzenie dla siebie.

- A mogliśmy wygrać – palnął Cameron, przez co prawie zadławiłam się tostem. Uniosłam na niego wzrok, podczas gdy on wyłącznie puścił mi oczko.

- Coś sugerujesz?

- Na ten moment nic, ale może następnym razem... - Poruszył znacząco brwiami, po czym oboje parsknęliśmy śmiechem.

To było wręcz dziwne, że my tak z tego żartowaliśmy, zwłaszcza że naprawdę zdarzało mi się nad tym zastanawiać. Nie jakoś bardzo, po prostu trochę wyobrażałam sobie, jak by to mogło wyglądać, nawet jeśli wiedziałam, że na nic takiego się nie zapowiadało ani z jego, ani z mojej strony, bo... Przecież byliśmy już trzeźwi.

- Dobra – zaczął Jack, gdy znowu byliśmy przy stoliku całą czwórką i spojrzał porozumiewawczo na drugiego chłopaka. – Mamy dla was ofertę nie do odrzucenia.

- Konkretniej? – spytałam, a Caroline pokiwała głową na znak poparcia, bo była już zbyt zajęta śniadaniem, by odpowiedzieć.

- Rejs – rzucił, a ja pokazałam mu gestem, żeby kontynuował. – Kilka godzin pływania po oceanie, bo wszystko, co jest tu najciekawsze i tak już widzieliśmy, a to fajna opcja i mówię to ja, który powinien mieć tego dość po tysiącu podobnych wypadach. Możemy ruszać za godzinę. Co wy na to?

- Dla mnie super – Wzruszyłam ramionami, posyłając spojrzenie dziewczynie, która wyłącznie uniosła kciuk do góry. – To ja się lecę ogarniać.

- Lecę z tobą – Cam podniósł się z miejsca zaraz po mnie, a gdzieś za nami zawisły te złote komentarze o tym, żebyśmy się nie zapędzali, bo zostało mało czasu.

Złapałam chłopaka za rękę, wtulając się w jego ramię, gdy czekaliśmy na windę. Czułam, że zachowujemy się jak para z cholernie długim stażem i choć mogło wydawać się to dziwne, było w tym coś na tyle prawdziwego, że nie widziałam w tym żadnego problemu.

Gdy dotarliśmy do pokoju, ja od razu kucnęłam przy walizce, podczas gdy Cam rzucił się na łóżko. Wybrałam spośród ubrań swoje ulubione białe bikini i już miałam iść się przebrać, ale widok chłopaka wtulonego w poduszkę rozczulił mnie na tyle, że odłożyłam strój i położyłam się dosłownie na nim, a konkretnie jego plecach, wtulając w nie policzek. Słyszałam, jak się zaśmiał, a chwilę później zrzucił mnie i objął ramieniem, dając mi przy okazji buziaka w policzek.

- Musimy... - zaczęłam niechętnie, ale momentalnie mnie uciszył.

- Nic nie musimy, słońce, jesteśmy na wakacjach – mruknął, nawet nie otwierając oczu. – Mówiłem ci już, jak cię uwielbiam?

Mimowolnie się zaśmiałam, całując go delikatnie w usta. Naprawdę mnie rozczulał, gdy był taki zaspany, nawet jeśli wcześniej zdążyłam przywyknąć do jego nieskończonej energii. W tamtym momencie po prostu zmienił się w potulnego kotka, który najchętniej tylko by się tulił i spał.

- Okej, nie musimy, ale moglibyśmy się zacząć ogarniać, żeby na spokojnie zdążyć, wiesz? – powiedziałam łagodnie, głaszcząc go po włosach, czym chyba tylko bardziej go rozleniwiałam.

- Chociaż dziesięć minut? – Uchylił jedno oko, patrząc na mnie błagalnie, więc skinęłam głową.

Uprzedzając pytania – tak, zasnęliśmy. Zebraliśmy się właściwie w mniej niż dziesięć minut, co wcale nie uchroniło nas przed spóźnieniem, ale i tak przyszliśmy w umówione miejsce wcześniej niż pozostała dwójka, która pojawiła się tam dopiero kilka minut po nas.

- Nie wiem, jak wy, ale ja jestem dumna, że nikt z nas nie ma kaca – rzuciła Caro, gdy chłopaki prowadzili nas do przystani. Przytaknęłam jej kiwnięciem głowy, a ona zmierzyła wzrokiem mój strój, uśmiechając się pod nosem. – Ładna koszula, Di, chociaż chyba ten komplement powinnam skierować do Camerona.

- Nie uwierzę, że ty tę koszulkę zdobyłaś w inny sposób.

- Nie ukrywam, że miałyśmy podobny plan działania.

- Wydałem wczoraj fortunę na kieckę, a dzisiaj jeszcze mi koszulkę zabrała, czaisz? – westchnął Jack, na co Cam poklepał go ze współczuciem po ramieniu, a my parsknęłyśmy śmiechem. – Dobra, panie przodem, zwłaszcza że nie mamy pewności, czy to nasza łódka.

- Dzięki, skarbie – Caro posłała mu sarkastyczny uśmieszek, wchodząc po wysuniętych schodkach na podkład właściwie białej motorówki, a przynajmniej na to mi wyglądała. Nieduża, raczej nowoczesna, składająca się w większości z pokładu, na którym bez problemu można było się wygrzewać na słoneczku i czułam, że tak właśnie spędzę większość dnia.

Dziesięć minut później chłopaki zdążyli już ustalić wszystko z jakimiś typkami, którzy prowadzili tym cackiem i wypłynęliśmy z przystani. Rozebrałyśmy się z Caro do kostiumów, wyjmując z torebek całą gamę kremów i olejków do opalania, dzieląc się najpierw opiniami o każdym z nich. Widać było, że obie miałyśmy dosłownie bzika na tym punkcie.

- Posmarować ci plecki? – Cam nachylił się do mojego ucha, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem na sam ton jego głosu.

- To zabrzmiało pedofilsko, ale tak, pewnie – Wybrałam jeden krem od dziewczyny, na co pokazała mi kciuk w górę, bo namawiała mnie na niego przez dobre kilka minut. Chłopak zaczął rozsmarowywać go na moich ramionach, plecach, talii, a gdy dziewczyna się oddaliła, dołączył do tego drobne pocałunki na mojej szyi i cholera, jakkolwiek to nie zabrzmi, naprawdę zdążyłam polubić ten dotyk.

- Ktoś coś? Warto, bo zimne – Jack pomachał w naszą stronę puszkami, gdy wszyscy siedzieliśmy na białej nawierzchni, a ja zmarszczyłam brwi.

- Ja naprawdę rozumiem, że czym się strułeś, tym się lecz, ale wy nawet kaca nie macie – parsknęłam.

- Spokojnie, Di, tylko bezalkoholowe – Posłał mi niewinny uśmiech, podając nam napoje. – Ktoś was w końcu musi dowieźć do domu.

- Słuchaj, jestem pod wrażeniem – przyznałam, na co wyłącznie lekko się ukłonił, a ja podałam swoją puszkę Cameronowi, który po chwili zwrócił mi ją otwartą.

- Ty nawet nie potrzebujesz się nawalić, żeby być jak pirat drogowy – wtrąciła Caro, na co chłopak pokazał jej środkowy palec.

- Wciąż jestem dorosłym, pełnoprawnym obywatelem, dojrzalszym niż ty.

- Starszy nie znaczy dojrzalszy, po prostu kości będą ci szybciej strzelać – Posłała mu niewinny uśmiech, wzruszając ramionami.

- Już się nie kłóćcie, między wami jest jakiś miesiąc różnicy – parsknął Cam, a dziewczyna posłała mu groźne spojrzenie.

- Trzydzieści osiem dni, skoro już musisz to wypomnieć.

- Między nami jest więcej pewnie – Wzruszył ramionami, a ja skinęłam głową. – W sumie nawet nie pytałem, ile masz lat.

- Bo kobiet się o wiek nie pyta – Posłałam mu uroczy uśmiech, na co pokręcił głową ze śmiechem. – Za dwa miesiące osiemnaście.

- To półtora roku różnicy, dzieciaku – Poczochrał mnie teatralnie po włosach, za co pacnęłam go w rękę.

- Woah, nie spodziewałem się takiego obrotu spraw – przyznał Jack nagle. – Czyli wczoraj rozpijaliśmy siedemnastkę...

- Niecałe dwa miesiące – podkreśliłam, jednak wyłącznie zbył mnie machnięciem ręki. I być może ktoś jeszcze by się odezwał, ale Caro szybko przejęła panującą ciszę, przez następne kilkanaście minut opowiadając nam o tym, jak na swojej pierwszej imprezie z alkoholem całowała się z chłopakiem, który okazał się jej kuzynem.

I w zasadzie tak siedzieliśmy przez kilka godzin. Gadając na idiotyczne tematy, wspominając bezsensowne anegdotki i ciesząc się swoim towarzystwem, właściwie... po raz ostatni w takim gronie, co uświadomiłam sobie, dopiero gdy jechaliśmy wieczorem z powrotem do Kapolei.

- Jeszcze szybciej, Jack, zabij nas przy okazji! – krzyknęła Caro, próbując przebić się przez głośną muzykę i szum, który powstawał przy tak szybkiej jeździe.

- Wyluzuj, jest zajebiście! – Chłopak uśmiechnął się szeroko, kładąc jedną dłoń na jej udzie. Druga spoczywała na kierownicy, a on kiwał głową w rytm muzyki w tych swoich ciemnych okularach na nosie, wciąż uparcie żując gumę miętową, którą mu dałam przed wyjazdem. Wyglądał tak totalnie nonszalancko, a duża prędkość tylko mu tej nonszalancji dodawała.

Pokręciłam głową z rozbawieniem i spojrzałam na Camerona, który podśpiewywał pod nosem piosenkę z radia. Chyba poczuł na sobie mój wzrok, bo objął mnie ramieniem i pocałował w skroń, dalej włączając się w słowa „Highway to Hell". Czułam tę beztroskę, która ewidentnie emanowała z każdego z nich i naprawdę mi się to udzieliło, bo oparłam o chłopaka głowę, po prostu wpatrując się w widoki przed nami i szczerze, wcale nie czułam się, jakby to miał być ten ostatni raz.

Przeciwnie, czułam, jakby czekało nas jeszcze dużo takich wypadów.


jak to mówią, lepiej późno niż wcale

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top