11

Wbrew temu, że wakacje z marzeń nie powinny zawierać w sobie żadnej rutyny, moje zdążyły pewnej nabrać, choć nie było to widoczne na pierwszy rzut oka. Zacznijmy od tego, że rodzice chyba dojrzali do myśli, że nie musimy jeść codziennie razem śniadania i przenieśli swoje ukochane rodzinne posiłki na czas późnego obiadu, bo sami często spędzali dni na wycieczkach lub w jakimś ukrytym spa, o którym słyszałam plotki.

Tak czy inaczej pośrednio zyskałam możliwość spania do południa, potem razem z Jeremim jedliśmy śniadanie, albo schodząc na dół, albo zamawiając jedzenie do pokoju, następnie przesiadywałam nad basenem lub na naszym balkonie, spotykałam się z rodzicami, by wieczorem znów wymknąć się z pokoju i spędzić czas z moim chłopakiem i jego ekipą, w którą de facto mnie wciągnęli.

Przywykłam do tego. Nie wyobrażałam sobie dnia bez nich, nie wyobrażałam sobie dnia bez Hawajów, owocowego śniadania i pięknego widoku z balkonu, bez pływania w basenie i całowania Camerona, a stało się to dla mnie tak naturalne... W ciągu tygodnia. Mniej więcej.

- Nie masz wrażenia, że spędzamy każdy dzień podobnie? – spytał Cam, jakby czytając mi w myślach, co ostatnio zdarzało mu się naprawdę często. Wzruszyłam ramionami, poprawiając się na stołku i oparłam łokcie o blat baru, przy którym siedziałam.

- Ty tu pracujesz, więc to chyba normalne.

- A ty spędzasz wakacje swojego życia, nie chcę, żebyś się nudziła.

- Nie nudzę się – zaprotestowałam natychmiastowo i cmoknęłam go w usta, gdy się nachylił, jakby na potwierdzenie swoich słów. – To jest jakaś rutyna, ale lubię ją, serio.

- Ja też – Posłał mi delikatny uśmiech, po czym chwilę się zastanowił. – Dasz radę wyrwać się dziś wcześniej?

- Co proponujesz? – Od razu podłapałam temat, na co się zaśmiał.

- Spotkajmy się przed hotelem o siedemnastej – Pocałował mnie krótko, a gdy chciał się odsunąć, przytrzymałam go za tył szyi. Czułam, jak się uśmiecha, ale ostatecznie odsunął się, patrząc na mnie znacząco.

- No co? – spytałam niewinnie, na co wywrócił teatralnie oczami, nie kryjąc swojego zadowolenia.

- Rozpraszasz mnie.

- Ciekawa teoria – przyznałam. Oparłam się na dłoni, przegryzając lekko wargę, co opanowałam do perfekcji jakieś dwa lata temu. Patrzyłam mu w oczy, ale widząc to nieco rozkojarzone spojrzenie, skupione na moich ustach, wyłącznie się zaśmiałam. – Dobrze, już ci nie przeszkadzam. Do wieczora? – Pokiwał głową na moje słowa, dopiero odrywając się od swoich myśli, a ja jeszcze puściłam mu oczko i wstałam, wracając do hotelu.

*

O wyznaczonej godzinie pojawiłam się przed hotelem, wcześniej wmawiając rodzicom i bratu, że idę na plażę, żeby pogadać przez telefon z Chrisem i Minnie. Może trochę głupio się zachowałam, zwłaszcza że serio powinnam skontaktować się z przyjaciółmi, ale chyba zbyt mocno pochłonęła mnie atmosfera moich wakacji.

Jakby tak to przemyśleć, oni też się nie odzywali, więc czemu wina miałaby leżeć po mojej stronie?

Zatrzymałam wzrok na chłopaku, który stał oparty o samochód z odkrytym dachem i aż zagwizdałam pod nosem, co skomentował śmiechem.

- Przykro mi, ja nie z blachar – Wzruszyłam ramionami, choć musiałam przyznać, że w takim otoczeniu prezentował się jeszcze lepiej niż zazwyczaj.

- Chyba już wystarczająco cię poderwałem, nie sądzisz? – Uniósł lekko brew i ułożył dłoń na mojej talii, dając mi przy okazji buziaka w policzek. Wreszcie poprowadził mnie do auta i otworzył przede mną drzwi. – Madame.

- Merci – uśmiechnęłam się uroczo, zajmując wyznaczone miejsce. Cameron zamknął za mną drzwi i po chwili usiadł na fotelu obok, odpalając silnik. – Gdzie jedziemy?

- To niespodzianka, słońce, żadnych spoilerów.

Pokręciłam głową ze śmiechem na jego słowa i gdy on skupił się na drodze, ja zajęłam się radiem, odszukując jakąś przystępną stację, by po chwili wsłuchać się w muzykę, oglądając widoki.

Przed nami ciągnęła się dość pusta, długa na wiele kilometrów i pagórków ulica, a po jej obu stronach wyrastały palmy, wciąż przypominając mi, gdzie się znajduję. Oglądałam je tysiąc razy w różnych vlogach z Hawajów, ale zawsze sądziłam, że to nierealne, by tak po prostu tu stały. Jednak wtedy widziałam je na własne oczy, wciąż nie mogąc się nadziwić, jak pięknie to wszystko wygląda, zwłaszcza dzięki klimatowi, którego dodawała zarówno muzyka, jak i niebo, barwione na różowo przez szykujące się do zachodu słońce.

Byłam zachwycona, a w całej tej radości sama czułam się po prostu pięknie, w czym utwierdzał mnie wzrok Camerona, który wielokrotnie na sobie czułam. Lubiłam myśl, że mu się podobam, zwłaszcza że on też mi się podobał przynajmniej pod względem fizycznym.

- Jesteśmy – Usłyszałam po dość długim czasie, wyrywając się z myśli, gdy samochód zatrzymał się na jednym z pagórków. Wysiedliśmy z pojazdu, a ja rozejrzałam się dookoła i niemal zaniemówiłam przez widok, jaki nas otaczał. Z jednej strony całe miasteczko z góry, z drugiej ocean, którego fale rozbijały się o brzeg. Uśmiechnęłam się pod nosem, a chłopak objął mnie od tyłu, całując w czubek głowy i ściszył nieco głos. – Podoba ci się?

- Jeszcze pytasz? – zaśmiałam się, ale on szybko cmoknął mnie w usta i podszedł do bagażnika, lekko mnie dezorientując. Wyciągnął z niego koc i koszyk, a ja pokiwałam głową z uznaniem. – Teraz podoba mi się jeszcze bardziej.

- Na to liczyłem – Puścił mi oczko, rozkładając wszystko na trawie, gdzie po chwili usiedliśmy.

Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego bok, przymykając oczy. Czułam się trochę jak w bajce, cały ten klimat, sam fakt, że przygotował to dla mnie...

- Dziękuję – Uniosłam głowę i pocałowałam go w policzek. – To urocze.

- Cóż, przyjemność po mojej stronie.

Chyba pierwszy raz byliśmy sam na sam, nie licząc rozmów przy barze i tego razu, gdy wszystko się zaczęło i choć na początku bałam się, że będzie niezręcznie, czułam się naprawdę dobrze, nawet gdy przez większość czasu panowała cisza. Z czasem się położyliśmy, wciąż będąc przytuleni. Posyłaliśmy sobie uśmiechy, jedliśmy to, co przywieźliśmy i oglądaliśmy zachód słońca, nawet jeśli to było najbardziej typowe, co mogliśmy zrobić. Całowaliśmy się, naprawdę dużo, jakby ta drobna przyjemność była najlepszym sposobem na zajęcie czasu.

- Miło czasem zrobić coś innego – przyznał, a ja skinęłam głową, choć nie otwierałam oczu. Na oślep złapałam jego górną wargę, czym nieco go rozbawiłam, ale kontynuował pocałunek.

Miałam wrażenie, że właśnie w tym dopełnialiśmy się najlepiej, mimo że całowanie to coś, co powinno być bardziej intymne i zarezerwowane dla ludzi, którzy czuli do siebie coś więcej. U nas natomiast... Było to jedyne, co odróżniało naszą relację od zwykłego bycia znajomymi. Bo przecież w tej zabawie nie było miejsca na uczucie, prawda?

***
nie śpijcie, jeszcze mamy wakacje!!!

Sun Rays wleci za momencik, a jeszcze jeden rozdział tutaj pojawi się, jak objerzę sobie odcineczek serialu, buziaki x


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top