07
Właściwie Cameron nie miał do końca racji. Po tym, jak Jeremy skomentował moje plecy prostym „wow, ktoś obrzucił cię pomidorami i nawet nie byłem to ja", stwierdziłam, że dam swojej skórze trochę odpoczynku i następne dwa dni spędziłam z Netflixem, wychodząc tylko na dół na jedzenie lub na balkon, żeby wypić kawę lub poczytać przy ładnym widoku i odetchnąć świeżym powietrzem. Coraz bardziej przyzwyczajałam się do takiej codzienności i jakkolwiek źle to nie zabrzmi, nawet nie tęskniłam już tak bardzo za moimi przyjaciółmi.
Pod koniec trzeciego dnia mojego leżakowania w pokoju, zdecydowałam się przejść nad basen, ot tak, żeby przypomnieć sobie, że nie był tylko moim wyobrażeniem, bo jednak sporo rzeczy wciąż poddawałam takiej wątpliwości.
- Aloha! – Odwróciłam się na dźwięk piskliwego głosu. Jakaś mała dziewczynka zaczęła do mnie machać, drugą ręką ściskając smycz pieska, który miał na szyi ten typowy hawajski naszyjnik z kwiatów.
- Aloha – Uśmiechnęłam się szeroko, robiąc jeszcze za jej pozwoleniem zdjęcie pieskowi i jak na idealną przyjaciółkę przystało, wysłałam je do Minnie. Jednak fakt patrzenia w telefon przez tyle czasu i połączenie tego z moim niesamowitym fartem, sprawił, że wpadłam na kogoś, niemal odbijając się od jego torsu. – Przepraszam – wymamrotałam, dopiero podnosząc wzrok. – Hej.
- Widzisz, mówiłem, że na mnie lecisz – Cameron obdarzył mnie tym swoim leniwym uśmiechem, na co wywróciłam oczami.
- Właściwie to nie mówiłeś.
- Spotkaliśmy się niecałą minutę temu i już musisz być niemiła? – Wystawił smutno dolną wargę, ale gdy zauważył, że niezbyt mnie to wzruszyło, zmienił temat. – Dobra, mam coś lepszego. Masz ochotę wybrać się wieczorem w fajne miejsce?
- Konkretniej? – Założyłam ręce na piersi. Jasne, że chciałam, w końcu nie miałam żadnych planów i nawet perspektywa wyjścia z nim wydawała się tu kusząca, ale nie byłabym sobą, gdybym ot tak się zgodziła.
- Zaufasz mi, jeśli powiem, że to niespodzianka? – spytał niepewnie, ale od razu pokręciłam przecząco głową. – Szkoda. W takim razie to urocze miejsce w hotelu, do którego mają dostęp tylko upoważnieni, a ku twojemu szczęściu, ja jestem taką osobą. Wchodzisz w to?
- Powiedzmy.
- To co, dwudziesta? Mogę po ciebie przyjść.
- Nie, lepiej spotkajmy się przy recepcji. Mój pies źle znosi obcych – odparłam wymijająco, a on zmarszczył brwi.
- Pies?
- Brat, wybacz, autokorekta – Wzruszyłam lekceważąco ramionami, po czym ruszyłam dalej nad basen, słysząc za sobą jeszcze jego śmiech. – Do wieczora!
- Nie mogę się doczekać! – krzyknął za mną, przez co mimowolnie na moich ustach pojawił się uśmiech.
Praktycznie cały dzień zastanawiałam się nad przyczyną tego wyjścia. Brałam pod uwagę zarówno wielkie znudzenie, które mogło mu towarzyszyć, chęć pośmiania się ze mnie, jak i zwykłą potrzebę kontaktu z innym człowiekiem, której zaspokojenie jest nieco kłopotliwe, gdy jest się zbyt pewnym siebie. Pomijając ten fakt, nie potrafiłam też dogadać się sama ze sobą odnośnie ubioru, bo... Po prostu nie.
Nie powiedział mi właściwie nic, dlatego nie wiedziałam, czy powinnam postawić na swobodę, czy elegancję. Czułam się tak, jakbym szykowała się co najmniej na randkę i może poniekąd tak było, ale wbrew pozorom nieczęsto miałam takie okazje i każda z nich była dobra do wykorzystania. W pewnym momencie byłam już nawet skłonna spytać Jeremiego, ale wiedziałam, że później nie uwolniłabym się od jego dogryzek.
Nim do końca to przyswoiłam, zegarek w moim telefonie wskazywał za pięć dwudziestą. Wygładziłam zwiewną sukienkę z górą typu hiszpanka i wrzuciłam telefon do malutkiej torebki. Spojrzałam jeszcze na brata, który w najlepsze chrapał na swoim łóżku i cicho opuściłam pokój, windą zjeżdżając na parter.
- Uroczo wyglądasz – Usłyszałam dosłownie chwilę po tym, jak opuściłam tę dość klaustrofobiczną puszkę. Podziękowałam chłopakowi uśmiechem, a on wystawił do mnie swoje ramię, które ujęłam.
Nie prezentował się źle w dżinsowych spodniach do kolan i białej koszulce, a właściwie dość ładnie do siebie pasowaliśmy, co skwitowałam przybiciem sobie piątki w myślach.
- Czekaj – Cameron stanął tuż przede mną, zagradzając mi drogę. – Zamkniesz oczy?
- Pogrzało cię?
- Właściwie to nie jest zbyt chłodno...
- Cam... - zawiesiłam się na chwilę, jednak ostatecznie kontynuowałam. – Eron?
- Cam wystarczy.
- Czemu czasem zachowujesz się jak idiota, Cam?
- Żeby zwrócić na siebie twoją uwagę. Zamkniesz te oczy, czy aż tak mi nie ufasz? – Westchnęłam przeciągle na jego pytanie, przymykając powieki, a chłopak zaczął mnie prowadzić, choć w mojej głowie nadal rozbrzmiewała pierwsza część jego wypowiedzi i... to było słodkie.
Po niecałych dwóch minutach dotarliśmy na miejsce, a ja mimowolnie zaniemówiłam. Prawie wszystkie ściany pomieszczenia były szklane i oddzielały nas od wielkiego akwarium, w którym co rusz przepływały rybki, czy inne stworzonka. Przeniosłam wzrok na Camerona, który jak zwykle świecił uśmiechem.
- Pięknie tu jest – przyznałam, a on delikatnie objął mnie ramieniem.
- I jesteśmy tu sami – dodał, na co mimowolnie parsknęłam śmiechem.
- Brzmi, jakbyś chciał mnie zgwałcić albo zabić.
- Skąd wiesz, czy nie chcę? – Uniósł prowokująco brew, ale spławiłam go machnięciem ręki. – Dobra, nie chcę, ale to dlatego, że mam coś lepszego.
- To się okaże – Spojrzałam na niego kątem oka, wciąż wgapiając się w cały ten podwodny świat.
- Wydaje mi się, że trochę się tu nudzisz. Nie dociekam dlaczego, ale z tego, co wiem, będziecie tu dość długo, więc może chciałabyś spędzić ten wyjazd nieco ciekawiej?
- Co masz na myśli?
- Układ, zapewniający rozrywkę i niezapomniane wspomnienia ze mną w roli głównej – Uśmiechnął się, a ja pospieszyłam go gestem, wciąż nie mogąc doszukać się puenty. – Zostań moją dziewczyną.
- Czekaj, że co? – parsknęłam odruchowo, odsuwając się nieco, żeby na niego spojrzeć.
- To taki... wakacyjny romans. Laski na to lecą, nie?
Wpatrywałam się w niego nieco zdezorientowana, co chwilę otwierając i zamykając usta, zanim dałam radę jakkolwiek się odezwać.
- Tak po prostu? – rzuciłam, ale on natychmiast odbił piłeczkę, jakkolwiek dziwnie ta metafora nie brzmi.
- A co ci szkodzi?
Nic.
- Okej – powiedziałam wreszcie, odruchowo oblizując usta.
- I nie będziesz miała problemu z dotykiem i innymi takimi? – spytał jeszcze, a ja zmarszczyłam brwi.
- Czemu miałabym mieć... – Nie zdążyłam dokończyć, bo on po prostu objął mnie mocno, nieco łapczywie, ale czule łącząc nasze usta. Z lekkim szokiem oddawałam pocałunki, wreszcie zarzucając mu ręce na kark, a jego palce zacisnęły się na mojej talii.
Właściwie nie spodziewałam się tego, ale... To mogą być całkiem ciekawe wakacje.
-> zapraszam również na Sun Rays x
(teraz rozdziały częściej będą tam, bo mocno się wkręciłam w tamten klimat, ale postaram się też w miarę szybko nadrobić rozdziały tutaj!)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top