14
- Wychodzę – palnął znikąd Jeremy, a ja aż podniosłam się do siadu, patrząc na niego zdezorientowana. – Co?
- Ty wychodzisz?
- Tak – Wzruszył ramionami i faktycznie, zanim zdążyłam zapytać o coś więcej, po prostu zniknął za drzwiami. Zamrugałam kilkukrotnie, opadając na materac i korzystając z przynajmniej chwilowej ciszy, sięgnęłam po telefon. Od wczorajszego wieczoru nie potrafiłam na niczym się skupić. Miałam wrażenie, że przez tę jedną rozmowę coś przeskoczyło w naszej relacji z Cameronem, a ja sama czułam się dziwnie chętna, by to kontynuować, jakkolwiek miałoby się skończyć.
Tylko czy nawet samo myślenie o tym miało jakikolwiek sens, skoro oboje przystaliśmy na ten cholerny układ?
Przez chwilę jeszcze się zawahałam, patrząc w listę kontaktów, ale po głębszym oddechu wybrałam odpowiedni numer.
- Czy wy zawsze musicie sugerować coś dziewczynie i dawać jej nadzieję? Chłopcy to dno – wyrzuciłam z siebie od razu, akcentując ostatnie słowo i już miałam kontynuować, jednak Chris mi przerwał.
- Nie krzycz mi do ucha i poczekaj moment, bo Minnie śpi – szepnął, na co wywróciłam oczami. Słyszałam jakiś szmer, aż w końcu w słuchawce znów rozbrzmiał jego głos. – Więc o co chodzi?
- O to, że nie umiecie myśleć. Najpierw mówicie, że to nic, jakiś wakacyjny wyskok, no super, ale to tak nie działa. Zwłaszcza że w międzyczasie postanawiacie zasypać dziewczynę słodkimi tekstami, gestami, jakbyście jednak zmienili zdanie i no przepraszam, ale to wygląda tak, jakby jednak mogło być z tego coś więcej i my zaczynamy to naiwnie rozkminiać, a wy nic, cholerni hipokryci. Jak nie umiecie się zdecydować, to po cholerę zaczynacie i wplątujecie nas w to emocjonalnie, jak sami uznajecie, że to ma się zaraz skończyć? Żałosne, przykre i bolesne, mam dość.
- Ale ty dramatyzujesz, dziewczyno, nie znałem cię od tej strony – zaśmiał się, a ja zacisnęłam usta, żeby tylko go nie wykląć. – Diana, wyluzuj. Wszystko bierzecie zbyt poważnie. Wakacje rządzą się własnymi prawami, można trochę zaszaleć i skoro dobrze wiesz, że to się skończy wraz z powrotem do domu, to się nie przywiązuj, tylko baw.
- Łatwo powiedzieć, kiedy to nie tobie zależy – burknęłam.
- Pamiętasz, z kim rozmawiasz? Do niedawna tylko mi zależało i chciałem ratować upadający związek, bo się przywiązałem, zakochałem i... mam do niej sentyment.
- Co? – Zmarszczyłam brwi, gdy przyciszył głos niemal nostalgicznie.
- Nieważne, po prostu przestań się tak przejmować, Di. Wyrwij gościa, choć z tego, co zrozumiałem, już to zrobiłaś, zaszalej z nim i nie żałuj potem, że przepuściłaś taką okazję, bo powiedział ci coś uroczego, jakby to zmieniało waszą sytuację. On naprawdę może nie dostrzegać, że to znaczy dla ciebie coś więcej, a jeśli zauważa i dalej to robi, chociaż zamierza cię zostawić po wakacjach, to jest po prostu frajerem. Tak czy inaczej, nie warto odbierać sobie przez to szansy na świetną zabawę.
- I że to niby kobiety są skomplikowane?
- Tak, nawet bardzo.
- Dobra, poradzę sobie – westchnęłam. – A jak tam u was?
- Dobrze.
- Tylko tyle? Woah, gaduło, wypadasz z formy.
- Taki dzień. Może później będzie lepiej – rzucił, a ja mimowolnie zmarszczyłam brwi.
- Okay... Coś z Minnie? Chcesz o tym pogadać?
- Raczej nie.
- Jak coś to jestem pod telefonem – Uśmiechnęłam się lekko i mogę się założyć, że on zrobił to samo.
- Dzięki, Diana. Miłej zabawy.
- Wzajemnie, słońce – rzuciłam odruchowo, po chwili sama krzywiąc się na takie użycie tego słowa, ale wyłącznie się rozłączyłam.
Mimowolnie uznałam, że Chris ma trochę racji, dlatego wieczorem jakby nigdy nic udałam się nad basen, żeby spotkać się z całą trójką, którą już tam zastałam.
- Dziś idziemy dalej, kochani! – Caroline aż zaklaskała w dłonie i skinęła na chłopaków, żeby wzięli przygotowane drinki, a mnie złapała za dłoń, prowadząc w nieznane mi miejsce. – Miejscówka pierwsza klasa.
- Czekaj, co? – spytałam, kiedy się zatrzymałyśmy na tarasie podobnym do tego, na którym zwykle siedzimy. – Jeszcze jeden basen?
- I spa w piwnicy! – dodał Jack, gdzieś z tyłu, a ja pokiwałam głową z uznaniem.
- Tu jest jacuzzi, a tam bar, więc wybór zwykle jest prosty – kontynuowała Caro, śmiejąc się cicho. – Ale dziś taka drobna odmiana.
- Zajmujemy jacuzzi! – krzyknął Cameron, dopiero do mnie podchodząc. Złapał mnie w ramiona i podniósł, okręcając dookoła w akompaniamencie mojego śmiechu. Wreszcie odstawił mnie i pocałował długo, a ja czułam, jak coś ściska mi żołądek.
Wzrastało we mnie uczucie, którego nie potrafiłam zrozumieć, ale mimo tego starałam się je ignorować. W końcu wszystko wróciło do normy, nie? Bez dodatkowych domysłów, jakby wczorajszego wieczoru nie było.
- Oddaję je tylko ze względu na miłość do Diany – parsknęła Caro. – I może trochę dlatego, że średnio się tam siedzi we czwórkę.
- Doceniam – Położyłam sobie teatralnie dłoń na sercu, na co dziewczyna się zaśmiała.
Usiedliśmy z Cameronem w tej wielkiej wannie, odstawiając swoje drinki na specjalne półeczki za nami. Chłopak objął mnie ramieniem, ale żadne z nas się nie odzywało. Wyłącznie napawaliśmy się względną ciszą, patrząc w gwieździste niebo, posyłaliśmy sobie nieznaczne uśmiechy i co jakiś czas popijaliśmy kolorowe napoje, co w takim połączeniu było naprawdę relaksujące.
Słysząc z tyłu trzask jakiś czas później, oboje niemal odruchowo się odwróciliśmy. Jack niósł dziewczynę na rękach, a ona była niemal przyssana do jego szyi i może właśnie dlatego chłopak uderzył nogą w leżak, czym i tak raczej zbytnio się nie przejął.
- Skoczymy do sauny – rzucił obojętnie, widząc nasz wzrok i po prostu poszedł dalej, a my spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, wzruszając ramionami.
Oboje dobrze wiedzieliśmy gdzie i po co poszli, ale kim my byliśmy, żeby to komentować? Dlatego wciąż nie ruszaliśmy się ze swoich miejsc, a ja starałam się skupić wyłącznie na bąbelkach masujących moje ciało.
- Żałujesz? – Usłyszałam nagle i uniosłam nieco zdezorientowany wzrok na Camerona. – Wybacz, myślałem trochę o tym, jak tu przyjechałaś.
- Masz na myśli, czy żałuję, że cię poznałam? – Uniosłam lekko brew, a on wzruszył ramionami. – Czasem trochę mnie przytłacza sztuczność między nami, ale nie żałuję.
- Chyba oboje byliśmy tego świadomi – westchnął, a ja mu przytaknęłam. – Chociaż sama wiesz, że nie wszystko jest sztuczne.
- Co masz na myśli? – Oparłam się policzkiem o jego rękę, która wciąż spoczywała za mną, poniekąd mnie obejmując i uniosłam wzrok do jego oczu.
- Naprawdę mnie kręcisz – Uniósł lekko kącik ust, a ja znów poczułam ten znajomy ucisk w brzuchu.
Ja tak cholernie chciałam, żeby cała ta relacja była prawdziwe, nieudawana.
Podświadomie przegryzłam dolną wargę, a chłopak przejechał wzrokiem po mojej twarzy, zatrzymując się dłużej właśnie przy ustach. Wreszcie nachylił się nieco, łącząc je ze swoimi delikatnie, ale dość zachłannie. Złapał mnie w talii, przyciągając tak, że siedziałam okrakiem na jego kolanach, wciąż jednak nie zaprzestając oddawania kolejnych pocałunków. Niby było podobnie, jak przy innych razach, ale wtedy czułam, jak wszystko we mnie buzuje, jak potrzebuję więcej i więcej, podświadomie przyciskając go mocniej do siebie, jeżdżąc dłońmi po jego plecach, ramionach i karku.
Każdy jego dotyk powodował, że robiło mi się coraz goręcej, moje policzki i tak pewnie były już czerwone, a to, jak zahaczał palcami o materiał mojego bikini, w żadnym stopniu mi nie pomagało. Oderwał się od moich ust, a ja nabierałam drobne hausty powietrza, gdy on zszedł pocałunkami na moją szyję. Podświadomie odchyliłam głowę, wplątując palce w jego włosy, jakbym wciąż starała się mieć go jeszcze bliżej i to pragnienie wciąż we mnie narastało, zwłaszcza gdy wciąż czułam niemal palący już dotyk jego dłoni. W pewnym momencie zassał skórę na moim dekolcie, a ja cicho westchnęłam, czując, jak zaciska mocniej palce na mojej talii.
Wreszcie wrócił do moich ust, łapczywie się w nie wpijając. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się szybko, a jednocześnie ciągnie w nieskończoność, ale nie mogłam nawet o tym myśleć, bo szczerze, w ogóle nie potrafiłam wtedy myśleć, a skupiałam się tylko na kolejnych pocałunkach. Przegryzłam lekko jego wargę, gdy jego dłonie zjechały niżej, ściskając moje pośladki. Pierwszy raz w życiu przeżywałam coś takiego, a hormony we mnie buzowały, wciąż pragnąc więcej.
Przesunęłam ustami dalej, przechodząc przez policzek i żuchwę aż do szyi. Przegryzłam lekko jego skórę, czując, jak mocniej przyciąga mnie do siebie i zassałam to miejsce, po chwili zostawiając tam malinkę i podobną drogą wróciłam do jego dolnej wargi, po której przejechałam językiem, co Cam momentalnie podchwycił, znów mocno na mnie napierając.
Nie wierzyłam i nie uwierzę samej sobie, że to wszystko było udawane, bo nie było. Nie byliśmy wtedy tą uroczą parką, która codziennie gadała przy barze, nie mieliśmy przed kim udawać, a górę wzięły emocje, które przynajmniej we mnie cisnęły się od poprzedniego wieczora i nie było to tylko pożądanie, a cholerne zafascynowanie tym chłopakiem, chęć poznania go, zrozumienia i bycia z nim nie tylko na niby.
Nie miałam pojęcia, ile to trwało, ale odsunęliśmy się od siebie dopiero po dłuższym czasie. Niepewnie podniosłam powieki, patrząc mu prosto w oczy, a on jakby nigdy nic posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam.
I to był właśnie najpiękniejszy uśmiech, jaki w życiu otrzymałam.
***
trochę uwielbiam ten rozdział ((nawet jeśli nie umiem w pisanie takich scen))
just saying
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top