01
Jeszcze raz przejechałam wzrokiem po wszystkich wieszakach, próbując wybrać coś na wieczór. Muszę mieć coś idealnego. Skoro to impreza nad basenem, to może najrozsądniej byłoby wziąć sukienkę, ale z drugiej strony szorty i góra od kostiumu to też dobry wybór. Tylko że musiałabym wciągać brzuch. Szlag by to. Jednak sukienka.
- Matko Boska, Diana, weź ode mnie tego królika! – Usłyszałam głos zza ściany, na którego dźwięk mimowolnie wywróciłam oczami. Mamy go od tylu lat, a Jer wciąż nie umie się przyzwyczaić.
- Matką Boską nie jestem, a z Bebe radź sobie sam! – odkrzyknęłam, a mój wzrok spoczął na różowym, delikatnym materiale. Bingo.
- Nigdy cię o nic nie proszę, ale tym razem błagam!
- Prosisz mnie o coś codziennie, pajacu – mruknęłam, przechodząc do pokoju obok i wzięłam królika na ręce. – Wystraszyłeś ją.
- Wyskoczyła spod mojego łóżka, zgadnij, kto był bardziej przestraszony – Spojrzał na mnie oburzony, ale wyłącznie wzruszyłam ramionami. – Wyjdź już.
- A gdzie podziękowania za ratunek od takiego potwora? – parsknęłam śmiechem, delikatnie unosząc łapkę zwierzątka.
- Po prostu wyjdź.
- Z przyjemnością.
- Zebranie rodzinne! – krzyknęła mama z dołu, a my spojrzeliśmy na siebie spanikowani.
- Co na obiad? – spytałam z nadzieją, ale Jeremy pokręcił głową.
- Bardziej co się działo, kiedy byli u babci.
- Cholera.
- Miło było z tobą współpracować – Wyciągnął do mnie dłoń, którą od razu przyjęłam.
- I vice versa. Powodzenia w dalszym życiu.
- Wzajemnie, siostro. Widzimy się za 10 lat w Chicago.
Skinęłam głową i jako pierwsza skierowałam się na schody. Po chwili weszłam pewnie do salonu, gotowa w razie czego zrzucić całą winę na brata i usiadłam na kanapie. Jer zajął miejsce obok mnie, a rodzice na fotelach obok.
- Więc o co chodzi? – spytałam, gdy przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy.
- Lecimy na Hawaje – oznajmiła mama, a my odetchnęliśmy z ulgą.
- To świetnie. Kiedy?
- W ten weekend. Na miesiąc.
- Szalejecie. A dotarło do was wreszcie, że jesteśmy prawie dorośli, czy znów zaprosiliście babcie, żeby nas pilnowała? – Spojrzałam na nich niepewnie, ale oboje zmarszczyli brwi.
- Chyba źle nas zrozumieliście. Lecimy wszyscy.
Zamrugałam kilkukrotnie, próbując przetworzyć informacje, podczas gdy Jeremy zakrztusił się powietrzem.
- Chyba żartujecie. Przecież miałam spędzić sierpień z przyjaciółmi!
- Ja też!
- Gry się nie liczą, tłumoku – Posłałam mu znaczące spojrzenie, na co wywrócił oczami.
- Mieliście na to cały miesiąc – oznajmił spokojnie tata.
- Nie, nie miałam i doskonale wiedzieliście, że planuję to na sierpień – Założyłam ręce na piersi. – Nie ma opcji, nigdzie nie lecę.
- Słońce, przecież zawsze marzyłaś o Hawajach.
- Ostatni raz mówiłam wam o tym, gdy miałam jedenaście lat. Jasne, że chciałabym spędzić tam wakacje, ale z przyjaciółmi.
- Ja też! – krzyknął Jer, a cała nasza trójka spojrzała na niego pytająco. – No wiecie, taki żart.
- Zresztą nie stać nas na to. Miesiąc na Hawajach to co innego niż tydzień nad jeziorem.
- Diana, nie szukaj problemu tam, gdzie go nie ma – wtrąciła mama. – Wszystko jest już ustalone i zarezerwowane. Za dwie godziny chyba masz się spotkać z przyjaciółmi, więc na spokojnie wytłumaczysz im, czemu cię nie będzie.
Spojrzałam jeszcze na brata, szukając u niego ratunku, ale ten tylko wzruszył obojętnie ramionami. Fuknęłam pod nosem i wstałam, kierując się na górę. Świetnie. No po prostu cudownie.
***
ALOHA KOCHANI
first, dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi w wyborze tej historii nawet jeśli nie byli tego do końca świadomi XDDD
second, błagam, nie pytajcie mnie, kiedy coś się tu pojawi, oficjalny status to soon, mimo że mi też się to nie podoba, ale cóż, siła wyższa
third, równolegle do tej historii będzie dodawana druga, dość mocno powiązana, ale o tym dopiero za jakiś czas!!
na wstępie to chyba tyle, nie zlinczujcie mnie za ten typ opowiadania, just potrzebuję napisać coś w tym stylu, mam nadzieję, że tego nie zepsuję, a wy będziecie zadowoleni
buziaki x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top