Część czwarta

Miłego czytania 💙

Więc otwórz swoje oczy i zobacz

sposób w jaki spotykają się nasze horyzonty

I wszystkie światła prowadzą

do nocy ze mną

- To jest zły pomysł – szeptała Sophie patrząc na Liama zdenerwowanym wzrokiem.

- Nieprawda, to świetny pomysł, przekonasz się – odszepnął mężczyzna.

- O czym tak szepczecie gołąbki? – zapytał wesoło Harry, wchodząc do salonu z tacą na której stały przekąski.

- O niczym, gdzie jest Ali? – Sophie szybko zmieniła temat. Miała dość tej sytuacji, widziała że nic dobrego z tego nie wyjdzie.

- Rozmawia z Zaynem i Niallem, którzy właśnie przyszli, idę się przywitać – wyjaśnił loczek i wyszedł na korytarz.

- Harry! – krzyk Nialla rozległ się w domu – nareszcie przyjacielu, musisz nas odwiedzić słyszysz?!

- Tak, tak cześć Zayn – machnął dłonią do Malika, który trzymał w ramionach Larry'ego – puść mnie już Ni, udusisz mnie wariacie.

- To oznaka tęsknoty dupku – prychnął blondyn.

- Ja też za wami tęskniłem chłopcy, ale najbardziej za Larrym, wybacz – zaśmiał się Styles – mogę go potrzymać?

- Jasne, idź do wujka Harry'ego – podał zielonookiemu chłopca, który widząc Stylesa zaśmiał się radośnie.

Byli już w salonie, gdy rozmowę przerwał im dźwięk dzwonka.

- Czekamy jeszcze na kogoś? – zapytał zaskoczony Niall, spoglądając na przyjaciół.

- Tak, ma wpaść Frances, to pewnie on, otworzysz Hazz? – powiedział Payne i mrugnął okiem do blondyna, który patrzył na niego zdezorientowany. Harry wzruszył ramionami i podreptał do drzwi otwierając je. Jego oczom ukazał się wysoki brunet, uśmiechający się do niego miło.

- Cześć, wejdź proszę.

- Cześć, jestem Frances – wyciągnął dłoń w stronę loczka, a ten uścisnął ją krótko.

- Harry, miło mi, chodź do salonu.

***

Siedzieli przy stole rozmawiając, a Liam uważnie obserwował Harry'ego, który siedział obok Francesa.

- Czym się zajmujesz? – zapytał Styles, chcąc podtrzymać rozmowę z nowopoznanym mężczyzną.

- Jestem właścicielem francuskiej restauracji, a ty?

- Jestem tekściarzem, to nic wielkiego, jesteś francuzem tak?

- Tak, co mnie zdradziło? Akcent? – zaśmiał się mężczyzna, a Harry mu zawtórował.

- Powiedzmy, że nie da się go ukryć.

Liam szturchnął Sophie i wskazał na uśmiechniętego Harry'ego, który teraz bawił się z Larrym.

- Jak tam twoja trasa Niall?

- Wiem, że mieszkasz w Stanach, więc wybacz, ale nie cierpię koncertować w Ameryce, teraz wolałbym siedzieć w domu z Zaynem i Larrym, cóż nic na to nie poradzę, ale ogólnie jest świetnie, kocham chwile gdy stoję z gitarą i śpiewam – mówił rozmarzonym głosem wspominając momenty na scenie. – Musisz napisać dla mnie jakąś piosenkę, tak jak za starych dobrych czasów, ty, ja, gitara...

- I znudzony Zayn, przysypiający na kanapie – dodał Styles śmiejąc się głośno z przyjaciela.

- Boże, to prawda Zayn, zawsze byłeś taki wynudzona, gdy pisaliśmy nowe utwory na płytę – Niall parsknął śmiechem wspominając dawne czasy – i tylko Lou potrafił poprawić twój nastrój prawda? – zapytał swojego męża, który uśmiechnął się słysząc imię swojego najlepszego przyjaciela.

- Oczywiście, że tak. Wy braliście to zbyt na serio, a my umieliśmy wyluzować – mruknął Malik. Nic się nie zmienił, nadal nie był zbyt rozmownym typem.

- Louis szybko się niecierpliwił – stwierdził Harry z uśmiechem, a Sophie zachichotała na co Liam rzucił jej zdenerwowane spojrzenie.

- No co Li? – zapytała – taka jest prawda, on nie potrafił usiedzieć w miejscu, cały czas się wiercił.

- Hej, hej, hej – przerwał im Zayn – pamiętam, że Lou potrafił się skupić.

- Niby kiedy? – zaciekawiony Niall zerknął na męża.

- Gdy pisał piosenki dla Harry'ego, wtedy nikt nie mógł mu przerywać.

- Nawet Harry – dodał z radością Irlandczyk – pamiętacie gdy wyzwał loczka, kiedy ten chciał się do niego przytulić? Boże powiedział wtedy przestań mnie tulić, piszę dla Ciebie cholerną piosenkę muszę się skupić – wszyscy zaczęli śmiać się na głos, poza Liamem, który nie rozumiał jak mogą nadal wspominać Louisa przy Harrym.

Styles śmiał się wraz z przyjaciółmi, gdy zerknął na zegar wiszący na ścianie, zbliżała się ich godzina.

- Lou jest szalony – stwierdził, podnosząc się leniwie z krzesła.

- Był – wtrącił Liam.

- Słucham? – zielonooki spojrzał na niego zdezorientowany, nie wiedząc co miał na myśli.

- Był szalony, ty powiedziałeś jest - wyjaśnił Payne – gdzie idziesz?

- Zaraz wracam – odparł tylko Hazz i wyszedł z salonu nie oglądając się za siebie.

***

Usiadł na huśtawce stojącej na tarasie i pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Wiesz Lou, Liam cały czas stara się udowodnić mi, że nie żyjesz, tak jakbym każdego pieprzonego dnia po przebudzeniu o tym nie myślał. To zaczyna być śmieszne, serio chyba tylko on nie może się pogodzić z twoim odejściem skarbie. Gdy rozmawiałem z Francesem nie mogłem powstrzymać uśmiechu, przypominał mi się twój kiepski francuski akcent, kocham go, jest najlepszym akcentem na świecie.

Leżeli wtuleni w siebie w swoim pokoju hotelowym, Louis bawił się loczkami Harry'ego, całując go od czasu do czasu w czoło.

- Spójrz mały - zaczął z uśmiechem – jesteś szczęściarzem, jesteś we Francji, w Paryżu mieście miłości, w dniu naszej rocznicy. Leżysz na całkiem wygodnym łóżku, po cudownej nocy z najwspanialszym znawcą francuskiej miłości, pełnia szczęścia – zakończył dumnie szatyn, na co loczek zachichotał.

- Co czyni cię znawcą francuskiej miłości? Nie jesteś Francuzem kochanie – zamruczał leniwie, całując odkryte ramię mężczyzny.

- Mam francuskie imię, to czyni mnie bardzo francuskim i znam ten język.

- Nie umiesz mówić po francusku.

- Umiem.

- Nieee – śmiał się Styles, widząc oburzoną minę Tomlinsona.

Lou nagle poruszył się i obrócił ich tak, że to Hazz leżał pod nim.

- Dobra, może nie potrafię, ale mam akcent – stwierdził i zaczął wymawiać imię loczka z przesadnym podkreśleniem literki r, a zielonooki wił się pod nim chichocząc.

- Kocham Cię Lou, mój ty francuski mężczyzno.

- Wystarczy tylko twój, reszta nie jest ważna – przybliżył się i złożył lekki pocałunek na wargach młodszego.

- Mój – szepnął Harry i przedłużył pieszczotę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top