Część dziewiąta

Miłego czytania :) 


Więc czy widzisz gwiazdy

nad Amsterdamem?

Jesteś piosenką, której rytm wybija moje serce

Stał na lotnisku czekając na swój lot, dziś wracał do siebie, nie lubił nazywać tego miejsca domem. Zawsze sądził, że dom to nie miejsce, ale ludzie, którzy tam przebywają. Gdzie był teraz jego dom? Odpowiedź jest prosta, tam gdzie jest Louis, nigdzie indziej. Był sam, pożegnał się z przyjaciółmi w domu Liama, nie chciał scen na poczekalni wśród ludzi, a Payne oczywiście na pewno dałby mu ostatni wykład. Wolał nie ryzykować. Teraz w spokoju przypatrywał się żegnającym się rodzinom, ostatnim uściskom, pocałunkom i łzom. Bawił się biletem w dłoni i myślał nad tym co obiecał chłopakom, przyrzekł że odwiedzi ich niedługo i wiedział, że musi dotrzymać słowa, w końcu jest ojcem chrzestnym Larry'ego, a to do czegoś zobowiązuje.

Zerknął na tablicę przylotów i odlotów i dostrzegł świecący się napis AMSTERDAM, uśmiechnął się sam do siebie na wspomnienie dawnych dni. Lubił to miasto, miało w sobie jakiś urok i magię zrozumiałą tylko dla niego i Louisa. Tomlinson uwielbiał Holandię, ale nigdy nie potrafił wyjaśnić dlaczego, może chodziło o ludzi, kulturę, Hazz sam nie wiedział, a szatyn nigdy nie udzielił mu odpowiedzi. Miał tylko nadzieję, że Lou widzi Amsterdam z miejsca w którym się znajduje, że jego gwiazda świeci mocno nad tym miastem.

Jego lot zbliżał się nieubłaganie, wstał z miejsca i ruszył w wyznaczone miejsce, myślami nadal będąc w Amsterdamie.

- Uwielbiam Holandię! – wykrzyknął Louis, gdy dolecieli do tego kraju na kolejny koncert.

- Już mówiłeś  – westchnął Niall, gdy wchodzili do hotelu w sobotni poranek po całej nocy w samolocie.

- Będę to powtarzał przez cały czas, tutaj jest świetnie i fani ubierają się na pomarańczowo na koncertach, to miłe musicie przyznać – ekscytował się podskakując w miejscu z nadmiaru energii, która go rozpierała. 

- Tak kochanie, to wspaniały kraj – przytaknął loczek, cmokając chłopaka w skroń.

- Dlatego właśnie Hazz, idziemy na spacer, spędzimy uroczy dzień w Amsterdamie – zarządził Lou, a Harry jęknął zmęczony, naprawdę ostatnie na co teraz miał ochotę to spacery, chciał tylko położyć się na wygodnym, hotelowym łóżku i odpocząć. 

- Później kochanie – wymamrotał.

- Nie, żadnego później, żyjemy tu i teraz, nie później, idziemy raz dwa – chwycił dłoń zielonookiego i pociągnął go za sobą na zewnątrz.

Spacerowali od kilku godzin, gdy Louis dostrzegł wypożyczalnię rowerów i ruszył szybko w tamtą stronę.

- Chodź, pojeździmy po mieście, nie zwiedzaliśmy jeszcze miasta w ten sposób.

- Dlaczego mój narzeczony musi mieć ADHD? – zapytał głośno młodszy, a Lou czekał na niego cierpliwie, siedząc już na rowerze.

- I tak mnie kochasz maluchu, a teraz jedźmy! – krzyknął uradowany i jechał coraz szybciej – spróbuj mnie prześcignąć.

- Głupek z Ciebie Tomlinson! – odkrzyknął w jego kierunku Harry, a Louis nagle zatrzymał się i poczekał na niego – co już się nie ścigamy? – zapytał zaskoczony, wpatrując się w jasne tęczówki mężczyzny.

- Ścigamy, ale teraz chcę od ciebie buziaka – stwierdził dziecinnie Tommo i uformował usta w dziubek.

- Nie mogę cię pocałować na środku ulicy w Amsterdamie.

- Dlaczego?

- Bo wszyscy to zobaczą.

- Boże i tak cały świat wie, że jesteśmy razem, po prostu daj mi całusa – powiedział z uśmiechem Lou, a Harry pochylił się i cmoknął jego usta cały czas się przy tym uśmiechając – Kocham cię – szepnął szatyn, gdy odsunęli się od siebie – a teraz ścigajmy się.

***

Stał i przyglądał się pamiątkom na stoiskach, był sam ponieważ Lou zniknął mu z oczu jakiś czas temu, nie przejął się tym, ponieważ szatyn zawsze kręcił się po różnych miejscach i zaraz wracał. Czekał na niego niecierpliwiąc się coraz bardziej, gdy nagle czyjeś ramiona otoczyły go w talii i mocno przyciągnęły.

- Gdzie byłeś? Martwiłem się – powiedział z wyrzutem w głosie, a Lou nie odpowiedział lecz podał mu bukiet tulipanów – dla mnie? Z jakiej okazji? – obrócił się do Tomlinsona z radością.

- Oczywiście, że dla ciebie i czy muszę mieć jakiś powód, by dać kwiaty najpiękniejszemu mężczyźnie na świecie?

- Dziękuję Lou, są piękne – pocałował mocno starszego chłopaka, przytulając się do niego – Kocham cię.

- Za kwiaty? – parsknął szatyn.

- Nie głupku, nie za kwiaty.

- Chodź, idziemy – połączył ich dłonie razem i pociągnął go w tylko sobie znanym kierunku.

- Gdzie?

- Na kolację.

***

- Nie wierzę, że to wszystko zaplanowałeś – westchnął loczek i pogłaskał dłoń Louisa spoczywającą na blacie stołu.

- To nic wielkiego – wzruszył ramionami, ale na jego twarzy pojawił się czuły uśmiech skierowany tylko do Harry'ego.

- Nieprawda, to niesamowite, ty jesteś niesamowity.

- Jutro czeka nas ciężki dzień, więc chciałem zrobić coś miłego dla ciebie – wyjaśnił i upił łyk wina z kieliszka.

- Jestem szczęściarzem mając ciebie – Harry podniósł dłoń Lou i pocałował ją delikatnie.

- Odnaleźliśmy się w takim dziwnym miejscu prawda?

- Taaa łazienka to nie jest najbardziej romantyczne miejsce na świecie prawda? – zaśmiał się Harry, wspominając tamten dzień, gdy nagle miłość wdarła się do jego życia i pozostała tam już na zawsze.

- Ale będzie co opowiadać wnukom – stwierdził lekko Lou i mrugnął do zielonookiego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top