☸ Epilog: Złodziejska krew.

Kilkanaście lat później.

Ciche skrzypnięcie okna, wyrywa dziewczynę ze snu. Potrzebuje chwili, by uświadomić sobie, że zasnęła z głową na mapie, gdy próbowała dokończyć rysowanie planu badań terenowych na najbliższe tygodnie. Żarówka w lampce koło niej musiała się przepalić, bo cały domek pogrążony jest w kompletnej ciemności. Słyszy odgłos kroków dochodzący z pokoju obok i mruży oczy, próbując przyzwyczaić się do ciemności.

Umysł wysyła do reszty jej ciała ostrzeżenie, a ona zaczyna podejrzewać, że właśnie pada ofiarą jakiegoś strasznie głupiego włamywacza. Bierze cichy wdech, by się uspokoić i podnosi ciężką lampkę stojącą obok niej, zanim po cichu ruszy w stronę większego pokoju.

Zauważa dość drobną postać w ciemnych ubraniach, która walczy z zamkiem w dużej szafie. Dziewczyna próbuje się do niej zakraść na palcach i ogłuszyć, zanim będzie mogła uciec do drugiego domu i zadzwonić po pomoc. Tylko niestety nie jest dość szybka i włamywacz z łatwością podcina jej nogi i rzuca się na nią z drobnym sztyletem w dłoni.

– Cassie? – odzywa się włamywaczka i ściąga z głowy kaptur. – Czy ty oszalałaś?

– Avery? – odpowiada pytaniem, na pytanie jasnowłosa dziewczyna, gdy stres odrobinę opuszcza jej ciało. – To ja powinnam zapytać cię, co tu robisz?! To nie ja włamuje się przez okno w środku nocy do cudzego domu!

– Wybacz, sądziłam, że nikogo nie będzie. Wydawało mi się, że masz przerwę wakacyjną i wyjechałaś z rodzicami do Turcji na te wykopaliska. – Ava odkłada broń na stolik, a młodsza z dziewczyn zapala światło. Stoją naprzeciwko siebie w pokoju, w oczekiwaniu aż ta druga zacznie się tłumaczyć. Cassie podchodzi do stolika i podnosi sztylet, by obejrzeć go dokładniej, a w tym czasie Avery bez słowa wraca do walki z zamkiem w szafie.

– Czy to sztylet Anne Bony? Nosisz przy sobie bezcenny i z tego, co wiem, skradziony artefakt? I używasz go jako taniego scyzoryka? – pyta oburzonym głosem jasnowłosa dziewczyna.

– Nie jest kradziony, mama go znalazła – mruczy w odpowiedzi Ava, wzruszając ramionami. – Nie masz przypadkiem kluczy do wielkiej skarbnicy trofeów swojego ojca, co?

– Nawet jeśli mam, to na pewno ci go nie dam! – unosi się Cassie, a druga dziewczyna tylko kolejny raz wzrusza ramionami i wraca do otwierania drzwi drobnym wytrychem. – Co tu robisz Avery? Wydawało mi się, że powinnaś być na Sri Lance, mama wspominała mi, że znów się w coś wpakowałaś... o nie. Powiedz, że nie masz kłopotów i nie przyjechałaś nas okraść.

– Okraść? Proszę cię, tak nisko mnie cenisz? Nie bój się, nie potrzebuje pieniędzy. Wciąż mam trochę złota z Libertalii. I tak byłam na Sri Lance i znalazłam tam dość ciekawy trop, dlatego teraz jestem tutaj.

– Co ten trop ma wspólnego z szafą moich rodziców?

– Nie potrzebuje całej szafy, potrzebuje tylko jeden notatnik. Dasz mi go i już mnie nie ma, siostro – mówi, uśmiechając się szeroko Ava. Po czym przekręca jeszcze raz drucik w zamku, który ustępuje gładko. – Nie ma, jak złodziejska szkoła Drake'ów – mruczy pod nosem wyraźnie z siebie zadowolona, ale młodsza blondynka zatrzaskuje przed nią drzwi. – Hej, spokojnie. Nie uogólniam. Mówię, o swojej stronie rodziny, ty dalej jesteś idealną grzeczną córką swojej mamy i możesz iść spać, zapominając, że w ogóle mnie tu widziałaś.

– Nie ma mowy. Zadzwonię do rodziców i wtedy, jak ci pozwolą, to pożyczę ci jeden z notatników taty.

– Notatnik twojego ojca? A na cholerę mi jego gryzmoły i rozważania nad lemurami – fuka rozbawiona Ava. – Potrzebuję, dokładnie tego – mówi, odpychając blondynkę ramieniem i łapie duży notes w białej skórzanej oprawie. Cassie próbuje zagrodzić swojej kuzynce drogę, ale ta po prostu wymija ją kolejny raz, nic nie robiąc sobie z młodszej Drake. Różnica wieku zawsze była między nimi na tyle duża, że nie udało im się nawiązać wyjątkowo bliskiej relacji, ale Ava nie mogła też jasno powiedzieć, że nie lubi córki swojego wuja. Po prostu Cassie zawsze była dla niej tym wiecznym, rozgadanym dzieciakiem, który zadaje za dużo pytań. – Nie możesz tego tak po prostu zabrać, muszę porozmawiać z ojcem. – Och. Dobra – wzdycha Avery, kładąc tom na biurku. – Zobacz, to należało do Cassandry Morgan, naszej babci. Ty jesteś Cassandra Drake, więc myślę, że jestem w pełni władzy, by dać mi tylko sprawdzić i sfotografować ewentualnie kilka stron.

Młodsza z dziewczyn krzyżuje dłonie na piersiach i nie spuszcza wzroku z Avery. Z jednej strony doskonale zna wszystkie historie, które opowiadają o niej o rodzice, jak tylko są pewni, że Cassie ich nie słyszy. O tym, jak bardzo druga Drake wdała się w swojego ojca i że odziedziczyłam po nim pełnię talentu do pakowania się w tarapaty. A z drugiej strony dziewczyna czuje się też cholerną, nieopisaną wręcz ciekawość, co takiego znalazła jej kuzynka, że aż zmusiło ją to do włamania tutaj w środku nocy.

– Nie możesz go zabrać, ale nie zabronię ci go przeczytać – mówi w końcu Cassie, a Avery uśmiecha się zadziornie i przyciąga drugie krzesło do biurka. Dziewczyny siadają obok siebie i zaczynają przeglądać strony zapisane eleganckim pismem swojej babci. – A właściwie gdzie teraz są twoi rodzice?

– W Wenezueli.

– Gdzie w Wenezueli? – pyta przerażonym głosem Cassandra. – Dziś rano słyszałam, jak w wiadomościach mówili o zamachu bombowym na wschodzie kraju i...

– Więc moi rodzice są na wschodzie kraju – odpowiada kpiąco Avery i mierzy wzrokiem zaskoczoną blondynkę. – Im mniej wiesz, tym krócej będziesz zeznawać... A wracając do naszej drogiej babci. – Dziewczyna zaczyna kartkować szybciej notes i w końcu wyciąga z kieszeni dużo mniejszą książeczkę, z której wyciąga pożółkłą kartkę. – To jej charakter pisma, to wiedziałam. Wygląda na to, że poza piratami badała też cywilizację syngaleską, która została pokonana przez najazdy Tamilów... wygląda na to, że zanim zostali oni zepchnięci na południe wyspy, to zostawili za sobą na północy legendarną, niezdobytą fortecę.

– I rozumiem, że szukasz tego z czysto naukowych powodów? – pyta kpiąco Cassie.

– Oczywiście, że tak!

– I wcale to nie ma nic wspólnego z legendarnymi złotymi posągami, jakie to miał wznosić Asela za czasu swoich rządów? – Avery uśmiecha się szeroko do dziewczyny koło siebie.

– Kto by pomyślał, że wiesz, o czym mówię.

– Wiem, aż za dobrze – odpowiada młodsza z nich i przekartkowuje notes po raz kolejny. – Tylko że ja tu nie widzę nic na ten temat.

– Bo nie umiesz patrzeć, siostro – mruczy pod nosem Avery i łapie za sztylet, który chce wbić w okładkę z tyłu notesu, ale Caasie jej na to nie pozwala. – Och głupia, zobacz... to symbol z alfabetu Widźaja! To musi coś znaczyć.

Cassandra dotyka wytłoczonych liter, które faktycznie nie były zauważalne od razu i niechętnie oddaje notatnik swojej kuzynce. Avery z uśmiechem szaleńca wbija ostrze pod białą skórę notatnika i z niezwykłą dla niej delikatnością ją podważa. Obie dziewczyny czują, jak ich serca zaczynają bić o wiele szybciej, gdy starsza z nich, wyjmuje kilka białych kartek.

– Et voilà – stwierdza kpiąco Ava i przegląda notatki swojej babci. – Nie wierzę, to wręcz niemożliwe, że była tak blisko odnalezienia tego miejsca i porzuciła to w imię pirackich skarbów. To znaczy, trochę to rozumiem, bo jednak Libertalia zapowiadała się obiecująco... a okazała się gnijącymi szkieletami mężczyzn, którzy nie wiedzieli, kiedy odpuścić.

– I dużą ilością złota.

– Tak, prawda. Złoto mogło być istotnym czynnikiem. – Śmieje się Ava i podaje Cassie kartki, by podzielić się z nią odkryciem. – Nie wiem, jak ty, ale ja trochę mam dość tego, że historia głównie dotyczy jakiś głupich mężczyzn, którzy byli uparci.

– Ty niezaprzeczalnie jesteś uparta jak mało kto.

– Wiem, mam to po ojcu – sarka w odpowiedzi Ava i podnosi się z krzesła, zaczynając krążyć po pokoju. – To może być moje pierwsze tak duże odkrycie! Chyba powinnam zadzwonić do Chloe, może będzie miała dla mnie jakieś dobre rady, albo chociaż podpowie, od czego zacząć. Kto wie, może ją namówię na jeszcze jedną przygodę, niby ma uraz do naszych ojców, ale mnie zawsze lubiła i...

– Ja mogę pojechać z tobą – odzywa się nagle Cassie. Avery przystaje w pół kroku i obraca się w stronę kuzynki, po czym wybucha długim i niezwykle kpiącym śmiechem.

– Kurde, siostra! Prawie się nabrałam. Udał ci się ten żart, nie powiem! Przez chwilę ci uwierzyłam i już miałam zacząć gadać, że: nigdy w życiu, nie chcę, by twoja matka mnie wydziedziczyła i tak dalej.

– Ja mówię serio, Avery. Jadę z tobą! Ja muszę pojechać z tobą! – Blondynka podnosi się z krzesła i staje naprzeciwko starszej dziewczyny. – Jak sama wspomniałaś, jestem Cassandra Drake, a to znalezisko naszej babci.

– Tak, właśnie dlatego nie opyle go za dobre pieniądze, tylko sama wyruszę na tą wyprawę. W imieniu naszej drogiej babci.

– I zabierzesz mnie ze sobą.

– A co, chcesz zrobić kilka zdjęć na kartki świąteczne dla mamy? – sarka Ava i wzdycha cicho, widząc zacięcie na twarzy swojej kuzynki. – Posłuchaj mała, to nie będzie piknik z rodzicami, czy jakieś budowanie domków w Etiopii, czy co tam sobie robisz w wolnym czasie. Ja nie spędzam wakacji z organizacjami charytatywnymi, czy naukowymi grzebiąc pędzelkiem w piasku. Wpadłam na ten trop, bo pewien niezbyt miły człowiek też na niego wpadł. Więc jak się nie pospieszę i go nie wyprzedzę, to może się zrobić nieprzyjemnie i...

– Nie traktujcie mnie wszyscy, jakbym miała pięć lat. Wiem, kim jestem i wiem, że dam sobie radę, jak zrobi się nieprzyjemnie – odpowiada zdecydowanie Cassie. – Jak tylko ktoś da mi szansę spróbować. A nasi rodzice za bardzo się nade mną trzęsą, więc zostajesz mi ty.

– Nie. Odpowiedź brzmi nie – ucina spokojnie Avery i poprawia wiązanie swoich ciemnokasztanowych włosów. – Nie dlatego, że uważam, że się nie nadajesz, czy że wdałaś sie w swoją matkę. Bo to bzdury, ale dlatego, że nie będę ryzykować, że coś ci się stanie, a ja będę musiała z tym żyć.

– Nic mi się nie stanie.

– Umiesz przepowiadać przyszłość? Super. W takim razie powiedz mi, czy na mojej drodze czeka jakiś przystojny wariat, który nie będzie miał nic przeciwko mojemu stylowi życia... tylko musi być przystojny. Tak w opór przystojny i najlepiej wysoki...

– Zamknij się Avery – mówi stanowczo Cassie i uśmiecha się szeroko. – Moi rodzice nie wrócą w ciągu najbliższego miesiąca, więc nikt się nawet nie dowie. Chyba że każesz mi zostać. Wtedy masz pięć minut, zanim dobiegnę do telefonu i zadzwonię do twojej matki i co gorsze do mojej matki.

– Nie. Nie mieszajmy w to twojej matki – odpowiada Ava, odrobinę tracąc swoją pewność siebie. Cassandra podchodzi do niej i kładzie jej dłoń na ramieniu, upojona lekko pewnością siebie i tym, że zna słaby punkt Avery. A jest to sympatia, jaką darzy ją Elena Drake.

– Więc, jak będzie siostra?

– Pakuj się. Masz dokładnie dziesięć minut – mówi starsza z dziewczyn i rusza do wyjścia, ale Cassie dogania ją i dla pewności zabiera jej znalezione notatki.

– Myślę, że piętnaście minut nas nie zbawi. Idę się pakować, czekaj w aucie.

Avery Drake staje na ganku niewielkiego domku przy plaży i zapala papierosa. Obraca w dłoni srebrną zapalniczkę, którą kilka miesięcy temu ukradła z kieszeni ojca i odprowadza wzrokiem swoją kuzynkę. Przede wszystkim zastanawiając się, kiedy blondynka zdążyła tak wyrosnąć i stać się tak cholernie pewna siebie i sarkastyczna.

Ale dość szybko dochodzi do wniosku, że Cassandra jest po prostu córką swojego ojca.

Tak samo, jak ona.


D

zień dobry!

Witam po epilogu do mojego ficzka, który miał być shotem. Wyszło inaczej i właśnie z tego epilogu jestem chyba najbardziej zadowolona.

Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze.
Kto wie, może jeszcze napiszę coś do jakiejś gry Naughty Dog. Jednak w tej chwili nic nie obiecuje, za dużo mam rzeczy a za mało życia.

Dzięki, że tu byliście.
Konstancja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top