18

Miałam wrażenie, że przestałam myśleć. Co prawda wiedziałam, że to raczej niemożliwe wyłączyć to całkowicie, jednak sam fakt tego, jak bardzo byłam wtedy zafiksowana na punkcie Honolulu, wyjazdu, Camerona i tego, że poniekąd wyznaliśmy sobie uczucia, całkowicie przesłonił mi powód, dlaczego to wszystko miało być tylko wakacyjną przygodą, a nie wielką miłością. Mój pobyt na Hawajach zdecydowanie zbyt szybko zmierzał ku końcowi i właściwie dzieliło mnie od niego ostatnie kilka dni, ale wtedy chyba nie zdawałam sobie z tego sprawy.

Chociaż może to i lepiej?

Po zjedzeniu obiadu, którego nazwy nie umiałam powtórzyć, ale smak oceniłabym na całkiem smaczny, ruszyliśmy w miasto. Praktycznie cały czas szczerzyłam się jak idiotka i trzymałam Camerona za rękę, jakby wciąż nie dowierzając, że jest rzeczywisty. Wszystkie emocje, które się we mnie skumulowały, sprawiały, że czułam się jak we śnie. Wszystko tam było idealne.

- Puść ją na chwilę – burknęła Caro, mrużąc oczy na mojego chłopaka, a gdy ten uniósł obronnie dłonie, zaciągnęła mnie do sklepu, obok którego przechodziliśmy. – Najlepszy sklep w mieście, przysięgam, jak nie zakochasz się w tych rzeczach, to zwątpię w twój gust.

- Raczej nie zwątpisz – palnęłam od razu, gdy zauważyłam wieszak z sukienkami. Już samym wzrokiem ułożyłam sobie całą stertę ubrań w moim stylu. Kochałam kwieciste wzory i lekkie materiały, a tam nie dość, że znalazły się oba te wyznaczniki, to jeszcze część sukienek łączyła je w całość.

Czy tak wygląda raj?

- Przymierz tą, błagam – Wcisnęła mi do rąk jeden wieszak, a ja skinęłam głową, łapiąc jeszcze dwa inne, gdy dziewczyna zrobiła to samo, po czym poszłyśmy do przymierzalni.

Przebrałam się szybko, następnie obracając chyba z tysiąc razy, przez to, jak bardzo nie mogłam się nadziwić, że sama się sobie podobam. Obdarzyłam pozostałe sukienki wzrokiem, jednak już czułam, że ta, którą przymierzyłam, stała się moją faworytką. Delikatny, liliowy materiał lekko połyskiwał pod światłem, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Wreszcie sięgnęłam do metki, żeby sekundę później tylko wytrzeszczyć oczy, dziwiąc się, że ktokolwiek kupuje w tym sklepie.

- I jak? – Usłyszałam głos Caro zza zasłonki, która jakby nigdy nic weszła do środka zaraz po moim wypranym z emocji „spoko". – Spoko? Dziewczyno, wyglądasz genialnie!

- Chyba niezbyt mi się podoba – Wzruszyłam lekko ramionami. – Ale ta twoja mega ci pasuje.

- Co ci się nie podoba? – Zmarszczyła brwi, całkowicie ignorując drugą część mojej wypowiedzi.

- Cena? – palnęłam pół-żartem, na co dziewczyna wywróciła oczami, wychylając głowę za ścianę.

- Cam, pozwól tu na moment! – krzyknęła, a ja zacisnęłam niezręcznie usta. To pewnie zabrzmi źle, ale naprawdę głupio czułam się z tym, że cała trójka prawdopodobnie miała kasy, jak lodu, a ja znalazłam się tam tylko dlatego, że cały wyjazd mieliśmy z góry opłacony, bo przy normalnych warunkach nawet nie byłoby opcji, że pojechałabym dalej niż nad jezioro z przyjaciółmi. Chłopak chwilę później pojawił się w futrynie przebieralni, po czym zmierzył mnie wzrokiem, uśmiechając się lekko. – Ona nie chce jej wziąć, rozumiesz?

Westchnęłam przeciągle i zanim zdążyli powiedzieć coś jeszcze, wypchnęłam Caro z przymierzalni, chwilę później wracając do swojego normalnego stroju. Wyszłam na sklep z zamiarem odwieszenia sukienek, jednak zanim zdążyłam coś zrobić, poczułam, jak ktoś zabiera mi z dłoni jeden wieszak.

- Ja to wezmę – Momentalnie przeniosłam spojrzenie na Camerona i złapałam go za rękę, zanim zdążył odejść w stronę kas.

- Pogięło cię – prychnęłam, próbując zabrać od niego materiał, jednak wystawił rękę do tyłu tak, żebym nie mogła jej dosięgnąć. – Cam, przestań, serio.

- Bo? – Uniósł cwaniacko kącik ust, na co wywróciłam oczami.

- Bo nie chcę, żebyś cały czas za mnie płacił?

- Nie przesadzaj, słońce. Zresztą pamiętasz, jak cię skąpałem w oceanie na początku wyjazdu? – Skinęłam niechętnie głową. – Teraz tylko dotrzymuję obietnicy.

- Uparty jesteś.

- Nie bardziej niż ty.

- Dobra, idź zapłacić, ja ją przytrzymam – Caro wcięła się w temat, obejmując mnie od tyłu ramionami, na co pokręciłam głową z politowaniem. – Tylko się nie wierzgaj.

Mimowolnie parsknęłam śmiechem na jej uwagę, po czym wyszłam, a właściwie zostałam wyprowadzona ze sklepu. Dosłownie chwilę później dołączył do nas Cameron, wręczając mi papierową torbę.

- Głupi jesteś – burknęłam, na co zareagował śmiechem. Wreszcie przytuliłam go mocno, całując krótko w usta. – Dziękuję.

- Przyjemność po mojej stronie.

- Ej, właściwie czemu ja za to płaciłem? – spytał nagle Jack, podchodząc do nas z kolejną siatką, którą przejęła Caroline.

- Bo starasz się być świetnym chłopakiem – Obdarzyła go szerokim uśmiechem, poklepując jeszcze po ramieniu, na co ten wywrócił oczami.

- Co, znowu masz okres?

- Uważaj, żebym przypadkiem nie dostała przed nocą.

- Pozytywna atmosfera, to lubię – wtrącił Cameron, obejmując mnie ramieniem, a ja cicho się zaśmiałam, pozwalając mu się prowadzić. – Chciałabyś zobaczyć coś konkretnego, słońce?

- Zdam się na ciebie.

- Dobry wybór – Uśmiechnął się lekko, dając mi jeszcze buziaka w czoło.

Następne dwie godziny spędziliśmy na chodzeniu po mieście, słuchaniu grajków ulicznych, jedzeniu lodów, siedzeniu przy fontannie, a właściwie chlapaniu się wodą z niej, robieniu zdjęć, śmianiu się i wysłuchiwaniu opowieści Jacka o różnych miejscach, bo de facto, najwięcej z całej trójki przebywał w tym mieście, głównie przez to, że z niego pochodził.

Zdecydowanie odpowiadała mi taka wizja spędzania czasu i trochę się rozczarowałam, gdy wróciliśmy do hotelu, nawet jeśli dobrze wiedziałam, że niedługo znów wychodzimy. Gdy tylko byliśmy na miejscu, Caroline wygoniła swojego chłopaka za drzwi, a mnie zaciągnęła do siebie, żebyśmy się wyszykowały na... Właśnie.

- Gdzie my właściwie idziemy? – spytałam wreszcie, marszcząc brwi, na co dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.

- Festiwal świateł. Najlepsza impreza na Hawajach, przysięgam z ręką na sercu. Wiesz, koncerty, tańce, żarcie, chlanie, lampiony, czy inne takie. Ale klimat kozak – Pokiwała energicznie głową na potwierdzenie swoich słów, po czym usiadła na łóżku obok mnie. – A teraz zrobimy cię na bóstwo, żeby Cameronowi szczęka opadła.

- Aż tak dobrze malujesz? – zaśmiałam się, na co dziewczyna teatralnie machnęła kilka razy pędzelkiem.

- Po pierwsze, tak. Po drugie, ty i tak nie potrzebujesz dużo makijażu, a po trzecie jemu i tak szczęka opada za każdym razem, jak cię widzi.

- Nie przesadzaj – Pokręciłam głową z politowaniem, ale dziewczyna momentalnie ją zatrzymała, łapiąc za moje policzki. Bez słowa zaczęła nakładać kolejne kosmetyki na moją twarz, a w tle grały nam piosenki z jakiejś losowej składanki. Wreszcie podstawiła mi lusterko pod nos, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Cały makijaż był pod kolor sukienki, przez co świetnie się z nią komponował, a przy tym wciąż wyglądał naturalnie. – Dobra, moja kolej.

- Ufam ci – przyznała całkowicie poważnie, a ja skinęłam głową na znak, że nie zawiodę i wzięłam się do pracy. Patrząc na nią, doskonale wiedziałam, że nie potrzebuje ani grama tapety, dlatego najmocniej skupiłam się na cieniach i kreskach, które dziewczyna uwielbiała. Nie żałowałam jej też rozświetlacza, bo cóż, w końcu idziemy tam po to, żeby błyszczeć.

Jakoś pół godziny później przebrane i gotowe do wyjścia stawiłyśmy się w drugim pokoju, gdzie czekali chłopcy.

- Hej piękna – Cameron puścił mi oczko, nawet nie podnosząc się z łóżka, na co parsknęłam śmiechem.

- Gotowi? – Caroline od razu przeszła do rzeczy, a gdy wszyscy skinęli głowami, uśmiechnęła się szeroko. – Czas się zabawić!


Wchodząc na teren festiwalu, dostaliśmy te śmieszne, świecące bransoletki, które czasem rozdają na koncertach. Nie miałam pojęcia, gdzie mamy iść, więc dałam się prowadzić reszcie, a oni na pierwszy przystanek wybrali dla nas bar.

- Nie tak dobre, jak u nas, ale czasem mocno trzepnie – zdradziła mi Caro, gdy czekałyśmy, aż chłopaki przyniosą napoje. Pokręciłam głową z rozbawieniem, a chwilę później pojawiła się przed nami cała taca różnokolorowych drinków.

- Poważnie? – Uniosłam brew.

- Nie wiem, ile wy chlejecie w Phoenix, ale wyluzuj, jak się skończy, to domówimy – parsknął Jack, a ja przez chwilę się zawiesiłam, czym tylko ich rozbawiłam. Ostatecznie machnęłam ręką, wybierając picie dla siebie.

- Dobra jest, nawet podświadomie bierze najmocniejsze – wtrąciła brunetka, na co wyłącznie pokazałam jej środkowy palec.

Przesiedzieliśmy tam trochę czasu, opróżniliśmy całą tacę i faktycznie poczułam się lekko wstawiona, ale te cholerne drinki miały w sobie coś takiego, że wcale nie czuło się tego alkoholu i tak naprawdę mogłeś pić bez skutków, do momentu aż nie zechcesz wstać lub nie uświadomisz sobie, ile pochłonąłeś.

- Ruszajcie się, zaraz występ wieczoru – rzuciła Caro, a my zwlekliśmy się za nią, podążając w stronę wielkiej sceny.

- To znaczy kogo?

- Nie wiem, co to za różnica? - Wzruszyła niewinnie ramionami, a ja ostatecznie przyznałam jej rację.

Właściwie do końca festiwalu nie wiedziałam, kto tam występował, bo pojawiały się piosenki naprawdę różnych wykonawców, ale wtedy tak naprawdę liczyło się tylko to, że mieliśmy podkład do tańczenia i darcia mordy.

Wywijałam sama, wywijałam z Caro, z całą grupą, z jakimiś przypadkowymi ludźmi i z Cameronem, chociaż z nim bardziej przypominało to obściskiwanie i momentami trochę zbyt się zapędzaliśmy, ale szczerze, nikt tam się tym nie przejmował, wszyscy tolerowali każde zachowanie, a uwierzcie, niektórzy zagalopowali się jeszcze bardziej niż my. Każdy żył swoim życiem i nie oceniało się innych, tylko bawiło z nimi. Kręciło mnie to.

- Jesteście świetni! – krzyknął typ ze sceny, a cały tłum zaczął jeszcze głośniej drzeć się i piszczeć. – Zaraz wracamy, ale teraz czas na kluczowy moment festiwalu. Wyjmijcie swoje lampiony!

Zmarszczyłam brwi, przenosząc nieco zdezorientowany wzrok na Camerona, który pomachał mi opakowaniem. Uśmiechnęłam się lekko. Te lampiony zawsze kojarzyły mi się z bajką „Zaplątani" i tym, jak pięknie to wyglądało na ekranie. Mniej więcej dlatego od dziecka marzyłam, żeby zobaczyć coś takiego na żywo, a wtedy to po prostu... wow.

- Okej – Cam stanął obok, jedną ręką trzymając lampion, a drugą mnie obejmując. – To teraz życzenie, słońce.

Udawałam, że się zastanawiam, ale odpowiedź miałam w głowie od razu. Przytuliłam się do jego boku, opierając głowę o jego ramię.

- Żeby te wakacje trwały wiecznie – powiedziałam dość cicho, ale wiedziałam, że usłyszał, bo uśmiechnął się pod nosem. Puściliśmy lampion w niebo, tak samo, jak coraz to kolejne osoby, a ja wgapiałam się w to z niekrytym zachwytem, bo to było takie... magiczne. I naiwnie wierzyłam, że to się spełni.

- Kolejny Festiwal światła zaliczony! – krzyknął znowu wykonawca, po czym ponownie zabrzmiała muzyka, a ja poczułam wyłącznie, jak usta Camerona napierają na moje. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Klimatyczna chwila ze światłami praktycznie wyparowała, a na jej miejsce znów wskoczyła wielka impreza, ale podświadomie czułam, że to życzenie zostało gdzieś w nas obojgu, a wtedy... po prostu świetnie się bawiliśmy, nie martwiąc niczym innym.


Nie wiedziałam, która jest godzina, ale zdecydowanie spędziliśmy tam już dużo godzin. Wokół czułam zapachy różnych liquidów, bo poważnie, co trzecia osoba tam stała z e-petem, który krążył między grupkami znajomych, do nas dotarł chyba z dziesięć razy. Niby nikogo tam nie znaliśmy, ale każdy zachowywał się, jakbyśmy byli przyjaciółmi od dzieciństwa, albo lepiej, jakimiś dalszymi kuzynami, którzy spotykają się po latach.

Jakiś czas później wróciliśmy do baru o wiele większą ekipą, ale tym razem zamiast egzotycznych drinków, jak to Caro pięknie nazwała, dostaliśmy tacę szotów, która zniknęła zresztą o wiele szybciej. Świat trochę mi się kręcił, ale tak strasznie mnie to bawiło, że wyłącznie się śmiałam. Sytuacja powtórzyła się kilka razy. Tańczyliśmy pod sceną, szliśmy się napić, wracaliśmy tańczyć, drzeć się i bawić.

Cameron złapał mnie, gdy akurat kręciłam biodrami razem z jakąś rudą dziewczyną i zaprowadził na tył baru, przyciskając do ściany. Zacisnął palce na mojej talii, coraz łapczywiej wpijając się w moje usta, a ja niemal podświadomie oddawałam kolejne pocałunki, które coraz bardziej mnie wciągały. Odsunął się na moment, patrząc mi prosto w oczy.

- Idziemy na plażę? – spytał, a ja parsknęłam śmiechem, bo w tamtym momencie zabrzmiało to tak idiotycznie, że sam chwilę później się zaśmiał. Przegryzł lekko wargę, wciąż utrzymując spojrzenie na mojej twarzy, jakby próbował wyczytać jakąkolwiek myśl. – Co ty na to?

- Spoko – rzuciłam równie beztrosko, czym tylko go rozbawiłam. Wyjął telefon, pisząc krótką wiadomość do Caro, że się zwijamy i poprowadził mnie w stronę jakiejś plaży.

Nie dociekałam, gdzie dokładnie idziemy. I tak było ciemno, ja byłam mocno wstawiona i nie było szans, że akurat zapamiętałabym trasę z jakiegoś randomowego terenu na równie randomową plażę. Ufałam Cameronowi, właśnie spędzałam z nim najlepszą noc mojego życia i tylko tyle się wtedy liczyło.

Miasto nie spało. Co chwilę mijaliśmy jakieś bary, ludzi puszczających lampiony z balkonów, grupki znajomych z muzyką lecącą z głośnika, a my wesoło szliśmy sobie pośród tego wszystkiego, śmiejąc się, całując i momentami biegnąc, bo tak w danym momencie chcieliśmy.

To była nasza noc.

- Albo – powiedziałam nagle, zatrzymując się, a Cam spojrzał na mnie zdezorientowany. Przysunęłam się bliżej niego, uśmiechając uroczo. – Chodźmy do hotelu.

Przez chwilę patrzył na mnie z lekko uchylonymi ustami, ale gdy uniosłam lekko brew, pokiwał głową z niekrytym uśmiechem. Złapał mnie pod kolanami, podnosząc jak pannę młodą, na co zareagowałam śmiechem. Pozwoliłam mu się nieść, podczas gdy ja składałam delikatne pocałunki na jego szyi, wykorzystując fakt, że moja głowa znajdowała się zaraz obok niej.

Właściwie nie wiedziałam, czemu to zaproponowałam, nie wiedziałam też, na co dokładnie liczyłam, ale jakoś podświadomie chciałam, żebyśmy się tam znaleźli. We dwoje.

Jak się okazało, droga zajęła nam, a właściwie Cameronowi, dość krótko, dlatego koło dziesięciu minut później jechaliśmy już na górę. Wcześniej odstawił mnie na ziemię, dlatego w windzie staliśmy naprzeciwko siebie, bez słowa, jedynie czując wzrastające napięcie między nami. Wyszliśmy na korytarz dość spokojnie, przeszliśmy pod odpowiednie drzwi, które chłopak otworzył, a potem dopiero wpadliśmy do środka.

Już przy samym wejściu przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta. Czułam, jak robi mi się gorąco, gdy powiódł pocałunkami po mojej szyi, dopiero po dłuższej chwili wracając do ust. Podniósł mnie, a ja oplotłam go nogami w pasie. Wplątałam palce w jego włosy, wciskając w jego wargi kolejne pocałunki, podczas gdy on położył mnie na łóżku, wciąż nie odrywając się ode mnie nawet na moment. Jego dłonie wślizgnęły się pod sukienkę, a ja przegryzłam delikatnie jego dolną wargę, czując, jak się uśmiecha.

Podniósł mnie do pozycji siedzącej, ściągając ze mnie materiał i zapewne w tym momencie normalnie bym się zatrzymała, ale wszystkie hormony, emocje i alkohol, jakie wtedy się we mnie zebrały, sprawiły, że niezbyt się tym przejęłam. Ba, właściwie to mi się podobało. Nie pozostałam mu dłużna, od razu zdejmując jego koszulkę i pomagając mu ze spodenkami. Nie wiedziałam do końca, w co się pakuję, a właściwie nie wiedziałam, czy chcę się w coś wtedy pakować, jednak nie przerywałam niczego. My po prostu... całowaliśmy się w bieliźnie. To raczej i tak nic wielkiego, jak na ten wiek, poziom relacji i stan, w jakim byliśmy.

Zjechał dłonią na mój pośladek, na co mimowolnie pokręciłam głową z politowaniem. On natomiast uśmiechnął się cwaniacko, schodząc pocałunkami na moją szyję i dekolt. Wszystko we mnie krzyczało, że chcę więcej i miałam wrażenie, że on chce dokładnie tego samego i nie zdziwiłabym się, gdyby to zaszło jeszcze dalej, tylko że...

- Ej, śpicie?! – Usłyszeliśmy krzyk zaraz za ścianą, połączony z waleniem w nią pięścią. Spojrzeliśmy na siebie, ale nie wytrzymując tego napięcia, po prostu wybuchliśmy śmiechem. – Dobra, zrozumiałam, dziena!

Cameron oparł się na łokciu, sunąc palcem po moim ciele, ale wyłącznie pokręciłam głową.

- Na pewno? – spytał szeptem, a ja z lekkim uśmiechem złączyłam nasze usta, podczas gdy on wciągnął mnie na siebie. Zrobiło się tak... delikatniej. Zanim jednak miało to szansę przerodzić się w coś więcej, przerwało nam skrzypnięcie łóżka, połączone z dość głośnym jękiem, oczywiście tuż za ścianą. Przeturlałam się, znowu kładąc obok chłopaka i nawet nie kryłam już swojego rozbawienia sytuacją, zresztą tak samo, jak Cam. – Dobra, to chyba jakiś znak.

- Chyba tak – przyznałam, a on położył się na boku, patrząc na mnie przez dłuższą chwilę.

- Mówiłem ci już, że jesteś piękna? – spytał cicho, przez co na moje usta wpłynął uśmiech. Wreszcie skinął głową w stronę okien i złapał mnie za dłoń, wyprowadzając na balkon. Lekko chłodniejsze powietrze owiało moje ciało, ale o dziwo nie przeszkadzało mi to, a nawet było dość przyjemne.

Cameron usiadł na fotelu i przyciągnął mnie na swoje kolana. Wtuliłam się w jego tors i... tak siedzieliśmy do wschodu. Odcięci od dźwięków Caro i Jacka, od jakichkolwiek problemów, po prostu razem, wgapiając się w ocean, światła miasta i ostatnie lampiony, niosące marzenia kolejnych osób.


***
najdłuższy i chyba mój ulubiony rozdział z całego aloha sunny

buziaki x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top